środa, 31 sierpnia 2016

Podsumowanie sierpnia

Jakoś tak ciężko zabrać mi się za tą notkę, bo nie dociera do mnie, że własnie skończył się sierpień i jutro po raz ostatni pójdę na apel inaugurujący rozpoczęcie roku szkolnego. I nawet nie chodzi o to, że ja nie lubię szkoły i nauki. Wręcz przeciwnie, bo wreszcie będę mogła codziennie widywać się z moją przyjaciółką. Tylko po prostu te nieubłaganie mijające miesiące i lata przerażają mnie. Ledwo skończyłam gimnazjum, a już za osiem miesięcy będę zdawać maturę i szukać pierwszej, poważnej pracy. Nie dociera do mnie fakt, że moje dzieciństwo naprawdę się kończy, tak totalnie. Obiecałam również, że pomimo tego zawirowania z nauką, które będę miała do maja postaram się aby na blogu pojawiały się nowe posty i mam jakiś niewielki zapas recenzji, kilka oraz pomysły na posty okołoksiążkowe, więc mam nadzieję, że jakoś to pociągniemy. Chciałabym powiedzieć coś szczególnego, bo mam naprawdę okropnego weltschmerza, a w tym stanie lubię dodawać patosu swoim wypowiedziom, ale naprawdę nie wiem co. Po prostu popatrzcie, jak wyglądał sierpień.

     Książka miesiąca:
Przeczytane: 6
Canavan Trudi Kapłanka w Bieli 7/10
Schmitt Eric-Emmanuel Trucicielka 9/10
Lange Anna Clovis LaFay. Magiczne Akta Scotland Yardu 6/10
King Stephen Joyland 7/10
Ankersen Rasmus Kopalnie Talentów 8/10
Johnson Steven Małe wielkie odkrycia 7/10

Najgorsza książka: Lange Anna Clovis LaFay. Magiczne Akta Scotland Yardu (co nie znaczy, że nie warto ją przeczytać!)

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Bookhaul - sierpień 2016



W poprzednim niebibliotecznym bookhaulu mówiłam, że nie kupuję zbyt wielu książek, bo zwyczajnie mnie na to nie stać, więcej wypożyczam. Jednak w tym miesiącu szczerze powiem trochę zaszalałam i w mojej biblioteczce pojawiło się aż siedem nowych książek. Nie są to same egzemplarze recenzenckie, tylko również prezenty i moje własne zakupy w promocyjnych cenach, więc jest się czym pochwalić. Moje nowe nabytki to (od góry):

  • Joyland Stephena Kinga, które kupiłam za niecałe 10 zł w Żabce,
  • Głos Bogów Trudi Canavan, z biedronki na 8,99 zł,
  • Kapłanka w Bieli Trudi Canavan, j.w.
  • Clovis LaFay. Magiczne Akta Scotland Yardu Anny Lange, egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Sine Qua Non,
  • Kopalnie Talentów Rasmusa Ankersena, j.w.,
  • Małe wielkie odkrycia Stevena Johnsona, j.w.,
  • Pochwała. Niepokory, podziękowanie za pomoc przy organizacji czwartków poetyckich,
Na pewno recenzje wszystkich tych książek niebawem pojawią się na blogu. Któreś jesteście szczególnie ciekawi? :)

piątek, 26 sierpnia 2016

English Matters nr. 60


Hej! Witam w was kolejnej recenzji magazynu English Matters, tym razem wydania wrześniowo-październikowego, które muszę przyznać zaciekawiła mnie najbardziej. Poruszono w nim kilka niesamowicie ważnych dla współczesności tematów oraz przybliżono sylwetkę kraju, który zawraca głowy chyba wszystkich Europejczyków. Przeczytałam prawie wszystkie artykuły, co rzadko mi się zdarza. Jesteście ciekawi co mnie tak zainteresowało? Oto krótki przegląd, co znajdziecie w tym numerze!

  • historia, doświadczenia i postawa wobec świata młodego kanadyjskiego polityka, który może odmienić świat!






