Tytuł polski: Księżyc nad Bretanią
Tytuł oryginalny: Die Mondspielerin
Tytuł oryginalny: Die Mondspielerin
Wydawnictwo: Otwarte
Wydanie polskie: 2015
Wydanie oryginalne: 2010
Wydanie polskie: 2015
Wydanie oryginalne: 2010
Liczba stron: 336
Moja ocena: 8/10
Teoretycznie mam jeszcze przed sobą całe życie, dzięki czemu wszelkie ścieżki stoją dla mnie otworem i mogę dowolnie wśród nich wybierać te odpowiednią, która przyniesie mi szczęście oraz spełnienie. Jednak nawet ja zaczynam już zastanawiać się nad upływającym czasem i faktem, że przecież mogę podjąć złą decyzje, a potem przez długie dziesięciolecia tkwić w tym błędzie podobnie, jak główna bohaterka Księżyca nad Bretanią. Której historia stawia przed czytelnikiem mnóstwo pytań, ale jedno w szczególności: Czy naprawdę nigdy nie jest za późno, aby rozpocząć wszystko na nowo?
Sześćdziesięcioletnia Marianne podejmuje pierwszą w życiu samodzielną decyzje. Postanawia umrzeć, aby uwolnić się od swojego nędznego życia, w którym rezygnowała z wszystkiego na rzecz swoich bliskich. Każdy dyktował jej co ma robić, a ona dobrowolnie się temu poddawała. Teraz jednak chce położyć kres tym manipulacją i skacze z jednego z paryskich mostów, wprost do Sekwany. Szczęście jednak nie pozwala jej umrzeć, a całkowity zbieg okoliczności kieruje do malutkiego miasteczka nad bretońskim wybrzeżem, które okazuje się być jej miejscem na Ziemi.
Księżyc nad Bretanią okazał się, według mnie, najlepszą i najciekawszą powieścią Niny George, ze wszystkich wydanych do tej pory w naszym kraju. To właśnie historia Marianne i mieszkańców małego Kerdruc wciągnęła mnie od pierwszych stron i nie pozwalała się oderwać, póki nie poznałam zakończenia. Po raz kolejny trafiłam do przepięknej, malowniczej Francji, nad której opisami mogłam się napawać w trakcie spontanicznej podróży kobiety z Paryża na bretońskie wybrzeże. W jej trakcie doznała ogromnej zmiany - z szarej myszki, którą można pomiatać, zmieniła się we wspaniałą, silną kobietę, mimo że również jej nie brak wad. Wszystko to stało się z ogromną pomocą niezwykle przyjaznych mieszkańców nadmorskiego miasteczka, którzy niemal od razu rzucili się z pomocą, choć sami nękani są przez własne problemy i wewnętrzne konflikty. Marianne nie pozostaje im dłużna i stara się robić, co może. Służy radą oraz bardzo ciekawymi pomysłami na ułatwienie życie m.in. kobiecie chorej na demencje starczą. Z czasem narasta wokół niej prawdziwa legenda, ale przeszłe życie znów zapuka do jej drzwi.
Księżyc nad Bretanią to moja ulubiona powieść Niny George spośród wszystkich trzech, które do tej pory przeczytałam. Najbardziej mnie wciągnęła, a pisanie jej recenzji sprawiło mi najwięcej kłopotu (jak pewnie widać). Prawdopodobnie najbardziej podobało mi się w niej przedstawienie przemiany Marianne z popychadła w szczęśliwą, samodzielną kobieta, która robi co chce, a nie co się jej każe, a zaraz potem postawa mieszkańców Kerdruc i malownicze opisy francuskich krajobrazów, jednak mam problem z odnalezieniem właściwych słów na opisanie tych wszystkich odczuć.
Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwarte
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie komentarz, ponieważ bardzo mnie to motywuje do dalszego pisania o książkach. Pamiętaj jednak, że jest to miejsce na dyskusje na temat posta, a nie spam.