czwartek, 29 grudnia 2016

"Pryncypium" Melissy Darwood

Autor: Darwood Melissa
Tytuł polski: Pryncypium
Wydawnictwo: Genius Creations
Wydanie polskie: 2016
Liczba stron: 519 (epub)
Moja ocena: 7/10

Ostatnie miesiące przyniosły ogromne zmiany w moim guście czytelniczym. Zrezygnowałam z dużej ilości literatury młodzieżowej na rzecz dużo poważniejszych i bardziej absorbujących lektur. Wydawało mi się, że tak będzie lepiej, bo czytanie kolejnych dystopii czy young adult nie przynosiło mi satysfakcji. Wręcz przeciwnie okropnie się przy nich męczyłam, ponieważ wszystkie wydawały mi się takie same. Jednak wystarczyło kilka tygodni przerwy oraz dużo ostrożniejszy dobór lektur, a już znowu mogę się nimi cieszyć.

Aniela jest młodą studentką weterynarii, a oprócz tego ima się przeróżnych prac dorywczych, aby pomóc matce i bratu w utrzymaniu zrujnowanego gospodarstwa. Czuje się winna jego upadkowi oraz śmierci ojca. W trakcie roznoszenia gazet poznaje aroganckiego i gburowatego przedsiębiorcę o tragicznej przeszłości, Zoltana. Mężczyzna nie tylko odmieni jej świat, ale również pokaże ludzką egzystencję od całkowicie innej strony.

Imiona towarzyszą nam od urodzenia aż do śmierci. Nie wybieramy ich, tylko zostają nam nadane przez rodziców, a każdy z nas posiada przynajmniej jedno. Lecz czy zastanawialiście się kiedyś nad tym, czy nie odgrywają w naszym życiu jakiejś większej wagi? Według niektórych imiona określają nasz charakter, osobowość i upodobania. Właśnie ten aspekt wykorzystała Melissa Darwood w Pryncypium. Imię stanowi swego rodzaju duszę, bez której człowiek nie może istnieć, a po naszej śmierci zostaje ona przeniesiona do innego ciała. Istnieje tajna organizacja, która sprawuje opiekę nad całym tym procesem - Laufrowie mają zdolność przenikania, przenoszenia Nomin z jednego nosiciela do drugiego. Jak pewnie się domyślacie to właśnie tym jest Zoltan i zobowiązuje go to do zachowania zimnej krwi, wyzbycia się uczuć, które go zabijają, jednak nie wszystkim to pasuje. Gdy między Anielą a Zoltanem rodzi się coś więcej, w świecie mężczyzny wybucha bunt przeciwko obecnej władzy, która chce reform w prawie Laufrów - Pryncypium. 

Najnowsza powieść Melissy Darwood jest połączeniem wszystkiego, co modne w literaturze młodzieżowej okraszone nieco polskim klimatem. Romans między szarą myszką z problemami rodzinnymi a facetem pochodzącym z wyższych sfer, który posiada tragiczną przeszłość. Fantastyczna strona rzeczywistości ukryta przed wzrokiem postronnego obserwatora oraz bunt przeciwko władzy. Muszę jednak przyznać, że to naprawdę się sprawdza. Pryncypium wciąga, zaskakuje, a w wielu momentach niesamowicie śmieszy, a poza tym nigdy wcześniej nie spotkałam się z takim pomysłem na wątek paranormalny. 

Relacje Anieli i Zoltana to jednocześnie najzabawniejszy, bardzo uroczy i irytujący związek, o jakim kiedykolwiek czytałam. Często i spektakularnie się kłócą lub działają bez wcześniejszych konsultacji, jednak prędzej czy później muszą udowodnić sobie, jak bardzo się kochają. Jeśli sami nie potrafią do siebie dotrzeć to i tak cały świat namawia ich do wybaczenia sobie. Najbardziej mają wpływ na to najlepszy przyjaciel Zoltana, Maurycy oraz matka Anieli, Jadwiga. Poza tym każdy bohater ma swój mniejszy lub większy wkład w tej historię, który zostaje bardzo wyraźnie podkreślony. Jest ich dużo, a jednak każdy jest inny i bardzo łatwo go odróżnić od innych.

Pryncypium Melissy Darwood jest jedną z najlepszych polskich młodzieżówek, jakie kiedykolwiek powstały. Świetnie skonstruowana, wciągająca i zaskakująca fabula, w której każde wydarzenie ma wpływ na całość, a bohaterowie są tak realni, że niemal wyskakują ze stron. Na dodatek wszystko to dzieje się w naszych, polskich realiach i spisane jest świetnym stylem autorki. Z czystym serce mogę polecić ją na odprężenie skołatanych nerwów.

