środa, 31 maja 2017

Podsumowanie maja

książki, przeczytane, maj
Maj był jednym z najbardziej zakręconych miesięcy w moim życiu, bo zaczął się oczywiście od najważniejszego egzaminu w moim życiu, czyli matury. Myślę, że przebrnęłam przez nią bez szwanku i spokojnie wszystko zdałam, choć stres był naprawdę mocny, zwłaszcza przed ustnym polskim, którego w sumie bałam najbardziej. Nie mieliśmy takiego stricte próbnego, że podchodzimy, losujemy, przygotowujemy się i wypowiadamy, tylko dostawaliśmy kartkę z zadaniem i mieliśmy się przygotować, a tam padało na jedną osobą z klasy, która miała przedstawić swoją wypowiedź, lub robiliśmy to w grupach. Potem zrobiłam sobie chwilę przerwy, którą oczywiście spędziłam na czytaniu książek. Końcówka to już kolei załatwienia swojej przyszłości, ale jestem na dobrej drodze, bo jak na razie wszystko idzie po mojej myśli. Znalazłam już staż w swoim zawodzie, tylko muszę uzupełnić badania lekarskie, a szef wydaje się naprawdę całkiem sympatycznym człowiekiem i złożyłam papiery na uczelnie. Czekam już tylko na wyniki i będę studentką. W sumie, pomimo tego, że dużo czasu zeszło mi na zajmowanie się swoim prywatnym życiem, to również czytanie poszło całkiem nieźle. Co prawda miałam nadzieję, że uda mi się pobić mój osobisty rekord, ale ostatecznie jestem zadowolona z tego miesiąca.

Przeczytane: 9

Liu Ken Ściana Burz 10/10
Lee Tosca Potomkowie 3/10
Wells Herbert George Wehikuł Czasu 10/10
Stead Rebecca Kłamca i Szpieg 7/10
Donnelly Jennifer Płytkie Groby 7/10
Bonk Krzysztof Pulpa Owocowa i Ostry Sos Chili 7/10
Ćwiek Jakub Grimm City. Bestie 8/10
Flanagan Liz Lato Eden 6/10
Zdybska Maria Wyspa Mgieł 7/10

Najlepsza książka:

Liu Ken Ściana Burz/Wells Herbert George Wehikuł Czasu

wtorek, 30 maja 2017

"Lato Eden" Liz Flanagan

okładka, liz flanagan, lato eden,Autor: Flanagan Liz
Przekład: Duda-Gryc Marta
Tytuł polski: Lato Eden
Tytuł oryginalny: Eden Summer
Wydawnictwo: IUVI
Wydanie polskie: 2017
Wydanie oryginalne: 2016
Liczba stron: 306
Moja ocena: 6/10

Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego właściwie nie czytam już młodzieżowych powieści obyczajowych, skoro jeszcze z dwa trzy lata temu kilka z nich naprawdę bardzo mi się podobało. Zdecydowałam się sprawdzić, czy naprawdę szukam teraz w książkach zupełnie innego przekazu niż ma do zaoferowania właśnie ten gatunek. Na próbę wybrałam Lato Eden, w którym nie spodziewałam się znaleźć wątku miłosnego, przynajmniej jeśli chodzi o główny tor historii, w czym nieco się pomyliłam. Ostatecznie samą książkę oceniam pozytywnie, ale niestety nie udało jej się wywołać we mnie żadnych głębszych emocji.

Najpopularniejsza dziewczyna w szkole, Eden i nieśmiała gotka, Jess od kilku lat są najlepszymi, nierozłącznymi przyjaciółkami. W ostatnim czasie obie przeżyły traumatyczne chwile i próbują się pozbierać, nawzajem wspierając. Pewnego dnia, który na początku wydawał się całkiem normalny, Eden nie pojawia się w szkole, ani domu. Cała okolica zostaje postawiona do pionu, aby jak najszybciej ją odnaleźć. Tymczasem Jess postanawia wyruszyć śladem ich ostatnich wspólnych wakacji, aby zrozumieć, dlaczego jej najlepsza przyjaciółka zaginęła.

Książka Liz Flanagan opowiada o temacie mi bliższym niż większość powieści z nurtu young adult, czyli przyjaźni a nie miłości i tragicznym dzieciństwie. Autorka opowiada o dwóch całkowicie różnych od siebie, młodych dziewczynach, które obdarzyły się ogromnym zaufaniem i miłością. Los pokazał, że dobrze ulokowały te uczucia, ponieważ jedna nie porzuciła drugiej, kiedy ta potrzebowała pomocy. Jednak w niektórych wypowiedziach dało się wyczuć, że obie pochodzą z dwóch różnych światów, bo nie zawsze były w stanie się zrozumieć czy odnaleźć odpowiedni temat do rozmowy. Nie do końca jestem pewna, czy ten ich mix osobowości miałby odzwierciedlenie w rzeczywistości, ale autorce udało się w całkiem dobry sposób przedstawić te relacje

Im dalej brnęłam w tą książkę tym bardziej wyczuwałam, że jest ona o czymś więcej niż tylko to, co dało się wyczytać z opisu i moje wyobrażenie nie odbiegło daleko od fabuły. Historia Jess i Eden opowiada nam również o zespole stresu pourazowego, poczuciu winy, utracie bliskiej osoby, pierwszej miłości, rodzinnych tragediach oraz o tym, jak łatwo zgubić lub nie docenić samego siebie w biegu życia. Niestety jednak jak dla mnie niektóre z tych tematów zostały przedstawione nieco zbyt pobieżnie i zasłużyły na rozwinięcie. Poza tym cały czas wyczuwałam, że jest to historia dla kogoś zdecydowanie ode mnie młodszego, dla rówieśników bohaterek, które bardziej przeżyłyby te wszystkie sprawy, ponieważ mają mniej doświadczenia życiowego.

