Autor:
Andrews Virginia C.
Przekład:
Wiercińska Bożena
Tytuł
polski: Kwiaty na poddaszu
Tytuł
oryginalny: Flowers in the attic
Seria:
Rodzina Dollangangerów #1
Wydawnictwo:
Świat Książki
Wydanie
polskie: 2012
Wydanie
oryginalne: 1979
Ilość
stron: 380
Cena
okładkowa: 34,90 zł
Moja
ocena: 3/10
Z
pozoru szczęśliwą rodzinę Dollangangerów spotyka tragedia – w
wypadku samochodowym ginie ojciec. Matka z czwórką dzieci
pozostawiona bez środków do życia postanawia wrócić do swojego
rodzinnego domu. Obrzydliwie bogaci rodzice mieszkający w ogromnej
posiadłości wyrzekli się córki z powodu małżeństwa z bliskim
krewnym, a zrodzone z tego związku dzieci uważają za przeklęte. W
tajemnicy przed dziadkiem rodzeństwo zamieszkuje na poddaszu,
którego nigdy nie wolno im opuszczać. Żyją w ciągłym strachu i
nie dojadają, a dodatkowo brata i siostrę coś niebezpiecznie do
siebie zbliża.
Biorąc
książkę do rąk w bibliotece kompletnie nic o niej nie wiedziałam,
poza tym, że moja przyjaciółką bardzo chciała ją kupić. Nie
wiedziałam o czym jest, a co dopiero mówić o roku wydania
oryginalnej wersji oraz opiniach innych osób. Wypożyczając ją
skoczyłam do wody kompletnie w ciemno i miałam ogromną nadzieję,
że to jezioro nie okaże się zbyt płytkie, ale totalnie się
przeliczyłam. Pierwszym, a właściwie głównym problemem jest
opis, który zamieściłam wam, prawie słowo w słowo, w tej
recenzji, choć zdradza zbyt dużo faktów. Przez pierwsze dwieście
stron nie wydarzyło się właściwie nic więcej ponadto o czym
mówiła okładka, a dzieci siedziały na tym poddaszu i przez cały
czas tylko się bawiły naiwnie wierząc w zapewnienia matki. Kolejne
strony niby budowały napięcie rozgrywanymi wydarzeniami, ale
zdecydowanie zbyt małe, błahe oraz takie, którego można się było
domyślić jeszcze przed rozpoczęciem czytania lub przerzucając
kolejne strony. Zaskakiwały tylko pojedyncze sceny, które nie miały
dużego wypływu na przebieg wydarzeń, i zakończenie w bardzo małej
części, ale jednak tym wątkiem zostałam kompletnie zbita z tropu.
Ogromne
rozczarowanie spotkało mnie także przy kreacji bohaterów, bo skoro
nie ma żadnej akcji to autor powinien choć w części poświęconej
na ich psychikę, monologi wewnętrzne i rozmowy zwalić czytelnika z
nóg. O ile mogłam przeżyć niedostatki w pierwszej części, o
tyle przez te braki miałam ochotę rzucić książką o ścianę.
„Drezdeńskie laleczki” niczym się nie wyróżniały, poza przypadkami jakiejś dodatkowej cechy i zainteresowaniami, które
mimo wszystko kręciły się właściwie wokół jednej dziedziny:
sztuki. Cała czwórka była dokładnie taka sama, jak ich matka.
Byli egoistycznymi, naiwnymi materialistami, dla których miliony
prezentów były dowodem miłości i bezgranicznego zaufania. Ponadto
najstarszy z nich, Christopher, był człowiekiem pozornie
inteligentnym – owszem miał dużą wiedzą, ale potrzeba chwalenia
się nią przed wszystkimi komuś takiemu nie przystoi. Mogę
przyznać tu tylko dwa plusy: jeden za kreacje bliźniąt, oraz
widoczne dojrzewanie psychiczne Cathy. Carrie i Cory pomimo że byli
„jak ogień i woda” (zaznaczyłam to w cudzysłowie, ponieważ tu
również sprowadzało się to tylko do jednej cechy. Carrie była
wygadana i radosna, a Cory cichy i zamknięty w sobie) byli sobie
bardzo bliscy i trudno im było bez siebie wytrzymać. Starsza z
sióstr w ciągu tych niecałych czterystu stron bardzo dojrzała pod
wpływem obowiązków, które na nią spadły, ale widać tam
dokładnie punkt, w którym to wszystko się stało, a nie przedział
czasu. Na uwagę zasługuje również matka całej czwórki, ponieważ
to ona tutaj najbardziej doprowadzała mnie do szewskiej pasji. Podczas każdej wizyty u dzieci zapewniała o swojej
bezgranicznej miłości, ale jednocześnie nigdy nie powiedziała im
całej prawdy, mamiła wielkim bogactwem, które miało czekać po
śmierci dziadka i obsypywała milionem drogich prezentów
wynagradzając stracony czas. Jedynie to starczało im, aby jej
wierzyć. Cały czas dokładnie wiedziałam, że apodyktyczna babka
bardziej je kochała niż ich własna matka, dla której liczyły się
tylko pieniądze i luksus.