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję wydawnictwu Genius Creations

poniedziałek, 26 grudnia 2016

PZEDPREMIEROWO: "Tajemne Miasto" C.J. Daugherty i Cariny Rozenfeld

Autor: Daugherty C.J., Rozenfeld Carina
Przekład: Hesko-Kołodziejska Małgorzata
Tytuł polski: Tajemne Miasto
Tytuł oryginalny: The Secret City
Seria: Tajemny Ogień #2
Wydawnictwo: Otwarte
Wydanie polskie: 2017
Wydanie oryginalne: 2015
Liczba stron: 334
Moja ocena: 7/10

Po tajemniczych wydarzeniach, Taylor i Sacha zamieszkują w kolegium św. Wilfreda, w Oksfordzie, gdzie ma być dla nich bezpieczniej. Szukają tam sposobu na uratowanie chłopaka przed śmiercią w skutek przedwiecznej klątwy. Niestety goni ich nie tylko nieubłaganie uciekający czas ale również wróg, który wreszcie zyskuje twarz. Czy zadanie ciążące na Taylor się powiedzie? Czy uda jej się zapobiec tragedii?

Wcześniej wspominałam, że pomimo moich uprzedzeń, pierwszy tom wspólnego projektu C.J. Daugherty i Cariny Rozenfeld okazał się być całkiem ciekawy i wciągający. Dzisiaj muszę przyznać, że jego kontynuacja jest jeszcze lepsza, ponieważ jest w niej więcej akcji oraz więcej alchemii, której nieco zabrakło mi w Tajemnym Ogniu. Tym razem bohaterowie muszą bardzo szczegółowo zagłębić się w jej tajniki oraz poznać nie tylko dobre strony, ale także demoniczne praktyki sprzed setek lat. Mogą przy tym liczyć na pomoc oraz ochronę ze strony nowych przyjaciół, choć serce niesamowicie tęskni za domem i rodziną. Również relacja pomiędzy nimi bardzo się rozwija - może nie są jeszcze gotowi na wyznanie sobie miłości, jednak jak w pierwszym tomie ewidentnie ich ku sobie ciągnęło tak teraz widać już, że to na pewno coś więcej. Są dla siebie bardzo ważni, mogą na siebie liczyć i w dalszym ciągu nie przytłacza to całej fabuły tylko świetnie wkomponowuje się w całość. Nie rzucają się sobie w ramiona, tylko skupieni są na swoim zadaniu. Na uczucia przyjdzie czas potem. Zakończenie można było przewidzieć od samego początku, ale autorkom udało się wpleść tam nieco zaskakujący element, za co należy się ogromny plus.

Oboje głównych bohaterów ewoluuje w trakcie trwania tej historii. W pierwszym tomie ich sylwetki były nieco wyidealizowane, ale posiadali swoje słabości, z którymi teraz starają się walczyć. Taylor zaczyna wierzyć w swoje umiejętności, powoli przestaje przejmować się błahymi porażkami, a Sacha przede wszystkim zaczął mieć nadzieję na to, że będzie mógł normalnie żyć. Rozwijają się również postaci poboczne. Pojawiają się nowe. Louisa pokazuje swoją ludzką stronę, a główny antagonista nie tylko się nam ujawnia, ale również zyskuje całkiem ciekawą historię i motyw postępowania.

Wspólna praca Daugherty i Rozenfeld nie poszła na marne. Seria Tajemny Ogień jest świetną młodzieżówką z niezwykle interesującym wątkiem fantastycznym, która niesamowicie wciąga i nie pozwala o sobie zapomnieć. Ma świetny, niezapomniany i niepowtarzalny klimat, a przede wszystkim całkiem ciekawych bohaterów, którzy na początku wydają się płascy, ale zyskują przy bliższym poznaniu.

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwarte

piątek, 23 grudnia 2016

ZAPOWIEDŹ: "Księga Snów" Niny George

2 lutego 2017 roku nakładem Wydawnictwa Otwartego ukaże się kolejna powieść Niny George, znanej wcześniej z Lawendowego Pokoju czy Księżyca nad Bretanią, które oczarowały tysiące czytelników. Tym razem będzie to Księga Snów, który jak sama autorka podaje, kończy cykl powieści, w których zajmowała się problem nieskończoności, życiem po śmierci oraz strachem przed przemijaniem. 

Nie miałam jeszcze sposobności zapoznać się z powieściami Niny George, jednak zrobię w to w najbliższym czasie. Mam nadzieję, że się nie zawiodę i znajdę w nich coś wyjątkowego, co mnie niesamowicie urzeknie.

A wy lubicie Ninę George? Czytaliście jakieś jej książki? Czekacie również na Księgę Snów? Czy może raczej macie zamiar dopiero się do nich zabrać?

Przy okazji chciałabym również życzyć wam zdrowych i wesołych świąt Bożego Narodzenia, mnóstwa wspaniałych książek, czasu na ich czytanie oraz miejsce na ich przechowywanie, a przede wszystkim spełnienia każdego najmniejszego marzenia. :)


wtorek, 20 grudnia 2016

"Złe" Michała Jana Chmielewskiego

Autor: Chmielewski Michał Jan
Tytuł polski: Złe
Wydawnictwo: Genius Creations
Wydanie polskie: 2016
Liczba stron: 383 (epub)
Moja ocena: 8/10

Zdążyłam się już przyzwyczaić, że książki wydawane przez Genius Creations mają swój specyficzny urok. Są całkowicie inne niż pozycje pozostałych wydawnictw, które również decydują się na publikacje dzieł polskich twórców. Jednak tym razem zostałam kompletnie zbita z pantałyku i nie jestem pewna, czy bardziej nie umiem czy nie chcę oceniać treści Złych, ale muszę spróbować.

