poniedziałek, 30 listopada 2015

TOP5: Ulubione serie młodzieżowe.



5. Mara Dyer Michelle Hodkin
Zaczynając czytać trylogię Hodkin nie spodziewałam się historii tak genialnej, tak mrożącej krew w żyłach. Tak właściwie to nie spodziewałam się w ogóle, że aż tak bardzo mi się spodoba. Pierwszym tom był specyficzny i dopiero z perspektywy całej historii widzę, że tak musiało być, bo było to ledwie wprowadzenie do historii Mary.

4. Selekcja Kiera Cass
Zaś jeśli chodzi o historię Ameriki to od samego początku byłam zauroczona okładką i kiedy tylko przyjaciółka powiedziała, że mam sobie wybrać prezent urodzinowy to nie wahałam się. Mogę szczerze powiedzieć, że pomimo swojej banalności jest to historia z niezwykłym, charakterystycznym klimatem oraz innymi pozytywami, które już pewnie nieraz wymieniałam.

3. Dary Anioła Cassandra Clare
Po latach od przeczytania pierwszego tomu widzę wszystkie jego wady i przewidywalność, ale to nie zmienia faktu, ze naprawdę pokochałam stworzony przez Cassie świat. I to całkowicie przypadkiem, szukając na bibliotecznych półkach czegoś podobnego do Zmierzchu (byłam gimbusem, nie bijcie :c), ale znalazłam coś milion razy lepszego. I przy niej właściwie nie liczy się czas od przeczytania. Ona zawsze będzie w moim sercu.

2. Diabelskie Maszyny Cassandra Clare
Clare po raz drugi ponieważ jej historię to przede wszystkim niesamowicie wykreowani bohaterowie i cudowny humor. Dary były genialne, ale Diabelskie Maszyny są o tyle lepsze, że są jakby dojrzalsze. Autorka idealnie wcieliła się w nastolatków dziewiętnastowiecznej Anglii, a wiadomo, że wtedy panowała zupełnie inna mentalność. Nawet te miłosny trójkącik mi nie przeszkadzał, a wręcz bardzo podobał!

1. Harry Potter J. K. Rowling
Tutaj działa jedynie sentyment, ponieważ dawno już nie wracałam do przygód Harry'ego i dzięki filmom pamiętam jedynie ten główny zarys historii i przedstawione w nich szczegół. J.K. Rowling, jak większość dzieciaków, przekonała mnie do czytania i właściwie tylko za to należy jej się pierwsze miejsce. Nikomu innemu!

A wy jakie młodzieżowe serie lubicie najbardziej? :)

sobota, 28 listopada 2015

"Kłamca" Jakuba Ćwieka - recenzja książki.

Autor: Ćwiek Jakub
Tytuł oryginalny: Kłamca
Seria: Kłamca #1
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Wydanie oryginalne: 2005
Ilość stron: 269
Cena okładkowa: 25,99 zł
Moja ocena: 10/10

Ocalony po szturmie na Valhallę Loki - adoptowany syn Odyna, ten który miał być przyczyną końca świata nordyckich bogów oraz patron oszustów i zdrajców w jednej osobie - postanowił przyłączyć się do zwycięzców i staje się anielskim chłopcem na posyłki. Tak przynajmniej sądzą archaniołowie, coraz bardziej zależni od pomocy nowego sojusznika. I może mają racje... Są bowiem na tym i na tamtym świecie sprawy, których po prostu nie da się załatwić z aureolą nad głową. Do ich załatwiania niezbędny będzie Loki - tylko czy można ufać komuś, kto był bogiem-kłamcą?
opis z okładki

Jestem w stu procentach skłonna przyznać się w tej chwili, że sięgnęłam po Kłamcę, tylko dlatego, że wszyscy na około go wychwalali. I mogę też powiedzieć, że właśnie dzięki takim książką odzyskuję wiarę, że Polacy mogą pisać dobre książki. Nie, nie dobre. Wręcz genialne. Już nie tylko Marta Kisiel podbiła moje serce swoimi historiami, ale również Jakub Ćwiek. Nie sądziłam, że w takiej niewielkiej książeczce będzie umiał przekazać tak obszerną, niezwykłą i niesamowitą historię, która składa się z kilku opowiadań połączonych ze sobą jednym wątkiem - wszystkie dotyczą zadania, które aniołowie powierzyli Lokiemu. Niektóre są brutalne i dotykają dość kontrowersyjnych tematów takich, jak samobójstwa, prześladowania, satanizm i napady terrorystyczne. Jedno jest wręcz przeurocze, aż z tej całej miłości i świątecznego ciepła rozpływało mi się serce i jest też oczywiście na początku poświęcona część na poinformowanie czytelnika, jak cała historia się zaczęła. W świecie Kłamcy bogowie z wierzeń oraz mitologii wszystkich ludów istnieją naprawdę, choć nie o wszystkich się wspomina. Stykamy się z wieloma różnymi ludźmi o różnej sytuacji życiowej - zastraszaną dziennikarką, samobójcą, wdową z małym dzieckiem, długami, grupką chłopców wzywających demony oraz wieloma innymi. Są części krótkie i części długie, ale wszystkie są w pewien sposób wciągające i niezwykle zabawne. No i jeszcze zakończenie, które wprost zwaliło mnie z nóg - przez trzy czwarte czytania śmiałam się, jak histeryczka, a w tym momencie po prostu popłakałam się, jak bóbr i nie mogłam uwierzyć w to, co tak naprawdę się stało.

Przede wszystkim jest tutaj Loki i wyraźnie widać, że to on dzierży główne skrzypce. Czuję, że zdążyłam poznać go w stopniu dostatecznym, aby pokochać całym sercem. Jest specyficznym bohaterem i próbuje udawać faceta bardzo twardego, dla którego liczą się przede wszystkim pieniądze i seks, ale Ćwiek bardzo umiejętnie wprowadził też to, co tytułowemu kłamcy naprawdę siedzie w głowie i jaki on naprawdę jest. Był bardzo kreatywny, pomysłowy. Potrafił wyciągnąć podopiecznych aniołów stróżów z nawet największych tarapatów. Potrafił w interesujący sposób wykonać zadanie powierzone mu przez bożych posłańców. Był też wrażliwy, empatyczny i bardzo kochał swoją żonę, z wzajemnością. Mocno wyróżniają się też oczywiście aniołowie, którzy pod nieobecność Boga w jakiś sposób próbują trzymać Niebo w ryzach. Właściwie mogę powiedzieć, że zapamiętałam większość bohaterów. Może nie z imienia, czy nazwiska, ale zapamiętałam ich uniwersalne historie.

Nareszcie to co w tej książce jest najlepsze - styl autora. Niezbyt skomplikowany, a jednocześnie bogaty, zabawny i ironiczny. Podobało mi się to, że zawsze wiedział, o czym bohater powinien w danej chwili pomyśleć i nie pisząc o nich wprost przekazać uczucia targające każdym z nich. Co prawda nie przebija geniuszu Marty Kisiel, ale zdecydowanie depcze jej po piętach.

Nie sądziłam, że znajdę coś podobnego, ale chyba to zrobiłam - odnalazłam męskiego odpowiednika Marty Kisiel! Jestem z tego powodu bardzo zadowolona, nie mogę się doczekać kolejnych książek Jakuba Ćwieka, które będę miała zaszczyt przeczytać, a przede wszystkim chcę mieć je wszystkie u siebie w domu, a nie w bibliotece.

środa, 25 listopada 2015

Tolkienowski TAG książkowy.

Za nominację serdecznie dziękuję Mitchelii Vitamo. :)
Szczerze i z bólem serca muszę się przyznać, że nie czytałam jeszcze nic od Tolkiena, ale mam w planach na najbliższy czas nadrobienie zaległości. Z tegoż samego powodu początkowo nie chciałam robić tego TAGu - myślałam, że bardzo mocno będzie wiązał się z treścią książki. Na szczęście jest to jednak zabawa, którą najczęściej znajduje się na blogach. Polega przede wszystkim na dopasowaniu książki czy też bohatera do kategorii w tym przypadku związanej z najsłynniejszą trylogią Tolkiena, czyli Władcy Pierścieni.

Drużyna Pierścienia, czyli ulubiona książkowa paczka przyjaciół.
żródło: http://sakuja.pinger.pl/a/2014/7/23
Mogę z ręką na sercu przyznać, że w mojej karierze mola książkowego było ich już mnóstwo. Począwszy oczywiście od złotej trójcy z Harrego Pottera. Jednak nie czułam się z nimi zbytnio związana, - w sensie z nimi, nie z książką, bo akurat w tej bardziej lubię czarne charaktery. Myśląc przyjaciele nie wpadają mi oni do głowy. Pierwszym skojarzeniem są bohaterowie drugiej mojej ulubionej serii, czyli Darów Anioła, czyli Clary, Jace, Simon, Izzy i Alec.

Pierścień, czyli ulubiona książka o władzy.
Praktycznie nie czytam książek historycznych, bo zwyczajnie ich nie lubię, a to głównie one opierają się o motyw władzy. No i są jeszcze współczesne wizje przyszłości, do której zaprowadzi nas dotychczasowe postępowanie, nazywane dystopiami. Je czytam i w sumie niektóre nawet mi się podobają, dlatego wybiorę spośród nich i będzie to oczywiście moja ulubiona dystopia, czyli Rywalki. Może nie jest bezpośrednio powiedziane, że jest o władzy, ale przecież wszyscy i tak się tego domyślają.