  • kilka słów na temat zakupoholizmu, który jest uzależnieniem równie niebezpiecznym, jak alkoholizm, narkotyki czy palenie papierosów,






  • czego chcą przeciwnicy i popierający aborcję, jak wyglądają najbardziej skrajne przypadki rozporządzeń prawnych na świecie oraz co na to polskie prawo,





  • wywiad z trenerem życia, czyli po prostu osobą wspierającą innych, którzy nie radzą sobie z codziennością czy spełnianiem marzeń,





  • jak wyglądają najważniejsze amerykańskie święta i skąd się wzięły,







  • wytłumaczenie, dlaczego Londyn jest tak ciekawym i inspirującym miejscem dla wielu reżyserów, pisarzy czy muzyków,






  • o tym, jak naukowcy darzą do sprawienia ludzkości nieśmiertelną poprzez załadowanie naszych umysłów do sieci,






  • krótkie przedstawienie kraju leżącego na drugim końcu świata, czyli Australii! Co warto zwiedzić i dlaczego,






  • najlepsze oczywiście na koniec, oto przed wami najbardziej niesławni sławni na świecie, czyli najwięksi zdrajcy ludzkości jak Kaligula czy Benedykt Arnold,






Mam nadzieję, że przekonałam was do sięgnięcia po ten numer magazynu English Matters, ponieważ jest niesamowicie ciekawy! Odpowiada na kilka bardzo ważnych i nurtujących pytań oraz przede wszystkim czyta się go bardzo szybko w stosunku do innych, których zrozumienie zajmowało mi dłuższy czas.

wtorek, 23 sierpnia 2016

Biblioteczny Bookhaul #4



O mój Boże, jak dawno nie było żadnego bookhaulu z moich wypraw do biblioteki! To nie jest nawet to, że ja pewnego dnia po prostu znielubiłam biblioteki i stwierdziłam, że nie będą tam chodzić, tylko po prostu zazwyczaj wybierałam się żeby oddać jakieś 2-3 książki i tyle samo wypożyczyć. Na szczęście ostatnio stwierdziłam, że nie mam co czytać, bo w sumie to mam same odmóżdżacze, a ja chciałabym wziąć się za coś poważniejszego, wartościowszego, więc zrobiłam mały research w moim stosiku i wczoraj poszłam oddać to, czego już na pewno nie przeczytam i wziąć coś innego. Mój wybór padł na powyższe pozycje, czyli (od góry):

  • Wielki Marsz Stephena Kinga (nie wiem czemu leży do góry nogami!),
  • Dziecko Noego Erica-Emmanuela Schmitta,
  • Ewangelia według Piłata Erica-Emmanuela Schmitta,
  • Droga do Nawi Tomasza Duszyńskiego,
  • Paragraf 22 Josepha Hellera (To sprawka sami wiecie kogo, czyli Mai K.),
  • Legenda o Sigurdzie i Gurdun Johna R.R. Tolkiena,
Czytaliście którąś z tych książek? A może sami macie na którąś chętkę i z niecierpliwością oczekujecie mojej recenzji? :)

PS. Duże zdjęcie speszial for medyk :D

piątek, 19 sierpnia 2016

"Clovis LaFay. Magiczne Akta Scotland Yardu" Anny Lange - recenzja książki

Autor: Lange Anna
Tytuł polski: Clovis LaFay. Magiczne Akta Scotland Yardu
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Wydanie polskie: 2016
Ilość stron: 444
Cena okładkowa: 36,90 zł
Moja ocena: 6/10

Bez ogródek muszę przyznać, że jednym elementem, który skusił mnie do przeczytania tej pozycji to okładka. Jestem okładkową sroką, a wydawnictwo Sine Qua Non raczy nas ostatnio tak wyśmienitymi kąskami, że po prostu nie da się przejść obok nich obojętnie. Moją zainteresowanie dodatkowo wzbudził fakt, że jest to debiutująca polska pisarka, a ostatnimi czasy w takich właśnie książkach się zakochuje, więc jakby to powiedzieć nie mogłam nie dać jej szansy. Jesteście ciekawi czy spełniła moje wysokie oczekiwania i dlaczego dałam tak niską ocenę?