Baskin Zachodni to maleńkie miasteczko na Pomorzu, w której od lat mieszka rodzina Jasińskich. Iwonie, Andrzejowi oraz trójce ich małoletnich dzieci nie wiedzie się za dobrze. Kobieta nie pracuje zawodowo, ponieważ nie stać ich na opiekunkę dla trzyletniego Michała, a jej mąż jedynie od czasu do czasu znajduje jakąś fuchę w budowlance. Większość czasu spędza na alkoholowych libacjach ze znajomymi, po których za zamkniętymi drzwiami domu rodzinnego odbywa się horror.

Michał Jan Chmielewski trafił w temat, który zawsze będzie aktualny. Opowiada o ciężkim życiu patologicznej rodziny, gdzie każdy konflikt lub problem rozwiązywany jest przemocą fizyczną, gdzie zniknęły wszelkie zahamowania i normy moralne. Człowiek, który powinien być jej głową posuwa się do rzeczy nie tyle karygodnych, co wręcz obrzydliwych i nieludzkich w imię własnych widzimisię. Iwona czuje się całkowicie bezradna w obliczu gróźb, szantaży i rękoczynów Andrzeja, choć nie może już patrzeć, jak cierpią jej dzieci. Najstarsze z nich, szesnastoletnia Justyna, postanawia wreszcie wziąć sprawy we własne ręce i uwolnić się od tyranii ojca. Dwunastoletni Kryspin czuje tylko strach oraz bezsilność wobec tego całego zła, które go otacza. Próbuje też szukać wyjścia z sytuacji, które sprawi, że staną się wreszcie normalną, kochającą rodziną. Michałek nie zdaje sobie jeszcze sprawy z brzemienia, jakie na nim ciąży. Najgorsza chyba jednak jest bierność sąsiadów i nauczycieli. Przyglądają się temu wszystkiemu i widzą znaki jednoznacznie mówiące, że w tym domu na pewno nie dzieje się nic dobrego, a mimo to nie reagują.

Poznajemy historię i teraźniejszość rodziny Jasińskich z perspektywy ich samych, a także osób trzecich zamieszanych w sprawę np. chłopaka Justyny czy nauczyciela Kryspina. Akcja całego utworu obejmuje jeden dzień, a mimo to rozwija się bardzo powoli i polega głównie na zagłębianiu się w psychikę bohaterów, zrozumienie, co kieruje ich zachowaniem. Było w nich coś tak przeraźliwie realnego, że przez cały czas czułam gęsią skórkę na ramionach, a także niecierpliwie wyczekiwałam kolejnych niewiarygodnych zwrotów akcji, które autor serwował niemal co rozdział. Powoli prowadziły nas one do punktu kulminacyjnego, który był już kompletnym ciosem prosto w serce tej rodziny. Ich tragiczna historia nie mogła skończyć się dobrze.

Akcja Złych Michała Jana Chmielewskiego mogłaby właśnie dziać się w domu twoich sąsiadów, a tym nie masz o tym kompletnego pojęcia, bo ignorujesz wszelkie dawane z ich strony znaki, że coś jest nie tak, jak powinno. Jest tak przerażająco realna, że nie da się od niej oderwać, ponieważ chciałoby przeżyć to wszystko za jednym razem. Wywołuje swego rodzaju katharsis, a przede wszystkim skłania do rozejrzenia się dokoła nas, żeby znaleźć osoby, które być może potrzebują naszej pomocy tylko wstydzą się lub boją o tym porozmawiać.


Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję wydawnictwu Genius Creations

sobota, 17 grudnia 2016

"Tajemny Ogień" C.J. Daugherty i Cariny Rozenfeld

Autor: Daugherty C.J., Rozenfeld Carina
Przekład: Hesko-Kołodzińska Małgorzata
Tytuł polski: Tajemny Ogień
Tytuł oryginalny: The Secret Fire
Seria: Tajemny Ogień #1
Wydawnictwo: Otwarte
Wydanie polskie: 2015
Wydanie oryginalne: 2015
Liczba stron: 380
Moja ocena: 6/10

Ze względu na duże urwanie głowy w ostatnim czasie, dużo ostrożniej dobieram sobie lektury i bardziej skłaniam się ku mniej absorbującym uwagę pozycją. Co ciekawe znajdują się wśród nich również książki, których z jakiegoś powodu wcześniej nawet nie chciałam wpisywać na swoją listę czytelniczą. Tym razem podziałało na mnie nazwisko C.J. Daugherty, z którą poprzednie spotkanie nie było zbytnio udane, a potem jej projekt w duecie z Cariną Rozenfeld zaczął zbierać sporo pozytywnych recenzji i doszłam do wniosku, że może mimo wszystko powinnam spróbować. Teraz mogę przyznać, że wcale nie żałuję tej zmiany decyzji.

Taylor Montclair jest najlepszą uczennicą w swoim liceum. Trwa właśnie ostatni rok jej nauki w szkole średniej i dziewczyna zaciekle walczy o dostatnie się na wymarzone studia historyczne w Oksfordzie. Mają pomóc w tym udzielane przez internet korepetycje. Jej uczniem zostaje rówieśnik z Paryża, zbuntowany Sacha Winters. Nastolatkowie szybko dochodzą do faktu, że ich losy nie splotły się przez przypadek.