W trakcie desperackich prób odnalezienia przyjaciółki Jess wykazała się ogromnym hartem ducha. Podziwiam ją za to, że ani przez chwilę nie miała ochoty usiąść na tyłku i się rozpłakać, tylko cały czas chciała działać. Sama nie miała łatwego roku, a mimo to starała się pomóc Eden w uporaniu się z jej traumą najlepiej, jak umiała. Podobnie, jak uprzednio przyjaciółka robiła to dla niej. Kochała sztukę i w przyszłości chciała zostać malarką, co idealnie komponowało się z jej osobowością - nieśmiałą i wyobcowaną outsiderką. Z kolei zaś Eden wywołała we mnie przede wszystkim negatywne emocje. Rozumiem, że to był jej sposób na odreagowanie ciężkich chwil, ale w wielu momentach zachowywała się egoistycznie i wyolbrzymiała swoje problemy. Nie jestem w stanie zaakceptować faktu, jak potraktowała swoją siostrę, gdy odkryła pewną informacje o niej ani tym bardziej, jak uciekała w alkohol i w inne nietaktowne sposoby na poradzenie sobie z poczuciem winy.

Lato Eden to dobra i mocna książka, ale dla nieco młodszych czytelników ode mnie, ponieważ niektóre poruszone tutaj sprawy nie były dla mnie niczym nowym i zaskakującym. Z kolei te, które interesowały mnie bardziej zostały potraktowane mocno pobieżnie. Na szczęście autorce udało się całkiem dobrze stworzyć główny wątek historii, a obie bohaterki był ciekawymi, kontrastowymi postaciami. Jeśli chcecie poznać tą historię to śmiało możecie sięgnąć i przekonać się na własnej skórze, jak wam się spodoba. Mnie średnio, ale widzę w niej potencjał, który bardziej przemówi do wielbicieli tego typu literatury.


Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu IUVI

niedziela, 28 maja 2017

English for Beginners & English Matter nr 64

english matters

Moją pierwszą reakcją po zobaczeniu nowych numerów English Matters był zachwyt nad ślicznymi, białymi, minimalistycznymi okładkami oraz ogromne zainteresowanie tematami. Pierwszy z nich, czyli English for Beginners jest dłuższa niż dotychczasowe wydania, ale zdecydowanie prostsza w zrozumieniu, dzięki czemu  szybko ją pochłonęłam. Była bardzo dobrą powtórką przed egzaminem maturalnym z podstawowego angielskiego. Oprócz artykułów, które nie są zbyt długie, zawiera również bardzo dużo ćwiczeń, podpowiedzi, uwag co do gramatyki, a także obrazkowe wyjaśnienie niektórych słówek. Nie da się z nią rozpocząć nauki, ale na pewno można się wspomóc. Z kolei zaś numer 64 był mniej absorbujący uwagę, ale całkiem dobry, z ciekawymi artykułami, jednak takich poruszających według mnie interesujących tematów, było mało. Oba magazyny oceniam pozytywnie

Możecie przeczytać w nich o:


(English for Beginners)



  • popularnych znaczeniach cyfr,
  • nowych zawodach,
  • karierze Adele,
  • błędach w gospodarowaniu pieniędzmi,
  • rzeczach, które sprawiają, że jesteśmy szczęśliwi,
  • jak wyglądać dobrze,
  • Sherlocku Holmesie,
  • różnicach pomiędzy pogawędką a oficjalną rozmową,
  • brytyjskich pubach,
  • najbardziej znanych romansach,
  • karierze Grumpy Cata,
  • Teen Wolfie,
  • angielskim śniadaniu,
  • wartościach amerykańskiej i brytyjskiej kultury,
  • prowadzeniu firmy,
  • tanich podróżach do Londynu,
  • Nowym Jorku,
  • jak znaleźć czas na naukę angielskiego,
  • angielskich idiomach,
  • Snapchacie,

(English Matters nr. 64)

  • internetowych kursach,
  • wymarzonych miejscach pracy,
  • znajomości języków obcych wśród Polaków,
  • teatrze po angielsku w Krakowie,
  • koszmarach mieszkania w Ameryce,
  • wyrażaniu nienawiści,
  • brytyjskich wynalazkach i wynalazcach,
  • angielskich zamkach,
  • nowoczesnych rozrywkach,
  • słowotwórstwo w języku angielskim.
Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Colorful Media


piątek, 26 maja 2017

Dokończ mnie!

książki
Chyba nieunikniony jest fakt, że przy nałogowym czytaniu, w pewnym momencie powstają zaległości w postaci dawno niedokończonych serii, które przecież tak bardzo chciałam kontynuować, a nie wyszło. Powody mogą być różne, ale chyba najważniejszy jest taki, że cały czas rozpoczynam nowe historie rozciągające się przez kilka tomów, zapominając o starych. Czasem mnie to irytuje, bo spoglądam na swoją półkę i zastanawiam się, kiedy w końcu sięgnę po dalszy ciąg, a mijają miesiące albo i lata, a z tego nic z tego nie wychodzi. Dlatego chciałabym dzisiaj powiedzieć dość, publikując listę najważniejszych, z którymi chciałabym być na bieżąco, zmotywować się do zabrania się za przeczytanie ich.

