czwartek, 31 sierpnia 2017

Podsumowanie sierpnia

Po niesamowicie nieudanym lipcu przychodzi czas na całkiem spokojny i obfitujący w ciekawe lektury sierpień. Spędziłam go przede wszystkim w pracy oraz na czytaniu książek czy spotkaniach ze znajomymi, a na blogu pojawiało się najwięcej recenzji, które od dosyć długiego czasu czekały na opublikowanie. Tym samym skończył mi się zapas zebrany przed klasą maturalną, a właśnie zaczęłam dość sporą książkę, czyli Królową Cieni Sarah J. Maas, więc pewnie zajmie mi to trochę czasu i w najbliższym czasie raczej będę was raczyć postami okołoksiążkowymi lub czymś niezwiązanym z literaturą, a mam kilka pomysłów (kto się cieszy?). Przeczytałam 9 książek, co jest naprawdę świetnym wynikiem zwłaszcza, że ze wszystkich jestem mniej lub bardziej zadowolona. Niestety mądra ja, zapomniałam zrobić zdjęcie wszystkich przed wizytą w bibliotece, a co za tym idzie na zdjęciu widzicie tylko te, które posiadam na własność w wersji papierowej. Niemniej to był bardzo udany okres.

Przeczytane: 9

Pilipiuk Andrzej Kuzynki 8/10
Bonk Krzysztof Genesis 7/10
Dayton Arwen Elys Poszukiwaczka 6/10
Bonk Krzysztof Apokalipsa 7/10
Gerritsen Tess Grawitacja
Chima Cinda Williams Zaklinacz Ognia 6/10
Bonk Krzysztof Genesis II 7/10
Urbanowicz Artur Gałęziste 7/10
Clarke Susanna Jonathan Strange i pan Norrel. Tom 1. 7/10

Najlepsza książka:

Pilipiuk Andrzej Kuzynki

Najgorsza książka:

Dayton Arwen Elys Poszukiwaczka/ Chima Cinda Williams Zaklinacz Ognia

Tymczasem na blogu:

Wyświetleń: 80 643
Obserwatorów: 173
Polubień fanpage'a: 96
Obserwatorów instagrama: 356

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

"Kuzynki" Andrzeja Pilipiuka

Muszę przyznać, że prawie za każdym razem, gdy sięgam po naszych rodzimych autorów coraz bardziej się zaskakuje. Ich pomysły są niezwykle ciekawe, dopracowane, świeże i często bardzo nowatorskie. Szczególnie tyczy się to tych znanych oraz bardzo docenianych twórców fantastyki. Kuzynki dość dawno temu polecała mi Daria z Biblioteczki Ciekawych Książek, ale niestety ciągle mi było z nimi nie po drodze. Teraz bardzo żałuje, że jej nie słuchałam i nie poznałam tej historii wcześniej.

Stanisława Kruszewska od niemal pół wieku żyje wśród ludzi, dzięki cudownym właściwościom kamienia filozoficznego. W tym czasie zwiedziła niezły kawałek naszego globu i nauczyła się wielu języków. Zapas kryształu jednak się kończy i musi powrócić do Polski, aby odnaleźć swojego mistrza, od którego otrzymała go wcześniej. W tym samym czasie jedna z potomkiń jej rodziny, Katarzyna, jest agentem specjalnym CBŚ, zajmującym się wyszukiwaniem przestępców za pomocą specjalnego oprogramowania komputerowego. Właśnie dzięki niemu udaje jej się odnaleźć swoją kuzynkę. W późniejszym czasie do ich grona dołącza uratowana przez polskich żołnierzy Serbka z Kosowa, Monika Stiepankovic.

Po okropnie nieudanym, pod względem czytelniczym, sierpniu byłam niesamowicie spragniona książki, która wciągnie mnie od pierwszej strony, od której nie będę mogła się oderwać. Jednym słowem taką, którą pokocham. Z tego powodu historia kuzynek Kruszewskich wpasowała się idealnie w ten moment, choć nie jest to powieść bardzo wymagająca czy niosąca za sobą jakiś wielki morał. Jej celem jest raczej niesie czytelnikowi chwili relaksu i rozrywki. Niemniej bardzo podziwiam Andrzeja Pilipiuka za napisanie jej, ponieważ wykazał się przy tym nie tylko lekkim i przyjemnym piórem, ale również świetnym researchem oraz umiejętnością kreowania świata będącego mieszaniną dawnych przesądów i współczesności. Nadało to historii niesamowitego, uzależniającego klimatu. Ponadto całość podsyca temat alchemii, która dla mnie zawsze świetnie sprawdza się, jak motyw literacki, a w tym przypadku nie jest ona nawet specjalnie naciągana, żeby była bardziej fantastyczna. Alchemicy nie mają żadnych specjalnych mocy, tylko po prostu posiadają obszerniejszą wiedzę na temat substancji i reakcji chemicznych niż przeciętny człowiek, a do mnie to niezwykle przemawia. 

Podczas samego czytania zostałam wielokrotnie zaskoczona i rozbawiona obrotem wydarzeń, które autor przedstawia z wielu różnych perspektyw. Zazwyczaj tego nie lubię, ponieważ przeszkadza i wprowadza zamieszanie. Tutaj jednak sprawdziło się idealnie, przy przedstawieniu kilku mocno rozbudowanych, ważnych wątków. Pilipiuk nie skupia się tylko na fantastycznym aspekcie swojej historii, ale również obyczajowym czy kryminalnym. Powoduje to, że akcja początkowo płynąca spokojnie i nieco tajemniczo, w pewnym momencie staje się niezłym roller coasterem emocji.