Tajemny Ogień jest świetnym wstępem do całości historii, ponieważ nie zdradza nam zbyt dużo, jedynie podstawowe informacje o sytuacji, w jakiej znajdują się główni bohaterowie, przeszłości, która sprawiła, że się w niej znaleźli oraz jakie stoi przed nimi zadanie. Akcja rozwija się przez to wolno, ale ma mocne wejście i w późniejszym czasie również poprzetykana jest kilkoma zaskakującymi wydarzeniami. W jej tle czai się specyficzny, alchemiczny klimat, który jest nie tylko bardzo dobrze przemyślany, ale również innowacyjny. Poza tym podoba mi się nieunikniony wątek miłosny. Poprowadzono go w całkiem ciekawy i nienachalny sposób.

Niestety książka posiada jedną, bardzo znaczącą wadę - jest oparta na oklepanym już motywie walki dobra ze złem. Większość postaci od razu można przypisać do jakiejś konkretnej strony w tym pojedynku. Taylor nie skrzywdziłaby muchy, a łamanie zasad przyprawia ją o palpitacje serca. Dziadka Aldricha oraz Louisę zdecydowanie należy od razu zapisać po jej stronie. Jedynie Sacha, który początkowo jest załamany przez ciążącą na nim klątwę, rujnuje swoje życie i stosunki rodzinne, wydaje nie być postacią tylko i wyłącznie czarną albo białą. Na plus działa też fakt, że nie poznajemy tożsamości głównego antagonisty, a jedynie mamy świadomość jego istnienia przez stwory, którymi posługuje się do swoich demonicznych celów.

Wspólna powieść C.J. Daugherty i Cariny Rozenfeld okazała się ciekawą przygodą oraz jedną z lepszych powieści młodzieżowych, jakie czytałam. Była wciągająca, zaskakująca oraz całkiem dobrze przemyślana, choć opartą ją na dobrze już znanym schemacie. Z ogromną chęcią przeczytam kolejne tomy, żeby poznać dalsze losy bohaterów, do których można się przywiązać.


Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwarte

środa, 14 grudnia 2016

"Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć"

źródło
W ciągu ostatnich kilku miesięcy wielokrotnie zdarza mi się patrzeć w przeszłość, szczególnie jeśli chodzi o ocenienia ważnych decyzji, które mają wpływ na moje dzisiejsze życie, na przykład wybór szkoły średniej, ale bardzo lubię też przypominać sobie książki i filmy, które czytałam lub oglądałam w dzieciństwie. Takim sztandarowym wspomnieniem, które pojawia się w moich myślach mimowolnie, jest seria o Harrym Potterze, nastoletnim czarodzieju, który musi uratować świat z rąk Lorda Voldemorta. Wciąż jestem przeciwnikiem Harry'ego Pottera i Przeklętego dziecka, ponieważ dla mnie ta historia skończyła się na siódmym tomie, a scenariusz sztuki to jedynie kolejne fan fiction (swoją drogą jakieś dwa lata temu zaczęłam pisać opowiadanie, które ma podobny wątek), ale z kolei Fantastyczne Zwierzęta i jak je znaleźć jest część tej kanonicznej historii przez co razem z przyjaciółką nie mogłyśmy się powstrzymać przed obejrzeniem filmu.

Newt Skamander, autor podręcznika z którego w późniejszym czasie uczy się słynny Harry Potter, wyrusza w swoją ostatnią przygodę tropem magicznych istot. Jego celem są Stany Zjednoczone, gdzie panują skrajnie restrykcyjne prawa hodowli fantastycznych zwierząt - zakazuje się ich posiadania. Stanowi to nie lada problem, ponieważ Brytyjczyk ma ich całą walizkę i pomimo ostrożności nie udaje mu się ich upilnować, a w tym samym czasie tajemnicze stworzenie sieje spustoszenie na ulicach Nowego Jorku.

Zasiadłam w kinowym fotelu z pozytywnym nastawieniem, ponieważ studio Warner Bros genialnie wywiązało się z zadania ekranizacji wszystkich siedmiu tomów głównej historii, więc byłam pewna, że i tym razem mnie nie zawiodą. Stworzyli niesamowitą scenerię Nowego Yorku w latach dwudziestych XX w. oraz niesamowite sylwetki magicznych stworzeń, które idealnie pasują do wcześniejszej koncepcji magicznego świata J.K. Rowling. Sama fabuła również jest niczego sobie, choć brakowało w niej nieco więcej cliffhangerów, które wgniotłyby człowieka w fotel z wrażenia. Była nieco przewidywalna, ale zdecydowanie niesamowicie zabawna i w wielu momentach poruszająca serce, zwłaszcza w momencie śmierci jednej z najciekawszych postaci i za nic tego nie wybaczę.