Rizzoli/Isles

W ubiegłe wakacje byłam niesamowicie zafascynowana twórczością Tess Gerritsen i pochłaniałam jej książki niemal jedna za drugą, ale w pewnym momencie musiałam przerwać. W bibliotece nie było kolejnego tomu cyklu o Rizzoli i Isles, a więc trzeba było poczekać i w pewnym momencie po prostu już zapomniałam o oglądaniu się za Autopsją. Jest mi strasznie szkoda, ponieważ naprawdę mocno pokochałam tę historię. W tamtym momencie wręcz trzęsłam się, żeby poznać dalszy ciąg! Dlatego koniecznie w najbliższej przyszłości muszę znowu po nią sięgnąć.

Sherlock Holmes

Po ogromnym rozczarowaniu twórczością Agathy Christie nie miałam już ochoty sięgać po inne, klasyczne kryminały angielskie. Jednak na wyższym poziom weszła moja fascynacja serialem od BBC oraz produkcją z Robertem Downey Jr. i wprost nie mogłam się oprzeć przed poznaniem pierwowzoru. Na razie sięgnęłam tylko po pierwszą część, ale jestem niesamowicie zachwycona. W najbliższej przyszłości planuje zakup Księgi Wszystkich Dokonań Sherlocka Holmesa. Właśnie wtedy będę kontynuować swoją przygodę z najsłynniejszym detektywem wszechczasów.

Joanna Chyłka

To z kolei moja jesienna obsesja, od której wprost nie mogłam się oderwać i zrobił to dopiero fakt, że nie miałam skąd załatwić trzeciego tomu na już, ponieważ moja przyjaciółka wciąż jest w trakcie jego czytania (od bardzo długiego czasu nie chce jej się czytać i tylko zaczyna książki i ich nie kończy :/). Niemniej wciąż nie mogę się doczekać kontynuowania przygody z Zordonem i Chyłką, którzy tworzą świetnie dobrany duet, z którym dodatkowo można było się nieźle pośmiać. Zakończenia zaś zawsze wprowadzały w kompletne osłupienie.

Era Pięciorga

Odchodzę na chwilę od kryminałów i thrillerów, bo również wciąż jestem zachwycona twórczością Trudi Canavan. Jakoś w wakacje, w Biedronce trafiłam na wyżej wymienioną serię w promocji za 9,99 zł/książkę. Nie mogłam się oprzeć jej kupnu, choć znalazłam tylko pierwszy i trzeci tom. Powiedziałam sobie, że pewnie zanim zacznę czytać to dokupię drugi. I jakoś nie udało mi się tego zrobić do teraz, choć przy pierwszym genialnie się bawiłam. Kapłanka w Bieli okazała się być lepsza nawet niż całe Prawo Millenium. Szczególnie do serca przemówiła mi historia młodego Siyee, ale chcę kontynuować dlatego, że w Ostatniej z Dzikich zostanie rozwinięty wątek najbardziej tajemniczej z postaci.

Zwiadowcy

Teraz powinnam się totalnie ochrzanić i znielubić, ponieważ to jedna z moich ukochanych serii, ale wbrew pozorom to czytanie ich tak szybko nie jest takie proste, a ta seria wcale nie jest tak krótka oraz każdy kolejny tom ma coraz większą objętość. Po prostu nie umiem się rozstać z Willem i przyjaciółmi. Zamiast czytać kolejne tomy robię reread poprzednich, w oczekiwaniu aż minie sześć lat przyjaźni z G., ponieważ zaoferowała, że na każde urodziny i święta będzie mi kupować po jednym tomie.

Dawca

Książkę Lois Lowry chciałam przeczytać już po obejrzeniu filmu, który był niesamowicie wyreżyserowany. Pierwowzór również mnie zachwycił, ale w kompletnie inny sposób. Tutaj bardziej przemówiła do mnie prostota i minimalizm w stylu autorki. Sama historia nie jest szczególnie oryginalna, ale świetnie napisana oraz pouczająca. Stanowi zamkniętą całość, więc nie mam pojęcia, co znajduje się w kolejnych trzech tomach, ale chce przekonać się na własnej skórze, czy one również zachwycą mnie podobnie.

Maria Kallio

Królowa fińskiego kryminału przemówiła również do mnie, jak pewnie zdążyliście już zauważyć. Główna bohaterka jej serii kryminalnej to równa babka i świetnie się o niej czyta, dlatego oczywiście chciałabym poznać całą jej historię od początku do końca. Zwłaszcza, że obie książki, które do tej pory czytałam, kręcą się wokół sportu. Odsłaniają przed nami ciemną stronę różnych dyscyplin. Nie wiem jednak, czy uda mi się w ogóle to zrobić, bo wiadomo, jak historię Marii potraktował polski rynek książki...

