sobota, 31 października 2015

Podsumowanie października

żródło: lovethispic.com
Jestem już z wami trzy miesiące. Rozumiecie? Trzy miesiące! To nawet dłużej niż istniały niektóre moje blogi z opowiadaniami i na pewno dłużej niż poprzednie projekty identyczne tematycznie. Piszę to i czuję dumę, bo jeśli chodzi o mnie i mój "słomiany zapał" to jest naprawdę bardzo długi okres czasu. Jestem dumna z siebie, swoich chęci oraz zapału, jaki wciąż we mnie jest, dzięki świadomości, że mam dla kogo pisać te swoje wypociny i wymyślać te wszystkie dziwaczne wyzwania, posty czy TAGi, bo ich znowu przybywa. W październiku powitaliśmy na blogu cykle Co w Biblioteczce Suomi piszczy?, poświęcony moim zbiorom, oraz zestawienia TOP5 z różnych okołoksiążkowych tematów. Próbujemy również nowe wyzwanie Z książką w autobusie zachęcające do czytania pozycji z motywem podróży. No i chyba najważniejsze, że upuściłam wodze fantazji i stworzyłam dwa, autorskie TAGi. Jeden z nich Randka w Ciemno Book TAG z tego co zauważyłam cieszy się dość sporą popularnością w blogosferze i co jakiś czas widzę ludzi, którzy go robią i zawsze powtarzają, że mieli przy tym świetną zabawę ;) Zaś drugi na razie nie doczekał się odpowiedzi od nominowanych przeze mnie, ale cierpliwie na nie oczekuję. A! No i powstała dla was specjalna grupa na facebooku, którą możecie znaleźć klikając w zakładkę Czytelnicy Biblioteczki Suomi. :)
Co do statystyk to chyba muszę przyznać, że delikatnie mnie dziwią, a właściwie taka powstała taka mała odwrotność proporcjonalna między ilością wyświetleń (choć te w tym tygodniu też gwałtownie zaniżyły loty), a ilością komentarzy. Tych pierwszych jest wciąż tyle samo i nawet przybywa, a wasze opinię, jakby spadły na łeb na szyje. Zastanawia mnie, co spowodowało - wy nie macie czasu? czy może to ja zbyt często dodają posty? może powinnam wrócić do starego systemu trzy posty w tygodniu zamiast dodawać je co dwa dni? albo coś zupełnie innego robię źle?
No i w końcu książki! Po wrześniu marudziłam, że tak mało, że nie mam ochoty czytać, a jak już znajdzie ochota to nie ma czasu. Chyba już przywykłam. Znaczy jest lepiej, bo jestem zadowolona z wyniku. Może i nie wyzerowałam stworzonej listy na październik, ale przecież wcale nie wierzyłam w to, że mi się uda, bo czasu jakby coraz mniej na czytanie. Październik to był zdecydowanie miesiąc sprawdzianów, ale odkryłam całkiem fajną metodę nauki, która pozwala mi nie męczyć aż tak mózgu, jak przy tym głupimi uczeniu się definicji na pamięć, ale też skutecznie wbija wszystko do głowy (sprawdzone na przedmiocie zawodowym, w którym nie wiadomo, co pominąć, bo może zapytać o każdą pierdołę!). Przeżyłam go jakoś bez wysyłania na jakikolwiek konkurs czy wyjazd przedmiotowy, ale na listopad zapowiada się tego więcej. Dałam się wrobić w mecze matematyczne i teraz będę po południami siedzieć rozwiązując zadania i pewnie zawalać soboty, żeby spotkać się z pozostałą częścią drużyny reprezentującą naszą szkołę. Mamy już nawet terminy dwóch walk - 27 listopada bijemy się z ILO w Kościerzynie, a 18 stycznia z naszymi bliskimi znajomymi, czyli miejscowym Liceum Katolickim (pan G. zapowiedział już, że zabieramy ze sobą różance i biblię). Jeszcze gdzieś po drodze ma być olimpiada przedsiębiorczości, a pod koniec miesiąca rusza sezon w skokach narciarskich (bye, bye piątkowe kwalifikacje do zawodów, bo w domu będę o 17, a wy pewnie będziecie o 16) i zaczęłam pisać własną książkę. I z jednej strony to dużo, a dużo zajęć oznacza chęci do czytania...
Dość paplania o niczym. Przejdźmy w końcu do miesięcznych statystyk.

            Książka miesiąca:
Przeczytane:
Kisiel Marta Dożywocie 10/10
Mitchell David Atlas Chmur 7/10
Harris C.S Kiedy Bogowie Umierają 6/10
Hodkin Michelle Mara Dyer. Zemsta 9/10
Vallejo Susana Brama Światów 7/10

Plany czytelnicze na październik:
Canavan Trudi Anioł Burz
Ćwiek Jakub Kłamca
Lehtolainen Leena Na złym tropie
Oliver Jana Córka Łowcy Demonów
Weeks Brent Droga Cienia
Winterson Jeannette Kamienni Bogowie
Zink Michelle Proroctwo Sióstr


Ulubieńcy miesiąca:







Piosenka:
Maria Olafs Someday

                  
Jestem zadowolona z tego, jak mi idzie i mam nadzieję, że kolejne miesiące będą równie dobre albo nawet lepsze. Pomijając fakt, że czeka mnie coraz więcej obowiązków także trzymajcie za mnie kciuki.
A jak wam minął październik? Pochwalicie się swoimi przeczytanymi książkami? :)

wtorek, 27 października 2015

"Mara Dyer. Zemsta" Michelle Hodkin - recenzja książki.

Autor: Hodkin Michelle
Przekład: Fabianowska Małgorzata
Tytuł polski: Mara Dyer. Zemsta
Tytuł oryginalny: The Retribution of Mara Dyer
Seria: Mara Dyer #3
Wydawnictwo: YA!
Wydanie polskie: 2015
Wydanie oryginalne: 2014
Ilość stron: 389
Cena okładkowa: 39,99 zł
Moja ocena: 9/10

Uwaga! Spojlery do poprzednich części.