Troszkę boli mnie serce, jak to piszę, ale niestety według mnie nie jest to ocena niska, ale adekwatna do tego co czuję, czyli lekkiego zawodu w połączeniu z mieszanymi uczuciami. Gdybym mogła to wystawiłabym jej choć te pół oceny wyżej, bo w sumie to sam pomysł na książkę rzeczywiście jest niesamowity i wykonanie też niczego sobie. Bardzo lubię książki osadzone w wiktoriańskim Londynie, ponieważ mają swój specyficzny i magiczny klimat, a Annie Lange po części udało się go oddać. Mroczne zaułki dziewiętnastowiecznego miasta, powozy, suknie, służące, pilnowanie dobrych obyczajów, szlachta i tajemnicze śledztwa to dla mnie nie lada gratka. W tej kwestii rzeczywiście ani trochę nie zawiodłam. Wykorzystane zostały wszystkie elementy, które kojarzą mi się z tymi czasami, a jednak pewien drobny elementy popsuły mi radość z lektury. Podobał mi się pomysł na stworzenie wątku kryminalnego, który momentami wywoływał osłupienie, ale gdzieś na jego początku pojawiła się dziura fabularna, bo nagle ni stąd ni zowąd wspomina się o napadach z udziałem magii i przede wszystkim zabrakło mi elementu zaskoczenia w rozwiązaniu. Choć co prawda samo "załatwienie" sprawcy było dla mnie sporym szokiem, to od samego początku domyślałam się, kto stoi za tajemniczymi napadami, wzmożonym pojawieniem się ghuli i tajemniczym zaginięciem małej Mary. W fabule poza samą wiktoriańską otoczką przypadł mi do gustu jeszcze delikatny wątek powoli rodzącej się miłości, która nie przytłaczała pozostałej części historii, a wręcz wywoływał uśmiech na twarzy oprócz momentów, kiedy wymyślali z jakich to powodów nie mogą być ze sobą.

Największym plusem Magicznych Akt Scotland Yardu są bardzo charyzmatyczni bohaterowie. Clovis niesłusznie będący czarną owcą rodziny często wpadał na całkiem osobliwe pomysły, ale też równie często były one najlepszym wyjściem na jakie mógł wpaść. Oprócz litości podczas czytania o jego niezbyt szczęśliwym dzieciństwie wzbudzał też bardzo ciepłe uczucia. Był bardzo empatyczny i opiekuńczy wobec innych ludzi i nawet osobom, które życzyły mu śmierci nie okazał w jawny sposób swojej nienawiści. Bił od niego smutek, że własna rodzina go odtrąciła. Johna określiłabym mianem starszego brata, który dla bliskich osób zawsze był na wyciągnięcie ręki i wspomagał ich, jak tylko mógł, nie rezygnując przy tym z własnych ambicji. A Alicja? To bardzo twarda bohaterka, która nie daje sobie w kaszę dmuchać, zawsze szuka najlepszego wyjścia z całej sytuacji oraz stara się spełnić swoje marzenia pomimo ograniczeń, jakie prawa w tamtym czasie nakłada na kobiety

Sam styl Anny Lange był jednocześnie bardzo bogaty w opisy i słowa, ale również bardzo prosty, dzięki czemu czytało się dość szybko oraz przyjemnie. Niestety zepsuło to nieco klimat historii, ponieważ momentami wydawał mi się mocno niedopasowany do epoki. Nie mówię oczywiście o tym, że autorka powinna wystylizować język na dziewiętnastowieczny (coś, jak zrobił Jacek Łukawski z Krwią i Stalą), ponieważ jest wiele książek, które tego nie miały, a mimo to mi się podobały (przykładem Diabelskiego Maszyny), ale niektóre zwroty z użytych w książce raczej nie były znane w tamtej epoce. Najbardziej rzuciło mi się w oczy "przebojowy" gdzieś na początku książki.

Zdecydowanie nie umiem pisać recenzji książek, które w sumie to mi się podobały, ale na kilka rzeczy muszę ponarzekać, ponieważ bardzo rzuciły mi się w oczy. Mam wtedy wrażenie, że zbyt mało mówię o tych dobrych stronach danej pozycji, a zbyt wiele krytykuję. Clovis LaFay. Magiczne akta Scotland Yardu pomimo tych kilku minusów było naprawdę ciekawą książką, cieszę się, że ją przeczytałam i z chęcią sięgnęłabym po dalsze jej części. Nie kończę też swojej przygody z Anną Lange, ponieważ widzę w niej świetny potencjał na przyszłość i to bardzo zachęca mnie do śledzenia jej literackiej kariery. A jeśli wy zastanawiacie się nad przeczytaniem jej debiutu to zróbcie to śmiało, bo spróbować warto.


Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non.

środa, 17 sierpnia 2016

#czytamcopolskie



Pewnie wiecie nie od dzisiaj, a i niektórzy z was sami są ofiarami tego brzydkiego przypadku, że polska literatura (współczesna czy klasyczna, jakąkolwiek wybrać) nie ma zbyt dobrej opinii wśród czytelników. Głównie chyba ze względu na fakt, że swojej pierwszej przygody z jej przedstawicielami doświadczamy w szkole, kiedy nauczycielka rzuca przed nami opasłe tomisko napisane jakimś prehistorycznym bełkotem i bezdyskusyjnie każe to przeczytać w dwa tygodnie, a tobie nawet nie chce się spojrzeć na te nieszczęsna książkę. Jednak, czy naprawdę przez te kilka książek powinniśmy rezygnować z innych, które mogą okazać się wspaniale spędzonymi chwilami? Dzisiaj wraz z innymi blogerami, ale przede wszystkim z Isabelle West, chciałabym przedstawić kilku tak niesamowitych polskich pisarzy, że zbagatelizowanie ich powieści jest największym błędem waszego życia.