Kłamca

W ostatnim czasie bardzo polubiłam Jakuba Ćwieka nie tylko jako twórcę uwielbianych przeze mnie książek, ale również jako człowieka. Co prawda nie udało mi się go poznać ani nawet spotkać przez kilka sekund, ale przeczytałam kilka jego felietonów. Największe wrażenie wywarł na mnie ostatni, na temat stosunków fanów do autorów. Nie umiem oddać, co poczułam czytając to, ale przypomniało mi to, że wciąż mam do przeczytania mnóstwo jego pozycji m.in. właśnie kolejne tomy Kłamcy, który był niezwykle zabawny i wciągający.

Southern Reach

Mroczna, przerażająca, wciągająca i zagadkowa - takimi słowami określiłabym pierwszy tom i choć to fantastyka, nieporuszająca żadnych ważnych tematów społecznych wywołała we mnie uczucia podobne do najlepszych dystopii. Przebrnęłam przez nią w ekspresowym tempie. Wręcz boję się sięgać po kontynuacje, ale muszę.

Dr David Hunter

Na sam koniec również podrzucam wam genialną serię z wątkiem kryminalnym, której przeczytałam zaledwie jeden tom i znowu boję się sięgać po kontynuację. Simon Beckett stworzył niesamowicie mrożącą krew w żyłach oraz wzbudzającą obrzydzenie historię byłego patologa sądowego z ciekawą historią na karku. Jednocześnie niezmiernie się boję i niezmiernie nie mogę się doczekać dalszego ciągu.

A wy macie serie, których pomimo ogromnych chęci, wciąż nie skończyliście? Podzielicie się nimi ze mną?


środa, 24 maja 2017

"Grimm City. Bestie" Jakuba Ćwieka

okładka, grimm city. bestie, jakub ćwiekAutor: Ćwiek Jakub
Tytuł polski: Grimm City. Bestie
Seria: Grimm City #2
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Wydanie polskie: 2017
Liczba stron: 358
Moja ocena: 8/10

Spotkanie z pierwszym tomem Grimm City było niezwykle udane. Jakub Ćwiek pokazał mi się z zupełnie innej i bardziej dojrzalszej strony niż w swoim debiucie, Kłamcy. Stworzył pełnokrwistą powieść kryminalną osadzoną w genialnie skonstruowanym, mrocznym świecie, opartym na ulubionych baśniach z mojego dzieciństwa. Dzisiaj przyszedł czas na zmierzenie się z kolejnym tomem tego cyklu, który według mnie jest jeszcze lepszy.

Zabójstwo głowy jednej z gangsterskich rodzin staje się tematem numer jeden w Grimm City. Mimo, że sprawca zostaje szybko ujęty i postawiony przed sądem, to paraliżuje to główny środek utrzymania mieszkańców oraz ucisza wszystkie inne, ważne informacje. Wśród nich znajduje dochodzenie w sprawie Drwala, który porywa i ćwiartuje siekierą młode kobiety. Śledztwo zostaje przekazane w ręce komisarza Evansa. Po nieujęciu mordercy komisarza Wolfa, właśnie od niej zależy jego być albo nie być. Tymczasem w zapomnianej części miasta były bokser, Emeth Braddock, podejmuje się znalezienia zwyrodnialca na własną rękę.

Mam wrażenie, że brakuje mi słów na opisanie, jak genialna była to książka, ponieważ przebrnęłam przez nią, jak burza. Czytało mi się naprawdę świetnie i szybko, a teraz nie umiem wykrztusić z siebie słowa na jej temat. Jakubowi Ćwiekowi po raz kolejny udało się mnie kompletnie zaskoczyć i zachwycić swoją twórczością szczególnie, że tym razem była to historia bardziej rozbudowana, wielowątkowa, choć krótsza. Opisuje ją z wielu różnych perspektyw, a całość toczy się oczywiście wokół dwóch opisanych wyżej spraw, a więc autor tym razem przedstawia również prawniczą część swojego świata. Cały czas niecierpliwie czekałam na fragmenty z toczącego się procesu, ponieważ byłam niezmiernie ciekawa, jak to wszystko przebiega. Przyznam szczerze, że naprawdę ciekawie i sprytnie to sobie wszystko autor wykombinował.

Większa część fabuły skupia się jednak na śledztwie dotyczącym Drwala, które zostaje przekazane "w spadku" po koledze, inspektorowi Evansowi. Od początku jest to niezła zagwozdka, ponieważ dotychczasowe dokumenty są zaniedbane i niedokładne. Policjant niemal błądzi we mgle, ale się nie poddaje. Chwyta się każdego przeczucia oraz każdej możliwości, żeby uratować przyszłe ofiary mordercy. Jest to sprawa jeszcze trudniejsza ze względu na fakt, że przez toczący się proces, nikt już o niej nie pamięta, a więc ludzie przestali być ostrożni. Jej przebieg toczy się oczywiście wokół tytułowych Bestii, których sens istnienia została nam bardzo dogłębnie wytłumaczona. Co jakiś czas możemy ją również obserwować z perspektywy samej ofiary, która czeka na swój nieubłagany koniec w ciasnej klatce.