Możemy tutaj znaleźć całą gamę świetnych i niesamowicie interesujących bohaterów pierwszoplanowych. Sam Newt jest skupiony na swojej misji napisania podręcznika o magicznych stworzeniach oraz przekonaniu ludzi, że nie należy się ich bać. Stara się je wykonać pomimo przeciwności losu, które stają mu na drodze i przede wszystkim jest bardzo związany ze swoimi chowańcami. Nie oddałby ich za żadną cenę, a ich bezpieczeństwo jest u niego na pierwszym miejscu. Towarzyszy mu początkowo nieco apatyczny amerykański mugol polskiego pochodzenia Jacob Kowalski, który marzy o otwarciu piekarni, gdzie mógłby sprzedać domowe wypieki według przepisów jego babci. Z czasem jednak również on niezwykle angażuje się w naprawianie szkód, których narobili oraz ratowanie miasta. Poza tym we wszystko zostaje wplątana była aurorka i jej siostra, które są swoimi kompletnymi przeciwieństwami, a główny antagonista to już jak dla mnie niesamowite zaskoczenie, ponieważ ani przez chwilę nie przeszło mi przez myśl, że to może być on.

Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć to film utrzymujący poziom wcześniejszych produkcji z tego świata o własnym, niepowtarzalnym klimacie i niesamowitych bohaterach. Może jest nieco przewidywalny oraz schematyczny, ale w trakcie oglądania w ogóle mi to nie przeszkadzało, ponieważ niesamowicie mnie wciągnął. Samo zakończenie wgniata w fotel, choć widać, że na pewno będą kolejne części. Mimo wszystko bardzo go polecam fanom Harry'ego Pottera i obiecuję, że na pewno się nie zawiedziecie.

niedziela, 11 grudnia 2016

"Wigilijne psy i inne opowieści" Łukasza Orbitowskiego

Autor: Orbitowski Łukasz
Tytuł polski: Wigilijne psy i inne opowieści
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Wydanie polskie: 2016
Liczba stron: 476
Moja ocena: 9/10

Nigdy jakoś specjalnie nie interesowała mnie polska literatura grozy, ponieważ nie wyobrażałam sobie, że w naszych realiach można stworzyć coś, co mrozi krew w żyłach niemal, jak powieści samego króla grozy. Zdecydowałam się sięgnąć po ten zbiór opowiadań, aby zweryfikować swoją opinię i ostatecznie muszę przyznać, że była ona błędna.

Łukasz Orbitowski napisał te opowiadania jeszcze, jako bardzo młody człowiek, a w ich drugim wydaniu zdecydował się nie wprowadzać żadnych poprawek. Chciał zachować styl oraz elementy w takim stanie, jakie były w momencie ich pisania. Uważam to posunięcie za strzał w dziesiątkę, ponieważ w takiej właśnie formie są niesamowicie wciągające i po prostu genialne. Ani przez moment nie czułam się, jakbym czytała historie napisane przez debiutanta. Był to raczej pisarz już całkiem nieźle wprawiony w swoim rzemiośle, który mógłby dorównać samemu Stephenowi Kingowi. Umiejętnie dawkował napięcie oraz informacje, które wpłynęły na teraźniejszy dla bohaterów stan rzeczy - szczególnie dobrze widać to w Sercu kolei, Opowieści Taksówkarskiej, Kacprze Kłapaczu czy Wigilijnych psach. Przy czym również niesamowicie zaskakiwał w niemal każdym zakończeniu, a o niektórych głównych bohaterach można by pisać książki. Osobowość części z nich była niezwykle zajmująca myśli. Poza tym, aby przestraszyć czytelnika posłużył się dobrze nam znanym elementom polskiej codzienności. Osadził swoje historię w niewielkich wsiach lub blokowiskach wielkich miast. Jako bohaterów wybrał sobie taksówkarzy, studentów, rodziny, typowych dresiarzy, skromnie żyjąca młodą parę czy wyśmiewanego na osiedlu staruszka i tym podobnych, czyli po prostu zwykłych ludzi, których moglibyśmy spotkać na swojej ulicy. Wszystko to sprawia, że akcja tych opowiadań dzieje się, jakby bliżej nas.

Pierwsze spotkanie z twórczością Łukasza Orbitowskiego była mistrzowskie. Jestem wprost zachwycona jego prozą w młodości i niezwykle ciekawa, jak wygląda współczesna. W Wigilijnych psach i innych opowieściach autor dał niesamowity popis swoich pisarskich umiejętności, więc nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak wybitnym twórcą jest teraz. Trudno mi było wydusić jakiekolwiek konkretne zdanie i mam nadzieję, że z pozostałymi będzie podobnie, że widoczny w tych opowiadaniach potencjał zaowocował.


Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non.

wtorek, 6 grudnia 2016

TBR na Świąteczny Maraton Czytelniczy!

Pewnie jesteście już zniecierpliwieni oczekiwaniem na zdradzenie maratonowych kategorii, a ja nie mam nawet sumienie trzymać was dłużej w niepewności. Chciałabym tylko życzyć wam wszystkich wesołych Mikołajek i, żebyście w butach znaleźli mnóstwo słodyczy! :) I już przechodzę do najważniejszej części posta.