Nazgul, czyli książka, która wzbudziła we mnie strach.
Strach, niepewność i gęsią skórkę czułam przez cały czas czytania Unicestwienia Jeffa Vandermeera. To jest bardzo cieniutka książeczka (ma niewiele ponad 200 stron), ale naprawdę wzbudza niesamowite emocje. Nigdy nie wiesz czego się spodziewać w danej chwili. Autor ani na chwilę nie daje wytchnienia głównej bohaterce.

Bilbo Baggins, czyli książka, która nieoczekiwanie wkradła się do mojego serca.
Bez zastanowienia mogę tutaj wpisać Nomen Omen i Martwą Strefę, ponieważ sięgając po nie, nie spodziewałam się czegoś nadzwyczajnego. Marta Kisiel była mi wtedy nieznana i przede wszystkim sądziłam, że polscy autorzy nie mogą być dobrzy, a druga po prostu nie miała zbyt wysokich ocen na lubimy czytać. W zamian dostałam naprawdę niesamowitą przygodę.

Sam Gamgee, czyli bohater, który mógłby zostać moim bohaterem.
Salka z Nomen Omen! Jesteśmy dokładnie takimi samym fajtłapami i mamy dość tego w jaki sposób rodzice nas traktują. Szkoda tylko, że nie mam jeszcze takiej możliwości wyrwania się z tego, jak ona, bo wciąż się uczę.

Eowina i Faramir, czyli ulubiona książkowa para.
żródło: tumblr.com
Nie mam jednej. Jest ich zbyt dużo, ale bardzo mocno kibicuję Clary i Jace'owi, Sky i Holderowi, Salce i Bartkowi, Ami i Maxonowi, Eadlyn i Henriemu, Britt i Jude'owi, Celeanie i Chaolowi oraz Marze i Noah.

Gandalf, czyli ulubiony pisarz-czarodziej
żródło: ksiazki.onet.pl
Ostatnimi czasy nie mogę się uwolnić od myśli, że Kisiel to moja ulubiona autorka. I tak naprawdę to tak jest.

Sauron, czyli znienawidzona książkowa postać.
Większość wymieniała tutaj Bellę, prawda? Otóż powiem wam, że jest ktoś gorszy, a zwie się ona Emily Selden i występuje w Córce Alchemika Katrinne McMahon. To była tak naiwna, lekkomyślna i irytująca, że... aghr. Nigdy nie potrafiła przemyśleć swojej decyzji!

Gollum, czyli bohater książki, któremu współczuje.
Wystarczy, że powiem Gale, bo jeśli powiedziałabym więcej to zaspojlerowałabym wam całe Igrzyska Śmierci.

Hobbiton, czyli moja książkowa ojczyzna.

Hogwart!

poniedziałek, 23 listopada 2015

Chcesz wziąć udział w Polecajce?




Na czym to w ogóle polega?
Powiedzieli wszyscy, którzy przeczytali tytuł postu
.
Jezu, co ona znowu wymyśliła?!
Powiedzieli wszyscy, którzy zobaczyli ten post.

Otóż znowu poniosła mnie wyobraźnia i wymyśliłam blogową zabawę polegającą na wzajemnym polecaniu sobie książek. Co miesiąc spośród zgłoszonych osób będę losować pary, w których zajdzie właśnie taka wymiana. Obie osoby przygotują tytuł książki i jej opis w dwóch trzech zdaniach, po czym osoba, do której skierowane jest polecenie zdecyduje czy będzie chciała ją przeczytać czy podziękuje. Nie jestem jeszcze pewna, czy ustalić jakiś konkretny czas na przeczytanie, ale raczej go nie będzie. Chciałabym tylko, żeby w recenzji znalazło się odniesie, że książka została przeczytana w ramach właśnie tej zabawy.
Wiem, że to jeszcze mało doprecyzowane, ale jeśli są jacyś chętni blogerzy to zapraszam do zgłaszania się w komentarzach. Zgłoszenia do pierwszej tury losowanie zbieram do ostatniego listopada (odbędzie się ono dzień później), ale do zabawy można dołączyć w każdej chwili :) Pamiętaj tylko, że Twoje karteczka dołączy dopiero w następnym miesiącu do puli.

sobota, 21 listopada 2015

"Droga Cienia" Brenta Weeksa - recenzja książki


Autor: Weeks Brent
Przekład: Strzelec Małgorzata
Tytuł polski: Droga Cienia
Tytuł oryginalny: The Way of Shadows
Seria: Trylogia Nocnego Anioła #1
Wydawnictwo: MAG
Wydanie polskie: 2008
Wydanie oryginalne: 2009
Ilość stron: 572
Cena okładkowa: 39 zł
Moja ocena: 5/10

Zabijanie stanowi dla Durzo Blinta sztukę, a w tym mieście jest on największym artystą. Merkuriusz żyje z dnia na dzień, walcząc o przetrwanie. Jako szczur z ulicy wychował się w slumsach i nauczył się szybko oceniać ludzi. I podejmować ryzyko - na przykład zgłaszając się na ucznia do Durzo Blinta. Jednakże, by zostać przyjętym do terminu, Merkuriusz musi porzucić swoje dawne życie i przyjąć nową tożsamość. Jako Kylar Stern nauczy się poruszać w świecie zabójców - w świecie niebezpiecznych polityków i dziwnej magii. A przede wszystkim rozwinie talent do zabijania.

Okropnie nie lubię takich książek. Okropnie nie lubię książek, które zapowiadają się wyśmienicie, ale kiedy już jestem przy końcu mam ochotę cisnąć tą książką w kąt. Zaczynając Drogę Cienia myślałam, że trafiłam na pozycje wyjątkową i naprawdę wartą uwagi, z idealnie wykreowanym światem przedstawionym. Przymknęłam oko nawet na ten drobny schemat "od zera do bohatera", bo jest to jednak książka sprzed dobrych kilku lat, i płynęłam wraz z akcją zastanawiając się czym tym razem zaskoczy mnie autor, bo właśnie na to stawiał przede wszystkim Brent Weeks - na zaskoczenie. Z każdym kolejnym rozdziałem odkrywały się coraz nowsze elementy układanki, aż w końcu nagle przestały mi do siebie pasować. Mogę szczerze przyznać, że zgubiłam się w natłoku tych wszystkich magicznych artefaktów i spraw politycznych, w które został wciągnięty Merkuriusz. Przede wszystkim bardzo nie podobało mi się olanie szkolenia chłopaka na siepacza, któremu pozostawiono niewiele ponad pierwsze sto stron powieści, po których czułam się niezwykle niedoinformowana na temat broni i trucizn stosowanych w tym fachu. Trochę porównywałam sobie termin u Durzo z terminem u Halta ze Zwiadowców i wypada to na niekorzyść Blinta. Gdyby bardziej skupiono się na tym aspekcie książka czy też cała seria byłaby o wiele dłuższa, ale bardziej dopracowana i mniej zawiła w późniejszych rozdziałach, w których akcja zaczyna się rozdwajać. Choć początkowo podobała mi się ta wielowątkowość później nie umiałam przez nią powiedzieć, czy książka jest o magach, czy raczej chodzi w niej o grę o tron królewski. A! No i jeszcze sama magia, która podobno tam jest, a której ja wcale nie poczułam. Postacie ciągle mówiły, że niektóre osoby posiadają Talent, powinny uczyć się go używać i, że go używają, ale chyba tylko się mówiło. Mówienie, a używanie to dwie zupełnie inne rzeczy... Do minusów dorzucę jeszcze brak mapki przedstawiającej świat Trylogii Nocnego Anioła, co jeszcze bardziej utrudniło zrozumienie przekazu, bo nie można było zerknąć i dowiedzieć się, gdzie leżą państwa napadające na Cenarię i jakoś to sobie poukładać w wyobraźni. Już nawet na koniec byłam na tyle zdesperowana, żeby to skończyć, że pominęłam kilka rozdziałów i przeczytałam sam epilog.

Ogromną zaletą i jednocześnie wadą Drogi Cienia są bohaterowie, których mamy tutaj właściwie pełen wachlarz, a każdy posiada własną, niepowtarzalną i czasami wzruszającą historię. Główny bohater wychował się na ulicy. Tam zawierał pierwsze przyjaźnie, sojusze i pakty wojenne. Wraz z jego dorastaniem miałam wrażenie, że naprawdę odciął się od tego. Zapominał nawet o tych najbliższy. No, może oprócz Laleczki, które znaczyła dla niego bardzo dużo, ale Jarl już musiał starać się o jego uwagę i spotkania z nim. Po części był to wpływ samego Durzo. Jego nauk, że bliskie kontakty z ludźmi to dla niego stryczek. No i on właśnie dla mnie miałby najciekawszy bohaterem. Po części takim romantykiem, ale... aghr okazał się zwykłym egoistą. I to było chyba w sumie tyle jeśli chodzi o moją pamięć związaną z postaciami tej książki. Była jeszcze Laleczka, Jarl, Mama K, Logan i wielu, wielu innych, ale zapewne szybko wypadną mi z pamięci.