Po pierwsze oraz najważniejsze MARTA KISIEL, która wparowała w moje życie niespodziewanie i raczej nie zamierza z niego wyjść. Ma na swoim koncie dopiero dwie powieści, czyli Dożywocie oraz Nomen Omen i obie posiadam w swoich zbiorach. Nie oddałabym ich za żadne skarby tego świata. Historie, które tworzy są niepowtarzalne. Bohaterów nie da się zapomnieć nawet przez długie lata, a humor to po prostu coś niesamowitego, czego w żaden sposób nie da się opisać. Przy jej książkach płacze się ze śmiechu jeszcze długo, a niektórych sformułowań po prostu nie sposób wyrzucić z głowy (przykładem ten nieszczęsny seryjny samobójca :|).

Jeśli chodzi o drugiego autora to miałam do czynienia nie tylko z jego książkami, ale również z nim samym, osobiście przez czat na facebooku. Dzięki Wydawnictwu Genius Creations mogłam przeprowadzić z nim krótki wywiad na temat jego twórczości, co zaowocowało poznaniem niesamowitego człowieka z ogromną pasją, wiedzę oraz dystansem do swoich książek. Dałam mu nawet do przeczytania fragment swojego pisańska, dzięki czemu spojrzałam na nie bardziej trzeźwym wzrokiem i nabrałam wiary w swój talent. Co do samych jego powieści to są niesamowicie przemyślane i dopracowane. Mogłabym porównać twory Artuta Laisena do najlepszych powieści spośród gatunku fantastycznego jak np. Czarnoksiężnik z Archipelagu czy Królowie Dary.

Trzecim moim argumentem przemawiającym na korzyść polskich autorów będzie Jakub Ćwiek, który po prostu w genialny sposób wykorzystuje w swoich książek motywy mitologiczne i baśniowe oraz nieziemski wprost humor. W pewnym momencie nazwałam go nawet męską wersją Marty Kisiel, ale swoją ostatnią powieścią przekonał mnie, że jest kimś zupełnie odmiennym, ale również niesamowitym.

No i na koniec zostawiłam sobie jeszcze taki mały akapit na pisarzy, których lubię, ale jakoś szczególnie nie szaleje za ich książkami m. in. Agnieszka Tomczyszyn, której przeczytałam tylko debiutancką powieść, czyli Ezotero. Córka Wiatru i miała ona swoje wady, ale była świetną przygodą i przekonała  mnie do zapoznania się z pozostałymi jej książkami. Poza tym również podzielam zachwyt nad powieściami Remigiusza Mroza, choć co prawda przeczytałam jedynie Eksopozycje. Była bardzo ciekawym doświadczeniem i na pewno sięgnę po kolejne jego książki. W najbliższym czasie w planach mam Kasację. No i sama koniec jeszcze Jacek Łukawski, którego książkę Krew i Stal okrzyknęłam debiutem roku i ogromnie nie mogę doczekać się kontynuacji.

Mam nadzieję, że ten krótki i lekko bezsensowny wywód przekonał was do przeczytania jakiejkolwiek polskiej książki, bo naprawdę warto. Przedstawiam wam tych autorów, jako alternatywy do rozpoczęcia swojej przygody z rodzimą literaturą, ale jakoś szczególnie nie nalegam właśnie na nich. Możecie również przejrzeć posty innych bloggerów biorących w tym udział lub po prostu samemu poszukać. Chciałabym tylko, żeby każdy, kto nie przeczytał jeszcze ani jednej książki polskiego autora z własnej woli, wziął swój komputer i poszukał jakiejś, która go zainteresuje i spróbował. Bo w sumie to pomyślcie, że choćby część z was sama chciałaby być pisarzami i tylko z tego względu powinniśmy wspierać naszych autorów, bo dzięki ich sukcesom będziemy mieli łatwiejszy start z wydawaniem swoich książek.


niedziela, 14 sierpnia 2016

Literatura po fińsku: Leena Lehtolainen


Literatura po fińsku będzie moim subiektywnym przeglądem i przybliżeniem wam postaci fińskich pisarzy, których według mnie warto przeczytać. Postanowiłam go stworzyć, ponieważ czas w końcu w jakiś sposób połączyć dwie moje pasje, czyli książki i Finlandię, ale również samą siebie zmotywować do zapoznawania się z nimi. Chwalę się tym, ze kocham Kraj Tysiąc Jezior, a czytam naprawdę bardzo mało książek pochodzących stamtąd autorów. 