A wy jakie macie plany na nasz maraton? Chętnie je poznamy! Możecie podzielić się nimi w komentarzach lub na własnych blogach.
Nie mogę się doczekać wspólnej zabawy! :D


sobota, 3 grudnia 2016

"Piąta Pora Roku" N.K. Jemisin

Autor: Jemisin N.K.
Przekład: Małecki Jakub
Tytuł polski: Piąta Pora Roku
Tytuł oryginalny: The Fitfth Season
Seria: Trylogia Pękniętej Ziemi #1
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Wydanie polskie: 2016
Wydanie oryginalne: 2012
Liczba stron: 421
Moja ocena: 8/10

Od zarania dziejów koniec świata jest jednym z największych zagadek i najbardziej nurtujących ludzkość tematów. Setki, jeśli nie tysiące próbowało obliczyć jego dokładną datę, a pierwsza wzmianka w literaturze pojawia się już w najważniejszej księdze chrześcijan, Biblii. Właśnie Apokalipsa św. Jana jest jednocześnie archetypem końca świata, jak i najczęściej czytaną częścią Pisma Świętego. Współcześni twórcy równie chętnie podejmują ten wątek, jednak dzięki dużo większej wiedzy o świecie historię te są jeszcze bardziej interesujące. Każdy z nich porusza nieco inny aspekt, który mógłby doprowadzić do światowego kataklizmu. N.K Jemisin wybrała sobie sejsmologię i muszę przyznać, że jest to strzał w dziesiątkę.

Piąta Pora Roku rozpoczyna się od końca świata. Kolejnego końca świata w historii Bezruchu - świata pozornie podobnego do naszego, jednak zdecydowanie bardziej aktywnego sejsmicznie, gdzie niektórzy mieszkańcy otrzymali dar wykrywania, uciszania oraz wzniecania trzęsień ziemi czy wybuchów wulkanów. Zwykli ludzie się ich boją. Uważają za niebezpieczne i nieprzewidywalne dary okrutnego Ojca Ziemi i izolują od reszty społeczeństwa wykorzystując tam, gdzie są akurat potrzebni. Są jednym z powodów, dla których, każdy obywatel w każdej chwili gotowy jest na niespodziewane nadejście tytułowej Piątej Pory Roku, czyli kolejnego kataklizmu. W tej rzeczywistości żyją trzy roggi Damaya, Sjenit i Essun. Jak sobie poradzą ze swoim ciężkim losem?

Szczerze powiedziawszy to nie wiem, czy umiem sklecić jakiekolwiek sensowne zdanie na temat powieści N.K. Jemisin, w taki sposób, aby zbyt wiele wam nie zdradzić. Myślę, że przede wszystkim powinnam wspomnieć o tym, że nigdy wcześniej nie czytałam historii osadzonej w tak interesującym klimacie. Jest on mieszanką strachu, obrzydzenia, drżenia i dość dużej rozwiązłości seksualnej. Autorka nie boi się poruszać trudnych tematów i pokazuje, że jest tolerancyjna nie tylko dla homoseksualistów, ale również innych grup dotkniętych prześladowaniem, jeśli mamy wspominać o poruszanych wątkach, które ostatnimi czasy niesamowicie mnie irytowały. Sama w sobie historia jest jedynie wstępem do dużo większej całości. Wprowadza nas w historię głównych bohaterów, co w pewien sposób tłumaczy nam motywy ich postępowania na różnych etapach życia i w późniejszych częściach. Jednak mimo to książka ani przez chwilę nie nudzi, nie ma przydługich opisów ani dłuższych momentów bez jakieś akcji. Zawsze coś się dzieje i czymś zostajemy zainteresowani. Brakowało mi tylko jakiegoś głębszego i bardziej precyzyjnego wytłumaczenia pewnych zjawisk, ale rekompensuje to zakończenie, które jest po prostu miażdżące.

Wszystkie trzy bohaterki są niesamowicie ciekawe. Damaya to niesamowicie zagubiona, odrzucona przez rodzinę dwunastoletnia dziewczynka, która musi pogodzić się ze swoją niszczycielską naturą i faktem, że będzie żyć pod kloszem. Sjenit to z kolei twarda baba, która nie daje sobie w kaszę dmuchać i zawsze chce wszystko zrobić dobrze, ale posiada również jedną, największą słabość. Myśli, że jednym sposobem normalnego życia jest podporządkowanie się imperium. A Essun to już kobieta zniszczona przez straszliwą przeszłość, która po raz kolejny musi mierzyć się z życiową katastrofą, do której dochodzi jeszcze nadejście Piątej Pory Roku. Moi ulubionym bohaterem zostaje jednak Ojciec Ziemia, co prawda nie pojawia się on osobiście, ale jak dla mnie jest on ciekawszą wizją bóstwa niż wszystkie, które obecnie posiadamy.

Jestem bardzo zadowolona i muszę przyznać nieco zachwycona lekturą Piątej Pory Roku. Okazała się być świeżym oraz zdecydowanie innym spojrzeniem na temat apokalipsy z niesamowicie ciekawą, zaskakującą fabuła oraz interesującymi, pełnokrwistymi bohaterami. Brakuje jej jedynie uzupełnienia informacji dostępnych dla czytelnika o niektórych zjawiskach, ale mam nadzieję, że N.K. Jemisin zrobi to w kolejnych tomach. Fani fantastyki i powieści postapokaliptycznych na pewno będą mniej lub bardziej zadowoleni.

