czwartek, 31 grudnia 2015

TOP5: Najlepsze i najgorsze książki 2015 roku.

Okazało się, że na Sylwestra wyjeżdżam dużo wcześniej niż sądziłam, dlatego na szybkiego chciałam wam przygotować jakąś formę podsumowania minionego roku - zarówno w czytaniu, jak i prowadzeniu bloga. Zamierzałam przeczytać 50 książek i udało mi się tego dokonać gdzieś w trakcie wakacji, więc znaczenie przekroczyłam tę liczbę dobijając do 70! Z czego sprawą zaliczam ten rok do naprawdę udanych, zaś jeśli chodzi o bloga to funkcjonuje on od początku sierpnia, więc ma już pięć miesięcy. Zyskał sporą popularność. Przekroczył 10 000 tysięcy wyświetleń i ma prawie 100 obserwatorów. Jestem z siebie niesamowicie dumna, że przetrwałam i udało mi się choć w maleńki sposób wybić wśród konkurencji. Chciałabym napisać o tym dużo więcej, ale nie mam zbytnio czasu, bo piszę to w trakcie czytelniczego maratonu robiąc sobie piętnaście minut przerwy, dlatego przedstawię wam tylko pięć książek, które w tym roku były strzałem w dziesiątkę i pięć, których nie poleciłabym nikomu - wszystkie przeczytane w 2015 roku.

*kolejność przypadkowa*|

Najlepsze:                                    Najgorsze:
 

 

 

 

 

A jak u was to wygląda? :) No i Wszystkiego Najlepszego w nadchodzącym roku!

środa, 30 grudnia 2015

Świąteczny Maraton Czytelniczy - podsumowanie.

Przepraszam bardzo za mój brak odpowiedzi przez ostatnie dni maratonu, ale tak jak już pewnie wspominałam okazało się, że mój sylwestrowy wyjazd wypadł kilka dni wcześniej. Nie przeszkodziło mi to jednakw wypełnieniu jeszczego jednego i kawałka maratonowego zadania. W ten sposób zaliczyłam ich całe trzy! Trzy pierwsze, ponieważ ja postanowiłam jechać w podanej przez kolejności. Przez połowę pierwszego dnia świąt udało mi się przeczytać Opowieść Wigilijną Charlesa Dickensa, a następnie podczas family party hard rozpocząłam czytanie Na złym tropie Leeny Lehtolainen, dzięki czemu byłam 115 stron do przodu, jeśli chodzi o dzień drugi. Podczas następnej doby skończyłam czytanie tego fińskiego kryminału, ale miało to miejsce późnym wieczorem, więc nie rozpoczynałam kolejnej. Trzeciego dnia jechałam do przyjaciółki naszą sylwestrową imprę, ale podczas jazdy autobusem udało mi się przeczytać połowę Ruin Gorlanu Johna Flanagana, które skończyłam czwartego dnia maratonu. Tego samego dnia postanowiłam wrócić do książki rozpoczętej jeszcze przed maratonem - Objawienia Daniela Grepsa. Udało mi się je skończyć dnia następnego. Zaraz po nim rozpoczęłam czwarte maratonowe zadanie, czyli Częściowców Dana Wellsa, których niestety nie udało mi się skończyć. W taki sposób spędziłam cały maraton! A wam jak poszło? :)

PS. Przyjaciółka to też książkoholik, więc nie było problemu z czytaniem ;)




Rozpoczęte, ale nie skończone:



niedziela, 27 grudnia 2015

Świąteczny Maraton Czytelniczy - Day #2

Dziś widzimy się dużo, dużo później niż wczoraj. Z tego względu, że książka była trzy razy dłuższa niż czytana pierwszego dnia maratonu Opowieść Wigilijna. Ale dzięki temu mogłam przeczytać wczoraj trochę Na złym tropie na zapas, a dokładniej to byłam 115 stron do przodu jeśli chodzi o dzisiejsze zadanie. Teraz wychodzę na zero. :) Książkę Lehtolainen skończyłam góra godzinę temu, choć w pewnym momencie szczerze zaczynałam w to powątpiewać, bo niesamowicie spodobali mi się bohaterowie! Nie chciałam żegnać się z Marią, Anttim, Ville, Ursulą, Pekką i wieloma innymi (trochę ciężko mi myśleć o nich, jako o policjantach, bo te męskie imiona to noszą moi bohaterowie ze skoczni narciarskiej, oprócz Pekki - byłego trenera nigdy nie lubiłam). Zagadka kryminalna na tej książce dzieje się na tle zaplecza sportowego - trenerów, związków, dopingu itp. - i szczerze powiedziawszy to w pewnym momencie, na samym początku książki, przestałam starać się na siłę łączyć wątki w jedną całość, a tylko nad zapamiętaniem tych ważniejszych. Leena niesamowicie mnie zaskoczyła pod sam koniec powieści, ale nie tylko to działa na jej ogromny plus. Bawiłam się przy tej książce niesamowicie, bo akcja rozgrywała się na terenach mojego ukochanego kraju, w którym nigdy jeszcze nie byłam, wiec mogłam poznać go trochę bardziej od podszewki i dowiedzieć się kilku ciekawych rzeczy, jak np. faktu, że nazwa marki Nokia pochodzi od nazwy miasteczka w okolicach Tampere, że mieszkańcy małych miejscowości fińskich żyją w jakiś dziwnych sektach, które mają jeszcze bardziej rygorystyczne wykazy grzechów niż chrześcijaństwo, na którego zresztą podstawie są zbudowane (ale nie jestem pewna), że Finowie mają jakie dziwne zamiłowanie do grzybów i grzybobrania (oby to tylko chodziło o tych bohaterów, bo ja nie znoszę grzybów). Znalazłam również nowe, prześliczne, fińskie imię dla chłopca. Jednym słowem niesamowicie się przy niej bawiłam! :) A wam jak idzie?