Kolejnym mocnym atutem tej książki są główne bohaterki, przedstawione jako silne postaci kobiece, których odczuwam niedosyt we współczesnej literaturze. Stanisława setki lat żyła samotnie, podróżując po świecie. Nie zmarnowała jednak tego czasu na użalanie się nad sobą, a na naukę języków czy poznawanie kultur. Znalazła również dla siebie idealny zawód - nauczanie. Pracuje w szkołach żeńskich i czuje do tego ogromne powołanie, co odzwierciedlają wyniki jej podopiecznych. Ponadto wolny czas przeznacza na rozwijanie swoich pasji, otacza się antykami i dobrą literaturą. Z kolei Katarzyna to komputerowy magik, które idealnie czuje się w czasach współczesnych. Jest pewna siebie, dzięki czemu nawet pomimo braku umiejętności w przekazywaniu wiedzy, potrafi poradzić sobie w pracy nauczycielki. Monika, to młoda duchem, potrafiąca korzystać z życia pełnymi garściami, urocza osóbka o ogromnej wiedzy i wspaniałym poczuciu humoru. Jej myśli i spostrzeżenia potrafią wprowadzić w stan niepowstrzymanego śmiechu. Nie dajcie się jednak zwieść pozorom, w rzeczywistości to dziewczyna potrafi sobie poradzić nawet w najgorszych warunkach i nieźle zaleźć za skórę. Są równie inni ciekawi bohaterowie, jak na przykład mistrz Michał Sędziwój, którego rozwinięcia jestem niezmiernie ciekawa w kolejnych tomach czy nauczyciel biologii, ale właśnie one trzy są niesamowicie dobrze dopracowane i przyćmiewają wszystkich.

Kuzynki był idealnym lekarstwem na moje niezadowolenie z ostatnio przeczytanych książek. Opowiadała o niezwykle interesującym temacie, a ponadto niesamowicie mnie wciągnęła, do samego końca nie miała słabszych momentów czy nudziła. Posiada niezwykły klimat będąc połączeniem czasów współczesnych (komputery i rozległa wiedza o chemii) ze średniowiecznymi przesądami. Jednak jej największym atutem są główne bohaterki, z którymi z ogromną chęcią bym się zaprzyjaźniła. Jestem bardzo ciekawa ich dalszych losów. Mam nadzieję, że poznam je w najbliższej przyszłości, a wam z ręką na sercu polecam pierwszy tom.


Autor: Pilipiuk Andrzej
Przekład: -
Tytuł polski: Kuzynki
Tytuł oryginalny: -
Seria: Kuzynki #1
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Wydanie polskie: 2014
Wydanie oryginalne: -
Liczba stron: 320
Cena okładkowa: 39,90 zł
Moja ocena: 8/10

niedziela, 27 sierpnia 2017

"Gałęziste" Artura Urbanowicza


Na pewno pamiętacie, że jestem ogromnym wielbicielem horrorów, szczególnie w wersji filmowej. Jako książki raczej rzadko mnie zachwycają i w dużej mierze są przewidywalne oraz nastawione wyłącznie na przestraszenie czytelnika, co w moim wypadku marnie im wychodzi, zamiast skupić się na opowiedzeniu historii. Moje wymagania względem tego typu literatury do tej pory spełniał tylko król grozy, Stephen King. Znudziłam się już po kilku próbach z innymi autorami, ale w przypadku Artura Urbanowicza musiałam spróbować, ponieważ zarys fabuły Gałęzistego brzmiał jak dobry film o opętaniu. Ostatecznie, nie żałuje, bo to była naprawdę świetna historia.

Wielkanoc spędzona na zwiedzaniu Suwalszczyzny, tylko we dwójkę ma być dla Karoliny i Tomka terapią. Dziewczyna czuje, że ukochany się od niej oddala, dlatego namawia go na ten wyjazd. Od początku wszystko idzie jednak nie tak, jak powinno. Niedaleko celu, chłopak dostaje napadu hipoglikemii podczas prowadzenia auto, przez co niemal lądują na ostrym dyżurze. Potem okazuje się, że właściciele pensjonatu, w którym mieli zamieszkać, zapomnieli o nich i spokojnie wyjechali sobie na urlop. Sprawa zostaje jednak szybko sprostowane i para otrzymuje pokój u ich znajomych z sąsiedniej wioski. Zaczynają nękać ich dziwne przywidzenia oraz sny, a o malutkich Białodębach nie słyszeli nawet miejscowi...

Fabuła rozkręca się bardzo powolnie. Przez dużą część książki skupia się na problemach uczuciowych głównych bohaterów, opisach ich wycieczek po przyznam szczerze bardzo urokliwej części naszego kraju, którą na pewno w przyszłości będę chciała odwiedzić. Pomiędzy to wszystko wplecione są niezrozumiałe zarówno dla nich, jak i dla nas wydarzenia - tajemnicze sny, przywidzenia, omamy oraz poczucie bycia obserwowanym. Jest to jedynie zalążek przerażających wydarzeń, które czekają ich później. Ta pierwsza część może się wydawać nudnawa i ciężka do przebrnięcia, ale to tylko pozory. Całość czytało mi się naprawdę świetnie, dzięki bardzo przystępnemu stylowi pisania autora, który wykorzystał do tego język potoczny, co świetnie tutaj pasuje. Poza tym końcówka po prostu wgniata w fotel ilością zwrotów akcji, których w żaden sposób nie dało się przewidzieć, przez co jeszcze bardziej chciałam wiedzieć, co się za chwile wydarzy, a to co miało miejsce w samym epilogu jeszcze do mnie nie dotarło. Wciąż zastanawiam się, jak mogło do tego dojść.