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non.

środa, 30 listopada 2016

Podsumowanie listopada

Jutro już grudzień. Coraz bliżej świat. Coraz bliżej końca roku szkolnego i przede wszystkim coraz bliżej do zakończenia nauki w szkole średniej. Jestem już po próbnych maturach, które niestety nie poszły po mojej myśli. Gdyby to były prawdziwe egzaminy to oczywiście zdałabym, ale wyniki z matematyki mnie nie satysfakcjonuje. Wiem, że stać mnie na więcej, tylko po prostu ostatnio ogromnie zaniedbałam rozwiązywanie zadań maturalnych i przerzucenie się na ich tryb. Ogólnie ostatnio okropnie zaniedbałam naukę i bardziej skupiłam się na eseju na olimpiadę i prowadzeniu bloga, ponieważ okropnie tęskni mi się do codziennego pisania swojej książki lub jakiś opowiadań, a ostatnio brak mi nie tylko czasu, ale również weny i chęci. Oczywiście przeczytałam też mniej niż w październiku, ale jestem zdecydowanie bardziej zadowolona z tych książek, lepiej dobierałam sobie w tymi miesiącu lektury.

Książka miesiąca:

Przeczytane: 7

Marwood Alex Dziewczyny, które zabiły Chloe 7/10
Rees Rod Zima 5/10
Whaley John Corey Chłopak, który stracił głowę 6/10
Ćwiek Jakub Przez stany POPświadomości 8/10
Conan Doyle sir Arthur Studium w Szkarłacie 8/10
Gerritsen Tess Chirurg 9/10
Jemisin N.K. Piąta Pora Roku 8/10

Najgorsza książka: Rees Rod Zima

Tymczasem na blogu:

Wyświetleń: 45 147
Obserwatorów: 133
Polubień fanpage'a: 62

Najpopularniejszy post: Ćwiek Jakub Przez stany POPświadomości


A wam jak minął miesiąc? :)

PS. Co byście powiedzieli na bloga lub posty o życiu początkującego pisarza?

poniedziałek, 28 listopada 2016

Dlaczego warto obejrzeć? #1


Jednym z moich licznych zainteresowań poza czytaniem, prowadzeniem bloga i pisaniem jest jeszcze oglądanie japońskich, animowanych seriali potocznie nazywanych anime, o czym już kiedyś wspominałam. Moja przygoda z nimi rozpoczęła się od chęci poznania tego, co tak wciąga w nich moją przyjaciółkę i wiecie, co? Wpadłam po uszy. Mam na swoim koncie już całkiem sporą ich ilość w zakładce 'obejrzane'. Część z was pewnie uważa je za tylko i wyłącznie bajeczki dla dzieci, ale tak nie jest. Część z nich jest równie brutalna i niesamowicie wciągająca, jak pełnometrażowe seriale, dlatego chciałabym was przekonać, że naprawdę nie warto ich w ten sposób szufladkować. W ramach serii postów "dlaczego warto obejrzeć?" opowiem wam o kilku, które w pewien sposób skradły mi serce w stopniu równym niemal niektórym książkom. 

Pierwszym z nich będzie moje pierwsze obejrzane anime, czyli Death Note opowiadający o nastoletnim geniuszy, który odnalazł notes śmierci należący do Shiningami (boga śmierci) i odkrył, że za jego pomocą może zabić kogo tylko chce.

Oto 5 powodów, dlaczego warto obejrzeć Death Note:

1. Niesamowicie wciągająca i zaskakująca fabuła.

Death Note to połączenie wszystkich gatunków, które niesamowicie kocham - fantastyki, horroru, thrilleru i filmu akcji, a co za tym akcja wręcz zapiera dech w piersiach. Często wręcz nie mogłam się nie powstrzymać przed odpaleniem kolejnego odcinka, a przede wszystkim pewnych wątków i cliffhangerów w ogóle się nie spodziewałam. Kilkanaście razy siedziałam przed ekranem komputera z osłupieniem wymalowanym na twarzy.

2. Niepowtarzalni bohaterowie.


Jest to przede wszystkim historia wielu barwnych postaci, których nie da się nie polubić. Raito dla którego żaden szkolny przedmiot nie jest wyzwaniem i wszystko zawsze ma dokładnie przemyślane. Ryuuk, czyli mój ukochany Shinigami, zadziorny, sarkastyczny i niesamowicie pomysłowy. Najlepszy na świecie detektyw L rozwiązujący sprawy w tempie Sherlocka Holmes'a. I jeden niesamowicie irytujący bohater, którego wielokrotnie ma się ochotę przywalić patelnią, a na imię jej Misa.

3. Niesamowite tło psychologiczne.


Po odnalezieniu notatnika Raito nie marnuje go na głupstwa, tylko od razu wymyśla do czego może mu się przydać. Chce zmienić świat na lepsze pozbywając się wszystkich złoczyńców. Jest to bardzo szczytny cel, ale jak wiadomo niestety nierealny. Nie da się stworzyć idealnego społeczeństwa, a wizja chłopaka nie uwzględniła faktu, że będzie to świat przepełniony strachem. W miarę rozwoju akcji sprawa wymyka mu się spod kontroli i zamiast zbawicielem staje się seryjnym mordercą.