Na pierwszy rzut chciałabym wziąć Leenę Lehtolainen, czyli pierwszą Finkę, z której kryminałami miałam do czynienia i jestem nimi niesamowicie oczarowana. Jest to jedna z najbardziej znanych na świecie pisarek, ale przede wszystkim została okrzyknięta królową fińskiego kryminału, co jeszcze bardziej przyciągnęła mnie do poznania jej książek. Swoją pierwszą powieść wydała w wieku zaledwie dwunastu lat, ale największą sławę przyniosła jej seria kryminalna o prawniczce i policjantce Marii Kallio, której tomy w Polsce wydawane są w przedziwnej kolejności i mam nadzieję, że pewnego dnia doczekamy się, aż ukażą się wszystkie części (dobrze, że uczę się fińskie to może wcześniej przeczytam w oryginale). Poza tym wydała jeszcze dwie książki i zbiór opowiadań. Otrzymała nagrody Fińskiego Stowarzyszenia Miłośników Powieści Kryminalnych oraz Wielką Nagrodę Uznania Fińskiego Klubu Książki.

W Biblioteczce możecie znaleźć recenzje dwóch jej książek, które ogromnie mnie oczarowały i serdecznie wam je polecam. Zagadki rozwiązywane przez Marię są w nich niesamowicie zaskakujące, a tło obyczajowe zasługuje na ogromne brawa i jakąś nagrodę.


czwartek, 11 sierpnia 2016

"Płonący Most" Johna Flanagana - recenzja książki

Autor: Flangan John
Przekład: Kroszczyński Stanisław
Tytuł polski: Płonący Most
Tytuł oryginalny: Ranger's Apprentice. The Burning Bridge
Seria: Zwiadowcy #2
Wydawnictwo: Jaguar
Wydanie polskie: 2009
Wydanie oryginalne: 2004
Ilość stron: 302
Cena okładkowa: 32,90 zł
Moja ocena: 9/10

Już tylko dni dzielą Morgaratha od wtargnięcie na ziemię królestwa Araluenu. Król Duncan wysyła zwiadowcę Gilana, młodego Willa i jego przyjaciela Horace'a z poselstwem do sprzymierzonej Celtii. Ale pograniczne wioski Celtii pogrążone są w ciszy... Wyglądają, jak wymarłe. Spotkana w jednym z opustoszałych domostw dziewczyna imieniem Evanlyn wyjaśnia, że mieszkańcy uszli w głąb lądu, ratując się przed napaścią wargalów. Araluen nie ma co liczyć na pomoc. Całe szczęście, że pomiędzy nimi a Górami Deszczu i Mgieł rozpościera się przepastna Rozpadlina...

opis z okładki

Zrobienie rereadingu tej serii jest najlepszym pomysłem, na jakim mogłam wpaść. Choć właściwie zrobiłam to tylko i wyłącznie, dzięki mojej przyjaciółce, która postanowiła, że prezentem dla mnie na każde najbliższe urodziny i święta będzie jeden tom Zwiadowców. Jestem jej za to ogromnie wdzięczna, bo jest to jedna z najlepszych serii jakie kiedykolwiek czytałam, a gdy teraz przypominam sobie wszystkie szczegóły to podoba mi się ona jeszcze bardziej niż przed laty.

Drugim tom przygód Willa i jego mrukliwego nauczyciela jest jeszcze bardziej przepełniony akcją niż poprzedni. Autor mniejszą uwagę skupia na opisywaniu szkolenia przyszłego zwiadowcy, a bardziej nad nadchodzącym niebezpieczeństwie ze strony armii wargalów, kierowanej przez zbuntowanego możnowładcę. Cały czas wiedziałam czego się spodziewać i co się zaraz wydarzy, a mimo nie mogłam się oderwać. W wielkim napięciu oczekiwałam na kluczowe momenty akcji, a chyba najbardziej na końcówkę, która w wieku dwunastu lat nie wywarła na mnie tak ogromnego wrażenia, jak teraz. I choć wiem, że w kolejnych tomach wszystko się dobrze skończy to byłam bliska łez.