sobota, 26 grudnia 2015

Świąteczny Maraton Czytelniczy - Day #1

Nie owijając w bawełnę i mówiąc szczerze, choć maraton był moim pomysłem to podchodziłam do niego dość sceptycznie - głównie z powodu faktu, że nie czytam zbyt szybko, a czytanie jest ściśle uzależnione od mojego humoru - ale wychodzi na to, że wchodzę w niego z całkiem niezłym wynikiem. Przed południem, a dokładniej około godziny jedenastej wypełniłam już dzisiejsze zadanie. Klasyk z motywem świątecznym, czyli w moim przypadku Opowieść Wigilijna Charlesa Dickensa, został przeczytany. Taki dobry wynik zawdzięczam dobrej znajomości tej książki, dzięki czemu nie musiałam zwracać uwagi na zrozumienie tekstu, a jedynie na przypomnienie sobie dokładnych fragmentów i niektórych wątków. Bo uwierzycie, że ja kompletnie zapomniałam o tym, że Scrooge miał siostrzeńca, a starsze dzieci Crachitów również pracowały na utrzymanie rodziny? Wypełniłam zadanie i to w sumie mogłoby być na tyle jeśli chodzi o drugi dzień świąt, ale nawet zważając na fakt, że jestem w gości u rodziny nie zrzuciłam masztu. Postanowiłam nadrobić trochę na jutrzejszy dzień, bo czeka mnie dość długa, bo prawie 400 stronicowa lektura Na złym tropie Leeny Lehtolainen. Jak na tę chwilę jestem około 70 stron do przodu. Jutro na pewno nie poddam się zgubnemu przyciąganiu internetu, żeby ją dokończyć! To całkiem interesująca zagadka kryminalna ze sportem i Finlandią w tle, choć może nie tą dyscypliną, która mnie interesuje. :) Bierzecie udział? Jak wam idzie? Udało się z dzisiejszym zadaniem, czy dalej walczycie? Jaka to książka?

czwartek, 24 grudnia 2015

Zimowy TAG Książkowy

Dziś jest Wigilia, więc pewnie większość z was, włącznie ze mną, siedzi nad dopracowaniem detali wieczornej kolacji i mało kto tutaj zajrzy. Mimo wszystko postanowiłam zrobić tutaj chociaż trochę świątecznego klimatu oraz pokazać, że o was nie zapomniałam. W tym celu postanowiłam wykorzystać nominację od Sary do jej autorskiego TAGu. Może nie do końca świąteczny, ale na zimowy, a święta są zimą, więc to chyba nie przeszkadza, prawda? No i nie jest jakoś szczególnie skomplikowany. To typowy TAG. Są kategorie i trzeba do nich dopasować książkę.
No i mi w sumie wyszło tak:


Kakao - książka, która rozgrzewa serce.
Ostatnio niewątpliwie zrobiło to jedno opowiadanie z tomiku Królowa i Faworytka, czyli Jedyna po epilogu. Nie dość, że poznałam bardzo ważny moment w życiu jednej z moich ulubionych par książkowych to była to scena tak słodka, że aż się popłakałam. Zawsze z rozrzewieniem będę wspominać ten jednopart.

Śnieg - książka z białą okładką.
W mojej biblioteczce kilka książek ma białą książkę, ale najbardziej z nich wszystkich lubię Jedyną, czyli trzeci tom, który miał być finałowym, z serii Selekcja. America jest na niej tak szczęśliwa i w takiej pięknej sukni, że po prostu oczy mi się świecą, kiedy ją widzę.

Mikołaj - gruba książka lub długa seria.
Skorzystam z drugiej wersji i wstawię tutaj całą serię o Zwiadowcach Johna Flanagana, która liczy sobie dokładnie 12 tomów, a wydawnictwo Jaguar właśnie podjęło się wydania historii pobocznej. Jest to nie tylko seria długa, ale też zajęła dużą część mojego dzieciństwa, choć jeszcze nie dałam rady jej dokończyć. Obecnie powinnam brać się za jedenasty tom.

Rózga - książka, której czytanie było męką.
Lalka, Przedwiośnie... i kilka innych lektur, ale myśląc, o książce, którą przeczytałam z własnej woli to Córka Alchemika Katherine McMahon. Nawet nie będę mówić, co mi się w niej nie podobało.

Prezent - bardzo dobra książka, którą możesz polecić każdemu!
Jeszcze niedawno powiedziałabym, że Harry Potter i dalej opowiadam się za tym zdaniem, ale ostatnimi czasy jestem pod wpływem książek dla starszych czytelników, a najbardziej Atlasu Chmur, Martwej Strefy, Dożywocia i Nomen Omen. Nic się nie stanie, jeśli podam ich tu więcej?

W prezencie gwiazdkowym rozdaje dziś nominacje, a otrzymają ją: Kitty Ailla, Słownik Sztuki oraz Geek Girl

poniedziałek, 21 grudnia 2015

My Christmas Wishlist

Kroki, jakimi zbliżają się święta już dawno i znacznie przekroczyły ludzką rozmiarówkę i nawet nie jestem w stanie powiedzieć, kiedy ten czas minął. W czwartek już Wigilia, a co za tym idzie pod choinką pojawią się paczki z prezentami, a przecież każdy książkoholik marzy o znalezieniu w nich mnóstwa książek - włącznie ze mną. Co prawda nie wiem, czy w tym roku dostanę jakiekolwiek, ale poniżej przedstawiam wam listę 10 książek, które chciałabym znaleźć owinięte papierem w choinki, bałwanki albo Świętego Mikołaja :)

 
 
 
 
 

Ufff, wybór jedynie dziesięciu był bardzo trudnym zadaniem ;) Jest zbyt wiele książek, które chciałabym przeczytać, ale myślę, że na te chwilę te są tymi, na które najbardziej mam chrapkę i szczerze bym się ucieszyła widzące je pod choinką. A wy? Może chcielibyście znaleźć coś innego? :)

sobota, 19 grudnia 2015

"Gra Cieni" Charlotte Link - recenzja książki.