Pewnego dnia Mara Dyer budzi się i odkrywa, że nie wie, gdzie jest. Przetrzymywana w lustrzanym pokoju zdaje sobie sprawę, że jej ukochany nie żyje, a ona powoli zaczyna o nim zapominać. I tylko głos w jej głowie powtarza: "Musisz uciekać". Okazuje się  jedna, że może to być trudniejsze niż przypuszczała. Leki podane przez doktor Kells nie tylko zmuszają ją do posłuszeństwa. Pozbawiają dziewczynę umiejętności zabijania myślami - Mara Dyer jeszcze nigdy nie czuła się tak bezbronna. I gdy wszystko wydaje się stracone z pomocą przychodzi nieoczekiwany sprzymierzeniec.
Sięgałam po te serię z naprawdę dużymi oczekiwaniami i strachem, że sobie z nimi nie poradzi. Po pierwszej części sądziłam, że to po prostu książka przyjemna oraz taka na raz, ale już wiem, że kompletnie się pomyliłam. Każdy tom serii ma swój specyficzny klimat - Mara Dyer. Tajemnica wyróżnia się dużym poziomem zdezorientowania i niewiedzy, co tak właściwie się dzieje, może to był powód, że nie podobała mi się aż tak bardzo, Mara Dyer. Przemiana przez cały czas trzymała w napięciu i niejednokrotnie przerażała, zaś w Mara Dyer. Zemsta znowu towarzyszy nam strach, ale już zupełnie innej kategorii. Tutaj byłam nim przytłoczona od samego momentu ucieczki z Horyzontów, jakbym cały czas czuła na swoim karku oddech napastnika przed którym umykam lub przyłożoną do skroni lufę pistoletu, co podkręca jeszcze bardziej pędząca z niewyobrażalną szybkością akcja. Najpierw byłam tym totalnie zdezorientowana do tego stopnia, że początek i koniec minęły mi nim w ogóle zdążyłam załapać, co się dzieje. Wszystko zaczyna też w końcu układać się w jedną całość, powoli i stopniowo, oraz wychodzą kolejne motywy postępowania złych postaci. Jedno z nich jestem w stanie usprawiedliwić, ale drugie było zbyt egoistyczne i doprowadziło tę osobę wręcz do szaleństwa, do stanu, w którym krzywdziła bezbronne osoby dla własnej korzyści. Wracając jeszcze do zakończenia, bo dopiero po dobrnięciu do słowa KONIEC zaczęłam o tym wszystkim myśleć i porównałabym je do zakończenia pierwszego tomu Mrocznych Umysłów, z tym, że podobieństwo jest tylko w klimacie i miejscu, a nie treści. Przy tym nie płakałam ze smutku, ale serce wręcz wyrywało mi się z piersi, tak się cieszyłam razem z bohaterami. Podobało mi się również naukowe wytłumaczenie  ich zdolności, bo nadawało to powieści charakter bardziej przyziemny i rzeczywisty.
Niewiele mogę powiedzieć o bohaterach, bo cały czas są ci sami, a jedynie nieznacznie się zmieniają. Po pierwsze Mara, której tęsknotę za Noah wyczuwałam wręcz namacalnie przez co nie jestem w stanie zgodzić się z fragmentem opisu, że ona o nim zapomina. Nie wierzyła w jego śmierć i cały czas chciała go odnaleźć, a gdyby nie jej znajomi to wykorzystałaby każdą najmniejszą szansę, aby poznać jego miejsce pobytu. Po tym tomie jeszcze bardziej pokochałam te dwójkę, bo są, jak ogień i woda, a jednocześnie idealnie dla siebie stworzeni. Bohaterzy poboczni również nie znikają w tłumie, a w szczególności inteligenty i dociekliwy brat Mary, Daniel, oraz rozbudowana w tym tomie postać Stelli, za którą kryje się ciężka przeszłość. Choć mogę powiedzieć, że za większością bohaterów ukrywa się nieciekawa przeszłość i wiążę się to właśnie z tymi zdolnościami.
Styl pisania Michelle niesamowicie się zmienił od pierwszego chaotycznego tomu przez niewiarygodny drugi aż po ten naszpikowany akcją, ale bardzo logiczny. Nie, zmienił to źle powiedziane. on się rozwinął! Mimo tego dalej jest niesamowicie wciągający, niepozwalający odłożyć książki, ale też wciąż nie ma w nim nic szczególnie wyjątkowego. Autorka nauczyła się jeszcze bardziej niezwykle budzić nastrój grozy, ale też w zabawny sposób go rozluźniać, choć szczerze powiem troszeczkę mnie irytowało ciągłe wypominanie Marze, że jest cała we krwi.
Nie wiem, co powiedzieć w podsumowaniu. To jest naprawdę dobra, mrożąca krew w żyłach powieść i chcę jedynie mieć nadzieję, że Hodkin będzie dalej pisała w tym klimacie. Jest do tego stworzona.

niedziela, 25 października 2015

Be Room Cliff Book TAG

Za nominację serdecznie dziękuję Eileen Joy z bloga Recenzandia :)
Dzisiaj z kolei TAG zupełnie inny niż wszystkie, które dotychczas publikowałam na blogu, ale zapewne, bo jest bardzo popularny, więc ja robię go jako jedna z ostatnich, wy doskonale wiecie jak go przeprowadzić. Otóż do kubeczka, bądź czegokolwiek innego, wrzucamy karteczki z imionami żeńskich bohaterek książek, lub w przypadku chłopaków męskich, po czym losujemy po trzy i decydujemy którą z nich chciałybyśmy być, z którą mieć pokój, a którą zrzucić z klifu, dlatego wrzuciłam tutaj też nielubiane bohaterki. Mam nadzieję na dobrą zabawę, więc bez owijania w bawełnę zaczynamy zabawę!

Runda 1.
Tavia Michaels (Ocalona) ROOM
Ann Burden (Z jak Zachariasz) BE
Mare Barrow (Czerwona Królowa) CLIFF
Tavia była całkiem sympatyczną postacią i razem z Bensonem często doprowadzali mnie do stanu they so cutie I want cry, ale zdecydowanie nie chciałabym się znaleźć na jej miejscu i walczyć o życie po katastrofie samolotu. Mogłabym z nią zamieszkać i wspierać jakąś dobrą radą oraz miłym słowem. Zdecydowanie lepiej czułabym się w skórze Ann przed pojawieniem się jej tajemniczego przybysza. Byłabym sama i jedyne co miałabym do zrobienia to zaopiekowanie się gospodarstwem i zapewnienie sobie żywności, a przede wszystkim nikt nie przeszkadzałby mi w czytaniu! Bezapelacyjnie z klifu polecieć musi Mare, która jakoś szczególnie mnie nie irytowała, ale też nie zapałam do niej wielką sympatią z powodu jej niecodziennego hobby, takiego trochę żerowania na innych i, że cały czas właściwie myślała tylko o jednym.

Runda 2.
Mara Dyer (Mara Dyer) CLIFF
Celeana Sardothien (Szklany Tron) BE
America Singer (Selekcja) ROOM
Jeju, Mara musisz mi wybaczyć, ale zdecydowanie nie chciałabym ani Tobą być, ani z Tobą mieszkać. Nie chciałabym dzielić Twoich problemów z psychiką nawet za cenę tej cudownej umiejętności, którą posiadasz, a która bardzo by mi się przydała. No i przebywanie w Twoim pobliżu jest niebezpieczne, dlatego muszę cię zrzucić z klifu. Zdecydowanie bardziej chciałabym być niezależną, pyskatą i niezłomną Celeaną najlepiej z Chaolem u boku! Zaś na moją współlokatorkę świetnie nadaje się Ami. Poskromiłaby mój chaotyczny charakter i udzielała rad w różnych sprawach od sercowy poprzez książkowe, muzyczne aż po ubraniowe.

Runda 3.
Katniss Everdeen (Igrzyska Śmierci) BE
Alicja Bell (Kroniki Białego Królika) CLIFF
Miriam Black (Miriam Black) ROOM
Początkowo Katniss miała iść z klifu za to co zrobiła na końcu Kosogłosa, ale w takim zestawieniu zdecydowanie najbardziej wolałabym być nią. W końcu coś wygrać oraz być sławną. Choć za Chiny Ludowe jej nie wybaczę tego zakończenie całej serii to zdecydowanie bardziej nie polubiłam się z Alicją, czy może raczej Ali, jak każe na siebie mówić. Jest to po prostu źle skonstruowaną postać, albo myślała jedno, a robiła drugie i to mnie tak straszliwie irytowało. Jeśli chodzi moją współlokatorkę to Miriam może nie będzie idealną, ale przynajmniej nie będzie jej zbyt często w domu.

Runda 4.
Salomea Przygoda (Nomen Omen) ROOM
Linh Cinder (Saga Księżycowa) CLIFF
Clary Fray (Dary Anioła) BE
Znowu muszę zrzucić z klifu postać, którą nawet lubię, albo raczej bardzo lubię tylko dlatego, że nie chciałabym znaleźć się w jej sytuacji, ani jej w tym wszystkim współtowarzyszyć. Sorry, Cinder. :/ Z kolei Clary wybieram, bo bardzo chciałabym żyć w świecie Nocnych Łowców - polować na demony, rysować runy i zobaczyć najprawdziwszą Szarą Księgę! Bycie Salką nie przyniosłoby mi właściwiej żadnej zmiany, bo mamy podobne charaktery i taki sam poziom pecha, więc bardziej pasowałoby mi mieszkanie oraz dogadywanie się z nią.

Runda 5.
Emilie Selden (Córka Alchemika) CLIFF
Linden Sky Davis (Hopeless) ROOM
Rielle Lazuli (Prawo Millenium) BE
No dobra, do Rielle też mam podobny charakter, ale czuję, że byśmy się nie dogadały, dlatego zapobiegawczo wolałabym się raczej wcielić w jej skórę niż się z nią kłócić. Przy Sky akurat jestem pewna, że miałybyśmy wspólne tematy (wcale nie mówię o książkach i Holderze!), więc spokojnie mogłybyśmy zamieszkać w jednym pokoju. A Emilie w obojętnie jakim zestawieniu szła do odstrzału i nawet nie jest mi jej szkoda!


I, uwaga, niespodzianka nie nominuję nikogo, bo pewnie wszyscy mają to już za sobą, chyba że jesteś osobą, która jeszcze tego nie zrobiła, więc czuj się przeze mnie nominowany. ;)

piątek, 23 października 2015

TOP5: Ulubieni polscy booktube'rzy!