Główni bohaterowie, których poznaliśmy już w pierwszym tomie są dużo dojrzalsi. Po długim czasie rozłąki spotykają się Will i Horace. Po raz pierwszy mają okazje stanąć do wspólnej walki, w której kluczowe staje się ich wzajemne zaufanie. Nie mogłam się też nadziwić, jak wielkim przywiązaniem obdarzył swojego ucznia pozornie niewzruszony Halt. Przede wszystkim jednak bardzo podobały mi się tajemnice jakie autor pozostawił przedstawiając nam nowe postacie.

Jestem do tego stopnia zachwycona powtórnym przeczytaniem Płonącego Mostu, że niesamowicie nie mogę się doczekać, aż w moje łapki wpadną kolejne tomy i będę mogła przypomnieć sobie, jak dokładnie wyglądały dalsze losy Willa.


poniedziałek, 8 sierpnia 2016

"Travel Smart" - recenzja wydania specjalnego magazynu English Matters


Wakacyjne, specjalne wydanie magazynu English Matters dotyka bardzo aktualnego i adekwatnego tematu podróżowania. Sama osobiście kocham jeździć po świecie oraz zwiedzać najciekawsze jego zakątki, ale jestem okropnym leniem. Zamiast w trakcie wakacji iść sobie zarobić na te zachcianki, siedzę w domu i zajmuję się blogiem, dlatego ten numer był dla mnie nie tylko źródłem informacji o tym, jak podróżować taniej, ale również małym natchnieniem, aby w przyszłym roku gdzieś się wybrać. Pewnie jesteście ciekawi, co mnie tak zmotywowało?

  • W pierwszej części możecie przeczytać o kilku wspaniałych podróżnikach, którzy zapisali się na kartach historii, krótką notkę na temat malutkiego kraju zwanego Bhutanem, wiele możliwości niskobudżetowego noclegu za granicą oraz aplikacje, które pomogą nam w trakcie wyjazdu,



  • Barbara Jasińska przedstawia nam przegląd bardzo przydatnych podczas podróży gadżetów, jak powerbank, aparaty, plecak na kółkach czy scyzoryk, a zaraz potem możemy dowiedzieć się, jak dobrze zaplanować swój wakacyjny budżet,




  • jednym z najciekawszych tekstów jest wywiad z polskim podróżnikiem Karolem Lewandowskim, który zwiedza świat zdezelowanym vanem, prowadzi o tym bloga i nakładem wydawnictwa Sine Qua Non wydał już dwie książki na ten temat,




  • jestem pewna, że są wśród nas osoby, które bardzo dbają o swoje zdrowie i kondycje, więc zainteresuje ich artykuł na temat tego, jak spędzać wakacje, jednocześnie dbając o zdrowie,




  • potem dowiemy się, co ciekawego można zobaczyć w Hiszpanii,









  • mamy tu jakiś wielkich miłośników Macedonii? Bo English Matters pięknie rozprawia się na temat jej magii,







  • poznajcie również wiele bardzo ciekawych europejskich festiwali, na które nie potrzeba wydawać majątku,








  • taka mała pomoc w razie, gdybyście w trakcie zwiedzanie się zgubili i nie wiedzieli, jak spytać o drogę,








  • No i jeszcze na koniec przybliżają nam sylwetkę godnych polecania dań z najciekawszych zakątków Europy.








A wy lubicie podróżować? Jeśli tak to koniecznie przeczytajcie ten numer, bo może odmienić oblicze waszych wypraw! :)

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję wydawnictwu Colorful Media

piątek, 5 sierpnia 2016

Tydzień z Suomi: Roczne podsumowanie pracy bloga.


Z okazji pierwszych urodzin mojej Biblioteczki przygotowałam dla was pierwszy w historii istnienia bloga maraton blogowy i nazwałam go Tygodniem z Suomi. W trakcie jego trwania chciałabym przybliżyć wam moją osobę w perspektywie czytelnika i bloggera mimo iż przez ten rok zdążyliście mnie całkiem dobrze poznać, ale mam nadzieję, że niektórymi rzeczami uda mi się was zaskoczyć.

Ten tekst towarzyszył nam przez wszystkie poprzedni dni świętowania urodzin Biblioteczki, ale tylko dzisiaj będzie on zaznaczony, jako cytat, ponieważ ostatni post, nie będzie pasował do tematyki akcji. Zamierzam poświęcić go na roczne podsumowanie mojej pracy tutaj. Chciałabym napisać o tym co osiągnęłam, w czym brałam udział, ale przede wszystkim chciałabym podziękować wielu osobom, które wspierały mnie w prowadzeniu tego bloga. Wiem, że moje słowa pewnie będą oklepane i czytaliście je już w wielu, innych urodzinowych postach, ale te będą wyjątkowe dla mnie, bo płyną prosto z mojego serca. 