Ogromny plus należy się również za opisanie uniwersum w nieco szerszym spektrum. Gdy czytałam pierwszą część miałam wrażenie, że Grimm City to miejsce odizolowane od reszty świata, a tutaj nie tylko pojawili się emigranci z innych krajów, ale również również wspomina się o Krainie, gdzie leży miasto. Rozwinięty jest także wątek zapomnianej części miasta, gdzie szerzy się przestępczość, bieda i analfabetyzm. Właśnie tam samozwańczy szeryf Emeth Braddock rozpoczyna swojego poszukiwania, ale przy okazji dzieli się również zdobytymi informacjami z policją, czym mi bardzo zaimponował. Ogólnie to dość ciekawa postać, ponieważ cały czas walczy ze swoją zwierzęcą naturę, żeby wykorzystywać ją w dobrej wierze. Bardzo dba o swoją córkę i dzieciaki z okolicy. Rebecca jest bardzo dojrzała, inteligentna i oczytana, ale irytowała mnie ciągłym napominaniem wszystkich, żeby nie traktować jej, jak dziecko.

Podsumowując Grimm City. Bestie to genialna, wielowątkowa i mroczna opowieść, która zapiera dech w piersiach, niesamowicie wciąga oraz nigdy w życiu nie spodziewałabym się jej po Ćwieku. Opowiada o brutalnych morderstwach, trudnym dochodzeniu i niecodziennym procesie karnym. Coś dla siebie odnajdą w niej miłośnicy fantastyki, kryminałów i thrillerów. Sama jestem niezmiernie zachwycona i z niecierpliwością czekam na kolejne tomy.


Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non.

.fanpage instagram twitter lubimy czytać

poniedziałek, 22 maja 2017

"Dziecko Noego" Erica-Emmanuela Schmitta

okładka, dziecko noego, eric-emmanuel schmittAutor: Schmitt Eric-Emmanuel
Przekład: Grzegorzewska Barbara
Tytuł polski: Dziecko Noego
Tytuł oryginalny: L'enfant de Noe
Wydawnictwo: Znak
Wydanie oryginalne: 2004
Liczba stron: 132
Moja ocena: 5/10

Pisanie recenzji książek ulubionych autorów czasem nie jest zbyt obiektywne. Zakochałam się w prozie Erica-Emmanuela Schmitta dzięki niesamowicie wzruszającym Oskarze i Pani Róży, a potem miłość te dopełniła Trucicielka, ale Dziecko Noego to już zupełnie inna bajka.

Spędziłam z tą książką ledwie jeden marny wieczór, w trakcie którego nie poczułam żadnych skrajnych emocji. Przygody Josepha w żaden sposób mnie nie zaskoczyły, nie zasmuciły ani nie rozweseliły. Ba, nawet nie skłoniły do żadnej większej refleksji, jak czyniły to wcześniejsze książki Schmitta. W sumie to powinnam była ją odłożyć zaraz po zorientowaniu się w jakich ramach czasowych obraca się cała akcja, bo - nie wiem czy wspominałam - czuję się zbombardowana przez tematykę II wojny światowej, a zwłaszcza z perspektywy represji niemieckich, i mam jej po dziurki w nosie. Mimo to kontynuowałam ze względu na nazwisko autora i samą długość historii. Myślę, że bardziej spodobałaby się zainteresowanym tym tematem, bo owszem jest bardzo wiernym odtworzeniem tamtej epoki, ale niezbyt zaskakującym.

Joseph to całkiem sympatyczny oraz inteligenty chłopiec i myślę, że gdyby dane było nam się poznać bliżej to polubiłabym go dużo bardziej. Na kartach tej książki zostaje spłycony do roli żydowskiego dziecka, który zostaje rozdzielony z rodzicami aby można było go uratować przed holocaustem. Oprócz niego i ojca Ponsa żaden inny bohater niezbyt zapadł mi w pamięć. Było ich wielu, ale części z nich nie poznaliśmy nawet z imienia.

Dziecko Noego to pierwsza książka Schmitta, która prosi się o przedłużenie i uzupełnienie wiele wątków. Gdyby była dłuższa to pewnie bym jej nie przeczytała, ale nawet w tej formie nie robi na mnie dobrego wrażenia. Wydaje się jakby autor napisał ją równie szybko, co ja zapomniane zadanie domowe z polskiego.

sobota, 20 maja 2017

"Kłamca i Szpieg" Rebecki Stead

okładka, kłamca i szpieg, rebecca steadAutor: Stead Rebecca
Przekład: Kornas Krystyna
Tytuł polski: Kłamca i Szpieg
Tytuł oryginalny: Liar & Spy
Wydawnictwo: IUVI
Wydanie polskie: 2017
Wydanie oryginalne: 2012
Liczba stron: 192
Moja ocena: 7/10

Dawno temu przekonałam się już, że niejedna książka czy film dla dzieci potrafi przekazać dużo ważniejsze wartości niż te dla dorosłych. Jednak mimo to autorom wciąż udaje się mnie niezmiernie zaskoczyć, a teraz również Rebecca Stead dołącza do ich grona. Po Kłamcy i Szpiegu nie spodziewałam się nic specjalnego, ale po jej przeczytaniu jestem niezwykle zaskoczona, ponieważ ta niepozorna historia wzbudziła we mnie wiele refleksji.