Mogę szczerze przyznać, że nie żałuję kolejnej próby wybicia się w książkowej blogosferze, bo wypadła nadzwyczaj korzystnie, a właściwie to nie spodziewałam się, że będzie aż tak dobrze. Leci już trzeci miesiąc, jak jestem z wami, więc blog coraz mocniej poszerza swoje horyzonty o coraz to nowe rodzaje postów, bo na razie boję się i nie mam zbytniego pomysłu na jakąś notkę z poradami, sytuacją typową dla książkoholika, czy dotyczącą w jakiś sposób rynku książki w Polsce, choć nie obiecuję, ze coś takiego w przyszłości się pojawi. Na razie spróbuję ze zestawieniami dotyczącymi różnych aspektów książkowych, a na pierwszy rzut pójdą właśnie ulubieni booktube'rzy, bo tutaj czuję się pewniej. Booktube'a oglądam dłużej niż piszę czy czytam o książkach i zauważyłam, że nie wszystkie są mi w stanie przypaść do gustu i chyba nie chodzi tutaj nawet o gust czytelniczy vloggera, a o jego głos. Nie jestem w stanie słuchać długo kogoś, kogo głos mnie drażni lub zbyt często przerywa tym naszym 'yyyy...', dlatego normalne, że raczej  nie będę go oglądać na dłuższą metę. Są jednak osoby, które w jakiś sposób zauroczyły mnie sposobem prowadzenia swojego kanału, tym jak mówią o książkach, ile wkładają w to pracy, pasji, serca, ale żeby się nie rozwodzić oto oni:

5.  Więcej Książków

Kanał Darii jest bardzo popularny, więc mam nadzieję, że większość z was ją zna. :) Strasznie miło mi się ją ogląda, ponieważ w ciekawy sposób opowiada o książkach, za które ja sama najchętniej bym sięgnęła przy czym jest bardzo energiczna i żywiołowa. Ostatnimi czasy również bardziej zaangażowała się w wypromowanie swojej działalności - powstała grupa dla jej widzów oraz kilka całkiem ciekawych akcji, a ja i wszystko, co związane z reklamą jesteśmy, jak królik z marchwią, więc bardzo do niej lgnę!



4.  BookReviews by Anita

Niezwykle polubiłam również niezastąpioną Anitkę, która zawsze jest pełna energii, uśmiechnięta i wygadana. Uwielbiam, kiedy włącza się jej słowotok na temat jakiejś książki, bo to może oznaczać tylko, że naprawdę ma sobie coś i warto ją przeczytać. Jedynym minusem, który właściwie nie jest minusem, bo ja sobie mogę narzekać, ale nic to nie zmieni, jest to, że nasze gusta się nie dograły - Anita czyta dużo klasyki, z którą ja nie jestem w stanie się dogadać. No i jeśli krytykuje to robi to w epicki sposób - rękawiczka rządzi!

3.  Abigail Jailette


Na kolejnym miejscu moja imienniczka i rówieśniczka, czyli Abi z bloga Wyznania Książkoholiczki, która postanowiła również na równi poprowadzić kanał o tej samej tematyce. Jest bardzo urocza, ma przyjemny do słuchania głos, choć często zdarza jej się przez cały filmik czy recenzje mówić o dokładnie tym samym tylko w zmienionej formie - takie mielenie jednego tematu - lub o każdej książce mówić tak samo. Słynie z ogromnych bookhauli, ale niestety nagrywa bardzo mało recenzji. :( Widać, że stara się być profesjonalistką w tym co robi.



2.  Book Please


Zaraz na drugim miejscu kanał, który zaczęłam oglądać jako pierwszy i moja sympatia do jego autorki nie słabnie. Yui podobnie, jak Abi, jest urocza i ma przyjemny głos, ale w przeciwieństwie do niej nie jest aż tak popularna. Bardzo nad tym ubolewam, ponieważ w fajny sposób prowadzi swój kanał. Oglądając ją mam wrażenie, jakby mówiła bezpośrednio do mnie, a nie do tłumu innych osób i bardzo liczy się ze zdaniem swoich widzów. Dużo opowiada o tym, co działo się w temacie książek między jednym, a drugim filmikiem - przy czym mocno chroni swoją prywatność - i w genialny sposób krytykuje.



1. TotallBookNerd7


Ze wszystkich wspomnianych kanałów ten jest najmłodszy, ale już zgarnął sobie moją sympatię z powodu dość nietypowej prowadzącej. Mam wrażenie, jakby Klaudia próbowała robić z siebie osobę okropnie nieogarniętą, ale przy tym jest strasznie uroczo zabawna. Dodatkowo podoba mi się ten jej luzacki sposób prowadzenia i to, że w każdym filmiku wystaje stały element, czyli kubek z herbatą, który tworzy wrażenie domowej atmosfery.






Oglądacie booktube'a? Macie jakiś swoje ulubione kanały? A może sami go prowadzicie? :)
Wszystkie zdjęcia pochodzą z kont vloggerów na przeróżnych mediach!

środa, 21 października 2015

"Kiedy Bogowie Umierają" C.S. Harris - recenzja książki. | #czytamnietylkoamerykanów

Autor: Harris, C.S.
Przekład: Kleinrok Marta
Tytuł polski: Kiedy Bogowie Umierają
Tytuł oryginalny: When The Gods Die
Wydawnictwo: Red Horse
Wydanie polskie: 2009
Wydanie oryginalne: 2006
Ilość stron: 388
Cena okładkowa: 34,90
Moja ocena: 6/10