Styl Weeksa... Szczerze powiedziawszy, to nie było w nim niczego nadzwyczajnego. Książka była lekka i pisana przystępnym językiem. Czasami udawało się stworzyć jakieś zabawne porównanie czy wypowiedzieć bohatera. Autor nie bał się również sięgać po kontrowersyjne tematy, jak prostytucja, homoseksualizm, nepotyzm czy aranżowane małżeństwa. Jedyne do czego mogę się przyczepić to właśnie potraktowanie po macoszemu nauki Merkuriusza i brak jakiegoś takiego wstępu do historii, który pozwoliłby czytelnikowi lepiej to wszystko zrozumieć.

Droga Cienia ma swoje plusy minusy, choć w moim przypadku dostrzegałam więcej tych drugi przez co nie mam ochoty sięgać po dalsze części. W sumie to nie ma nawet sensu, bo nie rozumiem idei tej książki, ale jeśli macie ochotę to sięgnijcie po nią, bo może wam spodoba się bardziej.

środa, 18 listopada 2015

Literackie Miasteczko Book TAG

Za nominację serdecznie dziękuję Kindze z Recenzandii i Lunatyczce z Blondie in Wonderland. :)
Moje plany znowu poszły w siną dal, bo miałam wam dzisiaj oddać swój kolejny autorski TAG, ale nie mam siły ani czasu, żeby się z nim teraz bawić. Dlatego zrobię coś lekkiego i przyjemnego. Pozostawię sobie zabawę, a na bok na razie odsunę innowacje. Może poznacie go w przyszłym tygodniu, ale niczego nie obiecuję, bo zaczyna się sezon w skokach! Ale na pewno przestanę paplać o niczym i przejdę do konkretów.

RATUSZ
Świetne możliwości przywódcze miała America z Rywalek. Co prawda nigdy o tym nie myślała, bo trafiła do pałacu całkiem przypadkiem z prawie samych nizin społecznych, ale miała bardzo ciekawe pomysły na zmianę bytu Illei i przede wszystkim patrzyła właśnie z perspektywy takiego szarego, biednego obywatela, a nie rozpieszczonej księżniczki.

SKLEP
U siebie w miasteczku założyłabym taki sklepik z robótkami ręcznymi specjalnie dla Puck z Wyścigu Śmierci. Myślę, że nie tylko świetnie by się tam odnalazła, bo jeśli mnie pamięć nie myli często oddawali jakieś gliniane naczynia do sklepów, to jeszcze pomogłaby swoim braciom w utrzymaniu domu.

ZOO
No, nie pasuje tu nikt inny, jak Hagrid. Myśląc o nim mam przed oczami te wszystkie magiczne stworzenia, które sprowadził do Hogwartu, a które z wielką chęcią ugościłabym w swoim Zoo. :)

KLUB
Umieściłabym tutaj Isabelle z Darów Anioła, ale byłoby to zbyt przewidywalne. Dam dziewczynie wytchnąć, żeby tak nie musiała się pałętać od jednego miasteczka do drugiego, w którym ma klub. Wrzucę tutaj Gwinvere z Drogi Cienia, którą aktualnie czytam, bo świetnie idzie jej prowadzenie sieci burdeli, więc jeden klub nie zrobi jej żadnej różnicy.

KAWIARNIA
Akurat ta kategoria trochę mi pomieszały szyki szybkiego poradzenia sobie z tym postem. Długo się zastanawiałam i nic nie mogłam wymyślić, ale chyba pozostawię zadanie prowadzenia tego kącika Noah z Mary Dyer. Może nie był jakoś szczególnie utalentowany kulinarnie, ale był ciepłą kluchą, które zapewne dobrze czułaby się w takim miejscu.

SZKOŁA
Johnny z Martwej Strefy był spełnionym nauczycielem, a uczniowie bardzo go lubili... no, przed tym cholernym wypadkiem, potem na krótko do tego wrócił. Miał czasami genialne pomysły na rozwiązanie problemu jakiegoś dziecka i bardzo przywiązywał się do nich. A, że bardzo go lubię to pozwolę mu u siebie robić to, co kocha. ;)

MUZEUM
Pracownik muzeum musi mieć bardzo dużą wiedzę, żebym móc o wszystkim dokładnie i ciekawie opowiedzieć. Nie jest wskazane, czy to ma być muzeum historyczne, czy takie w stylu muzeum historii naturalnej, więc wybiorę sobie to drugie. Potrzebne mi to do osadzenia w nim Biolożki z Unicestwienia, która niezwykle opowiadała o otaczającym ją świecie i historii odkrywania w sobie powołania do tego zawodu.

SZPITAL
Lekarzem był Mark Seidman z Jedynej Szansy. Jeśli dobrze pamiętam to całkiem lubił swój zawód, albo bardziej wiedział o co w nim chodzi. Może i był chirurgiem plastycznym, ale wolał odmienić życie małego, oszpeconego dziecka z Afryki niż zrobić implanty kobiecie, która zapłaciłaby mu za to krocie. Z tego powodu bezpiecznie mogę powierzyć mój prowadzenie tego miejsca.

BANK
Smykałę do interesów miał młodszy brat Eadlyn, Kaden Schreave. Każdego udało mu się przekupić na swoją korzyść, niech więc prowadzi mój bank!

KSIĘGARNIA
Od początku miałam zamiar wrzucić tutaj Daniela Sampere z Cienia Wiatru. Od najmłodszych lat kochał książki i razem z ojcem prowadzili swój mały interes, więc chyba nie obraziłby się mając swoją własną, prawda? ;)

AUTOBUS
Nominuję: Sarę, Geek GirlFenko oraz wszystkich, którzy mają ochotę! :)|

poniedziałek, 16 listopada 2015

Zimowe książki, które chcę przeczytać zimą!

Jeszcze jakies półtora miesiąc i nieubłaganie nadejdzie moja ulubiona pora roku, której jestem w stanie wybaczyć kompletny brak słońca na rzecz białego puchu, długich wieczorów i sezonu w skokach narciarskich. Będzie ciężko pogodzić coraz późniejsze wracanie ze szkoły, bo jest tak ciemno, że jednak bezpieczniej będzie poczekać na tę przesiadkę niż wskakiwać ze spacerem po nieoświetlonej drodze, z kibicowaniem, czytaniem i jeszcze blogowaniem, ale co tam - damy radę! Może to za szybko, ale chciałabym się powoli na to przygotować. Przygotować listę książek związanych zimą, za którymi bardziej postaram się rozejrzeć w tym okresie i przeczytać, czując przy tym ten niesamowity, mrożący krew w żyłach, klimat lub po prostu zimowe, rodzinne ciepło w okresie świątecznym. 
Chcecie poznąć moich kandydatów na zimowe wieczory?



Koniec XIX wieku, Stany Zjednoczone, groźna natura i wstrząsająca historia, która rozgrywa się na prowincji. Gdy trzech mężczyzn dotarło do samotnego domu w głębi lasu, z całej rodziny tylko Elspeth, położna z małego miasteczka, i jej syn Caleb cudem uniknęli śmierci. Po tej rzezi matka i syn podążają tropem morderców, by za wszelką cenę dowiedzieć się, kto i dlaczego dokonał straszliwej zbrodni…


Sama okładka przywodzi na myśl jakieś straszliwe wydarzenia, których miejsc jest zimą na jakimś kompletnym odludziu, gdzie nikt nie przyjdzie na ratunek.


Rok po tym, jak w wypadku ginie jedna z bliźniaczek jednojajowych, Lydia, Angus i Sarah Moorcroft przeprowadzają się na maleńką szkocką wysepkę, którą Angus odziedziczył po babci. Liczą na to, że będą mogli tam podnieść się z traumy. Jednak gdy ich żyjąca córka, Kirstie, twierdzi, że pomylili jej tożsamość – i że w rzeczywistości jest Lydią – koszmar powraca. Zbliża się zima i Angus jest zmuszony opuścić wyspę, by podjąć pracę. Sarah czuje się odizolowana, a Kirstie (a może to Lydia) staje się coraz bardziej niespokojna. Gdy potężny sztorm odcina od świata Sarę i jej córeczkę, zmuszone są stawić czoła temu, co naprawdę wydarzyło się tamtego feralnego dnia.

Sama okładka wprowadza mnie w stan przerażenia i mrozi krew w żyłach! No i uwielbiam wątki z bliźniętami, które wykorzystalam w swojej obecnie pisanej książce. :)

Tu nie ma zmierzchu ani świtu. Czas stracił znaczenie. Opuściliśmy świat rzeczywisty i wkroczyliśmy do krainy snów. Jest ich pięciu. Gruby Algie, ciemnowłosy Hugo, Teddy z wyłupiastymi oczyma, przystojny Gus i ubogi Jack, który musiał pożegnać się z marzeniami o zostaniu fizykiem na rzecz pracy w fabryce papeterii. W lipcu 1937 roku mają wyruszyć na roczną wyprawę na Spitsbergen. Dla Jacka to ostatnia szansa, by zrobić coś z beznadziejnym życiem. Ekspedycję od początku prześladuje pech i do spokojnej zatoczki Gruhunken docierają tylko we trójkę. Stary skandynawski kapitan odradza im zakładanie obozu w tym miejscu, ale ignorują jego ostrzeżenia. Gdy słońce po raz ostatni wzejdzie nad horyzontem i rozpocznie się długa noc polarna, Jack zostanie zupełnie sam. Coś kryje się w mroku. Coś złego. Coś, co nie jest tylko wytworem jego wyobraźni.

