Autor: Harris, C.S.
Przekład: Kleinrok Marta
Tytuł polski: Kiedy Bogowie Umierają
Tytuł oryginalny: When The Gods Die
Wydawnictwo: Red Horse
Wydanie polskie: 2009
Wydanie oryginalne: 2006
Ilość stron: 388
Cena okładkowa: 34,90
Moja ocena: 6/10
W letni wieczór w królewskim Pawilonie w Brighton piękna, młoda żona sędziwego markiza zostaje odnaleziona martwa w objęciach samego Księcia Regenta. W jej plecach tkwi wysadzany klejnotami sztylet. Szyje oplata jej zdobiony szafirami, stary, srebrny naszyjnik, który miał niegdyś należeć do walijskiej kapłanki druidów. Legenda głosi, iż naszyjnik roztaczał szczególną moc do czasu, gdy zaginął na morzu wraz z jego ostatnią właścicielką matką Sebastiana St. Cyra....
Od samego początku, czyli chwili, kiedy zabrałam ją z półki, miałam wobec niej bardzo wysokie wymagania, bo zaintrygował mnie tytuł i ten bardzo lakoniczny opis z tyłu okładki. Jeszcze dodatkowo znalazłam ją w dziale z fantastyką, co kilkukrotnie pobudziło moją ciekawość - połączenie dwóch ulubionych gatunków! Wiedziałam, że będzie pierwszą książką z tego stosu, za którą się zabiorę, choć minęło dość dużo czasu zanim w końcu udało mi się do niej dorwać (wińcie Atlas Chmur!). Historia zaczyna się bardzo intrygująco, od wspomnianego wyżej wydarzenia. Intrygująco, bo zaraz na wstępie autorka uniewinnienia głównego podejrzanego, a raczej jego tokiem myślenia daje do zrozumienia, że to za żadne skarby to nie mógł być on, i od razu wynajduje bohatera, który z chęcią przywdzieje wdzianko Sherlocka Holmesa i weźmie do ręki lupę. Zaraz po zobaczeniu tajemniczego naszyjnika, wszyscy wiedzą, do kogo muszą się udać, a ojciec wypomina Sebastianowi, że nie chce aby ich nazwisko kojarzyło się z kolejną martwą kobietą. Nie powiem, że z jednej strony mnie to zaniepokoiło, a z drugiej zaintrygowało, bo intrygujące postacie powinny mieć intrygującą przeszłość, ale takie fakty nie bardzo pasowały do powieści jednotomowej. Zaczęłam się zastanawiać, czy aby nie trafiłam na kolejny tom jakiejś serii, ale nie. Na lubimy czytać książka widnieje jako powieść jednotomowa. Wiedziona dziwnym przeczuciem przeczytałam jeszcze opis wcześniejszej książki tej autorki i trafiłam w prawdziwe sedno, a raczej wydawnictwo lub sama pisarka zrobili w bambuko czytelników. Z tymi książkami jest prawie, jak z seriami kryminalnymi - w każdej opisana jest inna sprawa, a połączone są tylko przez bohaterów i wątki obyczajowe. Prawie, bo tutaj znalazło się rozwiązanie zagadki z Czego Boją się Anioły, a o co byłam bardzo zła, bo nie opłaca mi się już jej czytać. Zagadki tworzone przez panią Harris na pierwszy rzut oka wydają się ciekawe i ze skomplikowaną strukturą, więc gdzieś do 250 strony miałabym jeszcze chrapkę na przeczytanie jej debiutu. Potem przestało mi się podobać przez bardzo płytkie wytłumaczenie tytułu i ciągły brak tego wątku fantastycznego, oprócz oczywiście tej legendy, bo to my też mamy i jakoś nikt nie sądzi, że nagle nasze historie nadałyby się do takiej książki, choć mogę wybaczyć, bo wygląda to na pomyłkę pań bibliotekarek. Przez brak kolejnych, znaczących podpowiedzi opadło napięcie i nie mogło mnie złapać ponownie, kiedy w dochodziliśmy do punkty kulminacyjnego. No i koniec końców zakończenie ani mnie nie zaskoczyło, ani nie wywołało żadnych emocji. Zabrakło w tym wszystkim "efektu wow"!
Cała akcja kręci się wokół angielskiej arystokracji z pierwszej połowy dziewiętnastego wieku oraz dwóch rodów królewskich -Stuartów i hanowerskiej, choć ich obecność budzi moją wątpliwości - o Stuartach tylko wspominano, a hanowerska choć obecnie panująca zbyt rzadko się pojawiała. Brakowało mi większej ilości przemyśleń egoistycznego księcia regenta. Poznawaliśmy to wszystko z perspektywy różnych bohaterów, ale prym zdecydowanie wiedzie Sebastian, który zapowiadało się, że podbije moje serce i będzie wyróżniał się na tle tego zepsucia swojej klasy społecznej, a okazał się totalnie nijaki. Niby robił to wszystko z pobudek osobistych i nie miał zbyt ciekawej przeszłości, wiec powinnam wyczuwać w tym wszystkim nutkę nostalgii, zranionych uczuć i obrazy na świat, a on zachowywał się, jakby pracował i to wszystko w żaden sposób nie kręciło się wokół jego osoby, a innych mu zupełnie obcych. Nawet w scenach z jego ukochaną lub z perspektywy jego ukochanej wydawał się zimny, jak lód - ona z resztą też, jakby miłość to były tylko puste słowa. Najbardziej chyba jednak zdenerwował mnie w momencie ucieczki przez kanały ściekowe, kiedy bardziej martwił się o reakcje swojego garderobianego na kolejne zniszczone ubrania niż o własne zdrowie i życie.