W letni wieczór w królewskim Pawilonie w Brighton piękna, młoda żona sędziwego markiza zostaje odnaleziona martwa w objęciach samego Księcia Regenta. W jej plecach tkwi wysadzany klejnotami sztylet. Szyje oplata jej zdobiony szafirami, stary, srebrny naszyjnik, który miał niegdyś należeć do walijskiej kapłanki druidów. Legenda głosi, iż naszyjnik roztaczał szczególną moc do czasu, gdy zaginął na morzu wraz z jego ostatnią właścicielką matką Sebastiana St. Cyra....
Od samego początku, czyli chwili, kiedy zabrałam ją z półki, miałam wobec niej bardzo wysokie wymagania, bo zaintrygował mnie tytuł i ten bardzo lakoniczny opis z tyłu okładki. Jeszcze dodatkowo znalazłam ją w dziale z fantastyką, co kilkukrotnie pobudziło moją ciekawość - połączenie dwóch ulubionych gatunków! Wiedziałam, że będzie pierwszą książką z tego stosu, za którą się zabiorę, choć minęło dość dużo czasu zanim w końcu udało mi się do niej dorwać (wińcie Atlas Chmur!). Historia zaczyna się bardzo intrygująco, od wspomnianego wyżej wydarzenia. Intrygująco, bo zaraz na wstępie autorka uniewinnienia głównego podejrzanego, a raczej jego tokiem myślenia daje do zrozumienia, że to za żadne skarby to nie mógł być on, i od razu wynajduje bohatera, który z chęcią przywdzieje wdzianko Sherlocka Holmesa i weźmie do ręki lupę. Zaraz po zobaczeniu tajemniczego naszyjnika, wszyscy wiedzą, do kogo muszą się udać, a ojciec wypomina Sebastianowi, że nie chce aby ich nazwisko kojarzyło się z kolejną martwą kobietą. Nie powiem, że z jednej strony mnie to zaniepokoiło, a z drugiej zaintrygowało, bo intrygujące postacie powinny mieć intrygującą przeszłość, ale takie fakty nie bardzo pasowały do powieści jednotomowej. Zaczęłam się zastanawiać, czy aby nie trafiłam na kolejny tom jakiejś serii, ale nie. Na lubimy czytać książka widnieje jako powieść jednotomowa. Wiedziona dziwnym przeczuciem przeczytałam jeszcze opis wcześniejszej książki tej autorki i trafiłam w prawdziwe sedno, a raczej wydawnictwo lub sama pisarka zrobili w bambuko czytelników. Z tymi książkami jest prawie, jak z seriami kryminalnymi - w każdej opisana jest inna sprawa, a połączone są tylko przez bohaterów i wątki obyczajowe. Prawie, bo tutaj znalazło się rozwiązanie zagadki z Czego Boją się Anioły, a o co byłam bardzo zła, bo nie opłaca mi się już jej czytać. Zagadki tworzone przez panią Harris na pierwszy rzut oka wydają się ciekawe i ze skomplikowaną strukturą, więc gdzieś do 250 strony miałabym jeszcze chrapkę na przeczytanie jej debiutu. Potem przestało mi się podobać przez bardzo płytkie wytłumaczenie tytułu i ciągły brak tego wątku fantastycznego, oprócz oczywiście tej legendy, bo to my też mamy i jakoś nikt nie sądzi, że nagle nasze historie nadałyby się do takiej książki, choć mogę wybaczyć, bo wygląda to na pomyłkę pań bibliotekarek. Przez brak kolejnych, znaczących podpowiedzi opadło napięcie i nie mogło mnie złapać ponownie, kiedy w dochodziliśmy do punkty kulminacyjnego. No i koniec końców zakończenie ani mnie nie zaskoczyło, ani nie wywołało żadnych emocji. Zabrakło w tym wszystkim "efektu wow"!
Cała akcja kręci się wokół angielskiej arystokracji z pierwszej połowy dziewiętnastego wieku oraz dwóch rodów królewskich -Stuartów i hanowerskiej, choć ich obecność budzi moją wątpliwości - o Stuartach tylko wspominano, a hanowerska choć obecnie panująca zbyt rzadko się pojawiała. Brakowało mi większej ilości przemyśleń egoistycznego księcia regenta. Poznawaliśmy to wszystko z perspektywy różnych bohaterów, ale prym zdecydowanie wiedzie Sebastian, który zapowiadało się, że podbije moje serce i będzie wyróżniał się na tle tego zepsucia swojej klasy społecznej, a okazał się totalnie nijaki. Niby robił to wszystko z pobudek osobistych i nie miał zbyt ciekawej przeszłości, wiec powinnam wyczuwać w tym wszystkim nutkę nostalgii, zranionych uczuć i obrazy na świat, a on zachowywał się, jakby pracował i to wszystko w żaden sposób nie kręciło się wokół jego osoby, a innych mu zupełnie obcych. Nawet w scenach z jego ukochaną lub z perspektywy jego ukochanej wydawał się zimny, jak lód - ona z resztą też, jakby miłość to były tylko puste słowa. Najbardziej chyba jednak zdenerwował mnie w momencie ucieczki przez kanały ściekowe, kiedy bardziej martwił się o reakcje swojego garderobianego na kolejne zniszczone ubrania niż o własne zdrowie i życie.
Styl autorki znowu zapowiadał się ciekawie, ale nie wytrzymał na dłuższą metę. Z czasem wyszedł na jaw mały zasób słownictwa autorki i ciągłe przewijania się tych wszystkich tytułów szlacheckich - większości i tak nie udało mi się zapamiętać, a z czasem pewnie wylecą mi z głowy nawet ci główni. Większość z nich była nazywana tylko na dwa, góra trzy, sposoby, czyli imię, nazwisko i tytuł lub stanowisko jakie zajmowali. Narracja trzecioosobowa prowadzona była, jak wspomniałam wcześniej, z perspektywy różnych bohaterów i na początku było ciekawe, ale potem jakby uciekła jej wena i na siłę dopisywała ciąg dalszy. Miałam też wrażenie, jakby w pewnym momencie sama zgubiła się w swoich zawirowaniach fabularnych i dwa razy powtarzała to samo.
Chyba zbytnio nastawiłam się na tę książkę, bo chciałam dostać coś w stylu Cienia Wiatru, ale bardziej trzymającego w napięciu i z wątkiem fantastycznym. Nie oceniałam nawet tła historycznego, bo ja się na historii własnego państwa nie znam dokładnie, a co dopiero mówić o dziewiętnastowiecznej Anglii. I ona naprawdę miała potencjał na zachwycenie mnie, a zamiast tego już pod sam koniec odrzuciła.

poniedziałek, 19 października 2015

Anime Book TAG


Mając na myśli ogrom pomysłów, czy jak tam się wyraziłam, naprawdę miałam go na myśli i nie są to tylko i wyłącznie TAGi podobne do tego poprzedniego, polegające głównie na jakimś technicznym zadaniu. Są wśród nich także takie klasyczne polegające na dopasowaniu książki do jakiejś kategorii. Najprawdopodobniej będę związane po prostu z moimi poza książkowymi zainteresowaniami lub jakąś uwielbianą przeze mnie książką/serią, która własnego jeszcze nie posiada. Pierwszy z nich powinien ucieszyć zainteresowanych kulturą wschodnią i zaangażowanych w oglądanie "chińskich bajek". Może być on niezbyt obiektywny ponieważ będzie się po części opierał na moich własnych odczuciach względem tych serii. Będzie zawierał niewielki zakres, który udało mi się obejrzeć i w jakiś szczególny sposób zapisały się one w mojej pamięci, więc nie spodziewajcie się tutaj znaleźć jakiś wielkich klasyków. Może w przyszłości poszerzę ten zakres, bo wiecie ja mam taką przypadłość, że jak jakieś anime jest wychwalane pod niebiosa to mi niekoniecznie przypada do gustu, a te gnioty, w mniemaniu innych oglądam, z wypiekami na twarzy. Jeśli siedzicie w tym dłużej niż ja to możecie mi coś oczywiście polecić w komentarzach. :)

Death Note, czyli książka z perspektywy złej postaci.

Może nie do końca trafia to w temat, bo Rodia nie był zepsuty do szpiku kości, ale idealnie pasuje mi tutaj Zbrodnia i Kara Fiodora Dostojewskiego. Moja ulubiona lektura, która jest bardziej psychologicznym przedstawieniem takiej miniwojny w umyśle zbrodniarza pomiędzy jego sumieniem, a przekonaniami. Raskolnikow był nihilistą - sam sobie ustanawiał normy moralne. Uznał, że morderstwo w rozważanym przez niego przypadku jest wybaczalne, że chcąc uratować tysiące istnień może zabić jedną osobę.


Neon Genesis Evangelion, czyli książka z rozczarowującym zakończeniem,

Najświeższa sprawa tego typu to zamknięcie całej trylogii Mrocznych Umysłów Alexandry Bracken. O ile pierwsza część bardzo mi się podobała to im dalej w las tym coraz gorzej. Druga już nie była tak genialna, jak pierwsza, a trzecia to już kompletne dno. W Po Zmierzchu Ruby jest okropnie irytująca i robi się z niej typowa, użalająca się nad sobą bohaterka dystopii. Dodatkowo rozwiązanie całej sprawy dzieci z psionicznymi umiejętnościami i obozów, w których były przetrzymywane, postąpiła zdecydowanie za szybko - jedno małe powstanie i było po wszystkim, ugiął się rząd, a rodzice pofatygowali się po swoje pociechy, których wcześniej się bali.... Bez sensu.


Tasogare Otome x Amnesia, czyli książka z genialnym wątkiem romantycznym.

Żeby po raz kolejny nie rozpisywać się o Nomen Omen powiem o swoim ulubionym romansidle dla nastolatek. Hopeless podbiło moje serduszko od pierwszej strony, bo podświadomie cały czas wyczuwałam, że pod tym wszystkim kryje się coś głębszego i poważniejszego. Od pierwszego spotkania Sky z Holderem. Głównie przez tajemnicze zachowanie chłopaka, a potem utwierdziły mnie w przekonaniu powoli wplatane retrospekcje. Nie jestem pewna, czy uczucie pomiędzy tą dwójką jest takie do końca realistyczne, ale jak dla mnie idealnie się dobrali.


Shingeki No Kyojin, czyli książka z niesamowitymi postaciami fantastycznymi.

Część z tych postaci jest dawno przereklamowana przez tą straszliwą modę, którą zapoczątkował Zmierzch, ale powieści Cassandry Clare za pewno na długo pozostanie w pamięci wszystkich czytelników. W Darach Anioła są one takie bardziej klasyczne. Wampiry nienawidzą słońca, więc chodzą tylko nocami zamiast się w nim mienić kolorami tęczy. Wilkołactwo to choroba, a nie jakieś dziwne, plemienne dziedzictwo. Na dokładkę mamy tutaj mnóstwo innych nadprzyrodzonych postaci takich, jak anioły, nefilim, czarownicy i fearie - dla każdego coś dobrego.

Another, czyli książka pełna brutalnych śmierci.

Pierwsze, co przyszło mi do głowy to kryminał medyczny autorstwa Simon Becketta Chemia Śmierci, w której z perspektywy głównej bohatera, który jest byłym patologiem sądowym, opisane są w bardzo dokładny i nieco odrażający sposób rozkładające się ludzkie zwłoki. Momentami aż trudno mi było uwierzyć, że za tym wszystkim naprawdę stoi rozumna istota ludzka, ale jestem z siebie dumna bo winnego wskazałam na drugim miejscu, choć jeszcze nie widziałam jego motywu.