Dwie rzeczy w świecie, którymi jestem niesamowicie zainteresowana to wszelkie ekspedycje do terenów niezamieszkanych. Jestem po prostu zakochana zarówno w takich filmach, jak i książkach.

Główną bohaterką „barwnej” trylogii (zainspirowanej Królewną Śnieżką braci Grimm), którą rozpoczyna powieść „Czerwone jak krew”, jest siedemnastoletnia licealistka Lumikki Andersson. Prześladowana w dzieciństwie przez dwie silniejsze koleżanki nauczyła się maskować i uciekać. Ta umiejętność przyda się nastolatce, gdy w ciemni w liceum plastycznym odkryje mokre banknoty o dużym nominale i plamy krwi na podłodze.

Tytuł i okładka może w jakiś szczególny sposób nie przywodzi na myśl zimy, ale pewnie wszystko się rozjaśni, kiedy powiem, że głwna akcja dzieje się Finlandii? Ja szczerze pragnę wszystkich książek o Finlandii!

Wyjazd na Boże Narodzenie do Yorkshire, krainy wyżynnych torfowisk w północnej Anglii, miał być prezentem urodzinowym i ostatnią próbą uratowania rozpadającego się małżeństwa. Jednak od początku Barbarze i Ralphowi Ambergom nic się nie układa. Już od pierwszej nocy wynajęta przez nich posiadłość Westhill House zostaje odcięta od świata z powodu śnieżycy. Barbara, myszkując po domu, natrafia niespodziewanie na zapiski byłej właścicielki posiadłości, Frances Gray. Ich lektura ożywia niezwykłą historię sprzed pięćdziesięciu lat. Zagłębiając się w aurę miłości, nienawiści, pogardy i tęsknoty za wolnością, Barbara zaczyna poznawać własną duszę i dojrzewa do najważniejszej decyzji. Decyzji, która nie tylko zmieni jej życie, ale będzie zarazem dopełnieniem losu Frances Gray.

Usłyszałam o niej od pewnej dobrej duszycki (tylko nie pamiętam czy to była Insane czy Geek Girl), której nie podobała się, bo źle dopasowano gatunek  i dzięki niej wiem, czego oczekiwać. Dlatego chcę ją przezczytać. Głównie z powodu tej śnieżycy - to mój kolejny ulubiony wątek.

Po Upadku nic nie wygląda tak jak wcześniej. Lód i śnieg pochłonęły cały świat. Po ziemi stąpają wygłodniałe bestie, niebem nie rządzą już ptaki. Miasta stoją niemalże puste – zapuszczają się tam jedynie złomiarze, w poszukiwaniu cennych artefaktów. Śnieżne pustkowia i dzikie ostępy leśne przemierzają grupy myśliwych, desperacko walczących o pożywienie. Pozostali przy życiu ludzie przenieśli się wysoko w góry, gdzie trzymają się ułudy bezpieczeństwa. Doskonale wiedzą, że biada tym, których dopadną światła na przełęczy. Dla większości lepsza jest śmierć...

W takiej rzeczywistości przyszło żyć Kacprowi. Chłopak nawet nie przypuszcza, jakie piekło zgotował mu los. Pogoń za ambicją oraz poczucie obowiązku wobec bliskich każą mu opuścić znaną okolicę. Rozpoczyna swoją podróż. A światła czekają na nieostrożnych wędrowców...

Wejdź do świata, w którym przetrwają tylko najsilniejsi, każda książka jest na wagę złota, a dawne siedziby ludzkie skrywają największe sekrety. Do świata, który nie wybacza najmniejszego błędu.

Wydaje mi się, że to może niezwykle przerażająca wizja przyszłości, która zmrozi mi krew w żyłach. Coś, co poszło w bardzo fajnie podpasowujące mi klimaty zamiast być kolejną, podobną do Igrzysk Śmierci, dystopią.

Życie w głębi kanadyjskich lasów – bezlitosnym świecie nadprzyrodzonej sprawiedliwości. Mieszkańcy powstałej w czasach kanadyjskiej gorączki złota osady Sawgamet rodzą się, żyją i umierają w cieniu nieodgadnionej potęgi lasu. Otaczająca miasteczko puszcza jest wprawdzie źródłem bogactwa dla szczęśliwych poszukiwaczy złota, stanowi jednak również siedlisko złowrogich zjaw rodem z dawnych indiańskich podań. Sawgamet to miejsce, w którym nie sposób wytyczyć granicy między tym, co prawdziwe, a tym, co urojone. Jedynym pewnikiem
jest fakt, że – podobnie jak w tradycji słowiańskich klechd – żadna przewina nie pozostanie bez kary. Rozważając historię przedziwnego fatum ciążącego nad swoją rodziną, główny bohater dociera do sedna przerażającej tajemnicy, która zmieniła jego dziadka, założyciela osady, w cień człowieka – w jedną z obłąkanych mar, kryjących się pośród pni prastarych drzew.

W sumie to nawet nie wiem, czemu chcę to przeczytać. Po prostu jest o zimie i chyba trochę o psychologii. Może zmieni mój pogląd na świat?

Spalona Ameryka, ciemność, proch i kurz przesłaniające niebo. Kamienie pękają od mrozu, a śnieg, który pada, jest szary. Ani jednego ptaka, ani jednego zwierzęcia, gdzieniegdzie tylko zdziczałe bandy kanibali. Jakiś straszliwy a nienazwany kataklizm zniszczył naszą cywilizację i większość życia na ziemi. Na tle martwego pejzażu po katastrofie dwie ruchome figurki – to ojciec i syn przemierzają zniszczoną planetę. Zmierzają ku wybrzeżu lecz co tam zastaną? Przed nimi długa i pełna niebezpieczeństw droga w nieznane. Wokół nich – świat, w którym nawet nadzieja już umarła, lecz nadal – dzięki łączącej ich więzi – trwa miłość…

Wiele dobrego nasłuchałam się o tej powieści i mocno zarysowanej w niej warstwie psychologicznej. A ja po prostu nic nie mogę poradzić na to, że lubię postapokaliptyczne wizje zagłady świata w zimowych klimatach.

Opowieść o pragnieniu miłości i szczęścia inspirowana starą rosyjską baśnią.

Jack i Mabel zawsze marzyli o dziecku. Szukając ukojenia, przeprowadzają się na Alaskę. Chcą rozpocząć życie od nowa, z dala od ludzi. W jednej niesamowitej chwili beztroski lepią ze śniegu postać dziewczynki. Kiedy budzą się następnego ranka, figurki już nie ma. Dostrzegają jedynie ślady niewielkich stóp oraz postać dziecka znikającą między drzewami.

Gdy dziewczynka pojawia się w ich domu, oboje pragną poznać jej tajemnicę i obdarzają ją gorącym uczuciem. To spotkanie odmienia ich życie na zawsze.

Subtelna i niepokojąca książka, w której rzeczywistość przeplata się z baśnią, a niepewność z wiarą w cuda.

To ten rodzaj powieści, która natychmiast w ciebie wrasta, i chcesz, by twój najlepszy przyjaciel ją przeczytał, byście mogli o niej porozmawiać.

To tutaj taka pierwsza książka bardziej w tych uroczych klimatach, które pozwalają sercu się rozpłynąć, Usłysząłam o niej już dawno i bardzo chcę poznać, choć nie oczekuję niczego wielkiego. Chcę po prostu ocieplającej serce historii.

Rozgrzej się herbatą z miodem… czujesz, jak pachną pomarańcze i goździki?
Hanna to nowoczesna kobieta, która poświęca wszystko budowaniu kariery. Zraniona przed laty, postanawia, że już nigdy więcej się nie zakocha. Miłość to dla niej staromodny przeżytek, a relacje z mężczyznami opiera na przelotnych romansach. Do czasu.
Wiktor to człowiek sukcesu, który szturmem wdziera się w życie Hanki. Kobieta wkrótce przekonuje się, że jest nie tylko przystojny i czarujący, ale także troskliwy i opiekuńczy. Kiedy Hanka ulega rodzinnej atmosferze przy wspólnym wypiekaniu pierników, coraz trudniej jej poprzestać na niezobowiązującej relacji.
Jakby tego było mało, popada w konflikt ze swoją przełożoną, której mąż jest jej dawnym ukochanym. Czy przeszłość stanie na drodze do szczęścia?
„Garść pierników, szczypta miłości” to doskonały przepis na zimową opowieść o poszukiwaniu szczęścia. Spróbujesz?

Po tej powieści też nie chcę niczego wielkiego i odkrywczego. Chcę po prostu ciepłej historii o miłości w święta.

Małe, otoczone gęstymi lasami miasteczko Engelsfors. Sześć dziewcząt właśnie rozpoczęło naukę w liceum. Nic ich ze sobą nie łączy, każda z nich jest inna. Na początku semestru w szkolnej toalecie znaleziony zostaje martwy uczeń. Wszyscy podejrzewają samobójstwo, wszyscy z wyjątkiem tych, którzy znają prawdę... 
Pewnej nocy, gdy na niebie pojawia się czerwony księżyc, dziewczyny spotykają się w parku. Nie wiedzą jak, ani dlaczego się tu znalazły. Odkrywają, że drzemią w nich tajemne moce, a ich życiu zagraża niebezpieczeństwo... 
Aby przeżyć, muszą działać wspólnie, tworząc magiczny krąg. Od tej chwili szkoła staje się dla nich sprawą życia i śmierci…

Było coś fińskiego i młodzieżowego to niech i będzie coś szwedzkiego. Niezbyt dużo wiem o tej książce, ale baaaardzo chcę ją przezczytać, bo ma piękną okładkę i jest piękną cegiełką.