Postacie były bardzo ciekawe i różnorodne. Karolina studiuje psychologie, jest głęboko wierząca, a poza tym bardzo poukładana, trzeźwo myśląca, nieśmiała i zamknięta w sobie. Idealny przykład introwertyka. Tomek to jej totalne przeciwieństwo - student matematyki, niewierzący, uwielbiający imprezy, alkohol, lekkoduch. Pomimo różnic, przez które nie zawsze się dogadują, są dla siebie świetnym oparciem oraz przykładem na potwierdzenie tezy, że przeciwieństwa się przyciągają. Bardzo polubiłam przede wszystkim pana Andrzeja Roguckiego, agnostyka, wdowca z ogromnym sercem i empatią, który nigdy nie przejdzie obojętnie obok potrzebującego. Gospodyni głównych bohaterów z Białodebów, Natalia od początku była sztucznie miła i dawała do zrozumienia, że coś kombinuje. Jej babcia nie siliła się na te uprzejmości, przez co również nie zyskała mojej sympatii.

Specjalnie przy opisywaniu bohaterów wspomniałam o ich poglądzie na religię, ponieważ jest to ważne dla całości fabuły, szczególnie dla samego zakończenia. Wielokrotnie toczą się tutaj dysputy między bohaterami właśnie na temat wiary i bardzo podobało mi się, że autor przedstawił różne strony medalu, nienarzucająca tym samym czytelnikowi swoich własnych poglądów, co czasem zdarza mi się wyczuć w powieściach, gdzie religia jest bardzo ważnym elementem. Denerwowało mnie jednak usilne próby Karoliny przekonania Tomka do uwierzenia w Boga.

Gałęziste to świetna i zaskakująca powieść grozy. Pozornie może wydawać się typową historią o opętaniu, jednak nigdy wcześniej nie spotkałam się z takim przedstawieniem tego wątku. Większość akcji może być dla niektórych nużąca i wciągnąć gdzieś dopiero na sto stron przed końcem, ale mi dobrze czytało się całość. Było kilku różnorodnych i dobrze skonstruowanych bohaterów. Niektórych lubiłam, niektórych nie, niektórzy byli mi obojętni. Najbardziej jednak boli mnie, że nie mogę wam opowiedzieć o moim ulubionym wątku, ponieważ zepsułabym wam radość z czytania tej książki, którą bardzo serdecznie wam polecam. Sama miło spędziłam przy niej czas i na pewno będę chciała kontynuować przygodę z twórczością Artura Urbanowicza.


                                                         
Autor: Urbanowicz Artur
Przekład: -
Tytuł polski: Gałęziste
Tytuł oryginalny: -
Seria: -
Wydawnictwo: Novae Res
Wydanie polskie: 2016
Wydanie oryginalne: -
Liczba stron: 457
Cena okładkowa: 38 zł
Moja ocena: 7/10




Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję autorowi.


czwartek, 24 sierpnia 2017

Trylogia "Eel" Krzysztofa Bonka


Wizje przyszłości, przede wszystkim jej mrocznej strony czyli apokalipsy, wciąż są jednym z moich ulubionych motywów literackich. Myśl o tym, że przede mną jeszcze naprawdę wiele niesamowitych historii z tym wątkiem sprawia, że zaczynam się trząść z niecierpliwości. Sprawiają to już niektóre tytuły. Choć na pewno nie było wśród nich nowej trylogii Krzysztofa Bonka, z tego względu, że możliwość jej przeczytania zyskałam już tego samego dnia, w którym dowiedziałam się o jej istnieniu. Od razu bardzo zaciekawiła mnie okładka, która nie jest mistrzostwem świata, ale zapowiada całkiem ciekawą i futurystyczną historię - świetnie pasuje do samej historii.

XXIV wiek, Vancouver. Maksymilian Jołat prowadzi normalne, przeciętne życie akupunkturzysty uznawanego za nadzwyczaj wybitnie uzdolnionego w swojej dziedzinie. W rzeczywistości urodził się dwieście lat wcześniej, ale posiada defekt genetyczny, którego nie sposób było wtedy wyleczyć ani nawet ujarzmić. Dzięki niemu posiada zdolność czytania w myślach, co daje mu dodatkowe możliwości wykazania się w pracy. Jednak ostatnio coś dzieje się nie tak z jego mocą. Pokazuje mu fałszywe wspomnienia pacjentów. Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, kiedy w zamian za pomoc w uniknięciu usunięcia ze społeczeństwa, ma pomóc byłej partnerce w odszukaniu jej zaginionej córki.

Eel to mieszanina wielu znanych wątków z innych książek czy filmów z nurtu fantastyki naukowej. Znajdziemy tutaj społeczeństwo dążące do bycia idealnym poprzez dogłębną inwigilacje obywateli, eliminacje potrzeb jednostki dla dobra ogółu oraz usuwanie osobników niepotrzebnych bądź potencjalnie szkodliwych, niesamowity rozwój nauki i technologii m.in. wysoce zaawansowaną sztuczną inteligencje czy tworzenie hybryd, inwazje obcych będących o wiele lat świetlnych do przodu niż ludzkość czy podróże międzygwiezdne. Jednym słowem wszystko, co w takich książkach uwielbiam, a dodatkowo niesamowicie pędzącą i zaskakującą akcje. 

Genesis wprowadza nas w to wszystko, przedstawia głównych bohaterów oraz wątki, dlatego też jest zdecydowanie dłuższa od kolejnych tomów. Przyznam, że to moja ulubiona część, ponieważ ma nam najwięcej do zaoferowania jeśli chodzi o tak naprawdę wszystko - akcje, cliff hangery i kreacje uniwersum. Apokalipsa też jest świetna, jednak skupia się bardziej na z góry przegranej walce ludzkości o przetrwanie. Tutaj najbardziej podobało mi się analizowanie mocnych i słabych stron najeźdźców, dzięki czemu bardzo dobrze poznaliśmy kilku z nich. Z kolei zaś Genesis II jest spokojnym przedstawieniem tego, co działo się po tamtej tytułowej apokalipsie. Nie chcąc za dużo zdradzać powiem jedynie, że bardzo podoba mi się ten pomysł, ponieważ autor przedstawił tutaj różnorodność planet, jakie możemy znaleźć we wszechświecie.

