Tytuł polski: Ściana Burz
Tytuł oryginalny: The Wall of Storms
Seria: Pod Sztandarem Dzikiego Kwiatu #2
Tytuł oryginalny: The Wall of Storms
Seria: Pod Sztandarem Dzikiego Kwiatu #2
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Wydanie polskie: 2017
Wydanie oryginalne: 2016
Wydanie polskie: 2017
Wydanie oryginalne: 2016
Liczba stron: 761
Moja ocena: 10/10
Bez zastanowienie mogłabym teraz powiedzieć, że Ken Liu wrócił w tak samo wielkim stylu, jak w zeszłym roku wkroczył do mojego życia. Królowie Dary niespodziewanie i zasłużenie wbili się do grona moich ulubionych książek, a nawet otrzymali tytuł najlepszej przeczytanej w 2016. Wszystko za sprawą niesamowitych bohaterów, stworzonego z wielkim rozmachem świata przedstawionego oraz zaskakujących wydarzeń. W tych wszystkich kategoriach kontynuacja, czyli Ściana Burz bije ją na głowę.
Minęło sześć lat odkąd na tronie Dary zasiadł cesarz Ragin, bardziej znany jako Kuni Garu - dawny pijaczyna i hulaka z Zudi, który zawsze uważał się za powołanego do wyższych celów. Jego marzenia się ziściły, jednak życie władcy nie jest wcale tak łatwe. Wielkimi krokami zbliża się egzamin na najwyższe stanowiska państwowe, więc do stolicy tłumnie zjeżdżają się uczeni z całych wysp. To jednak najmniejsze z jego zmartwień, ponieważ stoi przed nim trudny wybór następcy, a jego państwo niedługo zostanie celem najazdu przez nieznaną dotąd cywilizacje.
Nie wiem, czy jestem w stanie odnaleźć słowa na to, w jak szczegółowy, dokładny oraz przemyślany sposób Ken Liu to wszystko przygotował i spisał. Pierwsza połowa książki nie jest może jakoś szczególnie porywająca, ale było naprawdę warto przez nią przebrnąć, dla samego poznania niezwykle interesującej kultury Darzan lub nowych systemów, jakie Kuni wprowadzał w trakcie swoich rządów. Mnóstwo w niej polityki, filozoficznych rozważań, kolejnych pałacowych intryg. Bardzo przemówiła do mnie taka po części metaforyczna, po części dosłowna podróż po różnorodnych kręgach kulturowych, szkołach filozoficznych oraz charakterach potomków i żon cesarza, a sam autor wielkrotnie cytował stworzonych przez siebie wielkich uczonych, moralistów czy poetów. W dalszym ciągu historii również możemy poznać mnóstwo ciekawych smaczków na te tematy, ale zdecydowanie więcej tam wydarzeń i zwrotów akcji.
Wtedy też rozpoczyna się mój największy zachwyt na Ścianą Burz. Od początku spodziewałam się, że będzie to kontynuacja swoistej gry o tron, jednak wymiar jaki przybrała kompletnie mnie zaskoczył. W tym przypadku mamy do czynienia nie tylko z wewnętrznymi buntami przeciwko władcy, ale również inwazją ludności uzbrojonej w nieznaną, śmiercionośną i niemal niepokonaną broń. Darzanie dwoją się i troją, aby wynaleźć sposób na wygranie z nimi, ale z każdym kolejnym ruchem tylko coraz bardziej się pogrążają, co wywołuje chaos i niesubordynacje w państwie. Końcówka to istny rollercoaster wrażeń i emocji - od rzewnych łez poprzez zdumienie, zaskoczenie, zniesmaczenie, nienawiść aż po niedowierzanie i pustkę.
Wspomniałam wyżej, że mocnym atutem tej historii są bohaterowie, przede wszystkim dzieci i żony Kuniego. Jego samego w tej części jest według mnie niewiele, nad czym strasznie ubolewam, jednak dobrze rozumiem ten zabieg. Przedstawiając otoczenie i problemy, z jakimi się zmaga jako cesarz, autor pokazał, jak bardzo jest tym wszystkim przytłoczony. Dało się to odczuć nawet w jego zachowaniu. Nie był w pełni taki, jakiego poznałam go w pierwszej części. Dawny Kuni powrócił dopiero w końcówce, w bardzo strategicznym momencie.