Olav zarabia na życie jako płatny zabójca. Nie ma przyjaciół ani rodziny. Pewnego dnia spotyka kobietę swoich marzeń, ale... Po pierwsze, ona jest żoną jego szefa. Po drugie, Olav właśnie dostał zlecenie, by ją zabić.

Aż wstyd się przyznać, że nie czytałam jeszcze nic od Jo Nesbo, ale nie wiem, czy zrobię to od tej książki. ;)

Gałęzie i korzenie drzewa genealogicznego naszej rodziny splątane są z wieloma innymi drzewami królewskich rodów i, podobnie jak większość roślin w owym mrocznym lesie, skażone złem.

Petersburg. Rok 1888. Krwawi słudzy Ciemności dążą do obalenia cara. Z dnia na dzień mroczny sekret Kateriny Aleksandrownej, umiejętność ożywiania zmarłych, zaczyna ściągać uwagę tych, których zainteresowania powinna za wszelką cenę unikać.

Nadchodzi czas, w którym młodziutka Księżna Oldenburga musi opowiedzieć się po jednej ze stron konfliktu... To wybór umysłu, ale i serca. Ofiarowanemu albo chłodnemu carewiczowi Jurijowi, albo zabójczo przystojnemu księciu Danile, dziedzicowi tronu vladików z owianej przerażającymi opowieściami Czarnogóry.

Tego wieczoru śmierć zatańczy pośród nas.

To tylko i wyłącznie przez tę zimową okładkę, bo nawet nie wiem, o czym jest książka!

W te święta 12 autorów powieści dla młodzieży, m.in. Rainbow Rowell, Gayle Forman i David Levithan, przyniesie Ci najpiękniejszy prezent.

Znana piosenkarka udaje kogoś innego, by uciec przed sławą. 
Skazany na prace społeczne młodociany przestępca musi wziąć udział w przygotowaniach do jasełek i zakochuje się w najbardziej nieodpowiedniej dla niego osobie.
Dziewczyna adoptowana przez Świętego Mikołaja zastanawia się, czy dla miłości jest gotowa opuścić krainę elfów… 

Nieważne, skąd pochodzisz, czy jesteś elfem czy zagubionym w świecie dorosłych nastolatkiem – uwierz w magię świąt!
A jeśli nie uwierzysz – czy to oznacza, że ona nie istnieje?
Przecież wszyscy pragniemy tego samego: by ktoś podarował nam miłość.

W zeszłym roku nie udało mi się nabyć świątecznego tomiku opowiadań, więc może w tym? :)

Nastał czas łowów… 
Chłopiec musi upolować w lesie zwierzynę, a prezydent uciec przed terrorystami. Czy większą swoje szanse na przetrwanie, gdy połączą siły? 
Uzbrojony tylko w łuk, trzynastoletni Oskari z duszą na ramieniu wyrusza do mroźnej puszczy w swej ojczystej Finlandii, by zgodnie z odwieczną tradycją przejść próbę męstwa. Jednak zamiast znaleźć zwierzę, które mógłby upolować, natrafia na płonący samolot Air Force One. 
Samolot z prezydentem Stanów Zjednoczonych na pokładzie został zestrzelony przez terrorystów, którzy teraz chcą go schwytać. Czy trzynastolatek może mu pomóc? A nawet jeśli chłopiec i najpotężniejszy człowiek świata zdołają umknąć prześladowcom, to czy uda im się przetrwać w dzikiej puszczy?

Wytłumaczenie jest tylko jedno: FINLANDIA.

Marzenia o dziennikarskiej karierze towarzyszą Emmie od dziecka. Zatrudnia się w lokalnej gazecie w stanie Waszyngton, ale szef zleca jej jedynie pisanie nekrologów. Wreszcie Emma dostaje szansę, by się wykazać - ma przeprowadzić wywiad z trzema finalistkami konkursu na świąteczne ciasto. Temat na czasie, bo zbliża się Boże Narodzenie. Redakcja wynajmuje dla niej awionetkę, ale problem w tym, że Emma nie tylko nie znosi ciasta, ale też panicznie boi się latania. A już najbardziej nie lubi takich mężczyzn jak Oliver, pilot i właściciel awionetki. Taki przystojny i pewny siebie, że aż... intrygujący.

Przyciągnęła mnie chęć świątecznego ciepła i to dziennikarstwo, które mi się kiedyś marzyło. :)

Babcia Agnieszka wraz z wnukiem przygotowują mazurski Pensjonat do świąt Bożego Narodzenia. Chociaż tego roku żaden z gość nie zapowiedział swojej wizyty, oni chcą stworzyć idealne święta.

Śnieg ciągle pada, zaspy uniemożliwiają jazdę samochodom, a prąd w całej okolicy zostaje odcięty. W małym pensjonacie koło Pięknej Góry, tej Wigilii, wbrew swojej woli, spotka się kilka rodzin. Okna Pensjonatu rozświetlą się, a jego pokoje wypełni gwar rozmów. Niespiesznych, i chociaż przypadkowych, pełnych nadziei na lepsze jutro.

Tego roku kilku bohaterów Cichej 5 powróci.
W zupełnie innych okolicznościach będą musieli stawić czoło kolejnym świętom Bożego Narodzenia.
Bo czasem los musi nieustannie przypominać o tym, co ważne.
Rozświetla niebo i wskazuje nam drogę. Wystarczy nią pójść.

Jeden Pensjonat, jeden wieczór, kilka opowieści

Okładka i klimat wydają się być zbyt przyciagające. :D

Noora Nieminen miała być mistrzynią świata w łyżwiarstwie. Kiedy wspaniale zapowiadająca się szesnastolatka zostaje zamordowana własnymi łyżwami, pryskają nadzieje trenerów i rodziców. Kto jest mordercą? Może „król karaoke” Vesku Teräsvuori? A może postrach Espoo, pedofil molestujący małe dziewczynki? A może mordercą jest jednak ktoś z najbliższych Noorze osób? Nadkomisarz Maria Kallio jest już w siódmym miesiącu ciąży, lecz nie przeszkadza jej to poświęcić się całkowicie rozwiązywaniu tej zagadki. Do tego dochodzi jeszcze rywalizacja pomiędzy Marią a jej dawnym przeciwnikiem, Perttim Strömem, o stanowisko szefa wydziału kryminalnego. Skoro spirala śmierci raz zostanie puszczona w ruch, niełatwo ją zatrzymać.

Wystarczy spojrzeć na nazwisko autorki. :)


Czas się zatrzymał, strach i tęsknota walczyły w jej sercu.
Rhys stojący w cieniu drzewa posłał jej pełen melancholii uśmiech.


Czy jesteś gotowa zaryzykować wszystko dla miłości, Winter Blackwood Starr?

Życie młodziutkiej Winter Starr wywraca się do góry nogami, kiedy babcia, jej jedyna bliska osoba, ulega dziwnemu wypadkowi i zapada w śpiączkę. Dziewczyna zostaje odesłana z Londynu do Cae Mefus, małego miasteczka na północy Walii, gdzie czekają na nią nowi opiekunowie - państwo Chiplinowie. Cae Mefus powoli staje się dla Winter domem. Najstarszy syn Chiplinów, Gareth, nie odrywa od niej wzroku.

W nowej szkole Winter poznaje tajemniczego i szalenie przystojnego Rhysa. Gareth próbuje ostrzec dziewczynę przed tą znajomością, ale ona nie jest w stanie oprzeć się nagłej namiętności, która bierze we władanie parę młodych kochanków. Niebezpieczeństwo przestaje mieć dla nich znaczenie.
W hrabstwie dochodzi do niewyjaśnionych ataków, sama Winter też zostaje napadnięta. Przerażająca prawda powoli zaczyna wypływać na powierzchnię.
Winter odkrywa nieznany świat, w którym prastare obyczaje przekazywane są z pokolenia na pokolenie, a tajemny pakt strzeże życia milionów ludzi. Odkrywa prawdę o śmierci swoich rodziców i o jedynym dziedzictwie, jakie jej pozostawili: kryształowym amulecie, który ją chroni. 
Musi wybierać między Rhysem, chłopakiem, którego kocha, a swoim własnym życiem.

Tytuł mówi sam za siebie. ^^'

Trzy gwiazdy literatury młodzieżowej, z kultowym pisarzem, Johnem Greenem na czele, napisały na czas Gwiazdki trzy połączone ze sobą opowiadania.

Punktem wyjścia jest burza śnieżna, która w Wigilię kompletnie zasypuje miasteczko Gracetown. Na tle lśniących białych zasp pięknie prezentują się prezenty przewiązane wstążeczkami i kolorowe światełka połyskujące w nocy wśród wirujących płatków śniegu.