Bardzo ważny nacisk fabuła kładzie na biblijny przekaz o końcu świata. Krzysztof Bonk nawiązuje do niego, a interpretuje i przedstawia go na swój własny sposób tak, aby pasował do jego uniwersum. W pierwszej części znajdziemy wielu bohaterów, którzy swoimi imionami, rolami oraz zachowaniem wprost odwołują się do postaci z Ewangelii. Na nowo opowiadają historię Mesjasza, tym razem w bardziej futurystycznych klimatach, co brzmi naprawdę genialnie. Dalej już mamy do czynienia z samą Apokalipsą św. Jana. O ile zazwyczaj nie lubię tego typu nawiązań, ponieważ nie kręcą mnie sprawy chrześcijaństwa, a czasami wręcz odrzucają, tak tutaj bardzo mi się to podobało. Pomimo dość dużej wagi dla całości historii, wątek ten był wprowadzony dość subtelnie.

Bohaterów było naprawdę wielu, ale nie było ciężko się w nich połapać, szczególnie w pierwszoplanowych i kilku tych mniej ważnych. Byli bardzo ciekawie i różnorodnie zarysowani, choć żaden jakoś szczególnie nie podbił mojego serca. Max był bardzo cichy, zamknięty w sobie, oddany swojemu zajęciu, a także bardzo przywiązywał się do ludzi. W przeciwieństwie do swojej partnerki, zrezygnował z posiadania potomstwa, ponieważ nie chciał skazywać ich cierpienie, którego sam doświadczył z powodu choroby. Alla była jego przeciwieństwem - świetnym, pewnym siebie przywódcą, który zawsze racjonalnie oceniał swoje szanse i potrafił walczyć o swoje. Jedynie tytułowa Eel była jakaś taka nijaka, a poza tym było mi jej strasznie mało. Podobnie, jak opryskliwej i wybuchowej Rhode. Nie bardzo dałam radę rozgryźć Roego, więc dla mnie pozostaje takim typowym facetem, który zawsze chce dobrze dla swojej rodziny, a gdy nadarza się okazja najpierw ratuje kobiety i dzieci.

Podsumowując trylogia Eel była naprawdę fajnym misz maszem ciekawych. świetnie skonstruowanych wątków z innych książek science fiction, w które autor subtelnie wplótł jeszcze wątek biblijny, dopasowując go do świata przedstawionego. Dodatkowo nieźle skonstruował głównych bohaterów. Jest to raczej średnia książka w swoim rodzaju i nie wymaga wiele uwagi, ale dla mnie okazała się idealną lekturą do poczytania w autobusie. Takim bardzo dobrym guilty pleasure. Będę ją miło wspominać, a co za tym idzie serdecznie wam polecać.

  


Autor: Bonk Krzysztof
Przekład: -
Tytuł polski: Genesis; Apokalipsa; Genesis II
Tytuł oryginalny: -
Seria: Eel
Wydawnictwo: -
Wydanie polskie: 2017
Wydanie oryginalne: -
Liczba stron: 369;141;165
Moja ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję autorowi.

wtorek, 22 sierpnia 2017

"Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" Stiega Larssona

okładka, stieg larsson, mężczyźni którzy nienawidzą kobiet, milleniumAutor: Larsson Stieg 
Przekład: Walczak-Larsson Beata
Tytuł polski: Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet
Tytuł oryginalny: Män som hatar kvinnor
Seria: Millenium #1
Wydawnictwo: Czarna Owca 
Wydanie polskie: 2008
Wydanie oryginalne: 2005
Liczba stron: 633
Moja ocena: 7/10

Staram się ograniczać ilość czytanych kryminałów czy też thrillerów z wątkiem kryminalnym, ponieważ im więcej po nie sięgam tym coraz bardziej przewidywalne się stają. Są jednak książki, które we własnym mniemaniu powinnam znać, ponieważ czuję, ze społeczeństwo literackie słusznie przyznało im miano bestsellera. Do tej grupy należy właśnie trylogia Millenium autorstwa Stiega Larssona i w końcu po długich zbieraniach się do niej przebrnęłam przez tę historię, a jedyne co mogę powiedzieć to, że jestem zadowolona z lektury oraz kompletnie rozczarowana zakończeniem.

Mikael Blomkvist jest jednym z najbardziej kontrowersyjnych dziennikarzy ekonomicznych w Szwecji. Jednak przy jednym z ostatnich artykułów popełnił karygodny błąd i gigant finansowy oskarżył go o zniesławienie. Zaraz po ogłoszeniu wyroku skazującego otrzymuje nietypową propozycje pracy od byłego prezesa wielkiego, obecnie upadającego koncernu. Pod pretekstem spisanie losów rodziny Vanger ma zbadać sprawę zaginięcia ciotecznej wnuczki zleceniodawcy. Przed około trzydziestoma laty, wówczas szesnastoletnia Harriet zniknęła bez śladu z odciętej od świata wysepki. Przez wiele lat prowadzono szeroko zakrojone poszukiwania, jednak przyniosło to zerowe skutki. Czy śledztwo Mikaela rzuci nowe światło na sprawę? Czy rodzina w końcu otrzyma odpowiedź, co stało się z dziewczyną?