Życie dwunastoletniego Georges'a to ostatnimi czasy pasmo nieszczęść. Jego ojciec stracił pracę, przez co muszę sprzedać dom i przeprowadzić się do bloku mieszkalnego, a mama brać podwójne dyżury w szpitalu. Tymczasem w szkole grupka chłopaków co rusz znajduje dobry podwód, aby go poniżyć. W nowym mieszkaniu poznaje swojego rówieśnika, Safera, z którym rozpoczynają misję szpiegowską.

Przez większą część książki nic nie zwiastowało, że będzie to coś niezwykłego, wręcz przeciwnie, była mocno przeciętna. Ot, zwykła i nieco zabawna historia dzieciaka, któremu świat wali się na głowę, a on jedyne co potrafi zrobić to wszystko przeczekać. Nieco kolorytu wprowadzała do niego ciekawa oraz nowoczesna kreacja rodziny Safera. Ich mama pracowała w domu, a on wraz z młodszą siostrą nigdy nie byli w szkole. Przekazano im również bardzo dużo swobody w stosunku do typowych rodzin. Decydowali o sobie w naprawdę wielu sytuacjach, co nauczyło Georges'a, że nie jest już małym dzieckiem i niektóre sprawy powinien załatwić samodzielnie. Właśnie w momencie, gdy główny bohater w końcu uświadomił sobie co powinien zrobić, aby wszystko poukładać i pokazał pazurki, całość stała się bardzo pouczająca.

Bardzo podobała mi się narracja z perspektywy Georges'a, ponieważ była bardzo subiektywna i ironiczna. Niestety sam główny bohater nie zawsze zachwycał kreacja. Był dość zagubiony, nie grzeszył wyobraźnią, szybko się irytował i bezsensownie tylko ignorował zaczepki swoich dręczycieli. Zaczęłam mu kibicować dopiero, kiedy wziął się w garść i postanowił poukładać swoje sprawy. Zdecydowanie bardziej polubiłam Safera. Bardzo skrytego, ale jednocześnie wyluzowana dzieciaka, który potrafił o siebie zadbać. Kryła się za nim bardzo ciekawa historia, która tłumaczyła, dlaczego łatwo go zranić. Jego starszy brat, Pigeon zaimponował mi swoją postawą, miłością do ptaków oraz rozśmieszył dość charakterystyczną historią z dzieciństwa. Zaś, Candy, młodsza siostra dość mocno irytowała. Chyba miała wyjść na taką urocza maskotkę tej książki, ale niestety wyszło wręcz odwrotnie.

Stead świetnie przedstawiła różnicę pomiędzy rodzinami Georges'a i Safera. Główny bohater żył w typowej współczesnej rodzinie o modelu 2+1, gdzie oboje rodzice pracują na utrzymanie. Miał z nimi dość dobry kontakt, jednak mam wrażenie, że nie byli ze sobą zbyt blisko. Okłamywał ich, migał się od odpowiedzi i nie rozmawiał z nimi o swoich problemach. Starali się spędzać z nim dużo czasu, ale obowiązki często im to uniemożliwiały. Zdecydowanie inaczej miało się to w rodzinie jego nowego przyjaciela, która dyskutowała ze sobą o wszystkim przy obiedzie, dzięki czemu byli ze sobą bardzo blisko. Dodatkowo ich mama była w domu prawie zawsze, dzięki czemu mogła uczyć ich w domu, a mimo to nie obarczała ich ograniczeniami, a z obowiązków robiła przyjemności i zabawę. 

Pomimo początkowej, rzucającej się w oczy przeciętności książka Rebecki Stead okazała się bardzo pouczająca i wartościowa. Można znaleźć w niej mnóstwo zabawnych sytuacji, a także lekcji na przyszłość. Bohaterowie są bardzo ciekawi oraz różni, a rodzice mają duży wkład w życie swoich pociech. Dodatkowo autorka zestawiła ze sobą plusy i minusy dwóch modelów rodziny. Jeśli chcielibyście podzielić się tą historią ze swoim młodszymi kompanami to śmiało im ją podrzucie.


Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu IUVI

czwartek, 18 maja 2017

"Płytkie Groby" Jennifer Donnelly

okładka, jennifer donnelly, płytkie grobyAutor: Donnelly Jennifer
Przekład: Walulik Agnieszka
Tytuł polski: Płytkie Groby
Tytuł oryginalny: These Shallow Graves
Wydawnictwo: YA!
Wydanie polskie: 2016
Wydanie oryginalne: 2015
Liczba stron: 570
Moja ocena: 7/10

Przed sięgnięciem po tę książkę, kompletnie nic o niej nie wiedziałam, poza wyglądam okładki i tytułem, a jednak podświadomie niesamowicie chciałam ją przeczytać. I wbrew pozorom wcale nie chodziło o wrażenie estetyczne, a pobudzenie mojej wyobraźni przez opakowanie. W tej chwili mogę powiedzieć, że pominięcie opisu było świetnym pomysłem, ponieważ dzięki temu odkrywanie każdej strony tej książki, było jeszcze większą przygodą. Co prawda nie do końca idealną, ale wciąż niesamowitą.