Śnieżyca zamienia małe górskie miasteczko w prawdziwie romantyczne ustronie. A przynajmniej tak się wydaje… Bo przecież przedzieranie się z unieruchomionego pociągu przez mroźne pustkowia zazwyczaj nie kończy się upojnym pocałunkiem z czarującym nieznajomym. I nikt nie oczekuje, że dzięki wyprawie przez metrowe zaspy do Waffle House uda się odkryć uczucie do wieloletniej przyjaciółki. Albo że powrót prawdziwej miłości rozpocznie się od nieprzyzwoicie wczesnej porannej zmiany w Starbucksie. Jednak w śnieżną noc, kiedy działa magia Świąt, zdarzyć może się wszystko…

Jakoś szczególnie mi na nich nie zależy, ale wciąż szukam cudownie świątecznego klimatu.

Silje, córka Arngrima, miała zaledwie 17 lat, gdy zaraza w 1581 roku zabrała wszystkich jej bliskich. Wygłodniała, zziębnięta, z dwójką osieroconych, przygarniętych dzieci podążała ku miejscu za miastem, gdzie palono zwłoki zmarłych: tak bardzo pragnęła rozgrzać się przy ognisku. W tej dramatycznej chwili zaopiekował się nią tajemniczy mężczyzna - człowiek z rodu Ludzi Lodu...

To się nie godzi, żebym ja nie przeczytała Sagi o Ludziach Lodu :D

Kiedy rozpada się małżeństwo rodziców szesnastoletniego Aidana Donowana, chłopak traci poczucie bezpieczeństwa. Nastolatek szuka zapomnienia w środkach odurzających i alkoholu, a brak ojca rekompensuje mu znajomość z księdzem Gregiem z miejscowej parafii. To w nim Aidan widzi mentora i jedynego dorosłego, który jest godzien zaufania.
Jednak w Boże Narodzenie z twarzy duchownego spada maska i okazuje się kimś zupełnie innym, niż widział go chłopak…

Znowu taka świąteczna historia, które być może okaże się czymś bardzo pouczajacym. :)

W pewnym dziwnym świecie, w którym w powietrzu wiruje tajemniczy Pył, żyje osierocona przez rodziców dziewczynka imieniem Lyra. Kiedy jej przyjaciel Roger zostaje porwany, Lyra wyrusza na poszukiwania, które zawiodą ją na daleką Północ. Na lodowcu mieszkają pancerne niedźwiedzie, po mroźnym niebie latają czarownice, a piękna kobieta przeprowadza straszliwe eksperymenty. Lyra musi przejść do innego świata widocznego za zorzą północną...

Kiedyś dawno temu oglądałam kawałek filmu i bardzo mi się podobało.








W ramach podsumowania przyznam się, że ten post to totalna improwizacja, bo nie miałam na niego pomysłu. Choć bardziej miałam mnóstwo, ale nie wiedziałam, który wybrać i opisać. Rozpatrywałam napisać wam o swojej książce albo porównać Atlas Chmur to jej filmowej ekranizacji - w obu przypadkach nie wiedziałam, jak zacząć. Potem wpadłam na to... I oto jest! Pod spodem możecie się podzielić swoimi opiniami na temat tych książek lub tytułami innych mroźnych pozycji, bo jak dla mnie zimy nigdy za wielę. :)

sobota, 14 listopada 2015

"Anioł Burz" Trudi Canavan - recenzja książki.

Autor: Canavan Trudi
Przekład: Mazurek Izabella
Tytuł polski: Anioł Burz
Tytuł oryginalny: Angel of Storms: Book Two of The Millenium's Rule
Seria: Prawo Millenium #2
Wydawnictwo: Galeria Książki
Wydanie polskie: 2015
Wydanie oryginalne: 2015
Ilość stron: 636
Cena okładkowa: 44,90 zł
Moja ocena: 8/10

Uwaga! Spojlery do poprzedniej części.

Tyen naucza magii mechanicznej w Liftre - powszechnie poważanej szkole. Dociera tam wieść, ze Rean, najpotężniejszy mag i władca wszystkich światów, powrócił po długiej nieobecności. Nauczyciele i studenci uciekają, gdyż w Liftre nauczano zakazanej przez Reana magii, w przekonaniu, że ten nie żyje. W jednej chwili Tyen traci dom i cel... Pozostaje mu jedynie złożona Velli obietnica przywrócenia jej cielesnej postaci. Rean odzyskuje władze, a wokół wzbiera bunt, Tyen zaś musi postanowić, do czego jest w stanie się posunąć, by dotrzymać danego Velli słowa. Po pięciu latach spędzonych wśród tkaczy gobelinów w Schpecie w spokojne życie Rielle wkracza wojna. W obliczu porażki i nieuchronnej okupacji wszyscy ze zdumieniem obserwują, jak wrogie wojska wycofują się, do bram miasta zbliżają się zaś trzy postacie - w czarnych włosach jednej z nich pobłyskują niebieskie refleksy. Przeszłość dziewczyny z dalekiego kraju i jej magiczne zdolności to nie wszystkie sekrety, jakie mógłby wyjawić tajemniczy przybysz... Anioł zamierza wrócić do swojego świata i pragnie zabrać Rielle ze sobą. Czego zażąda w zamian za niezwykłą propozycję?
Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie sięgnąć od razu po zakupie po tę piękną cegiełkę i na nowo zagłębić się w świecie stworzonym przez Trudi Canavan, który tym razem okazało się zdecydowanie ciekawszy, ale też lekko rozczarowujący. W pierwszym tomie mieliśmy do czynienia z szybką akcją, ale znajdowało się tam jeszcze dużo miejsca na rozbudowę psychiki bohaterów. Tutaj wszystko tak niesamowicie przyspiesza, że czasami miałam wrażenie niezrozumienia, o co tak naprawdę któremuś z nich chodzi, albo co tak właściwie się wydarzyło. Przeskakujemy w czasie akcji o całe pięć lat przez co byłam niesamowicie przerażona zmianami, jakie zaszły bardziej w otaczającym świecie niż w samym postaciach - w tym, że podróżowanie między światami i używanie magii jest teraz na porządku dziennym, bo znajdujemy się w miejscach, gdzie magii jest pod dostatkiem. Nie mogłam się w to wszystko wgryźć i poczuć tej historii tak, jak poczułam Złodziejską Magię, ale właśnie dzięki temu na każdym kroku autorka niesamowicie mnie zaskakiwała. Dałam się ponieść dopiero gdzieś pod koniec, gdzie uświadomiłam sobie, że wątek, o który w głównej mierze jej chodzi, jest teraz niesamowicie powielany w powieściach młodzieżowych - bunt przeciwko niesprawiedliwej władzy. Tutaj mieliśmy tylko ten bonus, że dawało się go widzieć z dwóch stron i to ta strona, która chciała wszcząć rebelię wypadała w moich oczach gorzej, jak rozkapryszone dziecko, które nie dostało wymarzonej zabawki. Chcieli walczyć o swoje prawa, a tak naprawdę nie mieli nawet porządnego przywódcy, a co dopiero mówić o organizacji i przygotowaniach. Jakoś tam zostało im to uświadomione, ale w ich przypadku doprowadzenie tego wszystkiego do porządku jest taką mission impossible. Chciałam przez to zniżyć ocenę książce, ale koniec końców w końcu została dogłębnie poruszona sprawa tytułu całej serii, które pewnie nie jest żadnym zaskoczeniem, bo przelotnie wspomniano już o niej w pierwszym tomie, mam całkiem ciekawy cytat z tej książki, a zakończenie jest niesamowicie nieprzewidywalne.
Bohaterami jestem najbardziej zawiedziona, bo główne postacie zrobiły się tak strasznie irytujące, że na każdym kroku miałam ochotę rzucić tą książką. Tyen jeszcze bardziej denerwował swoją szlachetnością i chęcią uratowania wszystkich we własnej głowie, a z drugiej strony na zewnątrz był strasznym egoistą, który nie wahał się dołączyć do sojuszników Reana, który kazał mu szpiegować. I jeszcze non stop zastanawiał się, czy robi dobrze, ale przerażała go świadomość, że ktoś może odkryć jego złe zamiary. Rielle delikatnie irytowała już przy pierwszym spotkaniu, ale teraz osiągnęła szczyty. Do tego stopnia ciągle wspominała przeszłość, że nie zauważała co dzieje się dokoła niej. Byłam ogromnie zafascynowana postacią Reana, ale ku mojemu rozczarowaniu został potraktowany bardzo po macoszemu i w bardzo małym stopniu odsłonięto, co tak naprawdę kryje się za jego niedostępnością i maską okrutnego władcy światów. Bohaterów drugoplanowych jest tak wiele, że wręcz nie sposób ich wszystkich zapamiętać.
Styl pisania książki jakoś znacznie się nie zmienił, wciąż był dokładnie tak samo canavanowski, jak przy czytaniu Złodziejskiej Magii, ale nie wciągał już tak bardzo. Miałam też wrażenie, że w niektórych momentach autorka skupiała się na opisywaniu odpowiednich rzeczy, że w tych miejscach powinna skupić się na przemyśleniach bohaterów, a ona serwuje nam przykładowo długi opis pustyni.
Anioł Burz, pomimo przepięknego tytułu i równie pięknej okładki nie trzyma poziomu pierwszej części i zdecydowanie mnie rozczarował, ale nie zmienia to faktu, że dalej chcę doprowadzić te serię do końca. Mam nadzieję, że ostatni tom zrekompensuje wszystko stąd i będzie bombowy.!