Do stylu pisania Stiega Larssona wręcz nie można się przyczepić, ponieważ odwalił kawał niesamowitej roboty przy tworzeniu tej książki - szczególnie jeśli chodzi o research. Z ogromną pieczołowitością starał się wyjaśnić każde zagadnienie czy to prawnicze, ekonomiczne czy z jakiejś innej dziedziny. Z taką samą skrupulatnością opisywał wszelkie zawiłości fabularne. Pomimo iż w rzeczywistości przez większość książki nie działo się nic szczególnie pochłaniającego to wręcz nie mogłam się od niej oderwać i przeczytałam tę cegiełkę w stosunkowo krótkim okresie czasu, właśnie za sprawą pióra autora. Jego słowami nawet najtrudniejsze formułki stawały się pasjonującym elementem codziennego życia szwedzkiego społeczeństwa, które momentami przybierało wymiar globalny.

Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet niosą za sobą przesłanie odnoszące się do seksualnego wykorzystania kobiet. Nakłania je do odłożenia na bok strachu przed swoim oprawcą, aby się od niego uwolnić, niekoniecznie przy pomocy odpowiednich służb państwowych, ale także we własnym zakresie. Porusza również temat socjopatów - osób, które nie potrafią podporządkować się zasadom współżycia społecznego. Szczególnie podobało mi się istnienie w otoczeniu znajomych, którzy traktowali ich, jak całkowicie normalnych i pełnowartościowych ludzi, a nie psychopatów czy "niedorozwojów". Dla nich oni po prostu rozumowali w inny, nieszablonowy sposób, a co za tym idzie można było im całkowicie zaufać i pozwolić żyć na własnych zasadach, zamiast kontrolować na każdym kroku.

Sama historia kryjąca się za zniknięciem Harriet nie była jakoś szczególnie zaskakująca, ale gdybym otrzymała takie same wskazówki i kłamstwa jak Mikeal, czyli po prostu stanęła na jego miejscu, to w życiu nie domyśliłabym się od razu. Brakowała mi jednak odrobiny efektu zaskoczenia, który wprawiłby mnie w osłupienie i skłonił do wykrzyczenia "ale że jakim cudem ja się tego nie domyśliłam?!". Dużo bardziej wpłynęło na mnie to, co bohaterowie uczynili z prawdą. Nie mogę uwierzyć z jaką łatwością przyszło im zamiecenie pod dywan czegoś tak karygodnego i kontrowersyjnego, co według mnie powinno niezwłocznie ujrzeć światło dzienne. Nie trafia do mnie tłumaczenie bohaterów, dlaczego postanowili to uczynić.

Jeśli zaś chodzi o nich samych to Larsson zafundował nam mocno różnorodną gamę całkiem dobrze dopracowanych bohaterów, do których mam całkowicie różne stosunki. Na przykład bardzo polubiłam Mikaela za jego drobiazgowość i chęć przedstawiania ludziom prawdy na temat brudów rynku finansowego w Szwecji, a już do samej Lisbeth Salander, która w pewnym momencie dołączyła do niego przy sprawie Harriet, mam nieco mieszane uczucia. Zdaje sobie sprawę, że jest ona wyżej wspomnianym socjopatą, jednak nie widzę w jej przeszłości zdarzenia, które doprowadziło jej umysł do takiego stanu. Nie rozumiem pobudek, które kierują nią w pewnych sytuacjach. Zaś z kolei Henrik Vangera, zleceniodawca Mikaela, oraz większość jego rodziny jest mi całkowicie obojętna. Traktowałam ich bardziej, jako przedmiot badań, co powinien był uczynić również główny bohater.

Uważam, że Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet to bardzo dobra książka, która zasłużyła na szum medialny, który wokół niej powstał. Stieg Larsson przy jej pisaniu przyłożył się do każdego szczególiku oraz wyczerpująco wyjaśnił wszystkie zawiłości prawne i ekonomiczne, które mogą być niezrozumiałe dla przeciętnego człowieka. Poza tym poruszył kilka trudnych i kontrowersyjnych tematów, którymi zmusił mnie do refleksji. Samo rozwiązanie zagadki ostatecznie niezbyt mnie zaskoczyło, ale sposób w jaki została potraktowana wywołał we mnie niezwykle negatywne odczucia, choć realności nie mogę tej sytuacji odmówić. Także, jeśli zastanawiacie się nad jej przeczytaniem to ja gorąco was do tego zachęcam, ponieważ nie jest to książka łatwa, prosta i przyjemna, a wręcz przeciwnie może was niezwykle oburzyć czy zniesmaczyć.

niedziela, 20 sierpnia 2017

"Wehikuł czasu" Herberta George'a Wellsa

okładka, wehikuł czasu, herbert george wells, wolne lekturyAutor: Wells Herbert George
Przekład: Wermiński Feliks
Tytuł polski: Wehikuł Czasu
Tytuł oryginalny: The Time Machine
Wydawnictwo: Wolne Lektury
Wydanie polskie: 1985
Wydanie oryginalne: 1895
Liczba stron: 224
Moja ocena: 10/10

Moje postanowienie poznania klasyków ulubionych gatunków spełniam dość powoli i mozolnie, bo jedynie od czasu do czasu udaje mi się po nie sięgnąć. Przyznam też, że do niedawna nie miałam w ogóle pojęcia o istnieniu tej książki, nad czym w tej chwili strasznie ubolewam. Dowiedziałam się o niej z serialu, którego główną postacią jest sam autor Wehikułu Czasu, Herbert George Wells, w skrócie H.G.. Bardzo się wciągnęłam, ale niestety stacja postanowiła go anulować. Wyemitowano jedynie pięć odcinków pierwszego sezonu, a mi na pocieszenie pozostało zapoznanie się z dorobkiem literackim jednego z pionierów fantastyki naukowej.