4. Zepsuci Shinigami.


Historia przeplatana jest scenami z zaświatów, a dokładniej z królestwa Shinigami, gdzie również toczą się bardzo ciekawe wydarzenia. Obserwujemy zatargi między bogami śmierci, ich przerażające zabawy i przede wszystkim sporo dowiadujemy się o tym, jak działa ich królestwo i dlaczego Ryuuk był na tyle znudzony, że musiał szukać rozrywki na ziemi.

5. Wzruszające zakończenie.


Od samego początku wiedziałam, jak to się wszystko skończy, ale oczywiście wypierałam to ze swojego umysłu, aby na koniec wylać hektolitry łez, ale dzięki temu tak bardzo doceniłam wagę tej historii. Była po prostu niesamowita i płakanie z powodu jej zakończenia było jedyną prawidłową reakcją.

Death Note to arcydzieło w dziedzinie anime i jedna z najbardziej kultowych produkcji zaraz obok Naruto, Dragon Balla, Neon Genesis Evangelion czy Pokemonów. Jeśli również jesteście fanami anime to na pewno macie go już za sobą, a tym którzy chcą rozpocząć swoją przygodę serdecznie polecam właśnie to, ponieważ ja je pokochałam i zaraz po nim polała się masa innych świetnych anime, które również niesamowicie uwielbiam. Do dzisiaj wolnych chwilach chętnie siadam i odpalam sobie jakieś.

piątek, 25 listopada 2016

"Od złej do przeklętej" Katie Alender - recenzja książki

Autor: Alender Katie
Przekład: Steczko Jakub
Tytuł polski: Od złej do przeklętej
Tytuł oryginalny: From bad to cursed
Seria: Złe dziewczyny nie umierają #2
Wydawnictwo: Feeria Young
Wydanie polskie: 2016
Wydanie oryginalne: 2011
Liczba stron: 456
Cena okładkowa: 39,90 zł
Moja ocena: 6/10

Złe dziewczyny nie umierają były na tyle lekką i przyjemną lekturą, że niezbyt długo zwlekałam z sięgnięciem po kolejny tom. Drzemała we mnie głównie nadzieja, że po raz kolejny zatracę się w niesamowitej historii sióstr Ward. Ich życie zostało zburzone przez siły nadprzyrodzone, które kryły się w starym domu i już w pierwszym tomie nieźle namieszały, ale to jeszcze nie koniec. Alexis i Kasey po raz kolejny muszą walczyć z mszczącymi się duszami zmarłych, ale czy tym razem książka była równie udaną lekturą? Czy podobała mi się tak samo, jak pierwsza część?

Otóż, nie. Już na samym początku lektury zorientowałam się, że to niezbyt prawdopodobne, aby zwykłej dziewczynie mieszkającej w dość małym miasteczko dwa razy z rzędu przydarzyła się historia mająca związek z dwoma różnymi duchami. Co prawda istnieje jedno wytłumaczenie, ale póki ono nie zostanie przedstawione uważam, że Złe dziewczyny nie umierają nie powinno mieć kontynuacji. To był bardzo dobry horror dla nastolatków i świetnie poradziłby sobie jako powieść jednotomowa, dlatego mam nadzieję, że pisząc kontynuacje Katie Alender tego nie zaprzepaści. Pomimo wspomnianego wrażenia nierealności fabuły, również druga część przedstawia świetną historię, która strachliwym osobom zmroziłaby pewnie krew w żyłach. Autorka niesamowicie to wszystko obmyśliła i w wielu momentach niezwykle mnie zaskoczyła biegiem wydarzeń, a najbardziej zakończeniem zapowiadającym kolejną część.

Moim ostatnim problemem z tą książką są bohaterki, na których działanie miał wpływ duch. Zmienił ich kompletnie nie do poznania. Sprawił, że zachowywały się przede wszystkim, jak roboty, ale i również irracjonalnie - stawiały swój wygląd nad własne dobro. I choć mam świadomość, że to nie było ich naturalne zachowanie to niezwykle mnie irytowało. Zwłaszcza w przypadku Alexis, ponieważ w pierwszej części bardzo ją polubiłam. Była postacią niezwykle silną i samodzielną, a to co działo się z nią tutaj przechodziło ludzkie pojęcie. Cieszy mnie jedynie to, że postacie uczą się na swoich błędach, wyciągają wnioski z pewnych wydarzeń, starają ich unikać w przyszłości i przede wszystkim zmieniają się pod ich wpływem, choć nie zawsze znaczy to coś dobrego.

Po przeczytaniu dwóch tomów Złe dziewczyny nie umierają mam wrażenie, że te dwie historie lepiej sprawdziłyby się, jako osobne książki niż seria, ale z niecierpliwością oczekuje na kolejny tom. Chce się dowiedzieć, czy fabuła nabierze w moich oczach realności, dzięki rozwiązaniu, czy raczej autorka zepsuje wciąż świetnie zapowiadającą się serię, więc jeśli boicie się zawieść, to polecam wam przeczytać na razie tylko pierwszy tom.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...