Higurashi no Naku Koro ni, czyli książka, której nie rozumiesz.

Skończyłam czytać ją ledwo tydzień temu, a męczyłam się z tym trzy tygodnie i nie uważam jej za chłam, bo rozumiem do czego dążył autor, ale nie do końca to widzę. Zdążyłam już nawet powiedzieć o Atlasie Chmur w poprzedniej recenzji!
Guilty Crown, czyli książka od początku do końca trzymająca w napięciu.

Zastanawiałam się nad Jedyną szansą Harlana Cobena, ale przypomniałam sobie, że był tam pewien moment rozluźnienia, kiedy główny bohater stracił nadzieję na odzyskanie córki, więc przejdę do drugiej myśli, czyli Unicestwienie Jeffa Vandermeera. Nie jest to co prawda powieść akcji ani nawet sensacyjna tylko fantastyka i na przełomie dwustu stron właściwie nic szczególnego się nie dzieje, ale budowa świata przedstawionego wprowadza nas w pewnego rodzaju przerażenie. W Strefie X nigdy nie wiadomo, co się wydarzy za kilka słów, a co dopiero mówić o zdaniach.

Taguję:
oraz wszystkich, którym się spodobało i mają na niego ochotę :) I mam nadzieję, że poradziłam sobie dobrze, żeby żaden otaku mnie nie napadł. :D

sobota, 17 października 2015

Biblioteczny Bookhaul #2


Niech wam będzie, że tę bibliotekę odwiedziłam już jakieś trzy tygodnie temu, ale, z powodów, których lepiej wam nie podawać, dopiero tydzień temu zabrałam się za skracanie tego stosu. I chyba właśnie zabiłam polską składnie, ale cicho, bo zdecydowałam się w końcu pokazać wam moje kolejne zdobycze, które zawarły się w planach czytelniczych na październik. Tylko w tamtym poście to ja raczej podsumowywałam wrzesień, więc nie mieliście szansy na wypowiedzenie się na ich temat - czy je znacie, czytaliście, co sądzicie, ani czy macie w planach i czekacie aż ja się na ich temat wypowiem - dlatego powstaje ku temu osobny post. Tym razem wybierałam się tylko i wyłącznie po książki dla siebie, dlatego mogłam zaszaleć i zaszalałam, a właściwie to przepadłam w dziale z fantastyką i po jakiś dziesięciu minutach stwierdziłam, że pie*dolę, wychodzę, bo zaraz nie będę miała jak się z tym zabrać do domu. Choć w sumie i tak jedną niosłam w ręce, bo nie zmieściła się do torby i już sama nie wiem, czy ta torba jest za mała, czy to ja biorę za dużo książek i czy ta wypowiedź ma jakiś sens. Nie wiem, totalnie nie wiem, więc po prostu patrzcie co ze sobą przytargałam.

  
  

No i jak? Czytaliście coś z tego?

czwartek, 15 października 2015

"Atlas Chmur" Davida Mitchela - recenzja książki

Autor: Mitchell David
Przekład: Gardzińska Justyna
Tytuł polski: Atlas Chmur
Tytuł oryginalny: The Clouds Atlas
Wydawnictwo: MAG
Wydanie polskie: 2012
Wydanie oryginalne: 2004
Ilość stron: 536
Cena okładkowa: 39 zł
Moja ocena: 7/10

Pasażer statku, z utęsknieniem wyglądający końca podróży przez Pacyfik w 1850 roku; wydziedziczony kompozytor, usiłujący oszustwem zarobić na chleb w Belgii lat międzywojennych; dziennikarka-idealistka w Kalifornii rządzonej przez gubernatora Reagana; wydawca książek, uciekający przed gangsterami, którym jest winien pieniądze; genetycznie modyfikowana usługująca z restauracji, w oczekiwaniu na wykonanie wyroku śmierci; i Zachariasz, chłopak z wysp Pacyfiku, który przygląda się, jak dogasa światło nauki i cywilizacji - narratorzy Atlasu Chmur słyszą nawzajem swoje echa poprzez meandry dziejów, co odmienia ich los zarówno w błahym, jak i w doniosłym wymiarze.
Na wstępie chcę zaznaczyć, że w żaden sposób nie skazuje tej książki na porażkę, a po prostu nie do końca ją rozumiem. Zamieszczony na okładce tekst wskazuje, że książka ma mieć podobny morał, jak moja obecna lektura Jądro Ciemności, czyli zdziczenie przy bezwzględnym dążeniu do władzy i już nawet w tym miejscu jawi się moje niezrozumienie. Nie we wszystkich historiach udało mi się to wyczuć i kompletnie nie jestem w stanie wskazać z jakiego dokładnie powodu, bo widzę ich kilka. Atlas zdecydowanie zasługuje na miano bestsellera choćby ze względu na ogrom pracy, którą włożył w niego autor pisząc z perspektywy sześciu rożnych osób żyjących w zupełnie innych czasach i jeszcze stosując zupełnie różne sposoby narracji. Dlatego momentami ciężko przez nią przebrnąć, bo zalewa nas fala zupełnie nieznanych słów z przeszłości lub przyszłości. Każdy rozdział pisany jest z perspektywy innej postaci, a każda z nich oprócz Zachariasza, ma do dyspozycji dwa, które w bardzo przyjemny sposób zazębiają się ze sobą za pomocą książek, listów, filmu czy nagrania ale przede wszystkim tajemniczej blizny, która łączy ich wszystkich. Brakowało mi tylko jakiegoś wydarzenia cz przedmiotu, który połączyłby każde z tych wcieleń i jakiejś takiej płynności reinkarnacji, jakby żywot tej duszy zaczynał się wraz z życiem Adama Ewinga i kończył na życiu Zachariasza. Najciężej było mi przebrnąć przez pierwszą połowę powieści, a w szczególności pierwszy rozdział, ale kiedy poznałam "najmłodszą" (powiedzcie, że wiecie o co mi chodzi!) historie dalej poszło już jak spłatka i jestem nawet w stanie powiedzieć, że się wciągnęłam.
Choć niestety nie dano mi było w najmniejszym stopniu zżyć się z bohaterami, a zakończenie ich losów nie wywołało we mnie najmniejszych emocji. Mam tylko wrażenie, że z każdym kolejnym wcieleniem dusza była coraz mądrzejsza, jakby nieświadomie uczyła się na podstawie błędów ze swoich poprzednich żyć - od naiwnego, łatwowiernego Adama Ewinga poprzez Zachariasza, który pomimo, że wychował się w buszu był z nich najmądrzejszy.
Naprawdę jestem pełna podziwu dla Davida Mitchella, że w ogóle podjął się tego karkołomnego zadania i zrobił to w genialny sposób. Doskonale poradził sobie z dostosowaniem narracji do czasów, o których pisał, a dodatkowo ani razu nie miałam wrażenia, że pisze to jedna osoba, jakby było ich co najmniej kilka, a przedstawione historie naprawdę się kiedyś wydarzyły lub wydarzą. Pozwolił sobie nawet niezwykle ruszyć wyobraźnią i stworzył bardzo realną wizje przyszłości opartą na technologii i konsumpcji, którą sami ludzie doprowadzą do zagłady.
Nawet po tych rozważaniach nie do końca rozumiem tę książkę. Nie rozumiem, gdzie w niektórych rozdziałach kryje się ten motyw dążenia do władzy, a w szczególności w historii Zachariasza, która była najtrudniejsza do zrozumienia przez najcięższy styl pisania. Najbardziej polubiłam zabawną część o Timothy'm Cavendishu i przez nią przebrnęłam bardzo szybko, choć tutaj również gdzieś zgubiłam motyw przewodni. Podobała mi się część o Robercie Frobisherze, która była bardziej nastawiona na uczucia oraz przestawienie tego, że autor nie boi się trudnych moralnie tematów w tamtych czasach, jak i współczesnych. Wiem, że gdy będę starsza na pewno do niej wrócę i spróbuję wyciągnąć dużo więcej. Na razie chcę tylko obejrzeć film, który ponoć jest genialny i łatwiejszy do zrozumienia.

wtorek, 13 października 2015

Kulturalna Mapa TAG.