Nowy Jork, rok 1890. Ojciec siedemnastoletniej Josephine Montfort umiera nagle w tajemniczym wypadku. Jego śmierć nie daje dziewczynie spokoju, dlatego wraz z nowo poznanym reporterem należącej do rodziny gazety, Edwardem Gallagherem, rozpoczyna śledztwo w tej sprawie. Niejednokrotnie ryzykuje życiem i swoim dobrym imieniem, aby rozwiązać zagadkę kolejnych zgonów członków spółki, w której uczestniczył ojciec. Czy jej się uda? Jakie napotka przeszkody? Jak to wpłynie na jej życie?

Historia kręci się głównie wokół wątku kryminalnego, który pomimo swojej przewidywalności, jest niesamowicie interesujący i wciągający. Od początku wiedziałam kto i dlaczego zabija członków spółki Van Houtena, ale mimo to nie moglam się doczekać, aż bohaterowie poznają wszystkie jej zawiłości. Powodem tego może być nie tyle fakt, że bardzo ich polubiłam, ale też to, że autorka opisała to w taki sposób, że przez tę książkę się wręcz płynie. Styl dostosowany jest do dzisiejszego odbiorcy, ale przy jego pomocy udało się świetnie odwzorować realia tamtych czasów. W szczególności kontrast pomiędzy gnuśną arystokracją a samym dołem drabiny społecznej. Znalazło się również miejsce dla postaci, które chciały wyrwać się z okowów swojej klasy.

Właśnie za taką postawę niesamowicie polubiłam dwójkę głównych bohaterów. Josephine pomimo wychowania w "złotej klatce", była niesamowicie twardą i upartą nastolatką. W przeciwieństwie do swoich przyjaciółek, nie chciała wychodzić za mąż z rozsądku ani tym bardziej tkwić w swojej sztywnej roli. Wręcz przeciwnie, miała pasję w której pragnęła się realizować. Jednak nie do końca umiała oddać się temu w pełni, ponieważ wciąż łączyły ją głębokie relacje z rodziną i bała się, że skrzywdzi ich swoimi wyborami. Zaś Eddiemu udało się odciąć od trudnego dzieciństwa, dzięki dziennikarstwu. Co prawda nie zarabiał kokosów i ledwo wiązał koniec z końcem, ale wciąż nie porzucał planów o tym, że uda mu się wbić na jakieś wyższe stanowisko i zdobyć sławę, o jakiej marzy.

Pewnie się domyślacie, że między tą dwójką wybuchła wielka miłość i wiele się nie mylicie. Niemniej bardzo podobał mi się ten wątek, ponieważ pasowali do siebie, z powodu wspólnych celów i marzeń. Wcale nie odczułam, żeby ich uczucie rozwijało się jakoś zanadto szybko, choć mogło tak być, a poza tym nie zawsze było idealne. Niestety pochodzili z zupełnie innych klas społecznych i te różnice dawało się odczuwać. W pewnych momentach po prostu ich przytłaczały. Zakończenie zaś kompletnie mnie zaskoczyło, ponieważ było nietypowe i zadowalające. Nie było wielkiego happy endu, ale dawało pole do popisu dla wyobraźni i nadzieję na niego.

Chciałabym opowiedzieć jeszcze o innych bohaterach, ponieważ poza Jo i Eddiem występuje tutaj jeszcze kilka bardzo ciekawych charakterów, ale nie bardzo wiem, o których mogę. Boję się, że coś mogłabym wam zaspojlerować. Powiem tylko, że bardzo polubiłam Oscara - ekscentrycznego, genialnego studenta medycyny, pracującego dorywczo w kostnicy - oraz Fay - dziewczynę z Zaułka, w którym wychowywał się Eddie. Choć Brama, niedoszłego męża Jo, było bardzo mało, również zasłużył sobie na sympatię z powodu swojego honorowego zachowania. Zaś kreacja sprawcy była dobra, ale czujny czytelnik od razu mógł domyślić się, że w jego zachowaniu coś nie grało.

Ostatecznie, pomimo znaczącej wady, Płytkie Groby dostarczyły mi mnóstwa przyjemności. Świetnie bawiłam się odkrywając razem z Josephine  kolejne karty w zagadce śmierci jej ojca oraz poznając tajniki życia na ulicy, wśród żebraków, złodziei i prostytutek, co czasami wywoływało dość zabawne sytuacje. Współodczuwałam razem z bohaterami, a także zachwycałam się nad kreacją świata przedstawionego. Jennifer Donnelly wykonała kawał świetnej roboty, która powinna przemówić do nastolatków zakochanych w kryminałach historycznych.

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Grupie Wydawniczej Foksal

środa, 17 maja 2017

W najbliższym czasie... #2

Nazbierało się kilka kolejnych zapowiedzi i wydarzeń, o których warto was poinformować na blogu, dlatego witam w kolejnej odsłonie, od teraz, nowego cyklu pod tytułem W najbliższym czasie.... Będzie się on pojawiał nieregularnie, ponieważ nie zawsze będę miała coś do przekazania, ale mam nadzieję, że wybrane przeze mnie informacje was zainteresują.

