sobota, 7 listopada 2020

Cienie Nowego Orleanu - Maciej Lewandowski


Odkąd tylko pamiętam zawsze miałam słabość do mrocznych i dusznych opowieści, które podczas czytania wręcz metaforycznie oblepiają cię swoim brudem. Stanowiły jedyny rodzaj książek, potrafiący mnie jednocześnie wciągnąć oraz przerazić do tego stopnia, że zamykałam okno w środku upalnej nocy, choć mieszkam na drugim piętrze i nie mam przy oknie czegokolwiek po czym ktoś niepożądany mógł się wspiąć. Bardzo trudno też byłoby mi znaleźć takie opowieści. Nabawiłam się wręcz dość sporego wstrętu do thrillerów, ponieważ wiele z nich nie oferowało mi właśnie tego uczucia już od pierwszej strony. Z tego powodu też bardzo bałam się lektury Cieni Nowego Orleanu, ale potem przeczytałam pierwszą stronę i moje zdanie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni.

John Legrasse podczas rytunowej akcji nalotu na dziuplę przemytników we francuskiej dzielnicy odnajduje zmasakrowane zwłoki młodej, czarnoskórej kobiety. Wszystko wskazuje na mord rytualny, który łudząco przypomina policjantowi sprawę sprzed wielu lat. Wspomnienia wybuchają w nim na nowo, przez bez względu na okoliczności i przeszkody nie spocznie, póki nie pozna prawdy.

Lewandowski bardzo realistycznie i skrupulatnie tworzy atmosferę Nowego Orleanu z początku dwudziestego wieku. Tworzą go przede wszystkim barwni bohaterowie reprezentujący niezwykle różne grupy społeczne a nawet kręgi kulturalne. Ten niezwykle udany misz-masz charakterów świetnie pasuje mi do amerykańskiego społeczeństwa, a dodatkowo autor bardzo umiejętnie łączy ich światy w jeden. Szczególnie świetnie wyszło wplątanie w to wszystko elementów grozy nawiązujących do pogaństwa oraz dzieł H.P. Lovecrafta. Wątek kryminalny rozpoczyna się bardzo dobrze, jednak mam wrażenie, że w pewnym momencie autor zaczyna przerzucać formę nad treścią. Również niejednoznaczne zakończenie niekoniecznie mnie zadowala. Co nie zmienia jednak faktu, że potrafił w wielu miejscach bardzo mnie zaskoczyć.

Legrasse jest bardzo interesującą postacią. Niezwykle doświadczony policjant, którego u schyłku kariery zaczynają dopadać demony przeszłości w związku z nierozwiązaną sprawą. Praca wciąż wiele dla niego znaczy i jest w stanie zrobić dla niej wszystko, jednak mam wrażenie, że zaczyna go męczyć. Szkoda mi trochę niewykorzystanego potencjału jego partnera. Mam wrażenie, że mógłby naprawdę nieźle namieszać w całej tej historii, gdyby tylko dano mu jakąś większą szansę. 

Cienie Nowego Orleanu to książka, która miała okazję wbić się do czołówki moich ulubionych thrillerów, jednak kilka minusów nie pozwoliło jej na to. Wciąż jednak pozostaje bardzo fajną i wciągającą historią osadzoną w dwudziestowiecznym Nowym Orleanie. Świetnie odwzorowuje wizję amerykańskiego społeczeństwa w tamtych czasach i idealnie buduje klimat grozy. Warto dać jej szansę, bo a nóż widelec tobie spodoba się bardziej niż mi.

wtorek, 3 listopada 2020

Wyznanie - Jesse Burton



O twórczości Jesse Burton słyszałam bardzo wiele dobrego, w szczególności o pierwszej książce wydanej w naszym kraju, Miniaturzystce. Z tego powodu miałam ją cały czas gdzieś z tyłu głowy i bardzo chciałam przeczytać, jednak wcześniej nigdy nie było nam dane się gdzieś spotkać. W końcu literatura piękna nie jest gatunkiem, po który sięgam bardzo często. Co nie zmienia faktu, że bardzo go sobie cenię. Okazja na zapoznanie się z prozą autorki przyszła zupełnie nieoczekiwanie i to z jej najnowszą książką, a nie którąś ze starszych. Jak myślicie, co z tego wyszło?

Rose Simmons została porzucona przez matkę, gdy była jeszcze niemowlęciem. Ojciec starał się jak mógł, aby nigdy jej niczego nie brakowało, jednak na wszystkich etapach swojego życia dziewczyna czuła, że nie ma w niej jakiegoś elementu układanki. Teraz jest trzydziestopięciolatką, która tkwi w nieszczęśliwym związku i tłumi w sobie ambicje. Pewnego dnia ojciec przerywa milczenie i nakierowuje Rose na kobietę, która przed laty bardzo dobrze znała jej matkę.

Fabuła powieści toczy się dwutorowo - wydarzenia z początku lat 80. ubiegłego obserwujemy oczami Elise Morceau, matki Rose, a te z przełomu 2017 i 2018 roku oczami samej głównej bohaterki. To wszystko stwarza otoczkę pozorów, że głównym tematem Wyznania jest poszukiwaniem matki, poszukiwaniem prawdy o swoim pochodzeniu. Z biegiem akcji człowiek zdaje sobie jednak sprawę, że to zaledwie ta pierwsza warstwa, a prawdziwe przesłanie tej powieści jest zupełnie inne. Jesse Burton sprawiła, że z ogromnym zaciekawieniem śledziłam losy wszystkich bohaterów, choćbym niekoniecznie pałała do nich sympatią. Samo zakończenie nie tyle zaskakuje, co ogromnie daje do myślenia nad ludźmi, którzy nas otaczają oraz relacjami, które nas z nimi łączą.