Pojawia
się tutaj również wątek książki w książce – narratorką
całej historii jest Cathy, która spisuje swoje wspomnienia związane
z życiem na poddaszu Foxwarth Hall i ma zamiar wydać je w formie
książki. Bardzo mi się to podoba, ponieważ widzę to, jako rodzaj
terapii pomagającej pogodzić się ze straszliwą przeszłością, ale
jej rola jest tutaj trochę zbyt wyolbrzymiona. Silne charaktery
przytłaczają tego wątłego, słabego, cichego i zamkniętego w
sobie Cory'ego spychając go daleko w tło historii. Trzeci i ostatni
plus „Kwiatów na poddaszu” to styl autorki. Jest lekki i
sprawia, że początkowo dość szybko się to czyta, a zwalniasz
dopiero w momencie, kiedy uświadamiasz sobie jak książka jest
nudna, a bohaterowie irytujący, ale dokładnie wczuwa się w rozumek
dwunastoletniej dziewczynki.
Wyliczyłam
kilka plusów i chyba po czasie powoli zaczyna mi się podobać, bo
zaczynam widzieć pewne rzeczy, z którym wcześniej nie zdawałam
sobie sprawy. Niestety w trakcie na zmianę nudziłam się, irytowałam,
nudziłam, irytowałam. Nie wiem nawet, czy sięgać po kolejny tom,
który ponoć jest jeszcze dziwniejszy. Pewnie zrobię to z czystej
ciekawości, czy dalej rzeczywiście jest jeszcze gorzej.
Jeju♥ książka wydaje się być cudowna. Ta jej okładka i tytuł zachęcają czytelnika do jej przeczytania. Zapraszam do siebie. Pozdrawiam Wiktoria.
OdpowiedzUsuńAle może się na niej nieźle przejechać. Nie polecam.
UsuńTo książka, która wywołuje bardzo sprzeczna opinie, ale na razie nie mam zamiaru po nią sięgać. Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńnieuleczalnyksiazkoholizm.blogspot.com
Ja poczekam odrobinę z kolejnym tomem.
UsuńTobie się nie spodobała. Moją uwage przykuła okładka i opis, może kiedyś po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
http://miedzy--stronami.blogspot.com/
W opisie jest za dużo!
UsuńPo przeczytaniu odniosłam podobne wrażenie, co Ty. Ta książka w ogóle do mnie nie przemówiła, dziwiłam się, jak na tylu stronach można umieścić opowiastkę, której wystarczyłaby połowa tego papieru. Dla mnie nuda, nie będę sięgać po kolejne tomy ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
ilmiogattonero.blogspot.com
Tak, jak wyżej: pewnie z czystej ciekawości sięgnę i będę fejspalmować tak samo, jak przy Wybranych.
UsuńDla mnie książka była dobra, szkoda, że nie chcesz sięgać po drugą część bo właśnie tam wychodzi więcej nowych faktów. Uważam, że książka pokazuje, że pieniądz rządzi światem i zmusza do głębszych refleksji czy aby na pewno kierujemy się w życiu dobrymi wartościami. Ale jak powiedziałaś każdy lubi co innego, ja zawsze w książkach szukam ukrytego dna i tu je znalazłam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Justyna z książko miłości moja
Ależ oczywiście, że ja to widzę! Tylko, że no nic poza tym mnie nie zachwyca, a wręcz okropnie wszystko irytuje ;)
UsuńKsiążka ma mnóstwo recenzji i same sprzeczne opinie. Sama nie wiem czy chcę po nią sięgać. Boję się, że jednak mnie rozczaruje
OdpowiedzUsuńBlondie in Wonderland
Jeśli się wahasz to może lepiej pożycz, a nie kupuj i sama się przekonaj :)
UsuńKiedyś chciałam przeczytać tę książkę, ale potem chęci mi odeszły. Ta powieść na pewno nie jest dla mnie :)
OdpowiedzUsuńNie mam ochoty nawet na te pozycje (tzn. tą i część kolejną o której wspominasz), bo to totalnie nie moje klimaty, ale widzę, że ta część nie zbiera zbyt pochlebnych opinii :D
OdpowiedzUsuńMam na półce, książka zbiera strasznie różne oceny... Zobaczymy, jak to będzie ze mną.
OdpowiedzUsuńInsane z przy-goracej-herbacie.blogspot.com
E, to nie książka dla mnie - nienawidzę źle wykreowanych bohaterów, do tego z akcją krucho. Nie jestem zainteresowana :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://magiel-kulturalny.blogspot.com/