Na Warszawskich Targach Książki będziecie mogli spotkać się z Agnieszką Hałas, czyli autorką książki Olga i osty. Wszystkie informacje na poniższej grafice. Wybieracie się? Ja niestety nie, ale mam nadzieję, że w przyszłym roku będę miała możliwość spotkania się z wami i autorami na Pyrkonie lub WTK.
spotkanie autorskie, agnieszka hałas, olga i osty, warszawskie targi książki

okładka, festiwal, andrzej dziurawiecAutor: Dziurawiec Andrzej
Tytuł: Festiwal
Wydawnictwo: W.A.B.
Premiera: 24 maja 2017
Dlaczego?
Wyczuwam mroczną historię kryminalną z bardzo kontrowersyjnym tematem w tle, opierającym się o rasizm wobec osób odmiennej orientacji seksualnej. Nigdy wcześniej nie czytałam jeszcze takiej historii i jestem ogromnie ciekawa.
Więcej informacji.


okłada, wszyscy patrzyli, nikt nie widział, tomasz marchewkaAutor: Marchewka Tomasz
Tytuł: Wszyscy patrzyli, nikt nie widział
Wydawnictwo: SQN
Premiera: 24 maja 2017
Dlaczego?
Ponieważ nigdy nie zawiodłam się na fantastyce od SQN, a debiut pana Tomka niesamowicie kojarzy mi się z uwielbianym przeze mnie Grimm City. Mam nadzieję na podobny klimat opowieści.
Więcej informacji.


okładka, zimowy monarcha, bernard cornwellAutor: Cornwell Bernard
Tytuł: Zimowy Monarcha
Wydawnictwo: Otwarte
Premiera: 24 maja 2017
Dlaczego?
Uwielbiam poznawać legendy i mity różnych ludów, a legenda o królu Arturze w pewien sposób łączy się z moim dzieciństwem, dlatego jestem niesamowicie ciekawa ujęcia jej przez Bernarda Cornwella.
Więcej informacji.



Jesteście zainteresowani którąś z tych premier lub spotkaniem z autorką? :)

wtorek, 16 maja 2017

"Wielki Marsz" Stephena Kinga

okładka, wielki marsz, stephen kingAutor: King Stephen
Przekład: Korombel Paweł
Tytuł polski: Wielki Marsz
Tytuł oryginalny: The Long Walk
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Wydanie polskie: 1979
Liczba stron: 244
Cena okładkowa: 20 zł
Moja ocena: 5/10

Stephen King to pisarz, który zyskał sobie moje bezgraniczne zaufanie nawet pomimo dwóch wcześniejszych wpadek w postaci książek, których po stu stronach kończyć nie chciałam. Doszłam do wniosku, że te pozycje w danej chwili mojego życia nie spodobają mi się i nie zrozumiem ich przekazu. Tylko, że chciałabym przeczytać dokładnie wszystkie książki w dorobku króla grozy, więc kiedyś na pewno do nich wrócę. Wielki Marsz to kolejna taka powieść, ale jej niewielka objętość zachęciła mnie do skończenia. Czy ostatecznie zmieniłam zdanie co do tej  książki?

Stu nastoletnich chłopaków staje na starcie dorocznego Wielkiego Marszu, w którym linia mety wypada tam, gdzie życie odda przedostatni. Wystarczy cztery razy zwolnić poniżej sześciu kilometrów na godzinę, aby odejść na tamten świat. Wyścig ten ma stanowić alegoryczne przedstawienie przyszłości Stanów Zjednoczonych z perspektywy osiemnastoletniego Stephena Kinga i wiele osób jest pod wielkim wrażeniem tej historii. Sam pomysł na fabułę rzeczywiście jest świetny, jednak wykonanie niesamowicie odbiega od moich wyobrażeń i niezbyt mi się to podoba. Rozumiem, czego symbolem ma być Wielki Marsz, ale za żadne skarby nie mogę zrozumieć dlaczego ci wszyscy chłopcy dobrowolnie zgłosili się do czegoś tak okropnego, co w prawdziwym świecie nie miałoby racji bytu. Jestem niemal pewna, że niewielu znalazłoby się takich, którzy byliby gotowi narazić swoje życie w imię niepewnego bogactwa. Poza tym w większości momentów wydarzenia nie są nakręcane przez nic ciekawszego od chodzenia i zabijania. 

Jedynie poszczególne historie bohaterów choć trochę to wszystko ratują mimo, że w ostateczności z tych niezbyt ciekawych przeszłości wychodzą bardzo lekkomyślne postacie. Wyobrażacie sobie, żeby mając ciężarną żonę, wystąpić w wyścigu, w którym na dziewięćdziesiąt dziewięć procent zginiesz? Bo ja nie. Ani przez chwilę nie czułam, żeby którykolwiek z tych chłopaków był aż tak zdesperowany, żeby w tym czymś wystąpić.

Skończyłam Wielki Marsz tylko dlatego, że jest to bardzo krótka książka, ale szczerze powiedziawszy jestem bardzo zawiedziona. Nie dostałam tej obiecanej, niesamowitej, poruszającej historii, która miała we mnie wzbudzić wiele refleksji. Nawet chluba Stephena Kinga, czyli zakończenie nie było takie, jakie powinno. Nie wbiło mnie w fotel.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...