środa, 11 listopada 2015

RIP IT or SHIP IT Book TAG

Za nominację dziękuję Zaczytanaa97 :)
Strasznie długo zabierałam się do zrobienia tego TAGu, ponieważ bardzo mi się podoba, przez co, szczerze się przyznam, boję się czy będę się przy nim wystarczająco dobrze bawić. Nie umiem już wytrzymać w niepewności, więc przygotowałam sobie bannerek, a teraz zbieram się do przygotowania karteczek. Tak! Znowu będę losować, tym razem po dwie postacie i tym razem zdecyduję czy one do siebie pasują i będą tworzyć ciekawy związek, który będę shipować, cz jednak powiem RIP i kategorycznie wyrzucę ten paring z pamięci. Przygotowałam sobie dziesięć postaci męskich i dziesięć postaci damskich, ale wrzucam je do jednej szklanki, więc nie obiecuję, że będą to same pary mieszane. Oto oni:

Panie:                                                                    Panowie:
1. Clarissa Fray (Dary Anioła)                         1. Jonathan Herondale (Dary Anioła)
2. America Singer (Selekcja)                           2. Maxon Schreave (Selekcja)
3. Eadlyn Schreave (Selekcja)                          3. Henri Jakoppi (Selekcja)
4. Salomea Przygoda (Nomen Omen)                4. Konrad Romańczuk (Dożywocie)
5. Celeana Sardothien (Szklany Tron)                5. Robert Frobisher (Atlas Chmur)
6. Ann Burden (Z jak Zachariasz)                   6. Rufus Sixmith (Atlas Chmur)
7. Eva Ayrs (Atlas Chmur)                                7. Izare Saffre (Prawo Millenium)
8. Kate "Puck" Connolly (Wyścig Śmierci)         8. John Smith (Martwa Strefa)
9. Miriam Black (Drozdy)                                 9. Noah Shaw (Mara Dyer)
10. Yebra de Coiro (Porta Coelli)                     10. Julian Carax (Cień Wiatru)

Runda 1.
Celeana Sardothien & Robert Frobisher

Zaczynamy bardzo mocno! Od dwóch bardzo podobnych charakterów. Zarówno Celeana, jak i Robert rozmiłowani są w sztuce, w muzyce szczególnie. Oboje nie dadzą sobie w kaszę dmuchać i starają się stworzyć pozory niezależności, a tak naprawdę wewnętrznie potrzebują kogoś bliskiego obok siebie. Myślę, że ta dwójka dałaby sobie nawzajem właśnie takie coś i jeszcze odnaleźliby wspólny język. Z tego zalążka mogłaby powstać naprawdę wspaniała miłość, więc bezapelacyjnie SHIP IT!

Runda 2.
Kate "Puck" Connolly & Eva Ayrs

No, cóż... Puck i Eva to przedstawienie dwóch zupełnie innych metod wychowawczych albo lepiej to powiedzieć dwóch zupełnie innych statusów materialnych rodzin, które wpływają na wychowanie dzieci. Eva jest bardzo rozpieszczona i zawsze ma wszystko, czego zapragnie, a często pragnie po prostu być adorowaną. Miałam wrażenie, że po maską dumy i zarozumialstwa kryło się to takie wołanie o szczyptę uwagi ze strony rodziców pochłoniętych własnymi sprawami. Z kolei Puck po śmierci rodziców musi radzić sobie sama z braćmi, więc cały czas jest czymś zajęta, co z kolei prowadzi do tego, że nie dałaby Evie wystarczająco dużo uwagi. Prowadziłoby to do ciągłych sprzeczek i, żeby lepiej tego uniknąć RIP IT.

Runda 3.
Miriam Black & Jonathan Herondale

Każdy paring z Miriam miał od razu iść w odstawkę, ale nie sądziłam, że wypadnie akurat na Jace'a. Ze swoim książkowym partnerem nie dogadywała się, bo życie z nim było dla niej zbyt monotonne, a Herondale jest takim samym niespokojnym duchem, jak Miriam! Jak dla mnie to nie dość, że świetnie by się dogadali (no, może oprócz warunków mieszkaniowych w przydrożnych motelach) to jeszcze miło by im się razem podróżowało, więc SHIP IT!

Runda 4.
Yebra de Coiro & Izare Saffre

Od razu jestem w stanie powiedzieć, że byłoby z nich dobre, spokojne małżeństwo. Oboje pragną stabilizacji i rodzinnego spokoju, a swoją miłość powierzają tylko osobom, które pokochają je równie mocno. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby powiedzieć SHIP IT!

Runda 5.
John Smith & Julian Carax

A to jest ciężki orzech do zgryzienia, bo mam tu do czynienia z dwójką niezwykle skrzywdzonych... psychopatów i inwalidów. Johna zmieniły jego nadprzyrodzone zdolności, które zyskał po wybudzeniu się ze śpiączki, a Juliana świadomość, przez co stracił możliwość na posiadanie szczęśliwej rodziny. Nie jestem pewna, czy zderzenie się tej dwójki przyniosłoby coś dobrego, ale SHIP IT!

Runda 6.
Rufus Sixmith & Konrad Romańczuk

Jezu, jeszcze mi tylko brakuje związku kazirodczego do kompletu, ale na samym wstępie mówię temu związkowi RIP It. Mimo, że zarówno Rufus, jak i Konrad to tacy po części romantycy, to Rufus był bardziej spokojny, statyczny i opanowany niż Romańczuk. Konrada można było bardzo łatwo wyprowadzić z równowagi i czuję, że to mogłoby się źle skończyć dla biednego Sixmitha.

Runda 7.
Clarissa Fray & Salomea Przygoda

Nie wiem, co się teraz dzieje - nie pytajcie! Tego związku po prostu nie widzę. Nie mam zielonego pojęcia, co by się stało, gdyby połączyć w związek fajtłapowatą Salkę, która wiecznie narzeka na sytuację z taką bardzo zdeterminowaną Clary. Chyba niezbyt by do siebie pasowały, więc RIP it.

Runda 8.
Maxon Schreave & Noah Shaw

Pierwsza i jedyna sentencja, która przywodzi mi na myśl po wyobrażeniu ich sobie, jako partnerów to żyganie teczą. To dwójka postaci, które wraz ze swoimi książkowymi partnerkami po prostu doprowadzają mnie do uczucia they so cutie, I want to cry, więc połączenie ich byłoby wybuchową bombą cukrową, więc RIP It.

Runda 9.
America Singer & Henri Jakoppi

Hah! To była moja pierwsza myśl, ponieważ jestem w teamie, który stawia, że Henri będzie zięciem Ameriki, ale w sumie z nią też by tworzyli całkiem niezłą parę. Dobra, nie powiedziałam tego, wciąż chcę, żeby był z Eadlyn, więc RIP It.

Runda 10.
Ann Burden & Eadlyn Schreave

Nie mam pojęcia co z tego wyjdzie z połączenia młodej dziewczyny z ambicjami na odbudowanie rasy ludzie z zarozumiałą księżniczką, która uważa się za pępek świata. Mój rozum nie jest w stanie tego pojąć, więc niestety, ale muszę RIP It.

Nie mam pojęcia, co ja takiego zrobiłam, że wypadły mi w większości pary homoseksualne, a furorę chyba zbiorą przede wszystkim Maxon i Noah, bo już przyjaciółka się z tego śmiała. Dobra, nie ma co przeżywać, bo to i tak lepiej niż, gdyby wypadło na Eadlyn i Maxona. Lepiej nominuję kogoś! A będą to: Asik, Lunatyczka, Marta oraz Skryta Książka :)

poniedziałek, 9 listopada 2015

Wywiad z Książkoholikiem #3


Wiem, jak bardzo lubicie serię Wywiad z Książkoholikiem, więc dzisiaj serwuję wam kolejną rozmowę z naszą koleżanką po fachu. Tym razem udało mi się złapać Kornelię ze Słownika Sztuki, której karierę blogerską śledzę od samiutkiego początku. Właśnie przez to stała się jedną z moich ulubionych "recenzentek". Ciężko poszło ustalenie wspólnego terminu, ale rozmawiało się bardzo przyjemnie! :D

S: No dobrze, więc chciałabym, żebyś na początek, tak jak wszyscy, opowiedziała nam historię, jak to wszystko się zaczęło - czytanie i blogowanie. Czy to była jakaś konkretna książka? Czy może od tak po prostu? Czy może jednak kryje się za tym jakaś dłuższa historia? :)

K: Z czytaniem w historii mojego życia było naprawdę różnie. W pierwszych klasach podstawówki czytałam dość niechętnie, w kolejnych latach również omijałam książki szerokim łukiem. Czytelnictwo zainteresowało mnie dopiero wtedy, gdy zauważyłam, że pisanie sprawia mi przyjemność (dziękuję mojej polonistce z gimnazjum, bo to ona mnie zaciągnęła do pracy). Pomyślałam, że chcę muszę się jeszcze bardziej przyłożyć, a żeby gładko pisać- muszę rozszerzyć swój zasób słów. Zaczęłam więc trochę więcej czytać. Zauważyłam, że odpręża mnie to bardziej niż jakakolwiek inna aktywność. Od tego momentu książki stały się moimi dobrymi znajomymi.
Blog to już całkowicie inna historia, bo moja przygoda z recenzowaniem zaczęła się jeszcze poza blogosferą- na instagramie, gdzie udawało mi się zamieszczać mini rekomendacje. Bardzo żałuję, że przestałam to robić, ale zapowiadam, że wkrótce mogę do tego wrócić. Po jakimś czasie, zupełnie spontanicznie, przeniosłam swoją działalność na bloga, którego dzisiaj możecie odwiedzać. Nazwa nie jest jakaś specjalna, wręcz dziwna i nieco sztywna, ale moje wizje krążyły wówczas terminu "słownik" i "sztuka", więc dlatego piszę notki pod szyldem "Słownik Sztuki".