Za nominacje serdecznie dziękuję Call Me Pond z bloga Pond zeznaje! :)
Czeka nas kolejna podróż po świecie, choć teraz możemy wyjrzeć za horyzont książek i umieścić tutaj bohaterów również z filmów lub gier. Choć szczerze przyznam, chyba nie będzie to potrzebne, bo oglądam bardzo mało filmów, a w gry nie gram wcale. Książki niestety muszą wystarczyć! A nasza przygoda tym razem polegać będzie na odpowiedzeniu na kilka pytań. 

1. Znajdujemy się na północnych krańcach świata. Kto przetrwa mroźną, wieczną zimę?
Ten opis zapewne kojarzy się wszystkim z Opowieściami z Narnii, a mnie dodatkowo z Finlandią. Wspominałam już, że kocham zimę, więc sama chętnie bym się tam wybrała, ale niestety muszę ustąpić miejsca jakiejś nieistniejącej naprawdę osobie. Myślę, że równie dobrze, jak ja i sami Skandynawowie, oraz inne winterowe ludziki, w mroźnym wietrze, śnieżycach, nieprzebytych lasach i zaspach po kolana czuliby się Solveig z Sagi o Wikingach oraz Calvin z Black Ice. Sol właściwie nie musiałaby się do niczego przystosowywać, bo jest rdzenną norweżką, zaś jeśli idzie o Cala to każdy kto czytał wie co tam się działo i mnie zrozumie.

2. A teraz pora na podróż nad szumiące wodospady. Jak sądzisz, kto mieszka w jaskini pod wodospadem?
To musi być ktoś, a właściwie coś z pozoru strasznego, co przestraszyłoby nawet umarlaka, a w rzeczywistości byłoby potulne, jak baranek i miało dość nietypowe hobby. I jest to kropka w kropkę opis Krakersa z Dożywocie Marty Kisiel. Użyłabym go pilnowania czegoś ważnego na przykład laptopa Konrada. ;)

3. Powoli zbliżamy się do końca podróży. Trafiamy na spotkanie istot fantastycznych. Kto pierwszy rzuca ci się w oczy przy ognisku?
Znając moje cholerne szczęście pewnie usiadłabym się na przeciwko jakiegoś znienawidzonego bohatera i musiała oglądać go cały wieczór. Tylko chcę rozważyć możliwość, że po prostu ta osoba przyciągnie wzrok wszystkich z powodu swojego charakterystycznego wyglądu czy ekstrawaganckiego ubioru. Albo po prostu  będzie błyszczało się cała od brokatu, jak Magnus z Darów Anioła.

4. Ostatni przystanek. Jesteśmy na ziemi, w której teren jest nieodpowiedni, by zostały tu na dłużej jakieś cywilizacje. Kto może tu mieszkać? Kto sobie poradzi w zbudowaniu tymczasowego domu?
Może to niezbyt dobry przykład, ale wszystko skojarzyło mi się ze Strefą X w Unicestwieniu, której zagadki dotąd nie udało się wyjaśnić. Ludzkość cały czas próbuje, ale kolejne ekspedycje ponoszą kolejne klęski. Dwunasta jest inna, ponieważ składa się z samych kobieta. Zakończenie tej książki właściwie nie odpowiedziało na ani jedno pytanie, które nawijały się podczas czytania. I mogę wam powiedzieć, że jestem jedynie ciekawa, czy głównej bohaterce się uda to odkryć i w ten sposób zaludnić marnowany przez lata kawałek ziemi.

*ten TAG naprawdę jest taki krótki?*
No cóż, więc ja nominuję:
oraz wszystkich, którzy mają na to ochotę i czują się nominowani :)

niedziela, 11 października 2015

Wywiad z Książkoholikiem #2


Tym razem moją ofiarą został ktoś z naszego otoczenia bloggerów książkowych, czyli Kitty Ailla z bloga Biblioteczka Ciekawych Książek. Choć szczerze muszę się wam przyznać, że nie poszedł mi tak dobrze, jak wcześniejszy i jest to głównie moja wina, bo w gdzieś w połowie zgubiłam wątek i nie wiedziałam już o co mam pytać, dlatego wielkie brawa dla Darii, żeby w ogóle sobie poradziła w tym moim zmieszaniu. :)

S: Zacznę dokładnie tak samo banalnie, jak poprzednim razem. Możesz opowiedzieć mi, jak to wszystko się zaczęło? Co sprawiło, że pokochałaś czytanie, a potem popchnęło Cię do prowadzenia bloga o książkach? Była to jakaś konkretna książka czy raczej coś zupełnie innego? :)

K: Pokochałam czytanie... Powiedzmy, że zaczęło się to od Harry'ego, ale prawda była taka, że na początku byłam w stanie czytać dosłownie tylko serię Rowling! Tak, w kółko tylko Harry i Harry. Ale przeszło mi i potem zaczęła się miłość ogólna do wszystkich książek fantasy. Ale to było około 4 klasy podstawówki. A bloga mam od około dwóch lat. Założyłam go, bo chciałam poznać innych książkoholików, poznać ludzi, podzielić się z nimi moimi opiniami oraz poznawać ich opinie :) Poza tym kocham pisać!

S: Bardzo mocno kierujesz się opinią innych? Czy może raczej chcesz ją tylko poznać, a książkę, którą chcesz bardzo mocno przeczytać i tak przeczytasz, pomimo „hejtu”, który na nią leci?

K: Jeśli chcę przeczytać książkę, a są na nią hejty to biorę je pod uwagę, ale tylko dlatego, aby móc potem porównać z innymi opiniami swoją. Mam specyficzny gust, więc czasami książka, która innym się nie podoba, mi przypadnie do gustu :)

S: Często zdarzają się takie sytuacje? Mogłabyś wymienić kilka takich książek?

K: Tak, jak teraz sobie nad tym myślę, to raczej widzę odwrotną stronę medalu - książki, których jest wszędzie pełno, a mi na pewno by się nie podobały. Chociaż widziałam kilka hejtów na książki Olgi Gromyko o Wholi, które ja uwielbiam. Inne chyba nie przychodzą mi na razie do głowy ^^

S: Czyli obracasz się w kręgach mniej znanych książek i pisarzy! Ale chyba jest jakaś jedna albo kilka znanych, które ci się spodobały? :)

K: Widzisz, problem polega na tym, że ja mało takich czytam, bo głównie korzystam z zasobów bibliotecznych. Ale gdyby się tak zastanowić to Gra o tron... No i standard: Harry, Władca Pierścieni, Wiedźmin. A z tych najnowszych coś czuję, że polubię się ze Szklanym tronem, jak już go dorwę.

S: Bardzo polecam Szklany Tron! A skoro już przy nim jesteśmy to możesz wymienić swoje ulubione gatunki poza fantastyką?

K: Oho, poza? To trudne zadanie! Ale spróbujmy... Dobrze czuję się, czytając kryminały i horrory, choć te nigdy nie są straszne. Na pewno parodie są też ciekawe, bo lubię humor w książkach. I erotyki, ale bardziej typu Sukkuba, a nie Greya ^^

S: A teraz ładnie poproszę ulubionych pisarzy z każdego gatunku :D

K: Z każdego to ciężko, a poza tym cóż... Ulubionych.. Ale nie po jednym? :)
No, ale okay, spróbujmy.
Erotyk - E. Lee, C. Harris
Horror - S. Beckett
Kryminał - ... na pewno uwielbiam kryminał M. White'a Sztuka morderstwa i znów S. Beckett
Młodzieżówka - a J. Ćwiek się liczy? :D
Fantasy - lubię ich za dużo ^^ Od autorki HP, przez Martina po choćby Sapkowskiego, Ćwieka czy Bowdena
Akcja - zdecydowanie króluje tutaj M. Zamboch!
Romansów, YA i NA nie czytam :)

S: Nie musiało być po jednym! A gdyby jednak jakiś cię zainteresował to przeczytałabyś, czy jednak zrezygnowała?

K: Rozumiem, że to odniesienie do gatunków, których nie czytam... Wiesz, romansy mnie mdlą, a YA i NA odnosi się do życia, jakie mnie otacza... To mnie nudzi. Dlatego wolę smoki, wróżki i wampiry. Tak, ja lubię wampiry! :)

S: Czyli lubisz bujać w obłokach? ;)

K: Raczej niezbyt. To znaczy lubię marzyć, ale nie zatracać się w marzeniach, a to rozumiem poprzez bujanie w obłokach.