Autor: Link Charlotte
Przekład: Kuczyńska-Szymala Daria
Tytuł polski: Gra Cieni
Tytuł oryginalny: Schattenspiele
Wydawnictwo: Sonia Draga
Wydanie polskie: 2015
Wydanie oryginalne: 1991
Ilość stron: 511
Cena okładkowa: 39,90 zł
Moja ocena: 10/10

David Bellino, pozbawiony skrupułów bogacz, otrzymuje anonimy z pogróżkami. Mężczyznę od lat prześladują lęki na jawie i koszmary we śnie. Tajemnicze wiadomości stają się pretekstem do konfrontacji z przeszłością. David zaprasza na kolację czwórkę swoich dawnych przyjaciół. Ich drogi rozeszły się w tragicznych okolicznościach. O dziwo wszyscy przyjmują zaproszenie. Goście chętnie rozprawiają się z dręczącymi demonami, zrzucą z siebie balast przeszłości i wydostaną się z sieci niebezpiecznych namiętności tajemnic... Czy podczas spotkania David zdemaskuje tego, kto pragnie jego śmierci?


~opis z okładki


Moja biblioteka, jak na wielkość miejscowości, jest całkiem dobrze wyposażona i całkiem dobrze prowadzona, ale wciąż rzadkością są tam książki wydane dosłownie niedawno. Szczerze powiem, że zaskoczeniem było dla mnie znalezienie Gry Cieni na jej półkach i nie zastanawiałam się długo, czy powinnam ją przeczytać tylko wzięłam ze sobą. Szybko też postanowiłam po nią sięgnąć i... powiedzieć, że jestem zachwycona brzmi dziwnie i zdecydowanie to za mało. Może nie znalazłam na jej stronach misternie uknutej intrygi, która trzymałaby w napięciu od samego początku do końca mnogością i napięciem wydarzeń, ale znalazłam tą wyrafinowaną warstwę psychologiczną. Naprawdę nie sięgajcie po tę książkę, jeśli oczekujecie pościgów, strzelanin, morderstw, porwań i tym podobnym, bo ona nie to ma nam do przekazania. Tutaj wszystko dzieje się powoli. Powoli obserwujemy przeszłość czwórki przyjaciół Davida, na których jego postępowanie miało ogromny wpływ. Powoli, ale autorka nie obchodzi się z nami łagodnie i co jakiś czas dozuje ogromne zaskoczenia. Przede wszystkim po 50 stronach musiałam odłożyć tę książkę, żeby przetrawić pierwsze z takich wydarzeń, a potem wszystko poszło lawinowo. To, co działo się z Davidem, Mary, Giną, Natalie i Steve'em przyprawiało mnie o dreszcze. O dreszcze przyprawiała mnie psychika Davida, który chciał przyjaźni, ale nie potrafił się poświęcić, gdy zaczynało chodzić o jakąś dużo poważną przysługę dla reszty, gdy w grę wchodziła konfrontacja z opinią publiczną, służbą bezpieczeństwa, czy sądownictwem. No i samo zakończenie, które po części wcale nie zaskakuje tylko jest boleśnie przytłaczające - jednocześnie smutne i dające nadzieje.

Myśląc o bohaterach mam w głowie zadanie, że nie wiem komu współczuć, a kogo nienawidzić. Wszyscy, począwszy od Davida, nie są ani biali ani czarni. David był tylko tym pierwszym, które w ich oczach zawinił najbardziej i każdy swój błąd można zrzucić na barki jego błędów niszczących przyszłość jego najbliższych przyjaciół. Za jego sprawą przeżyli najgorsze chwile w swoim życiu i wydarzenia w tej książce pomagają im zrozumieć, że na tym nie powinno skończyć się, a ich kolejne złe wyboru nie są winą Davida. Cała czwórka wreszcie dorasta i postanawia wziąć się w garść i zawalczyć o lepszą przyszłość.

Styl pisania Link nie jest ani ciężki ani lekki. Czyta się szybko, ale nie przyjemnie - trzeba się skupić, żeby zrozumieć postępowanie bohaterów mając na uwadze ich przeszłość. Jego bogaty, ale nie przeładowany jakimś tam wyrafinowanym słownictwem tylko pisany językiem potocznym.

Czytałam z zapartym tchem i gęsią skórką. Czytałam niekiedy przerażona, jak przeszłość może wpłynąć na nasze obecne postępowanie. Bohaterowie pochodzi z wyższych sfer, ale nie obeszły ich problemy proste i niekiedy kontrowersyjne. Będę szczęśliwa, jeśli zdecydujecie się przeczytać Grę Cieni, bo to nie jest zwykły thriller, a książka, która dała mi wiele do myślenia nad swoim życiem.

środa, 16 grudnia 2015

Wywiad z Książkoholikiem #4

Tym razem bardzo miła i przyjemna rozmowa z Olą aka brak pomysłu z Ciekawego cytatu o książkach. :)

S: No to zaczynajmy ;) Mogłabyś opowiedzieć mi swoją historię - tą związaną z czytaniem? Jak to się właściwie zaczęło? Od jakiejś konkretnej książki czy może raczej jakoś zupełnie inaczej? No i co pociągnęło cię do prowadzenia bloga?