Pozostali bohaterowie z poprzedniej części również przeszli ogromną metamorfozę, jednak nie zawsze na lepsze. W Królach Darach bardzo podziwiałam postawę, wyrozumiałość i wytrwałość Jii do tego stopnia, że stała się ona jedną z moich ulubionych żeńskich postaci. Niestety tutaj niemiłosiernie mnie irytowała. Po zostaniu cesarzową nabrała złych nawyków. Zachowywała się, jakby nigdy nie była zwykłą obywatelką, tylko od zawsze wychowała się na rozpuszczoną władczynię, która zwracała uwagę na każdy najmniejszy błąd i z wyższością traktowała wszystkich ludzi. Przy dążeniu do celu nie przebierała w środkach, tylko od razu szła po trupach. W pewnym momencie nieco się zrehabilitowała, jednak na koniec znowu straciła w moich oczach. Z kolei druga żona Kuniego rozkwitła przez towarzyszeniu mu przy Wojnie Chryzantemy z Mleczem i dzięki temu zyskała większą lojalność cesarza w sprawach państwowych. Była bardziej przyjacielska i wyrozumiała dla podwładnych, szczególnie tych, z którymi przed objęciem władzy łączyła ich przyjaźń.
Nie mogę nie wspomnieć też o genialnych dzieciakach cesarza Ragina, które zaskakiwały mnie na każdym kroku, przez co z niecierpliwością wyczekiwałam moment, w którym Kuni wybierze swojego następce. Choć były zupełnie różne łączyła je wielka zażyłość, potrafiły współdziałać i wielu momentach wykazały się wielkim sprytem. Najstarszy Timu zawsze był oczytany, ale niestety nie sprawiło to, że bardzo zmądrzał. Nie jest zbyt domyślny i łatwo jest nim manipulować. Phyro charakterem bardzo przypomina ojca - zatwardziałego idealistę, który o swoje prawa chce walczyć bronią, nie umysłem. Idealnie sprawdziłby się w rządzeniu podczas stanu wojny. Jest bardzo porywczy, ale zawsze ma łeb na karku. Zaś Thera to inteligentka, mądra młoda dama. Chce wszystko osiągnąć pracą własnych rąk i umysłu, a nie korzystać z tego, co dane jej zostało przez los. Niełatwo można zdobyć jej zaufanie, ale jeśli to się uda, można liczyć na jej lojalność. Zawsze stara się pomóc najlepiej, jak umie. Potrafi poświęcić siebie dla szczęścia najbliższych.
Pisze o Ścianie Burz w samych superlatywach, ponieważ uważam, że sama historia zasługuje na tak wysoką oceną, jednak wydanie ma jedną, zasadniczą wadę. Co prawda wydawnictwo, jak zawsze stanęło na wysokości zadania i książka ma naprawdę piękną, solidną okładkę, ale niestety posiada całkiem sporo literówek. Staram się jednak to zrozumieć, ponieważ nie należy do najcieńszych, przez co trudno wszystko wyłapać. Sami pracownicy byli zdziwieni jej objętością.
Ken Liu nie poddał się klątwie drugiego tomu. Stworzył coś jeszcze bardziej niesamowitego oraz zaskakującego niż Królowie Dary. Wykazał się przy tym nie tylko pięknym stylem czy umiejętnością tworzenia niesamowitych postaci, które raz się kocha raz nienawidzi, ale również niesamowitym kunsztem w kreowaniu własnego uniwersum. Postarał się przy tym o każdy najmniejszy szczegół, co jeszcze bardziej ubarwiło te historię. Jeśli szukacie dobrego fantasy, które zachwyci was swoją złożonością to serdecznie polecam wam właśnie te serię.
Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie komentarz, ponieważ bardzo mnie to motywuje do dalszego pisania o książkach. Pamiętaj jednak, że jest to miejsce na dyskusje na temat posta, a nie spam.