Tytuł polski: Krew i Stal
Seria: Kraina Martwej Ziemi #1
Seria: Kraina Martwej Ziemi #1
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Wydanie polskie: 2016
Ilość stron: 370
Cena okładkowa: 36,90 zł
Moja ocena: 9/10
Sto pięćdziesiąt lat po powstaniu Martwej Ziemi z twierdzy granicznej wyrusza oddział żołnierzy, by wąskim przesmykiem przekroczyć zapomnianą krainę. W starym klasztorze u podnóża Smoczych Gór ukryte jest coś, co musi powrócić do królestwa, zanim Zasłona Martwej Ziemi pęknie i zaniknie.
Silny oddział pod dowództwem Dartora, starego, zaprawionego w bojach oficera, wkracza w suche stepy, by zmierzyć się z demonami przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Prawdziwy cel misji zna tylko przysłany w ostatniej chwili przewodnik. Lecz nawet on - tajemniczy Arthorn - nie przypuszcza, jaki los przygotowali dla nich bogowie i jak krucha jest równowaga znanego im świata.
Sto pięćdziesiąt lat po powstaniu Martwej Ziemi z twierdzy granicznej wyrusza oddział żołnierzy, by wąskim przesmykiem przekroczyć zapomnianą krainę. W starym klasztorze u podnóża Smoczych Gór ukryte jest coś, co musi powrócić do królestwa, zanim Zasłona Martwej Ziemi pęknie i zaniknie.
Silny oddział pod dowództwem Dartora, starego, zaprawionego w bojach oficera, wkracza w suche stepy, by zmierzyć się z demonami przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Prawdziwy cel misji zna tylko przysłany w ostatniej chwili przewodnik. Lecz nawet on - tajemniczy Arthorn - nie przypuszcza, jaki los przygotowali dla nich bogowie i jak krucha jest równowaga znanego im świata.
opis wydawcy
Początkowo trudno mi było się wbić w tę powieść, ale teraz mogę z czystym sumieniem nazwać pierwszą książkę Jacka Łukawskiego debiutem roku tylko ze względu na fakt, ile pracy włożył w jej napisanie. Stworzył kanoniczne fantasy w swoim własnym, oryginalnym uniwersum, które nabiera autentyczności w połączeniu z wystylizowanym językiem.
Całą historię spowija niesamowicie tajemnicza atmosfera. Nakłada się na to wiele czynników. Głównie fakt, że czytelnik wraz z bohaterami nie ma pojęcia, co czeka go po drugiej stronie Martwicy. Ponoć ma ona ciągnąć się przez setki kilometrów, aż po krainy za Smoczymi Górami, jednak jeszcze przed przekroczeniem jej granicy napotykają przeszkody. Od tego momentu akcja nie zwalnia ani na chwilę. Raz za razem autor funduje nam masę zwrotów akcji, bitew i pojedynków. Dodatkowo przez niemal cały czas miałam poczucie... odcięcia od świata? Nie, może to złe wyrażenie, po prostu ten dziwny rodzaj uczucia, kiedy jest się samemu, daleko od domu, na dotąd nieznanych nam terenach i trzeba sobie radzić bez kontaktu z bliskimi. Żołnierze królestwa Wondettel błądzili wśród lasów, bezskutecznie próbując rozwiązać mnożące się zagadki, a tymczasem w ich państwie nie działo się zbyt dobrze...
Trudno powiedzieć mi coś o bohaterach, ponieważ było ich strasznie dużo i jeszcze wszystkich niezbyt dobrze poznaliśmy. Przede wszystkim nie znam motywu postępowania czarnych charakterów, a nawet ich zamiarów, więc trudno mi ocenić, czy powinnam im współczuć czy raczej nienawidzić. Jednak na pewno pokochałam dwójkę pierwszoplanowych postaci, Arthorna i Gwydona. Pierwszy z nich rzeczywiście tajemniczy, ukrywający jakąś mroczną przeszłość, ale lojalny wobec swojego władcy i zwierzchników człowiek o wielkim sercu. Drugi natomiast młody, ufny, inteligenty oraz pełen determinacji rycerz.
No i wreszcie wspomniany wcześniej genialny styl pisania, który nadaje książce niepowtarzalnego klimatu. Jacek Łukawski idealnie dostosował go do realiów panujących w Krainie Martwej Ziemi, czyli średniowiecza. Chłop gada, jak chłop czyli gwarą. Rycerz ma trochę bogatsze słownictwo, a szlachcic mówi niemal wierszem.
Jestem jednocześnie niesamowicie zachwycona i skonsternowana tym, co autor przedstawił nam na kartach Krwi i Stali. Kiedy już udało mi się wpaść w sidła tej historii nie mogłam się oderwać, ale pozostałam z masą pytań, na które oczekuję odpowiedzi w postaci, najszybciej jak się da, wydania kolejnych tomów.