B: Szczerze mówiąc, nie pamiętam dokładnie jak to się zaczęło. Nie mam też jakiejś porywającej historii, mówiącej o tym dlaczego zaczęłam czytać. Książki od zawsze były obecne w moim domu. Dziadek zbierał wszelakie kroniki, encyklopedie i pozycje naukowe, a tato po trochu z wszystkiego. I tak jakoś wyszło, że ten lekki rodzinny bakcyl rozkwitł w mojej osobie.
Gdybym miała wskazać serie od której czytanie stało się moim nałogiem, wskazałabym "Przygody trzech detektywów". Do dziś pamiętam, jak w szkolnej bibliotece znalazłam egzemplarz "Gadającego grobowca". To właśnie Hitchcock był moim pierwszym ulubionym autorem. Do dziś mam do tej serii ogromny sentyment. Potem były kolejne książki, kolejne biblioteki i jeszcze więcej książek. Każda kolejna, w jakiś sposób kształtowała mój gust. I wyniki są jakie są.
Skąd blog? Od zawsze ciągnęło mnie do pisania. Najpierw próbowałam recenzować płyty. Miałam swój ulubiony blog (wtedy jeszcze wszyscy działali na onecie), który się tym zajmował. Chciałam tworzyć coś takiego, ale wtedy nie potrafiłam. Widziałam, że to co robię nie trzyma się przysłowiowej kupy, więc przestałam. Potem przyszło liceum, matura i po niej spróbowałam znów. Po kilku nieudolnych próbach (i nieistniejących już blogach) w końcu stworzyłam smieszna-nazwe i tu już zostałam. Stwierdziłam, że skupię się na czymś co znam najlepiej i po prostu stworzyłam swoje małe królestwo!

S: Kolejna osoba, która próbowała z blogami po kilka razy! Czyli nie jestem jedyna! ;) Czy dla ciebie to też frustrujące, kiedy pisanie nie idzie albo praca nie przynosi efektów, albo jeszcze w momencie, kiedy mało kto albo w ogóle nikt tego nie czyta?

B: Prowadziłam już chyba każdy typ bloga. Grafikę, instrukcję, nawet przez chwile opowiadanie! A skończyłam na recenzjach. :)
Oczywiście, że takie sytuacje mnie frustrują. Najbardziej frustruje mnie brak mojej motywacji czy ten moment gdy słowa się nie kleją. Gdy wiem, że wypada by post się pojawił, a ja nie mogę znaleźć w sobie tej ikry do pisania. Brak odbioru to dla mnie nieco inna sprawa. Wiadomo, miło gdy ktoś czyta coś co tworzysz. Ale moja przyjaciółka, która zawsze motywowała mnie do tworzenia, powiedziała kiedyś "Jeśli nie masz widowni, a robisz to co lubisz, to ludzie się w końcu znajdą". I staram się tego trzymać.

S: Genialne słowa, z których wynika, że masz wokół się naprawdę wielu wspaniałych ludzi wokół siebie. Wszyscy podzielają Twoje zainteresowania czy raczej każdy ma coś swojego?

B: Wiem, że nie powinnam tak mówić, ale wiem o tym. Bardzo się cieszę, że ich mam. Są dla mnie ogromnym wsparciem. Hmm, oba. Niby interesujemy się tym samym, ale jednak każdy na różnym poziomie. Dzięki temu, nie nudzimy się ze sobą. :)

S: Znajomych nie trzeba się wstydzić! :) A propos tego nudzenia – czytasz wciąż jeden ulubiony gatunek, czy jednak przetykasz go jakimiś zupełnie innymi, które może niekoniecznie lubisz, żeby tylko nagle ci się nie znudził?

B: Nie wstydzę się ich. Chodzi mi o to, że ufanie ludziom nie zawsze wychodzi na dobre. Odkąd piszę bloga i odkąd nawiązałam współpracę recenzenckie, bardzo często przeplatam gatunki. Nie dlatego, że obawiam się znudzenia. Tylko dlatego, że mam szansę by mieszać. Kupując książki, raczej wybiera się "pewniaki" by nie żałować. Dzięki temu, że recenzuje, nawet jeśli na półkę trafi niezbyt zachwycająca mnie pozycja, nie będę żałować. Dzięki temu poznaje nowe gatunki, kształtuje swój czytelniczy gust i poznaje nowych autorów.

S: Skoro o współpracach mowa – bo sama nie miałam jeszcze możliwości żadnej nawiązać – to czy rzeczywiście bloggerzy są w jakiś sposób karani czy inaczej się podchodzi do współpracy z nimi po napisaniu nieprzychylnej recenzji? Możesz zweryfikować jeszcze jakieś inne mity o tych współpracach?

B: Nie miałam jeszcze takiej sytuacji. bym któremukolwiek wydawnictwu z czymś zalegała. Zawsze gdy przychodzi egzemplarz recenzencki, czytam go zaraz po skończeniu aktualnej lektury. Nie chce doprowadzić do nerwowej sytuacji. Nie raz pisałam niezbyt przychylne recenzje. W życiu jestem szczerą osobą i pisząc, nie zmieniam tego. Nigdy nie zdarzyło się tak, bym odczuła jakąkolwiek zmianę po takim tekście. Wiadomo, najlepiej by opinie były przychylne, ale nie zawsze się tak da. I wydawcy bez wątpienia też o tym wiedzą. W końcu oni też są ludźmi.
Musisz mi jakimś zarzucić, bo szczerze mówiąc sama się z nimi nie spotkałam albo ich nie pamiętam. :D Osobiście uważam, że to bardzo fajna sprawa dla każdego kto lubi czytać. Nie jest to żadne piekło tylko czysta przyjemność.

S: Sama też zbyt wielu nie znam, bo jak wspomniałam nie jestem obeznana w temacie, ale to był chyba taki najpopularniejszy, a reszty w tej chwili nie jestem w stanie sobie przypomnieć. Może różnice między wydawnictwami są widoczne? Z jakimś współpracowało ci się lepiej a z jakimś gorzej?