Nieznany z imienia i nazwiska Podróżnik w Czasie opowiada przyjaciełom o swoich badaniach na temat czasu oraz przestrzeżeni. Wydaje się jakoby wynalazł sposób na podróże w czasie, jednak mimo tego, że swój wywód kończy demonstracją, wszyscy nadal uważają go za majaki. Niebawem mężczyzna spóźnia się na swój własny obiad. Przybywa na niego w opłakanym stanie z niesamowitą opowieścią o odwiedzinach w świecie przyszłości, gdzie historia zatoczyła koło.

Nie wiem czy w ogóle powinnam brać się za recenzowanie tej książki, ponieważ ciężko mi cokolwiek o niej powiedzieć poza tym, że naprawdę zasłużyła na miano klasyka, wielkiego dzieła literackiego i na ekranizację, którą otrzymała i którą na pewno obejrzę. I paradoksalnie nie jest to historia stworzona z nie wiadomo jakim rozmachem oraz nie wiadomo, jak bardzo skomplikowana. Wells postawił wręcz na minimalizm. Podróżnik w Czasie urodził się w epoce jemu współczesnej. Bardzo mocno skupił się na filozoficznych rozmyśleniach głównego bohatera na temat struktury świata przyszłości oraz początkowo na naukowym wyjaśnieniu pojęcia czasu, które do mnie przemawia. Bardzo sprytnie obmyślił sobie wizję miejsce, do którego przybył i w bardzo szczegółowych sposób je opisał.

W roku 802 701 ludzie podzielili się jakoby na dwa oddzielne gatunki. Gnuśnych, przyzwyczajonych do wygody i beztroski, a przez to bezbronnych, Elojów oraz zepchniętych do podziemi, zdziczałych służących, Morloków. Na początku świat ten wydaje się Podróżnikowi niezwykle fascynujący oraz piękny, dlatego z ogromnym uporem brnie w jego zawiłość. Jednak im głębiej się w nim zanurza tym coraz bardziej jest przerażony. Jest to smutna wizja rzeczywistości, w której ludzie po raz kolejny przestali być sobie równi, a arystokracja popadła w marazm. Niestety również bardzo rzeczywista i prawdopodobna. W dalszym ciągu swojej wędrówki główny bohater zapuszcza się jeszcze dalej w przyszłość, abyśmy poznali jak autor wyobraża sobie koniec istnienia naszej planety. Tym wątkiem jestem szczególnie zachwycona i zdumiona.

Sam Podróżnik w Czasie jest rasowym uczonym z dziewiętnastowiecznego Londynu, którego upór w badaniach zakrawa wręcz z manią. Niemniej bardzo trudno nie zapałać sympatią do tego upartego, ciekawskiego, dokładnego i momentami niezbyt taktownego mężczyzny oraz ubolewać nad tym, że nikt nie chce mu uwierzyć w jego fascynującą historię. Myślę, ze zawsze będę wspominać go z rozrzewnieniem, ponieważ dostarczył mi wiele radości i tematów do rozmyśleń.

Bardzo cieszę się, ze poznałam kolejną książkę, która zasługuje na miano ponadczasowego arcydzieła i jest klasykiem jednego z moich ulubionych gatunków. Chwilę spędzone z Wehikułem Czasu były nie tylko przyjemne, ale również pożyteczne. Wizja przyszłości według Wells jest niezwykle interesujące oraz pouczająca. Autor opisał ją w niezwykle dogłębny sposób, jednocześnie dość przystępnym językiem. Dodatkowo udało mu się kompletnie mnie zaskoczyć samym zakończeniem. Bardzo gorąco i serdecznie polecam wam zapoznanie się z jego utworem, a sama na pewno sięgnę po inne.


piątek, 18 sierpnia 2017

"Summoner. Początek" Tarana Matharu

okładka, summoner, zaklinacz, początek, taran matharuAutor: Matharu Taran
Przekład: Komerski Grzegorz
Tytuł polski: Summoner. Początek
Tytuł oryginalny: Summoner. The Novice
Seria: Summoner #1
Wydawnictwo: Jaguar
Wydanie polskie: 2015
Wydanie oryginalne: 2014
Liczba stron: 420
Moja ocena: 5/10

Pierwsze, niecałe dwa miesiące nowego roku kalendarzowego obfitowały w same genialne lektury, które pochłaniałam jedna za drugą. Niestety w końcu musiałam trafić na książkę, która może nie kompletnie, ale bardzo mocno zawiodła moja oczekiwania względem niej. Pewnie były nieco wygórowane ze względu na porównanie do moich ukochanych Zwiadowców, ale mimo wszystko Summoner. Początek do pięt im nie dorasta, a Taran Matharu nie jest kolejnym objawieniem fantastyki młodzieżowej.

Piętnastoletni Fletcher jest sierotą wychowaną przez miejscowego kowala, który odnalazł go jako nagie niemowlę w śniegach niedaleko bram wioski. Skóry leżą wysoko w górach, odcięte od świata i niewiele wiadomości ze stolicy dociera do nich. Jednak pewnego targowego dnia pojawia się tam weteran, który z braku lepszego zarobku, sprzedaje swoje pamiątki z wojny przeciwko orkom. W ramach podziękowania za przysługę chłopiec otrzymuje od niego księgę, która należała kiedyś do maga bojowego zajmującego się tajemniczymi badaniami. Za jej sprawą życie Fletchera zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni.