Całą historię spowija niesamowicie tajemnicza atmosfera. Nakłada się na to wiele czynników. Głównie fakt, że czytelnik wraz z bohaterami nie ma pojęcia, co czeka go po drugiej stronie Martwicy. Ponoć ma ona ciągnąć się przez setki kilometrów, aż po krainy za Smoczymi Górami, jednak jeszcze przed przekroczeniem jej granicy napotykają przeszkody. Od tego momentu akcja nie zwalnia ani na chwilę. Raz za razem autor funduje nam masę zwrotów akcji, bitew i pojedynków. Dodatkowo przez niemal cały czas miałam poczucie... odcięcia od świata? Nie, może to złe wyrażenie, po prostu ten dziwny rodzaj uczucia, kiedy jest się samemu, daleko od domu, na dotąd nieznanych nam terenach i trzeba sobie radzić bez kontaktu z bliskimi. Żołnierze królestwa Wondettel błądzili wśród lasów, bezskutecznie próbując rozwiązać mnożące się zagadki, a tymczasem w ich państwie nie działo się zbyt dobrze...
Trudno powiedzieć mi coś o bohaterach, ponieważ było ich strasznie dużo i jeszcze wszystkich niezbyt dobrze poznaliśmy. Przede wszystkim nie znam motywu postępowania czarnych charakterów, a nawet ich zamiarów, więc trudno mi ocenić, czy powinnam im współczuć czy raczej nienawidzić. Jednak na pewno pokochałam dwójkę pierwszoplanowych postaci, Arthorna i Gwydona. Pierwszy z nich rzeczywiście tajemniczy, ukrywający jakąś mroczną przeszłość, ale lojalny wobec swojego władcy i zwierzchników człowiek o wielkim sercu. Drugi natomiast młody, ufny, inteligenty oraz pełen determinacji rycerz.
No i wreszcie wspomniany wcześniej genialny styl pisania, który nadaje książce niepowtarzalnego klimatu. Jacek Łukawski idealnie dostosował go do realiów panujących w Krainie Martwej Ziemi, czyli średniowiecza. Chłop gada, jak chłop czyli gwarą. Rycerz ma trochę bogatsze słownictwo, a szlachcic mówi niemal wierszem.
Jestem jednocześnie niesamowicie zachwycona i skonsternowana tym, co autor przedstawił nam na kartach Krwi i Stali. Kiedy już udało mi się wpaść w sidła tej historii nie mogłam się oderwać, ale pozostałam z masą pytań, na które oczekuję odpowiedzi w postaci, najszybciej jak się da, wydania kolejnych tomów.
Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję wydawnictwu Sine Qua Non
.fanpage * instagram * twitter * lubimy czytać
Trafiam na same pozytywne recenzje tej książki i już nie mogę się doczekać kiedy w końcu się z nią zapoznam. Styl autora niesamowicie mnie interesuje. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Geek of books&tvseries&films
Chyba jeszcze nie spotkałam się z negatywną opinią o tej książce. I bardzo mnie to cieszy, ponieważ dzięki temu mam na nią coraz większą ochotę! Ostatnio wyjątkowo mocno ciągnie mnie do fantastyki, ale z polską chyba jeszcze nie miałam styczności. Cóż, chyba najwyższa pora to zmienić :>
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
secretsofbooks.blogspot.com/
Bardzo chce przeczytać tę książkę, ale ostatnio jakoś nigdzie jej nie widziałam. Tym razem postaram się o niej nie zapomnieć i na pewno zwrócę na nią uwagę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
Taka tajemnicza atmosfera, o której piszesz mnie bardzo intryguje. Może się skuszę.
OdpowiedzUsuńPierwsze słyszę o książce, ale skoro chwalisz, to muszę się za nią rozejrzeć :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie! ;)
http://ravenstarkbooks.blogspot.com/
Tak dawno nie czytałam fantasy, że przestraszyłam się, czytając opis, czy to nadal gatunek dla mnie. Interesujące w tej powieści jest to, że autor stworzył swoje własne uniwersum. Nie chcę nawet myśleć, ile kosztowało go to pracy i czasu.
OdpowiedzUsuńTo klasyczne fanatsy, kreowanie własnego świata zbytnio przypomina mi Tolkiena - ja postoję, poczekam.
OdpowiedzUsuńChętnie przeczytam tę powieść, bardzo mnie zaciekawiła. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
http://natalie-and-books.blogspot.com/
Chyba nie czytałam jeszcze złej opinii o tej książce, co sprawia, że jestem jej coraz bardziej ciekawa. Bardzo lubię poznawać debiuty, szczególnie te udane ;)
OdpowiedzUsuńSłyszałam już o tej książce wiele dobrego, więc sięgnę z przyjemnością!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za długą nieobecność! Już powracam i nadrabiam zaległości.
Pozdrawiam i zapraszam na konkurs oraz przedpremierową recenzję,
Isabelle West
Z książkami przy kawie