B: Właśnie z tą wątpliwością spotykam się najczęściej, dlatego pytam o inne. ;) Każde wydawnictwo jest inne. W końcu to inni ludzi, inny marketing i zupełnie inne możliwości. Jestem zdania, że nie można się ich bać. W końcu po to istnieją, żeby z nich korzystać. Dlatego warto z nich korzystać. Nie rozdzielam tego. Każda bardzo mnie cieszy i z każdej jestem bardzo zadowolona. Zawsze pamiętam o tym, że za każdą nich stoją ludzie i nie oceniam. ;)

S: Może chciałabyś jeszcze coś dodać na sam koniec? Bo z mojej strony to już właściwie wszystkie pytania. :)

B: Dziękuje Ci bardzo za wyróżnienie i rozmowę. :) Powodzenia w blogowaniu i nawiązywaniu współprac recenzenckich.

S: Ja również bardzo dziękuję i powodzenia! 

poniedziałek, 14 grudnia 2015

TBR - Świąteczny Maraton Czytelnicy.

Dziś jest ten wielki dzień, kiedy będziecie mogli poznać moje plany czytelnicze i kategorie na maraton, który zaplanowałyśmy razem z Kitty. Nie czytam szybko, więc na pewno będzie to duże wyzwanie, ale będę zadowolona, jeśli przeczytam przynajmniej trzy książki z tych pięciu. :D


Malutkie naciągnięcie, bo wśród książek do przeczytania nie mam nic, co działoby się zimą, więc wezmę sobie książkę pisarki z Finlandii - kraju, który nierozerwalnie kojarzy się z zimą.

A właściwie to w stosiku do przeczytania nie ma żadnej książki, którą podarował mi ktoś inny niż ja sama, więc po prostu poczekam sobie do świąt i zobaczę, czy coś dostanę, a jak nie to przeczytam sobie coś po raz drugi. :D




Oto co ja będę czytać! A wy? :)
Przypominam, że termin maratonu to 26-30 grudnia, a chętni do jednoczesnej zabawy i integracji zaproszeni są na naszą facebookową grupę wsparcia >>> o, tutaj <<<

sobota, 12 grudnia 2015

"Córka Łowcy Demonów" Jany Oliver - recenzja książki.

Autor: Oliver Jana
Przekład: Żyra Piotr
Tytuł polski: Córka Łowcy Demonów
Tytuł oryginalny: The Demon Trapper's Daughter
Seria: Córka Łowcy Demonów #1
Wydawnictwo: Replika
Wydanie polskie: 2012
Wydanie oryginalne: 2011
Ilość stron: 395
Cena okładkowa: 34,90 zł
Moja ocena: 8/10

Nastoletnia Riley Blackthorne za wszelką chcę udowodnić swoją wartość. I właśnie na to liczą demony... Rok 2018. Społeczeństwo jeszcze nigdy nie było tak skłócone. W chaosie upadającej cywilizacji na żer wyruszają demony, które pragnąć przejąć władze na światem. Stawić im czoła mogą jedynie specjalnie przeszkoleni łowcy... Riley zawsze marzyła, by być taka jak jej ojciec - legendarny Paul Blackthorne - zostać łowcą demonów. I właśnie ma na to szansę, bo teraz, kiedy Gilidia potrzebuje wszystkich, nawet pomoc siedemnastoletniej dziewczyny staje się niezbędna. Riley rozpoczyna pełną niebezpieczeństw rozgrywkę ze złem i tymi, którzy tylko czekają na jej pomyłkę. Musi też zmierzyć się z potęga rodzącego się uczucia. Kto staniej się jej sprzymierzeńcem w walce? Komu zawierzy swe serce i... życie?

~opis z okładki

Wzięłam, bo gdzieś, kiedyś, dawno temu o tym słyszałam i zastanawiałam się, co to właściwie jest i z czym to się je. Wzięłam i tak sobie leżało przez kilka tygodni, a ja jakoś szczególnie nie pałałam chęcią zaczęcia tego. Moje losowanie, jaką książkę przeczytać teraz najwyraźniej też nie, bo dość późno postanowiło  wskazać na Córkę Łowcy Demonów. I teraz, około dwunastu godziny, po odłożeniu jej na biurko, już bez zakładki w środku, jestem w stanie powiedzieć, że tylko i wyłącznie nie żałuję czasu spędzonego z Riley i szczerze mogę polecić tę książkę każdemu, kto lubi literaturę młodzieżową w połączeniu z fantastyką. Zwłaszcza z naciskiem na literaturę młodzieżową. Wskazuje na to sama konstrukcja głównej bohaterki, która okazuje się być kimś wyjątkowym wśród tłumu. Również świat przedstawiony pozostaje w tej konwencji - to jest jakby takie połączenie Darów Anioła z hmm... dystopią. Choć może później to określenie może wam się okazać nietrafne. Oczywiście też Oliver w jakiś sposób nie plagiatuje serii Cassie. Podobieństwo właściwie jest tylko w nazwie "Łowca Demonów", bo tutaj wszystko przedstawia się w zupełnie inny sposób. I ten sposób jest całkiem zabawny, czasami dość niewiarygodny, ale na pewno bardzo interesujący. Na tyle dobrze zbudowany i wciągający, że nie przeszkodził mi wpleciony motyw trójkąta miłosnego, rozwijający się gdzieś mniej więcej od połowy książki, a który również jest stworzony w intrygujący sposób. Ze strony jednego wybranka bardzo nachalny i bardzo ukryty ze strony tego drugiego - coś, jak Peeta i Gale, ale w zdecydowanie ciekawiej! I jeszcze niektóre rzeczy dało się przewidzieć, ale kilka w bardzo pozytywny sposób mnie zaskoczyły.