Po pierwsze jestem niesamowicie dumna z samej siebie, bo jak już wcześniej pisałam w jednym poście cechuje mnie niesamowity słomiany zapał, więc to, że Biblioteczka przetrwała ten rok i nie zniknęła z blogosfery zaliczam do swoich sukcesów. Kolejnym jest to, że prowadzę ją w miarę regularnie i posiadam jakiś tam niewielki zapas postów, który mam nadzieję w najbliższej przyszłości znaczenie się powiększy (z wcześniej wspomnianego powodu). Dość regularnie udaje się mi też wpadać do was i zostawiać po sobie chociaż jakiś niewielki komentarz oraz przede wszystkim czytam dużo więcej książek niż przed założeniem bloga, więc myślę, że jest ze mnie całkiem dobry blogger, jeśli tak mogę się wyrazić. Poza tym bardzo cieszą mnie statystyki, jakie uzyskuje Biblioteczka, choć nie są one bardzo imponujące. W ciągu roku zebrałam ponad trzydzieści siedem tysięcy wyświetleń, prawie dwa tysiące komentarzy, stu dwudziestu pięciu obserwatorów i trzy współprace recenzenckie. Zorganizowałam Polecajkę, której ostatni turnus czeka sobie, aż zdecyduje się ją wreszcie opublikować, czytelnicze wyzwania Czytam nie tylko Amerykanów!, dwa, świąteczne maratony czytelnicze razem z Kitty Aillą oraz wreszcie zdecydowałam się w jakiś bardziej rozważny sposób organizować sobie czasy, a żeby nie stawiać hobby nad nauką, ale też go nie zaniedbywać.

Po drugie chciałabym podziękować wszystkim tym stu dwudziestu pięciu obserwatorom, ale w szczególności kilku dziewczynom, z którymi utrzymuje prywatnie całkiem dobry kontakt i mogę w sumie zwierzyć im się nie tylko z moich pomysłów, ale również wielu innych rzeczy - są nimi Ania, Kitty Ailla czy Ola K.. Jednak najbardziej chcę przekazać podziękowania mojej najwspanialszej przyjaciółce Gosi, która jest autorką mojego avataru oraz tego urodzinowego arta, ale również ona bardzo często mi pomaga przy tworzeniu koncepcji postów, wytyka mi błędy w nich no i przede wszystkim mogę porozmawiać z nią o wszystkim. Na koniec jeszcze chciałabym bardzo podziękować panu Dawidowi z Genius Creations, panu Oskarowi z Sine Qua Non oraz pani Paulinie z Colorful Media za przyjęcie mnie w poczet swoich recenzentów. Jestem ogromnie wdzięczna za niesamowite teksty, które dzięki wam mogę przeczytać.

I co ja właściwie mam jeszcze napisać? Chyba tyle, że nie mogę uwierzyć w słowa "to już rok!" oraz, że niesamowicie cieszę się, że zdecydowałam się prowadzić bloga recenzenckiego, ponieważ dzięki temu poznałam więcej wspaniałych ludzi, z którymi mogę dzielić swoją pasję, których chciałabym poznawać więcej. Jeszcze raz wam wszystkim bardzo dziękuję i mam nadzieję, ze za rok również będę mogła coś takiego zorganizować. :)


czwartek, 4 sierpnia 2016

Tydzień z Suomi: Życie Suomi w książkach.


Z okazji pierwszych urodzin mojej Biblioteczki przygotowałam dla was pierwszy w historii istnienia bloga maraton blogowy i nazwałam go Tygodniem z Suomi. W trakcie jego trwania chciałabym przybliżyć wam moją osobę w perspektywie czytelnika i bloggera mimo iż przez ten rok zdążyliście mnie całkiem dobrze poznać, ale mam nadzieję, że niektórymi rzeczami uda mi się was zaskoczyć. Moja akcja powoli dobiega końca. Przed nami już tylko dwa posty - włącznie z dzisiejszym. Chyba trochę mi szkoda, bo całkiem dobrze bawiłam się przy ich tworzeniu, ale mam nadzieję, że za rok również będę mogła tak hucznie świętować. W przedostatnim dniu Tygodnia z Suomi chciałabym przedstawić wam książki, które są dla mnie szczególne lub stanowią jakiś przełomowy moment w moim życiu.

