Tytuł polski: Endgame. Wezwanie
Tytuł oryginalny: Endgame. The Calling
Seria: Endgame #1
Tytuł oryginalny: Endgame. The Calling
Seria: Endgame #1
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Wydanie polskie: 2014
Wydanie oryginalne: 2014
Wydanie polskie: 2014
Wydanie oryginalne: 2014
Liczba stron: 495
Moja ocena: 7/10
Myślę, że dobrze wykorzystuję moment, w którym mój umysł szuka w książkach raczej odpoczynku i rozrywki niż życiowych lekcji oraz tematów do rozmyśleń. Nadrabiam pozycję z nurtu fantastyki młodzieżowej, które kiedyś uznałam za warte mojej uwagi i czekałam tylko, aż szum wokół nich ucichnie, a do przeczytania przekonają mnie nie tylko pozytywne recenzje innych blogerów, ale również moje własne chęci. Odpowiedniego momentu doczekało się właśnie Endgame. Wezwanie Jamesa Freya i Nilsa Johnsona-Sheltona. Świeżo po lekturze muszę przyznać, że trochę nie rozumiem utyskiwań niektórych na jej wady, bo dla mnie są one bardziej zaletami.
W jednym momencie na ziemię spada dwanaście meteorytów, niosących śmierć i zniszczenie. Zaledwie garstka, rozsianych po całym świecie osób wie, co to oznacza. Rozpoczyna się Endgame, w którym zawalczą o uratowanie swojego ludu przed konsekwencjami apokalipsy. Ich zadaniem jest odnalezienie trzech Kluczy ukrytych gdzieś na naszej planecie, a zasady nie istnieją. Właśnie w tym momencie muszą ruszyć na poszukiwanie pierwszego z nich, Klucza Ziemi.
Mogę zgodzić się z opinią, że nie jest to lektura najwyższych lotów i naprawdę wiele brakuje jej do arcydzieł literatury, jednak bardzo ją polubiłam. Mogę z czystym sumieniem polecić Endgame. Wezwanie czytelnikom spragnionym czegoś ekscytującego, wciągającego i wypełnionego po brzegi akcją oraz tajemniczymi zagadkami, z czym potem będzie trudno się rozstać. Nie odczuwałam nawet momentów, w których przechodziłam od jednego bohatera do drugiego, ponieważ bardzo przyjemnie mi się czytało. Fabuła przebiegała płynnie i była idealnie wyważona w kwestii opowieści o postaciach, ich rozważaniach nad samą istotą uczestnictwa czy zagadkami oraz scenami, w których działo się zdecydowanie więcej. Najbardziej podobały mi się bardzo dokładnie opisane sceny walki wręcz czy z pomocą przeróżnych broni, zależnych od kultury danego Gracza.
Przy tworzeniu książki autorzy bardzo postarali się o zebranie interesujących, rzetelnych informacji na wszystkie potrzebne im tematy, a elementy z dziedziny fantastyki naukowej, które dołożyli mieszczą się w granicach zdrowego rozsądku i wyglądają wiarygodnie. Dzięki temu fabuła nabiera niepowtarzalnego charakteru i klimatu, w którym idealnie się odnalazłam. Endgame to nie tylko rywalizacja o przetrwanie, ale również rozważania autorów na temat naszej przeszłości, religii, życia po śmierci czy cywilizacji pozaziemskich, genialnie wplecione w pozornie niewinną historię o nastolatkach, na których barkach spoczywają losy całego świata.
Ponarzekać mogę jedynie w sprawie bohaterów, ponieważ brakowało mi się wśród nich kogoś, kto skradnie sobie moje serce i będę mogła mu kibicować od początku do samego końca. Frey i Johnson-Shelton nie obrali nikogo z całej dwunastki na główną postać, która poprowadziłaby czytelnika swoimi oczami przez całą tą rywalizacje. Oddają głos wszystkim uczestnikom Endgame, co na początku może wprowadzić w dezorientacje, bo trudno zapamiętać, kto jest kim, ale bardzo szybko się w tym odnalazłam i przede wszystkim, dzięki temu nie sposób od razu domyślić się, kto zwycięży. Gracze to przede wszystkim zbiór ciekawych osobowości, dzieciaków wychowanych do wzięcia udziału w tym całym procederze. Są młodzi, gniewni, bezlitośni i pewni swego, potrafią zabić niewinnego człowieka bez mrugnięcia okiem. Od najmłodszych lat trenowano i nauczano ich do roli nadludzi, którzy będą w stanie to wszystko przetrzymać. Jednak w tym wszystkim pojawia się spory minus, który nie przeszkadzał mi aż tak bardzo, jak w przypadku innych pozycji z tego gatunku. Kolejni autorzy zdecydowali się wprowadzić wątek miłosny, a nawet dwa. W ich liczbie znalazła się również miejsce dla nieśmiertelnego trójkąta miłosnego. Jestem w stanie to przeboleć tylko dlatego, że akcja aż tak bardzo się na tym wszystkim nie skupiała i bohaterowie potrafili powściągnąć swoje emocje, nie ulegać im w najważniejszych momentach ani nie popadać w bezsensowne i przydługie rozważania na ten temat.
Endgame. Wezwanie okazało się czymś kompletnie odmiennym od pozycji, do których zdarzało mi się słyszeć porównania. Na pewno nie są drugimi Igrzyska Śmierci, tylko czymś zdecydowanie lepszym, stworzonym z większym rozmachem. Ma niewielkie braki w kreacji bohaterów, jednak nadrabia to wszystko innymi elementami. Przede wszystkim świetnie wyważoną akcją oraz genialnym researchem. Młodzi miłośnicy literatury fantastycznej bądź też starożytnych cywilizacji powinni być zachwyceni i ukontentowani, podobnie jak ja.
Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie komentarz, ponieważ bardzo mnie to motywuje do dalszego pisania o książkach. Pamiętaj jednak, że jest to miejsce na dyskusje na temat posta, a nie spam.