Wspomniałam już wyżej, że Riley okazuje się kimś wyjątkowym wśród tłumu w swojej historii, ale z mojej perspektywy jest całkowicie normalną nastolatką. Trochę buntuje się przeciwko ojcu, który chce dla niej lepszej przyszłości niż ma sam, dlatego, że chciałaby być taka jak on - takie małe nieporozumienie stron. Chodzi do szkoły. Ma przyjaciół. Ma wrogów. I ma też swoje problemy, które z biegiem czasu zaczną ją trochę przerastać. Na szczęście Riley jednak nie jest tym typem użalającym się nad sobą, a działającym. Ani przez chwile nie zastanawiała się, czy powinna robić to co robi, a robiła. Była uparta, bardzo uparta. Zupełnie, jak Beck, dlatego jeśli chodzi o rozwiązaniem trójkąta to jestem za nim. Simon jest jakiś taki zbyt idealny i mocno zastanawiam się, czy on nie ma czegoś za uszami.

Styl Jany mogę szczerze powiedzieć, że jest idealny na tego typu literaturę, a na pewno bardzo plastyczny - potrafiła idealnie dostosować go do powagi sytuacji. Gdy miało być smutno to prawie płakałam, a gdy miało być wesoło to wręcz padałam ze śmiechu. Zwłaszcza do tego drugiego autorka ma szczególny talent i smykałkę.

Podsumowując to jestem zadowolona i pewnie sięgnę po kolejne części (jeśli, je wydali, bo coś mi się wydaje, że ich nie ma), ale myślę, że gdybym przeczytała ją z jakieś dwa lata wcześniej to podobałaby mi się jeszcze bardziej. Fajnie też, że wydawnictwo postawiło na marketing i na końcu może przeczytać dwa pierwsze rozdziały drugiego tomu.

PS. Dziękuję za 10000 wyświetleń!

środa, 9 grudnia 2015

Marketing a książka.


Nie będę ukrywać, że pomysł na posta podkradłam sobie od Kitty, która jakiś czas temu również rozpisywała się na ten temat. Nie wszyscy pewnie wiedzą, że ja i Daria uczęszczamy na ten sam profil w technikum, choć w zupełnie innych szkołach, więc w trakcie czytania miałam jedno z bardziej fachowych spojrzeń. No i nie całkowicie zgadzam się z jej wykonaniem, co zresztą podkreśliłam w komentarzu. Zmotywowało mnie to do opisania swoich wrażeń i obserwacji dotyczących stosowania chwytów marketingowych na rynku książki.

Przede wszystkim chciałabym zacząć od rozłożenia na części definicji marketingu, co pozwoli mi pokazać kilka przykładów ze wszystkich sfer, jakimi zajmuje się ta dziedzina. Chodzi mi tak zwany marketing-mix, potocznie nazywany 4P (product, price, place, promotion).

Marketing to dostarczenie odpowiedniego produkt, o odpowiedniej cenie, w odpowiednim miejscu i czasie, przy użyciu odpowiednich środków promocji.

Od razu naprostuję wszystkich, którzy myśleli, że technik organizacji reklamy zajmuje się tylko i wyłącznie reklamą. Nie i jeszcze raz nie! Reklama to zaledwie zalążek chwytów marketingowych będący jedną z części promocji. My zajmujemy się całym marketingiem, ponieważ właściwie każdy jej element służy promowaniu marki czy produktu, a widać to nawet na przykładzie książki.

odpowiedniego produktu

Produkt dzieli się na trzy podstawowe elementy: produkt podstawowy, rzeczywisty i poszerzony.

W przypadku mojej analizy produktem podstawowym będzie książka sama w sobie - bez okładki oraz żadnych dodatkowych upiększaczy, czyli szeroko obiegająca blogowy światek wersja zwana szczotką. Książka może spokojnie funkcjonować sobie w tej wersji, ponieważ do jej istnienia potrzebna jest właściwie tylko treść, prawda? 

Niestety pewnie trochę trudno jest wam sobie wyobrazić rzędy półek w księgarni z takimi egzemplarzami, więc wydawcy idą o krok dalej przechodząc do produktu rzeczywistego, czyli książki z okładką. W tym właściwie momencie zaczynają się pierwsze kombinacje w celu przekonania czytelnika do kupna dokładnie tej pozycji zamiast pochodzącej z zupełnie innego wydawnictwa, bo właściwie wyobraźcie sobie sami siebie przed taką półeczką dokonujących wyboru między np. tymi dwiema pozycjami:



Większość polskiego społeczeństwa to wzrokowcy, więc nic dziwnego, że w chwilach ciężkiego wyboru zwyczajnie zapominamy o tym naszym starym przysłowiu nie oceniaj książki po okładce i zwyczajnie bierzemy to co ładniejsze. Choć nie tyczą się tego tylko i wyłącznie takie sytuacje - często zwyczajnie zakochujemy się w okładce tuż po jej premierze i nie możemy sobie wyobrazić, że nasza półka mogłaby przeżyć bez niej na sobie. Osobiście sama kilkukrotnie tego doświadczyłam na własnej skórze, a nawet zauważyłam to ostatnimi czasy u swojej przyjaciółki, która ma problemy ze znalezieniem książki dla siebie.

W składki okładki, która ma przyciągnąć uwagę potencjalnego nabywcy wchodzi również tytuł, który jest raczej działką autora, ale gdy w grę wchodzi zagraniczna książka bardzo nie lubimy koślawych tłumaczeń. Następnie znane nazwisko autora lub teksty pochwalone od innych autorów, które a nóż widelec okażą się ulubionymi czytelników No i na sam koniec - i właściwie drugie najważniejsze - krótki opis fabuły książki, który ma zachęcić do zakupu/przeczytania jednocześnie nie zdradzając zbyt dużo treści. Nie zapominając oczywiście o napisaniu na okładce, jakie to nagrody i jakie miejsca książka zajmuje na świecie.