1. Moja pierwsza książka, czyli Baśnie Hansa Christiana Andersena, które otrzymałam od rodziców pod choinkę. Do niedawna jeszcze ją miałam. Była dość zmaltretowana przeze mnie, ale trzymała się kupy. Potem mama stwierdziła, że jestem już na nią za stara, więc mogę ją oddać swojej bratanicy, a teraz to ona w sumie już nie istnieje, bo była tak zniszczona, że nadawała się tylko na rozpałkę.

2. Ulubiona książka z dzieciństwa to Przygody Mikołajka dwóch francuskich panów, których nazwisk niestety nie pamiętam i nie chce mi się ich szukać, ale opowiadała o perypetiach pewnego chłopca i paczki jego kolegów ze szkoły. Zapamiętałam ją najlepiej, więc na pewno musiała być moją ulubioną, bo niewiele ich pamiętam.

3. Pierwszą lekturą, której nie przeczytałam byli Krzyżacy Henryka Sienkiewicza i wcale nie wstydzę się tego przyznać, ponieważ ta książka była tak niesamowicie nudna, że odłożyłam ją po około pięćdziesięciu ledwo wymęczonych stronach. Już wtedy nie znosiłam powieści historycznych, w których do dzisiaj namiętnie zaczytuje się mój tata.

4. Pierwsza książka przeczytana po bardzo długiej przerwie od czytania to Zmierzch Stephanie Meyer i miałam wtedy jakieś 13-14 lat. Był koniec roku i właściwie nic nie robiliśmy na lekcjach, więc stwierdziłyśmy z dziewczynami, że pójdziemy sobie na wagary. Jakimś cudem zawędrowałyśmy do biblioteki (pomijając fakt, że zaraz po wyjściu wpadłyśmy na nauczycielkę, z którą miałyśmy mieć akurat cały dzień zajęcia :|), gdzie przypomniało mi się o tym, że ostatnio głośno bardzo o tej książce i postanowiłam ją wypożyczyć, po czym całą serię pochłonęłam w jakiś miesiąc i dzięki temu wróciłam do takiego bardziej czynnego czytania, które potem i tak porzuciłam, a wróciłam do niego w technikum.

5. Książka, dzięki której ponownie powróciłam do czytania to Miasto Kości Cassandry Clare, choć właściwie nie chodzi o jej przeczytanie, tylko o to, że dzięki niej rozpoczęła się moja najwspanialsza, trwająca do dziś przyjaźń, o czym pisałam w 25 książkowych faktach o mnie, jak pewnie pamiętacie. :)

6. Moja ulubiona lektura szkolna to Zbrodnia i Kara Fiodora Dostojewskiego, ponieważ bardzo spodobała mi się koncepcja pokazania morderstwa z perspektywy samego zbrodniarz, a to przecież jest sam pierwowzór wszystkich innych książek z tym samym wątkiem. Rozpoczęła również moje zamiłowanie do rosyjskich klasyków.

7. Seria książek, która zajęła całkiem spory okres w moim życiu to Zwiadowcy Johna Flanagana, ponieważ czytam ich od około dziesiątego roku życia i wciąż nie skończyłam, ale skończę, bo właśnie przez tak długi okres czytania stała się cząstką mnie, ważnym elementem mojego życia no i kocham Willa.

8. Złodziejska Magia Trudi Canavan była książką, która przekonała mnie do założenia Biblioteczki po dwóch nieudanych próbach prowadzenia bloga książkowego. Powstała krótko po rozpoczęciu jej czytania, dlatego mimo moich najszczerszych chęci nie udało się jej być pierwszą zrecenzowaną powieścią.

9. Były nimi Umarłe Dusze Michaela Laimo, które paradoksalnie były książką ledwie przeciętną, ale do dziś pamiętam, że najbardziej nie podobało mi się w niej to, że użyte przez autora retrospekcje zniszczyły element zaskoczenia, zdradziły tajemnice Johna zanim on sam zdążył się jej domyślić.

10. No i wreszcie Studnia Zagubionych Aniołów Artura Laisena, która było moim pierwszym egzemplarze recenzenckim oraz jedną z najlepszych książek, jakie w życiu przeczytałam. Niesamowicie nie mogę doczekać się kolejnych części, które mam nadzieję niebawem ujrzą światło dzienne.

To były książek, które z jakiegoś szczególnego powodu zapisały się na kartach mojego życia. A jak to wygląda u was? Macie jakieś szczególne książki? :)


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...