Styl autorki znowu zapowiadał się ciekawie, ale nie wytrzymał na dłuższą metę. Z czasem wyszedł na jaw mały zasób słownictwa autorki i ciągłe przewijania się tych wszystkich tytułów szlacheckich - większości i tak nie udało mi się zapamiętać, a z czasem pewnie wylecą mi z głowy nawet ci główni. Większość z nich była nazywana tylko na dwa, góra trzy, sposoby, czyli imię, nazwisko i tytuł lub stanowisko jakie zajmowali. Narracja trzecioosobowa prowadzona była, jak wspomniałam wcześniej, z perspektywy różnych bohaterów i na początku było ciekawe, ale potem jakby uciekła jej wena i na siłę dopisywała ciąg dalszy. Miałam też wrażenie, jakby w pewnym momencie sama zgubiła się w swoich zawirowaniach fabularnych i dwa razy powtarzała to samo.
Chyba zbytnio nastawiłam się na tę książkę, bo chciałam dostać coś w stylu Cienia Wiatru, ale bardziej trzymającego w napięciu i z wątkiem fantastycznym. Nie oceniałam nawet tła historycznego, bo ja się na historii własnego państwa nie znam dokładnie, a co dopiero mówić o dziewiętnastowiecznej Anglii. I ona naprawdę miała potencjał na zachwycenie mnie, a zamiast tego już pod sam koniec odrzuciła.
Chyba nie moje klimaty. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńPodobnie jak ty, po tej książce spodziewałabym się odrobiny fantastyki. Dla mnie, mówiąc szczerze, to plus, że jej nie ma, chętnie i ja spróbuję się z tą książką polubić :)
OdpowiedzUsuńA ja właśnie jej chciałam, a nie dostałam! :<
UsuńRaczej nie przeczytam tej książki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Okładka i opis mnie zaintrygowały, ale raczej nie sięgnę po tę książkę- chociaż jest jak najbardziej w moich klimatach, to odrzuciły mnie jej wszystkie wymienione przez ciebie wady. Pozdrawiam! :) /Claudie
OdpowiedzUsuńZ twojej recenzji wynika, że to całkiem fajna książka. Ja lubię historie o angielskiej arystokracji i okładka mi się bardzo podoba. Może kiedyś sięgnę :)
OdpowiedzUsuńściskam :*
Latające książki
No to miłej lektury! Może tobie spodoba się do samego końca :)
UsuńO książce nie słyszałam, ale chętnie się z nią zapoznam ;)
OdpowiedzUsuńPs. Nominowałam Cię do TAGu ;)
Już widziałam i bardzo dziękuję :*
UsuńRzadko kiedy spotyka się książki pokroju Cienia wiatru, bo ma ona swoją niebywałą specyfikę. Mimo wszystko zainteresowałaś mnie tą recenzją, bo wydaje się być w miarę przychylna. Jeśli mi tylko czas pozwoli to się za nią zabiorę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Pondzia
http://pondzeznaje.blogspot.com/
Zdecydowanie. To chyba będzie czas na Grę Anioła, bo jeszcze jej nie przeczytałam, a zatęskniłam za Zafonem :D
UsuńOjej, a też miałam pewne wymagania, ale po przeczytaniu twojej recenzji, cały zachwyt nad okładką, tytułem i w ogóle zniknął... To takie przykre, jak powieść zapowiada się nieźle, a wychodzi coś takiego, nie wspominając o tym, że jeśli już książki są jakoś połączone, to niech należą chociaż do jednej serii....
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie jest idealnie bo okładka mnie oczarowała i już miałam ochotę na lekturę
OdpowiedzUsuńKsiążka trafia w moje gusty, historia to mój konik:)
OdpowiedzUsuńRecenzja książki Drew Karpyshyn - ''Darth Bane: Droga Zagłady'' już na moim blogu.
Zaczynam Cię obserwować i zapraszam do mnie:)
Recenzjonistycznie
No Longer Nightmare
Obserwuję Twoj fanpage jako recenzjonistycznie i zapraszam do tego samego:)
UsuńZbyt wiele niedociągnięć tej książki skutecznie zniechęca mnie do jej przeczytania.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że książka nie jest rewelacyjna :( Okładka jest śliczna i myślałam, że treść jest taka sama :/
OdpowiedzUsuń