Taka książka wygląda już dużo lepiej i na pewno klient nie przejdzie obok niej obojętnie, ale kombinujmy dalej. Co jeszcze zrobić z produktem, żeby wyróżniał się na tle innych książek? Tutaj odwołujemy się już do czasu po zakupie, kiedy to może wystąpić dysonans pozakupowy - dyskomfort wywołany ujawnieniem się wad produktu lub odnalezieniem innego, lepszego sposobu na zaspokojenie potrzeby. Trzeba zrobić coś, żeby ten dysonans zmniejszyć. W jakiś sposób podziękować, uhonorować czytelnika, żeby kupił właśnie tę książkę, a nie inną. Tylko co lubią książkoholicy, a co nie jest zbyt drogie? Przede wszystkim zakładki, które spotyka się w niektórych egzemplarzach, a idąc dalej to nawet wrzutki (takie ulotki) reklamujące inne pozycje wydawnictwa, fragmenty innych książek wydawnictwa. Najbardziej innowacyjnym przykładem usługi posprzedażowej w ramach produktu poszerzonego jest chyba Endgame Jamesa Freya, a właściwie te wszystkie zagadki ukryte na kartach książki i oferowane 3 000 000 miliony dolarów za ich rozwiązanie. Delikatnie mydlą oczy i odciągają uwagę od treści, która ponoć jest dobra, ale niezbyt genialna. (jeszcze się nie zapoznałam, ale doszły mnie takie słuchy od kilku osób).

w odpowiedniej cenie

Tutaj wyciągnę rączkę w stronę księgarni i dyskontów książkowych, a może nawet i firmowych sklepów wydawnictw czy supermarketów. Oni odgrywają w tym wszystkim największą rolę, bo to oni ją ustalają.

Zapewne domyślacie się, że powiem o odwiecznej wojnie Empik kontra tanie księgarnie internetowy typu aros, nieprzeczytane itd. I macie racje, bo oto tutaj głównie chodzi. Narzekamy na wysokie ceny książek w tej sieciówce, ale przeciętny klient nie rozumie, że taka właśnie jest ich strategia cenowa - ustalają cenę powyżej ceny konkurencji, ale za to przecież możesz przyjść, kupić i od razu wziąć ze sobą do domu wymarzoną książkę. Natomiast dyskonty internetowe idą w zupełnie odwrotną stronę i ekstremalnie zaniżają ceny, aby zrekompensować oczekiwanie na przesyłkę. Zresztą w internecie zawsze wszystko dostaniesz taniej - nawet na stronie Empika, z której sama korzystam, bo nie mogę się oprzeć ofertom przedpremierowym.

Są też oczywiście mali "outsiderzy", jeśli mogę ich tak nazwać, czyli wielkie promocje w supermarketach, wśród których prym wiedzie chyba Biedronka. Sama co jakiś czas sprawdzam stronę internetową, żeby upewnić się, że dorwę coś ciekawego w niskiej cenie. Właściwie mogę powiedzieć, że oni żerują bardziej na portfelach książkoholików niż Empik, bo niby idziesz bo jakąś tam konkretną książkę, ale zawsze znajdzie się coś innego, co również chciałaś mnie, albo w ogóle trafiasz przypadkowo czy nawet po prostu idziesz pooglądać co mają, a raptem wyskakujesz do kasy z naręczem pozycji po 10 zł.

w odpowiednim miejscu i czasie

Oh, znowu będzie mowa właściwie o tym samym, albo raczej o Empiku i dyskontach książkowych, które znowu są po przeciwstawnych końcach kijka. Wiadomo o co chodzi - idziesz do Empika, bierzesz, płacisz i masz, ale zamawiając paczkę na arosie musisz poczekać te kilka dni, aż książki do ciebie dojdą. Sama osobiście korzystam ze strony internetowej Empika najczęściej, ponieważ zazwyczaj kupuję książki pojedynczo i wychodzi dokładnie to samo, co zapłaciłabym w internecie z przesyłką.

Możemy tu jeszcze zaliczyć możliwość przedpremierowego zamówienia, czy manipulacje premierami, a przede wszystkim moment, kiedy dowiadujesz się, że będziesz mógł nabyć kolejny tom swojej ulubionej serii w dniu ogólnoświatowej premiery, albo wydawanie świątecznych książek w czasie przedświątecznym.

przy użyciu odpowiednich środków promocji.

Znowu będziemy bawić się w podziały - w promocji występują kolejne cztery sfery, czyli reklama, sprzedaż osobista, public relations i promocja sprzedaży.

O ile reklama i sprzedaż osobista sama w sobie, gdy idzie o książkę występuje bardzo rzadko - no jedynie te reklamy Empiku czy Matrasa raz na ruski rok w telewizji, czy widziałam nawet plakaty z książkami na dworcach - o tyle najbardziej rozpowszechnioną częścią promocji na rynku książki jest PR. Dla tych, co nie wiedzą PR to reklamowanie marki/firmy, a nie produktu. Budują ją wszyscy począwszy od wydawnictw skończywszy na księgarniach. I chyba właściwie nie muszę tu więcej dopowiadać, bo jesteście w stanie przywołać w głowie najbardziej znanych wydawców czy najbardziej znane księgarnie. Tylko w jaki sposób oni to robią? A no, rozsyłają książki do bloggerów i vloggerów (co jednocześnie chyba może być promocją sprzedaży, ale nie jestem pewna), pojawiają się na Targach Książek, pojawiają się w przeróżnych social mediach i mają swoje strony www, na których można sprawdzić wydane książki, plany na przyszłość oraz przede wszystkim skontaktować się z nimi.