Rose od samego początku jest bardzo zagubiona i nie do końca wie, czego chce. Zawsze brakowało jej matki, a teraz kiedy ma szansę na jej odnalezienie, niekoniecznie jest na to gotowa. Tkwi w nieszczęśliwym związku, który powinien zakończyć się lata temu. Constance Holden była kobietą dumną i pewną swego, jednak pewno wydarzenie i choroba kompletnie ją odmieniły. Mimo to dalej pragnęła tworzenia i bardzo chroniła swoją prywatność. Elise łudząco przypominała mi swoją matkę. Joe z kolei nie potrafił dojrzeć nieszczęścia swojej partnerki. Uważał, że w ich związku jest wszystko w jak najlepszym porządku. Był niesamowicie skupiony na sobie oraz na rozkręcaniu swojego biznesu, który niekoniecznie szedł dobrze.

Jestem bardzo mocno oczarowana piórem Jesse Burton. Pomimo tego, że był bardzo bogaty i plastyczny, czytało mi się naprawdę szybko i przyjemnie. Autorka stworzyła wspaniałą historię ze świetnym przesłaniem oraz cudownymi bohaterami, których losów nie sposób nie śledzić z ogromnym zaciekawniem. Wyznanie sprawiło, że na pewno i z przyjemnością będę chciała poznać poprzednie książki. 

wtorek, 27 października 2020

Odechce wam się świętować. Na zawsze - "Upiorne Święta"


Święta Bożego Narodzenia kojarzą nam się przede wszystkim z ciepłem, dobrocią, miłością, rodzinnym czasem, dobrym jedzeniem i prezentami. Ten wyjątkowy klimat często zaczyna nas już otaczać niekiedy już w październiku, kiedy na sklepowych półkach zaczynają się pojawiać ozdoby i słodycze z najpopularniejszymi, świątecznymi motywami. Również wydawnictwa nie zwlekają, zalewają rynek mnóstwem uroczych opowieści o tym wyjątkowym okresie. Zazwyczaj ich unikałam, bo w przeważającej większości nie trafiały w mój gust. W końcu jednak po latach odnalazłam coś świątecznego, co naprawdę mnie zainteresowało.  

Upiorne Święta to antologia opowiadań grozy uznanych polskich - i jednego zagranicznego - autorów obracających się w tych kręgach literackich, których akcja odbywa się w święta Bożego Narodzenia. Każdy z nich podszedł do tego tematu zgoła inaczej, w niektórych przewijają się wątki istot nadprzyrodzonych, w innych tematyka bardziej w klimatach fantastyki naukowej, a nawet porachunki mafijne. Stworzyło to bardzo fajny zbiór różnorodnych opowieści, które jak dla mnie nie wszystkie były straszne, ale na pewno bardzo wciągały. Zaplanowałam sobie, że będę czytać jedno opowiadanie dziennie, a w ostateczności pochłonęłam całość w zaledwie trzy dni. 

Mam wśród nich swojego faworyta i zdecydowanie jest nim 87 centymentrów Artura Urbanowicza. Autor nadal trzyma się prowincjonalnego klimatu wiosek otaczających Suwałki. Tym razem grasuje tam seryjny morderca, którego policja ni w ząb nie może rozgryźć, ponieważ nie trzyma się schematu. Tymczasem grupka nastoletnich znajomych postanawia urządzić sobie wspólną Wigilię w dworku na odludziu, a na policję wpływa zgłoszenie o pojawieniu się tajemniczej maszyny na jednym z pobliskich gospodarstw. Od samego początku wydawało mi się najbardziej interesujące, miał rozbudowaną fabułę, świetnych bohaterów i przede wszystkim kupił mnie niesamowitym zwrotem akcji na sam koniec. Chciałabym zobaczyć je w wersji filmowej!

Pozostałe opowiadania były na mocno wyrównanym poziomie. Z takich, które przykuły moją uwagę i zostały w głowie na później na pewno mogę wymienić też Rezerwat. Kryje się za nim bardzo fajna koncepcja całej powieści osadzonej w postapokaliptycznym świecie. Hanna Greń stworzyła interesującą intrygę w świecie mafii. Jestem zaskoczona, że jedynie w jednym tekście spotkałam się z wykorzystaniem świata pozagrobowego, bo jest to dość popularny motyw horrorów. Sam pomysł na to opowiadanie jest bardzo fajny, jednak wykonanie już trochę kuleje. Tekst Jakuba Ćwieka, który był w sumie drugim autorem, dla którego sięgnęłam po ten zbiór, nieco mnie zawiódł. Czytało się go dobrze, wciągał, ale zabrakło mi gdzieś głębi i tej straszności.

Upiorne Święta może nie sprawiły, że zaczęłam tęsknić za świętami i chciałam poczuć ten klimat już teraz, ale były naprawdę bardzo fajną lekturą, którą czyta się w ekspresowym tempie. Artur Urbanowicz ustawił poprzeczkę dla pozostałych autorów bardzo wysoko, dlatego nie chcę ich oceniać zbyt surowo. Ich teksty również były świetne, jednak w porównaniu z 87 centymetrów nie mają żadnych szans. Myślę, że będzie to idealna lektura dla miłośników literatury grozy, którym brakuje po prostu świątecznych historii, które byłyby stworzone idealnie dla nich.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...