Autor: Świdziniewski Wojciech
Tytuł oryginalny: Kłopoty w Hamdirholm
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Wydanie oryginalne: 2009
Ilość stron: 339
Cena okładkowa: 29,99 zł
Moja ocena: 8/10
Elfy! Krasnoludy! Wampiry! (no dobra, tylko jeden...) Smoki! (psia kość, też tylko jeden...) Zombie! (o, tych to za dużo) Barbarzyńcy! Miłość! Nienawiść! Bitwy! Kradzieże! Złoto! Czyli wszystko - naprawdę wszystko - co klasyczne archetypiczne fantasy mieć powinno! Do tego końska dawka śmiechu i kpiny. Czy może być coś lepszego?
~ okładka
Właściwie od samego początku nie bardzo wiedziałam, czego spodziewać się po tej książce - gdy spoglądałam na okładkę miałam nadzieję na kawał dobrego fantasy, jednak tytuł i sam opis z tyłu książki stawiał na coś bardziej w stylu książek Marty Kisiel. Nie dostałam ani tego, ani tego, ale jestem w jakimś stopniu usatysfakcjonowana. Kłopoty w Hamdirholm to zbiór opowiadań połączonych ze sobą trzema elementami - bohaterami, miejscem akcji i wątkiem miłosnym. W każdym kolejnym opowiadaniu w kopalni krasnoludów w Hamdirholm pojawia się coraz to nowszy i bardziej wymyślny bohater, który burzy harmonie, którą przez lata budował pradziadek Dolgthrasir. Wszystko zaczyna się od powrotu jednego z jego wnuków ze swoją nowopoślubioną małżonką, a potem do Hamdirholm napływa coraz więcej stworów znanych nam doskonale, z wielu innych powieści fantasy, które wywracają wszystko do górny nogami. Ten element sprawia, że Kłopoty w Hamdirholm przypominają parodie całego gatunku fantasy, spośród których na pierwszy plan wysuwają się powieści Tolkiena oraz Dracula. I pomimo, że ewidentnie jest to zbiór opowiadań to niewiele brakuje mu do książki - jedynie jakiegoś takiego większe zazebięnia poszczególnych części. Nie przeszkadza też trochę cięższy styl pisania Świdzieniewskiego, ponieważ rekompensuje go zastosowany humor.
Nie wiem, jak to powiedzieć, ale naprawdę jestem zadowolona z przeczytania tej książki. Może nie jest to jakaś górnolotna literatura, ale czuć nawet zalążki na całkiem fajny kawałek fantastyki.
Nie wiem, jak to powiedzieć, ale naprawdę jestem zadowolona z przeczytania tej książki. Może nie jest to jakaś górnolotna literatura, ale czuć nawet zalążki na całkiem fajny kawałek fantastyki.
Mam tę książkę u siebie na półce. Zakupiłam ją z polecenia właśnie Marty Kisiel. Muszę po nią w końcu sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że ta pozycja jest podobna do książek Terry'ego Pratchetta. Taka zabawna fantastyka :)
OdpowiedzUsuńNo, może być ciekawie :D
Pozdrawiam,
Isabelle West
Z książkami przy kawie