Chyba powinnam jeszcze coś dopowiedzieć, ale nie mogę sobie przypomnieć co i jednocześnie czuję, że o wszystkim, o czym chciałam wspomnieć jest przynajmniej w jednym zdaniu. Mam nadzieję, że was nie zanudziłam i zbytnio nie zawaliłam fachowym językiem, ale jednocześnie trochę powtarzałam sobie do egzaminu, który czeka mnie w gdzieś w okolicach maja do lipca.

niedziela, 6 grudnia 2015

Santa Claus' Factory Book TAG

Witajcie w Mikołajkowy dzień! W ramach prezentu ja i Kitty Ailla mamy dla was zapowiedź cudownej zabawy oraz poprzedzający ją TAG. :) Powyżej możecie podziwiać pięknego Mikołaja w wykonaniu mojej wspólniczki. Zbliżają się święta, więc chciałybyśmy umilić wam ten czas maratonem czytelniczym, który odbędzie się w dniach 26-30 grudnia. Ten TAG możecie potraktować, jako zapowiedź.
Zapraszam wszystkich do Fabryki Świętego Mikołaja! Przygarniamy do siebie pięć książek. Ustalamy ich losową kolejność, a następnie losujemy z nich po dwie postacie do konkretnych kategorii. Oceniamy również ich trafność.

Daria wybrała dla mnie:
Szklany Tron Sarah J. Maas
Nomen Omen Marty Kisiel
Złodziejską Magię Trudi Canavan
Ocaloną Aprylinne Pike
Jedyną Szansę Harlan Cobena

Mikołaj, czyli bohater, który w jedną noc obleci cały świat na swoim Rudolfie, rozdając dzieciom słodycze! (Złodziejska Magia)
Izare! To będzie niesamowicie urocze. To bardzo pozytywna, miła i niesamowicie sympatyczna postać, dlatego jestem jak najbardziej na tak! Zwłaszcza wyobrażając sobie, jak przebiera się dla własnych dzieci, żeby zrobić im przyjemność. ;)

Pani Mikołajowa, która będzie się troszczyła o Mikołaja (Złodziejska Magia)
Rielle bardzo kochała Izare'a nawet w książce, a ja zgadzam się z tym paringiem, więc nie mam co marudzić!

Elf-producent, czyli postać, która zaprojektuje Twój prezent (Nomen Omen)
Babcia Przygodowa! Niesamowicie się cieszę, ponieważ babcia Salki była bardzo kochaną kobietą i na pewno nie dostałabym od niej robionego na drutach sweterka. ;)

Elf-łasuch, czyli bohater, który zje z Twojej choinki wszystkie słodycze (Nomen Omen)
Wołłeczko. Hmmm... gdyby gdzieś obok znajdowała się pani Matylda Bolesna raczej nawet by nie spróbowała. Raczej zaczął recytować coś po łacińsku.

Elf-leniuch, czyli postać, która będzie spała podczas pracy (Jedyna Szansa)
Po Marcu raczej bym się tego nie spodziewała. Był człowiekiem, który ciągle coś robił. A to siedział z przyjaciółmi, a to szukał córeczki, a to pracował. Marc nie nadaje się do leniuchowania. :)

Elf-psotnik, czyli postać, która zrobi kawał Mikołajowi (Jedyna Szansa)
Monica... Nie, Monica była raczej postacią epizodyczną, ale poznajemy ją jako zakompleksioną córkę bogacza, która wpadła z przypadkowym facetem. Nie w głowie jej były żarty.

Rudolf, czyli postać, która pociągnie sanie Santa Clausa (Ocalona)
Elizabeth "była ciotką Tavii" i zdążyłam poznać jej zbyt dobrze. Bardzo starała się pomóc dziewczynie we wszystkim także myślę, że zgodziłaby się nawet pociągnąć mikołajowe sanie, gdyby tylko Tavia tego zachciała.

Niegrzeczne dziecko, które dostanie rózgę. (Ocalona)
Benson z pierwszej części, nie. Nie byłby niegrzeczny. W końcu to bibliotekarz Benson!

Grzeczne dziecko, które dostanie wymarzony prezent. (Szklany Tron)
Celeana miały być grzeczna? :D

Camper, który podejrzy Mikołaja.
Chaol... Chaol... nie mam zielonego pojęcia, czy to ciekawski chłopaczek. Ale może świetnie by się sprawdził w tej roli ;)

Do dalszej zabawy zapraszam: Aleję Czytelnika, Geek Girl, Magiel Kulturalny, Słownik Sztuki oraz wszystkich, którzy tylko mają na to ochotę!

I teraz pewnie to, na co wszyscy czekacie - opowiem trochę o nadchodzącym maratonie. :) W okresie od 26 do 30 stycznia mamy zamiar z Kitty zorganizować Świąteczny Maraton Czytelniczy. Przez pięć dni chcemy przeczytać pięć książek do konkretnych wymyślonych przez nas kategorii związanych z książki i świętami, które oczywiście zostaną ogłoszone przed rozpoczęciem maratonu, abyście wy również mogli się przygotować. Dzisiaj chcemy tylko serdecznie zaprosić do wspólnej zabawy, czytania oraz aktywnego brania udział w maratonie - na Facebooku (będzie grupa!), Instagramie, innych portalach społecznościowych, gdzie jesteście aktywni. Mam nadzieję, że się przyłączycie! :)

sobota, 5 grudnia 2015

Co niesie grudzień?

Chceciez zobaczyć, jakie grudniowe premiery książkowe przyciągnęły mój wzrok? No to zapraszam! :)

 
 
 
 

Klikając na zdjęcie przeniesiecie się do portalu lubimy czytać. :)
Wychodzi na to, że najwięcej tutaj Polaków, ale to bardzo dużo, ponieważ postanowiłam bardzo mocno się na nich otworzyć. Kisiel i Ćwiek mnie przekonali. No i pewnie mało co z tego uda mi się przeczytać w tym miesiącu - na pewno Królowa i Faworytka, bo już mam swoją! Resztę się zobaczy.
A wy na co czekacie? :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...