Jedno Taranowi Matharu muszę przyznać na plus - żadnej z tych genialnych lektur, którymi rozpoczęłam ten okres, nie przeczytałam w tak ekspresowym tempie. Z drugiej jednak strony nie jest to podyktowane świetną zabawą, którą otrzymałam podczas lektury a faktem, że nie potrzebowałam zastanawiać się nad każdym zdaniem, a nieubłaganie brnęłam przez fabułę, w większości przypadków wiedząc co się zaraz wydarzy. Summoner. Początek to mieszanina wątków ze wszelkich możliwych, znanych już nam powieści fantastycznych na przykład serii o Harrym Potterze, Zwiadowcach a nawet znalazłoby się coś z Władcy Pierścienia. Nie ma w niej krzty oryginalności i czuć to od samego początku do samiutkiego końca, którego swoją drogą również się spodziewałam od mniej niż połowy książki.

Wbrew wszystkiemu bardzo polubiłam postać Fletchera oraz Berdona, kowala który go wychował. To chyba jedyni wartościowi bohaterowie w całej książce. Chłopak może jest nieco nieśmiały, niepewny siebie i niedokształcony, ale potrafi zaskoczyć wszystkich swoim sprytem, błyskotliwością, miłym usposobieniem, empatią oraz hartem ducha. Zaś jego opiekun jest surowy, ale robi to wszystko dla dobrego swojego wychowanka. Pełno w nim miłości do jedynego towarzysza i pomocnika przy pracach. Jak dla mnie było go zdecydowanie za mało w tej książce. Pozostali bohaterowie w żaden sposób nie wryli mi się w pamięć, ponieważ autor zrobił z nich typowych przedstawicieli grona, w którym się obracają - zadufana w sobie szlachta oraz naiwny względem nich plebs. Nawet niezwykle zachwalany i reklamowy demon Ignatius jakoś specjalnie nie podbił mojego serca, choć wywoływał salwy śmiechu. Niestety tylko czasami.

Debiutancką powieść Tarana Matharu czyta się całkiem przyjemnie i szybko, a główny bohater potrafi podbić nawet zatwardziałe serca, ale niestety na tym jej plusy się kończą. Jest okropnie schematyczna oraz wyraźnie da się w niej wyczuć nawiązania do innych dzieł literatury fantastycznej, niekoniecznie w pozytywnym znaczeniu. Poza tym postacie drugoplanowe są nijakie i płaskie. Doceniam jednak starania autora o jak najlepsze przygotowanie świata przedstawionego. Decyzje o sięgnięciu po Summoner. Początek pozostawiam jednak w waszych rękach, ponieważ nie wiem, czy bardziej ją odradzać, czy jednak polecać. Zapewne, gdybym przeczytała ją jakieś dwa lata wcześniej to byłabym totalnie zakochana.

środa, 16 sierpnia 2017

PRZEDPREMIEROWO: "Zaklinacz Ognia" Cindy Williams Chimy

Autor: Chima Cinda Williams
Przekład: Dziewońska Dorota
Tytuł polski: Zaklinacz Ognia
Tytuł oryginalny: Flamecaster
Seria: Starcie Królestw #1
Wydawnictwo: Moondrive 
Wydanie polskie: 2017
Wydanie oryginalne: 2016
Liczba stron: 475
Moja ocena: 6/10

Nigdy wcześnie nie czytałam żadnej książki Cindy Williams Chimy, ale ostrzyłam sobie na nie pazurki, ponieważ moja przyjaciółka je uwielbia. Myślałam, że zacznę od czegoś zupełnie innego, jednak wpadła mi okazja przeczytania jej nowej powieści, z której nie omieszkałam, nie skorzystać. Już w trakcie czytania trafiałam na w większości niezbyt entuzjastyczne opinie, jednak w przeciwieństwie do innych blogerów, mi całkiem się podobała i na pewno sięgnę po kolejne tomy.

Dzieciństwo Adriana zostaje brutalnie przerwane przez ogromną stratę - tragiczna śmierć ojca i starszej siostry. Z tego powodu musi dorosnąć w przyspieszonym tempie. Ucieka do Oden's Ford, gdzie będzie mógł dalej szkolić się jako uzdrowiciel pod zmienionym nazwiskiem, a w trakcie wakacji wprowadzać w życie plan swojej zemsty na wrogim władcy. Tymczasem w górniczej wiosce, młoda Jenna po przykrym incydencie z udziałem króla i jej przyjaciół musi ukrywać się przed monarchą. Wstępuje do ruchu oporu. Niestety przeszłość, która związana jest z tajemniczym znamieniem na karku, upomina się o nią. To wszystko na tle długiej wojny pomiędzy Fellsmarchem oraz Ardenem.

Zaklinacz Ognia jest bardziej wstępem do większej całości, co zrozumiałam dopiero po zakończeniu czytania i poznaniu tożsamości tytułowego bohatera. To może być powodem tego, że akcja nie jest zbyt szybka, ale dzięki temu udało mi się w dokładny sposób poznać prawa, obyczaje oraz magię rządzące tym światem. Autorka zestawiła ze sobą narody, a przede wszystkim władców, o totalnie kontrastujących poglądach, dlatego ten tereny po prostu muszą być w ciągłym stanie wojny. Fellsmarch dla Ardeńczyków to miejsce pogańskich i demonicznych kultów, które należy za wszelką cenę wyplenić i starają się to postanowienie spełniać, jednak opór jest równie silny. Niestety wojna niszczy przede wszystkim życie pojedynczych mieszkańców jak Adrian i Jenna, bez względu na to z jakiego szczebla drabiny społecznej są.

