Tytuł polski: Behawiorysta
Wydawnictwo: Filia
Wydanie polskie: 2016
Wydanie polskie: 2016
Liczba stron: 500
Moja ocena: 6/10
Remigiusz Mróz niebezpodstawnie zyskał sobie sympatię wielu czytelników oraz setki jeśli nie tysiące pozytywnych recenzji od bloggerów książkowych. Mnie osobiście najbardziej podoba się seria thrillerów prawniczych o Chyłce i Zordonie, jednak z ogromną chęcią poznają również inne jego dzieła. Tym razem na tapetę obrałam sobie jedną z nowości wydawniczych, Behawiorystę i muszę szczerze przyznać, że nie do końca jestem pewna, co o niej powiedzieć oraz przede wszystkim, jak ją ocenić.
Gerard Edling spalił za sobą wszystkie drogi powrotu do zawodowej kariery. Najpierw wyleciał z prokuratury, następnie z policji, a jednak gdy niebezpieczny zamachowiec zamyka się w małym, opolskim przedszkolu wraz z dziećmi i pracownikami, jego była podopieczna dzwoni właśnie do niego. Uważa go za ich jedyny ratunek, ponieważ po pierwsze mężczyzna jest behawiorystą - potrafi czytać z gestów i mimiki - po drugie sprawca chce rozmawiać jedynie z nim. Tylko Gerard może powiedzieć, o co tak właściwie chodzi w "koncercie krwi".
Z początku wydawało mi się, że będzie to zwykły kryminał z głównym bohaterem o dość osobliwym charakterze i nieprzeciętnej inteligencji, który stara się rozwikłać niesamowicie zawiłą zagadkę. Niestety, lub stety, okazało się całkowicie na odwrót. Behawiorysta to nie tylko rozwikłanie najgłośniejszej w historii polskiej prokuratury sprawy karnej, ale również w pewien sposób dysputa filozoficzna nad "dylematem wagonika". Każda odsłona "koncertu krwi" przedstawia podobne sytuacje. Kompozytor, jak zostaje ochrzczony przez stróżów prawa, angażuje ludzi w wybór swojej kolejnej ofiary. Przedstawia im dwie propozycje i daje czas na głosowanie, a następnie zabija. W tym czasie postawione do pionu wszelkie służby bezskutecznie starają się go wytropić. W pewnych momentach stawało się to dość monotonne, ale istnieje też przeciwwaga - w innych momentach historia wbijała w fotel. Zwłaszcza zakończenie, choć do dziś nie mogę się odnaleźć, w tym czego właściwie chciał czarny charakter, przez co nie jestem w stanie powiedzieć, czy ostatecznie jestem bardziej na tak czy na nie. Niemniej Mróz na pewno trafił w coś, czego jeszcze wcześniej nie czytałam i było to ciekawe doświadczenie.
Osobowość Gerarda niesamowicie się zmienia w trakcie trwania fabuły. Początkowo jest typowym bohaterem książek z kryminalnym tłem - tajemniczy, nieco socjopatyczny, uzależniony od alkoholu, z nieciekawą przeszłością, ale im dalej w las tym jest coraz ciekawiej. Wydarzenia i doświadczenia z nimi związane bardzo mocno wypływają na jego osobowość. W pewnym momencie doprowadzają go nawet na pewnego rodzaju skraj ludzkiej wytrzymałości, co zmienia jego osobowość o całe sto osiemdziesiąt stopni. Jest dla mnie najlepiej zbudowaną postacią w tej książce, ponieważ myśląc o nim kompletnie zapominam o innych. Szczególnie o Kompozytorze, którego przeszłość, będąca jednocześnie motywem postępowania, nie wywołała we mnie większych emocji.
Behawiorysta był nowym i ciekawym doświadczeniem, jednak posiadał swoje wady. Skłaniał czytelnika do refleksji, nad tym jakiego wyboru by dokonał gdyby znalazł się w sytuacji społeczności przedstawionej w książce Remigiusza Mroza. Momentami wbijał w fotel, a momentami niesamowicie nudził. Możemy odnaleźć tam niejednoznaczne postacie, ale główny bohater przebija ich wszystkich o mile świetlne, a osobowość Kompozytora trudno złożyć w spójną całość. Jest to trudna do przetrawienia historia i musielibyście przekonać się o tym na własnej skórze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie komentarz, ponieważ bardzo mnie to motywuje do dalszego pisania o książkach. Pamiętaj jednak, że jest to miejsce na dyskusje na temat posta, a nie spam.