S: Pamiętam jeszcze tamte minirekomendacje z instagrama, a nazwa jest bardzo fajna i przyciąga uwagę, więc nie ma co marudzić... Właśnie! Jak radzisz sobie z wymyślaniem tytułów postów okołoksiążkowych na bloga? Przychodzą same, jak byś prosto z mostu pisała, o czym będzie post czy raczej trochę nad nimi główkujesz?

K: Przyznam, że wszystkie tytuły do postów okołoksiążkowych to ciężki kawałek chleba. Ogólnie tytułowanie jest dla mnie najgorszą częścią w pisaniu, bo naprawdę nigdy nie wiem czy historia "się przyjmie" pod taką nazwą, a nie inną. Wracając do pytania, tak naprawdę główkuję nad nagłówkami, bo to one w pierwszej kolejności zachęcają czytelnika. Wszystkie moje pomysły wydają mi się okropne, czasem śmieszne, zwłaszcza, że zdarza mi się rymować. Staram się nadawać notkom ciekawe tytuły, a z pewnością takie, których bym się nie wstydziła :)

S: Czyli samo pisanie postu nie sprawia już takiej trudności? :D

K: Na pewno sprawia mniejsze trudności niż wymyślenie tytułu. :) Czasem zdarza mi się stracić wenę na długi czas, to prawda. Wydaje mi się jednak, że wszyscy, którzy coś piszą raz na jakiś czas mają blokadę autorską. To w świecie blogerów katastrofa nieunikniona, ale myślę, że są sposoby na przywrócenie inspiracji. Ja, kiedy mam wrażenie, że już nic nie uda mi się napisać, sięgam po książkę lub oglądam swoje ulubione seriale i w ten sposób wypełniam deficyt weny po brzegi. Wracam na bloga z głową pełną pomysłów :)

S: Oj, doskonale wiem, co to znaczy nie mieć weny! Każdy pisarz, włącznie z tobą to wie. :) Wspominałaś kiedyś na blogu, że piszesz książkę, więc chciałam spytać, jak posuwają się prace? Jest raczej bliżej niż dalej czy na odwrót?

K: Ojej, moja "powieść"- zapomniana historia :D Staram się jak mogę, żeby znaleźć czas i na nią, ale nauka i blog pożera większość mojego czasu, energii i inspiracji. Dobrze, że pytasz o książkę, bo mogę się nareszcie pochwalić pięćdziesięcioma stronami akcji, łez i kąśliwych uwag. Dlaczego jestem tak dumna z tak małej ilości stron? A to dlatego, że buduję wszystko od początku, po tym jak mój ukochany komputer postanowił się zawiesić i kompletnie wyczyścić dyski z informacji. Niestety, wcześniej zapomniałam zrobić kopii na pendrive'a i w czeluściach pamięci komputerowej przepadło 140 stron wcześniejszej powieści. W pierwszej myśli: tragedia, później przekonanie, że mogę wszystko naprawić i napisać od nowa. I tak wszyscy bohaterowie poddani zostali metamorfozie- fizycznej i psychicznej. Większość dostała także nową historię i imiona, a fabuła stała się trochę bardziej klarowna i logiczna. Reasumując: Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło :)

S: Wiem, co dokładnie czułaś w tamtym momencie, bo sama piszę i często po napisaniu wszystkiego mam ochotę zrobić to od nowa, lepiej, zwrócić uwagę na większą ilość szczegółów, rozbudować swoje postacie i opisy. Myślę też, że czuję to większość pisarzy, nawet ci którzy nie prowadzą bloga, ale bardziej ciekawiłoby mnie, czy znasz jakiegoś innego bloggera książkowego, który również pisze książki? :)

K: Naprawdę? Nie wiedziałam, że piszesz! Zawsze dowiaduję się wszystkiego zdecydowanie za późno :)
Wiem, że Robert z bloga Czytanie moim tlenem coś, którego wszyscy dobrze znamy i lubimy, coś pisze, ale nie jestem pewna czy dalej drąży temat. To normalne, że po jakimś czasie gubi się wątek i rzuca projekt, ale mam nadzieję, że kiedyś powróci do swojej historii, ponieważ jest ciekawa. Wciągnęłam się :)

S: Tak! Od ponad dwóch lat piszę fanfiction o skoczkach narciarskich, a jakiś miesiąc temu zaczęłam pisać własną książkę i mam do niej na razie tylko prolog. :) Publikuje ją na blogu? Czy po prostu wysyłał ci do przeczytania, bo poprosiłaś?

K: Fajnie, skoki narciarskie to chyba jedyny sport, którego oglądanie mnie nie męczy, więc pochwalam twoją kreatywność. Robert publikuje swoją książkę na blogu, nawet poświęcił na nią specjalną zakładkę :)

S: Mnie nim zaraził tata i kocham go od dziecka :) Obserwuję jego bloga od niedawna, więc pewnie normalne, że jeszcze na to nie wpadłam ale w wolnej chwili na pewno zobaczę, co w trawie piszczy. Ale wracając do tego pisania! Jak to jest u ciebie z nowymi pomysłami? Masz ich mnóstwo, czy póki piszesz jedno nie dajesz się wedrzeć innym do głowy? :)

K: Pomysły na coś nowego często odwiedzają mnie wtedy, kiedy akurat nie mam czasu, żeby je zrealizować albo choćby zapisać. Kiedy już siadam przed komputerem i jestem nastawiona, żeby przelać swoje myśli w internet (albo do dokumentu tekstowego), wszystko nagle ucieka. To bardzo przytłaczające uczucie, ale przyzwyczaiłam się do niego wystarczająco tak, aby nauczyć się je ignorować. Jeśli już mam jakiś stabilny pomysł staram się skupić tylko na nim, a resztę po prostu trzymać w pamięci. Zdarza się, że jakieś elementy z innych projektów przydadzą mi się w zrealizowaniu obecnego i tak właśnie działa większość moich prac- realnych i zagubionych gdzieś w moim umyśle. Taki literacki recykling.

S: Hah, chyba bardzo dokładnie się rozumiemy, bo u mnie jest dokładnie tak samo! Choć nie wykorzystuję części pomysłów w aktualnie pisanych opowiadaniach, a raczej później staram się nad nimi skupić. Ostatnio nawet mam czas wygrzebywania z pamięci z starych pomysłów. Niektóre pochodzę nawet z początków mojej kariery, ale wszystkie mają element wspólny. Choć to pewnie wspólne dla wszystkich autorów, bo większość poznałabym pewnie nawet z zamkniętymi oczami. Masz jakiś takich autorów?

K: Jeszcze nie zagłębiłam się jeszcze w czyjąś twórczość tak mocno, aby poznać go po losowym fragmencie, ale wydaję mi się, że najbliżej tego stanowiska znajduje się Tahereh Mafi, autorka serii "Dotyk Julii". Pamiętam, że to była pierwsza trylogia, która mnie tak okropnie wciągnęła, że nie mogłam przestać jej czytać. Pierwsza książka o Julii była również pierwszą, na której temat napisałam, co prawda bardzo krótką, recenzję. Czuję wielki sentyment do tych powieści, ale już tak mam, że szybko do czegoś się przywiązuję, a potem wspominam przez dłuuugi czas.

S: Sentymenty są dla ludzi! Zresztą każdy z nas ma autora i książkę, której nigdy w życiu nie wypuści z pamięci. Mogłabyś wymienić jeszcze kilka z nich? :)

K: Wspominam często, że bardzo urzekły mnie takie małe powiastki jak "Mały Książę" Exupery'ego i "Oskar i Pani Róża" Schmitt. W pamięci utkwiła mi również książka pod tytułem "Dygot", którą miałam przyjemność recenzować. Naprawdę mocna, pełna prawdziwego życia książka Jakuba Małeckiego. Trudno nie wspomnieć o wspaniałej "Złodziejce Książek" Markusa Zusaka. Mogłabym wymieniać jeszcze bardzo długo, bo dla mnie, każda książka jest warta przeczytania. Mogą nam pokazać jak trzeba pisać, a jak się nie powinno. Wychodzę z założenia, że każda książka jest dobra, bo według autora taką jest. Tyle upodobań, ile ludzi na świecie, ale istnieje przecież prawdopodobieństwo, że nasze gusta literackie pokryją się z tymi pisarza. Nigdy nie wie się, na co się trafi, więc daję szansę każdej lekturze.

S: Mamy dokładnie takie samo zdanie! Bardzo podobają mi się Twoje słowa i bardzo dziękuję za rozmowę. :)
K: To ja dziękuję tobie. Nigdy nie wpadłabym na to, że ktoś mógłby przeprowadzić ze mną wywiad. Czuję się taka dowartościowana :)

S: Nie ma za co. :D
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...