S: Więc jednak bardziej stawiasz na planowanie czegoś realnego od nierealnych marzeń?

K: Tak. Ponadto wolę mieć wszystko zaplanowane i rzadko lecę na spontan, bo boję się wtedy, że coś się nie dogra, nie wyjdzie...

S: A doświadczenie w tym wszystkim czerpiesz z książek? Znaczy: czy starasz się uczyć na błędach bohaterów?

K: Zależy na ile realne są sytuacje, jakie doświadczają moich bohaterów. Wiesz, ciężko czytając fantasy, opierać się na doświadczeniu bohaterów w czarach itp. Ale jeśli chodzi o sytuacje życiowe... Raczej czerpię z tego jakąś wiedzę i sprawdzam w realnym świecie :)

S: A przydaje ci się to? :)

K: Raczej rzadko. I tak zazwyczaj robię po swojemu. Cóż, taka moja uparta babska natura :)

S: Upartości nigdy za wiele :D Dziękuję za ten wywiad!

K: Nie ma sprawy, mam nadzieję, że jesteś zadowolona z efektu :)

piątek, 9 października 2015

"Dożywocie" Marty Kisiel - recenzja książki

Autor: Kisiel Marta
Tytuł oryginalny: Dożywocie
Wydawnictwo: Uroboros
Wydanie: 2015
Ilość stron: 347
Cena okładkowa: 39,99 zł
Moja ocena: 10/10

Siła wyższa bez wątpienia jest kobietą. Pech bez wątpienia jest mężczyzną, a Licho... Licho je tam wie. Poza tym płeć uczulonego na własne pierze anioła stróża z manią czystości to dla Konrada Romańczuka (głównej osoby tego dramatu) bynajmniej nie największy problem. Z połączonych mocy nadprzyrodzonego trio powstaje bowiem fatum z prawdziwego zdarzenia: klątwa ciekawych czasów. Będzie ona odtąd sprawowała dożywotni nadzór nad każdym krokiem Konrada, świeżo upieczonego spadkobiercy Lichotki, wiekowego domu z upiorną, gotycką wieżyczką rodem z kiepskich filmów grozy, oraz całym dobrodziejstwem inwentarza: nieszczęsną duszą panicza Szczęsnego, seryjnego samobójcy, poety, mistrza całorocznej depresji i haftu krzyżykowego - sztuk jedna, mackami szefa kuchni o chrupiącym imieniu, przybyłego wprost z głębin odwiecznego ZUA - sztuk minimum osiem, utopcami zawsze w nie tej łazience co trzeba - sztuk cztery, najprawdziwszą Zmorą w postaci charakternej kotki - sztuk jedna plus cztery kły i osiemnaście pazurów w pakiecie oraz wrednym różowym królikiem, niepozornym omenem straszliwej zagłady - zbiór nieprzeliczony. Tylko właściwie kto tu kogo dostał w spadku: Konrad dożywotników, czy dożywotnicy Konrada?
Z niecierpliwą wręcz niecierpliwością czekałam na drugą premierę tej książki, ponieważ zaraz po drugim skończeniu Nomen Omen byłam pewna, że debiutanckiej powieści autorki mojego życia nie uda mi się przeczytać. W notce biograficznej Kisiel doskonale podkreśliła, że Dożywocie staje się bardzo popularne z powodu jego chronicznej niedostępności, a to już musi o czymś świadczyć! Nie było jej w żadnej księgarni, ponieważ czytelnikom tak się podobała, że każdy chciał mieć swój, własny egzemplarz. Na wielkie szczęście i dzięki wydawnictwu Uroboros nawet nowo powołani do życia fani przegenialnej polskiej autorki mogę zapoznać się z perypetiami, przygodami i wpadkami wszystkich domowników Lichotki. Z głównym bohaterem powieści, czyli Konradem, zapoznajemy się w dniu wyjazdu do odziedziczonego domu i już nawet w tym momencie los niezbyt mu sprzyja, a co dopiero powiedzieć o chwili, kiedy poznał wszystkich swoich cudacznych lokatorów. Życie co rusz zrzuca na jego barki coraz to nowe, zaskakujące i nieoczekiwane przez normalnego człowieka fakty oraz zdarzenia. Każdy rozdział przedstawia nam inny etap jakby oswajania i przywiązywania się Romańczuka do zaistniałej sytuacji. W każdym z nich coraz bardziej dochodzi do niego, że planowane wcześniej wyremontowanie i sprzedanie dworku wcale nie będzie takie łatwe, jak mu się wydawało. Uświadamia sobie fakt, że to właśnie przypadek rozporządza naszym życiem i nie ważne, co uczyni zawsze wszystko będzie się chwiać od rozpaczy aż po bezgraniczne szczęście. Nic nigdy nie będzie idealne, a ludziom dokoła nigdy nie dogodzisz. Przez to wszystko nie jestem w stanie zgodzić się z zamieszczoną na okładce Nomen Omen opinią, że Marta Kisiel fabułę odkryła dopiero przy pisaniu drugiej książki. W Dożywociu może i wszystko jest chaotyczne oraz dosyć niepoukładane, ale w ten sposób mimo fantastyczności świata przedstawionego bliżej jej do naszej szarej rzeczywistości. Bo czyż nie tak właśnie jest, że nasze plany w większości przypadków biorą w łeb? Czy często po długich przemyśleniach nie zmieniamy zdania, co nieuchronnie prowadzi do spełnienia i szczęścia? Czy nasza rodzina to nie taka zgraja mieszkańców Lichotki, w której każdy całkowicie się od siebie rożni, co chwile się ktoś kłóci i nabija sobie guzy? Kiedy odrzemy postacie z ich nadprzyrodzonej natury wyjdą nam przecież zwykli szarzy ludzie tworzący trochę cudaczną i zwariowaną rodzinkę, której głową jest Konrad. To jemu w udziale przypada nadzorowanie oraz pilnowanie toku życia na tym odciętym od świata kawałku ziemi, choć nie zawsze przychodzi mu to w stu procentach. Jego niedopatrzenia prowadzą do zabawnych, zaskakujących wydarzeń oraz samego zakończenia, które dosłownie zwaliło mnie z nóg i wyciągnęło gałki oczne na wierzch. Nigdy w życiu nie spodziewałabym się takiego zwieńczenia całej akcji - jednocześnie smutnego, gorzkiego i pokrzepiającego serce
Tutaj każda pojedyncza postać zasługuje na niekończące się elaboraty o ich niepowtarzalnych charakterach - poczynając od samego zmęczonego życiem Konrada. Jawi nam się na początku, jako typowy mieszczuch z zadatkami na rasowego bohatera romantycznego z powodu swojej nieszczęśliwej miłości do tajemniczej panny imieniem Majka, ale z każdą przewróconą stroną widzimy jego powolną zmianę. Najpierw to niechętna akceptacja, że resztę życia spędzi w Lichotce niańcząc jakieś cudaczne stwory, która powoli zmienia się w poczucie szczęścia i życiowego spełnienia. Łatwo da się go wyprowadzić z równowagi. Jest wybuchowy, impulsywny oraz często daje się ponieść emocjom, jednak nigdy nie porzuca powierzonych mu zadań i niezwykle przywiązuje się do ludzi. Pierwszym bohaterem, którego spotkał w dworku była "maskotka" całej historii, czyli wspomniany wcześniej w opisie pedantyczny oraz uczulony na własne pierze anioł stróż o uroczym imieniu Licho. Również tak samo, jak nasz bohater miałam problem z odmianą czasowników opowiadając o nim, ale poza tym to nie sposób nie kochać tego dziecinnego, bardzo kreatywnego i nieświadomego brutalności świata sługi Bożego, który chciał tylko nieść pomoc wszystkim na około, a przede wszystkim Konradowi. Moje serce skradł również niby to przerażający stwór z dość nietypowym zainteresowaniem pełniącym tutaj role jako takiej pani domu przez swoje nietypowe zainteresowanie, czyli kucharzenie. Były tutaj dwie dość irytujące postacie, a jedną z nich był nieszczęsny panicz Szczęsny przedstawiający się nam jako romantyk z krwi i kości. Taki rzeczywiście jest, ale odnoszę delikatne wrażenie, że jego rola polega na wyśmianiu postawy ludzi tamtej epoki, co jakoś nie zgadza mi się z tym, co autorka sobą przedstawia. Przymykam na to oko z jasnych powodów zachowania klimatu oraz konwencji książki, albo po prostu faktu, że zrobiła to z premedytacją, ponieważ w jej książkach każda, nawet epizodyczna postać w swoim momencie wybija się aż na pierwszy plan, aby na długo pozostać w pamięci czytelnika.
I teraz chyba najgorszy punkt tej recenzji, bo opisanie stylu pisarskiego samej mistrzyni czarnej komedii. Marta Kisiel to mistrzyni używania wszelkich środków poetyckich w powieści pisanej prozą, a po wypowiedziach panicza Szczęsnego można szczerze przyznać, że nawet pisanie wierszy nie jest jej obce. Uwielbiam dosłownie wszystko, co wyjdzie spod jej magicznych palców, bo jest nie tyle genialną historią, a genialnie napisanym tekstem pod każdym względem. Czytając co chwilę wybuchałam śmiechem z różnie skonstruowanych fragmentów. Czasami były to gry słowne typu właśnie nazwanie anioła Lichem i w ten specyficzny sposób odmieniając przy nim czasowniki. Innym razem wyolbrzymienia czy rozładowanie idealnie nagromadzonego napięcia. Tego wszystkiego nie da się opisać w zaledwie jednym akapicie, bo to trzeba poznać na własnej skórze!
Po przeczytaniu tej książki moje życie jest jednocześnie pełne i puste. Pełne, bo poznałam kolejną niesamowitą, pouczającą i zabawną książkę, z której nigdy w życiu nie wyrosnę, a puste, bo przeczytałam już wszystkie do tej pory wydane książki Marty Kisiel i nie wiadomo ile czasu będę musiała czekać na kolejne. Dzięki tej kobiecie wiem, że w końcu ktoś na świecie ma takie samo poczucie humoru jak ja, moje życie nabrało niesamowitych barw i sensu oczekiwania na jej kolejne książki.