Chłopak jest księciem, który od najmłodszych lat wie, co chce w życiu robić i cały czas dąży do spełnienia swoich marzeń. Nie porzuca ich nawet dla żądzy zemsty, która nim targa. Wręcz przeciwnie, wykorzystuje swoją wiedzę i umiejętności, aby ją spełnić. Bez mrugnięcia okiem potrafi zrezygnować z wygodnego życia, aby zapewnić bezpieczeństwo swojej rodzinie. Nie narzeka na ciężką pracę, a wręcz szuka w niej sposobu na odstresowanie. Z kolei Jenna jest córką karczmarza, która potrafi wiele zrobić dla innych, nawet oddać własne życie. Bardzo kocha swoich rodziców. Jest świetną aktorką i ma nam do zaoferowania ciekawą zagadkę. Poza nimi bardzo polubiłam również Lilę - sarkastyczną i zaradną dziewuszkę w szeregach ardeńskich szpiegów czy ich przywódcę Destina, marzącego o uznaniu dla niego w oczach ojca. Przeraziła mnie postawa króla, generała czy przedstawicieli ardeńskiego kościoła wobec magii. A no i oczywiście cudowna królowa Marina!

Największymi minusami okazały się nieco niewykorzystany smoczy wątek. Czułam się jakby prawie go nie było, ale że pojawił się na końcu to liczę na porządne rozwinięcie w kolejnych tomach. Zwłaszcza, że był całkiem uroczy. Poza tym wątek miłosny był mocno naciągany, czyli miłość od pierwszego wejrzenia. Bohaterowie za szybko się na siebie rzucili i za szybko przyrzekli sobie wierność.

Pierwszy tom serii Starcia Królestw to świetny wstęp do większej całości. Zostają nam przedstawieni ciekawi bohaterowie oraz kontrastujące ze sobą obyczaje dwóch państw pogrążonych w wojnie. Akcja może nie była zapierająca dech w piersiach, ale czytało się szybko i przyjemnie, choć nie obyło się bez drobnych potknięć. Zaciekawionym lekturą oraz wielbicielom lekkiej, młodzieżowej fantastyki serdecznie polecam lekturę Zaklinacza Ognia. :)

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwarte/Moondrive

"Pościg" Johna Flanagana

okładka, pościg, drużyna, john flanaganAutor: Flanagan John
Przekład: Byczek Zuzanna
Tytuł polski: Pościg
Tytuł oryginalny: Brotherband. The Hunters
Seria: Drużyna #3
Wydawnictwo: Jaguar
Wydanie polskie: 2011
Wydanie oryginalne: 2013
Liczba stron: 408
Moja ocena: 7/10

Twórczość Johna Flanagana towarzyszy mi już od kilku dobrych lat i nie wyobrażam sobie, żeby nagle miała zniknąć. Choć początkowo moje uczucia były raczej mieszane i niezbyt chętnie wzięłam pierwszy tom przygód Willa z bibliotecznej półki, a teraz jest to jedna z najwspanialszych serii w moim życiu. Aktualnie czytam ją po raz drugi, ale również kontynuuje poznawanie historii, jaką Australijczyk przedstawił w swoim drugim cyklu książek. Do Zwiadowców nie ma co jej porównywać, ale również dostarcza mi niemało rozrywki.

Po uratowaniu oblężonego przez piratów Limmat, Hal wraz z grupką swoich przyjaciół podąża w dalszą pogoń za "Krukiem", aby odzyskać największy skarb Skandii, Andomal. Czeka ich mordercza i niebezpieczna przeprawa przez kraj korsarzy, gdzie na każdym kroku czyha niebezpieczeństwo. Jednak młodzi Skandianie są zdeterminowani, aby oczyścić dobre imię swojej drużyny. 

Jak zawsze początkowo miałam problem z wgryzieniem się w fabułę, ale mogę zrzucić to na dość ciężki styl autora oraz fakt, że nie zapamiętałam zbyt wielu faktów z poprzedniej części. John Flanagan zawsze stara się dokładnie opisać swoich bohaterów, ich historię oraz sceny pojedynków czy wszystkie inne przepełnione akcją momenty, przy czym często używa fachowych określeń. Na szczęście wystarczy najwyżej sto stron, aby przypomnieć sobie, jak wspaniałe i wciągające przygody nam serwuje. W przypadku drużyny "Czapli" jest to raczej żegluga po morzach, czy nawet rzekach, oraz zapierające dech w piersiach pojedynki na śmierć i życie. W tym tomie czeka ich ostatnia prosta w pogoni za okrętem Zavaca, który skradł Andomal podczas ich warty, a tym samym w udowodnieniu swojej wartości w oczach całej Skandii. Nie jest to jednak tak proste, jak się wydaje. Za każdym rogiem czyha coś, co spowalnia ich pogoń, ale nie zraża do jej kontynuowania.

Główny trzon historii stanowi grupka młodych chłopaków, którzy zostali odrzuceni przez społeczeństwo ze względu na swoje wady. Hal jest pół Aralueńczykiem, pół Skandianiem i krzepę odziedziczył raczej po matce, a poza tym przed laty podczas łupieszczej wyprawy stracił ojca. Ingvar mógłby spokojnie rywalizować z najlepszymi, ale ma bardzo słaby wzrok. Jasper z kolei para się złodziejstwem i tak dalej. Dołącza się do nich stary przyjaciel ojca Hala, Thorn, który stracił rękę, a w samym Limmat, Lydia, która chce zostawić przeszłość za sobą. Wszyscy są młodzi, niedoświadczeni oraz często niepewni, ale również bardzo inteligentni, sprytni i uparcie pozostają przy swoim celu. Stanowią świetny przykład postępowania dla młodych ludzi.

Trzeci tom przygód Hala wypełniała równie niesamowita przygoda, jak wszystkie pozostałe powieści od Johna Flanagana. W niczym nie ustępuje ona swoim poprzedniczkom w tej serii. Jest równie dobra i jednym jej minusem (a właściwie całej twórczości Flanagana) jest fakt, że często trudno się w nią wgryźć. Spodoba się raczej zagorzałym miłośnikom przygodówek, morskiej żeglugi oraz samego autora, niż fanom współczesnej literatury młodzieżowej.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...