PS. Zapraszam do grupy >>> Czytelnicy Biblioteczki Suomi!

środa, 7 października 2015

Randka w Ciemno Book TAG


Już od dawna obiecałam jakiś autorski TAG, ale na sam początek chciałam dać coś kreatywnego, z czego zabawę będę miała zarówna ja, jak i wy. Choć w tym przypadku bardziej poszło w stronę zaangażowania waszych myśli w te zabawę. Z mojej strony wszystko jest bardzo prościutkie! Muszę wybrać sześć książek i opisać je w dokładnie trzech słowach. Po kliknięciu na nie zostaniecie odesłani do profilu książki na portalu lubimy czytać, dzięki czemu będziecie mogli zweryfikować, a potem podzielić się ze mną, ile z nich udało się wam odgadnąć. :) So, let's get started!

  
  
  

W porządku! To pewnie było bardzo proste, bo wybrałam głównie z grona całkiem znanych książek, które mi się podobały lub te, o których non stop paplam na tym blogu. Ale czy na pewno? Upewnijcie mnie w tym! :) 
Zabawę dalej przekazuję w ręce:
Oraz wszystkim, którym tylko się spodobało i mają na to ochotę!
Zaczytanego po południa!

poniedziałek, 5 października 2015

Co w Biblioteczce Suomi piszczy? Serie, które trzeba dokończyć!


Takie moje małe miejsce w internecie i na tym blogu poświęcone mojej biblioteczce - takiej żywej... Choć może to niezbyt dobre określenie, powinnam powiedzieć tej rzeczywistej, materialnej. Mam ochotę opowiedzieć wam nie tylko o tym co w niej mam, ale również o czym to jest, co chciałabym mieć i wiele innych tematów, które wpadną mi do głowy. Pierwszym z nich są wciąż niedokończone serię, bo a) obiecałam sobie nie zaczynać nowych póki nie dokończę tych możliwych do dokończenia i b) wciąż czekam aż wydawnictwa wydadzą kolejne tomy tych, na które niecierpliwie czekam.
A więc oto gwiazdy wieczoru!


Zapoznałam się z tą książką jeszcze przed nagłym zbiorowym buntem i całkowitym hejtem na Czerwoną Królową. Nie wstydzę się przyznać, że mi się podobała, bo przeczytałam ją bez ingerencji innych, dość mocno podobnych pozycji. Była miłym czasoumilaczem, ale nie wniosła do mojego życia nic szczególnie ważnego. I właściwie chcę ją dokończyć tylko ze względu na czystą ciekawość, czy może dalej będzie coś bardziej odkrywczego oraz dla poczucia estetyki zaburzonego przez jeden samotny tom na półce.




O Złodziejskiej Magii opowiadałam już na tym blogu słyszeliście i jak pewnie pamiętacie bardzo mi się podobała, dlatego niecierpliwie czekam na drugim tom tej trylogii, która premierę będzie miał pod koniec tego miesiąca. Chyba nie muszę mówić, że już zamówiłam go przedpremierowo?

A w tej serii (która miała być trylogią :D) jestem totalnie i na zabój zakochana. Może i nie jest jakoś szczególnie odkrywcza i nie ma sobie jakiś wielkich morałów, ale - powtarzam się po raz kolejny - łączy w sobie elementy baśniowe z wizją przyszłości. Kiera Cass w tych kilku książkach spełniła marzenia wielu małych dziewczynek i myślę, że to chyba najbardziej działa na ich popularność ;) Aktualnie oczekują na grudniowe wydanie drugiego z dodatków Królowej i Faworytki oraz ostatni, a zarazem drugi tom o całkowicie odwrotnych Eliminacjach niż te, z którymi mamy do czynienia w przypadku Ameriki. Nie obrażę, jeśli autorka postanowi napisać kolejne pierdyliard tomów.


Aż wstyd się przyznać, że przeczytałam tylko i wyłącznie pierwszym tom tej niesamowitej serii. I to aż dwa razy w życiu - raz z własnej nieprzymuszonej woli, a drugi ponieważ była moją lekturą w podstawówce, dzięki czemu z chęcią do niej wróciłam. Na półce też stoi sobie samotnie Lew, Czarownica i Stara Szafa, a mi zawsze wypadają jakieś ważniejsze książki niż dokupienia Księcia Kaspiana koniecznie w filmowej okładce!





Pierwszy tom otrzymałam w prezencie urodzinowym od przyjaciółki i sama go wybrałam, bo swego czasu zrobiło się o nim bardzo głośno. Dostałam, zapoznałam się i może nie jestem do końca usatysfakcjonowana - czuję niedosyt - to mogę szczerze powiedzieć, że czuję się fanem prozy pani Maas, jak i samej Celeany, a przede wszystkim Chaola. :) Zamierzam poprosić o Koronę w Mroku oraz Dziedzictwo Ognia i zbiór nowelek Zabójczyni, jako prezent gwiazdkowy od rodziców.





Może i ta seria nie jest jakimś dziełem sztuki literackiej, a drugi tom zdecydowanie nie dorównał pierwszemu. W Uprowadzonej zabrakło mi akcji, która bardzo wpłynęła na odbiór Ocalonej. Miałam wrażenie, że wszystko kręci się tylko wokół badań nad wirusem i wątpliwości Tavii w uczuciach własnych, jak i jego samego, w stosunku do Logana. Ona ma swoje wady i zalety, ale naprawdę polubiłam tę książkę i jest mi trochę smutno, że jak na razie wszystko milczy w sprawie trzeciej części.






To też nie jest nic szczególnego. Nic, czym trzeba się bardzo przejmować i pomimo tak adekwatnego tytułu nie ma nawiązań do Alicji w Krainie Czarów. W sumie to mi się nawet nie podobało, ale chcę dać szansę tej serii, bo zewsząd dochodzą mnie słuchy, że Alicja i Lustro Zombi jest dużo lepsze a i sam opis przemawia na jej korzyść. No i przeszkadza mi ten samotny tom.






Seria, której towarzyszy specyficzne uczucie strachu - przerażenie, bo nie wiesz co, kiedy i jak może się zdarzyć. Seria, którą trzeba czytać powoli, żeby nie przeoczyć niczego ważnego. Unicestwienie było genialne i teraz nie mogę się doczekać, aż kupię Ujarzmienie.





No może czasem nie przestrzegam zasady (zwłaszcza, gdy są promocje aghr...), ale te serie na gwałt muszę kontynuować! A u was, jak to wygląda? :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...