poniedziałek, 14 września 2015

Książka czy film? Part 1. "Martwa Strefa".


Jak już kiedyś wspomniałam, w przeciwności do większości książkoholików, uwielbiam ekranizację. Traktuje je, jako takie zderzenie dwóch zupełnie różnych spojrzeń i wyobrażeń tej samej książki – mojego i reżysera. Oczywiście w trakcie oglądania jestem w stanie na głos wypominać nieścisłości wydarzeń filmowych z tymi książkowymi, nawet te najmniej ważne, choć jestem w stanie je przeboleć. Jestem w stanie zrozumieć, że człowiekowi, który ślęczał nad przygotowaniem filmu pewnie równie długo, jak autor nad napisaniem książki, może nie pasować jakiś konkretny wątek, który dodatkowo nie jest zbyt ważny, więc chcę  po prostu coś z tym zrobić. Ale jednak moja anielska cierpliwość w pewnym momencie ma się ku kresowi, więc wyciągam swoją słynną, wirtualną siekierę i wybieram się do Stanów z zamiarem napaści na faceta, który totalnie zniszczył ekranizacje jednej z moich ukochanych książek. To, co zrobił ten człowiek jest niewyobrażalnym przestępstwem, wręcz morderstwem tak przecudownej książki!
Tylko może jednak zacznijmy od początku, od tego co w ogóle w trawie piszczy.
Johnny Smith, nauczyciel języka angielskiego, uważa się za człowieka szczęśliwego. Ma ukochaną dziewczynę, jest lubiany przez uczniów i przekonany, że już nic złego w życiu go nie spotka. Jednak pewnego dnia w wyniku groźnego wypadku zapada w śpiączkę, a z powodu rozległych obrażeń mózgu lekarze nie dają mu żadnych szans. Rodzice Johnny'ego, a w szczególności matka, która jest zagorzałą chrześcijanką, mimo wszystko się nie poddają i nie pozwalają synowi odejść na tamten świat. Dzięki nim i jakiemuś ogromnemu cudowi mężczyzna budzi się po prawie pięciu latach z niezwykłym darem – widzi przeszłość i przyszłość innych ludzi. Potrafi przewidzieć dosłownie wszystko, więcej niż sam by chciał. Niezwykły talent staje się dla niego przekleństwem...
Od razu wspomnę, że po tej powieści nie spodziewałam się żadnych ogromnych fajerwerków. Ot, zwykła spontanicznie zakupiona, w pobliskiej Biedronce, w okolicach świąt Bożego Narodzenia, za równowartość dziesięciu złotych, kolejna książka Kinga, które biorę wręcz w ciemno. Jeszcze bardziej obniżyłam swoje wymagania, kiedy autor na wstępie zaznaczył, że historia opisana w książce jest oparta na prawdziwych wydarzeniach z historii Stanów Zjednoczonych, a ja przecież jestem noga z przeszłości własnego kraju, a co tu dopiero mówić o innych. Odczekała sobie około dwa tygodnie, może więcej, na półce i wreszcie po nią sięgnęłam i... Ta książka mnie po prostu pochłonęła by potem przeżuć, wypluć i jeszcze dla pewności rozjechać po mnie walcem. Wszystkie wydarzenia ogromnie mną wstrząsnęły, ale chyba mimo wszystko najbardziej nieszczęście, które spotkało Johnny'ego. On sobie smacznie spał, a w tym czasie całe jego życie zaczęło chwiać się w posadach, aby runąć, kiedy tylko otworzy oczy, wraz z jakimś cholernym darem, który nie wiadomo skąd się wziął i jeszcze bardziej skomplikował mu życie, które Smith krok po kroczku starał się jakoś odbudować. Nie wiem, co w nim takiego jest, ale to postać lekko przerażająca i jednocześnie taka, której nie da się nie współczuć – odczuwałam wobec niego zupełnie skrajne emocje, ale w żaden sposób go nie nienawidziłam i cały czas rozumiałam wszystkie jego decyzje. Z jednej strony chciał żyć normalnie, jakby wcale nie był medium, a z drugiej dzięki tej zdolności odkrył możliwość uratowania milionów ludzi. Zachwycałam się nawet nad kreacją pozostałych bohaterów, choć może nie wszystkich lubiłam i nie byłam zachwycona, kiedy robili coś zupełnie irracjonalnego, bo takie właśnie są postacie w tej książce – wszyscy popełniają jakieś błędy, zmierzają złą ścieżką życiową lub biorą niezbyt dobry przykład z Raskolnikowa (w książce nie ma odniesienia do niego, to tylko mi się tak skojarzyło!)
Moje ochy i achy na tą książką nie miały – i wciąż nie mają ;) - końca, więc jakieś pół roku później kierowana nudą i chęcią obejrzenia jakiegoś dobrego filmu odpaliłam na zalukaj produkcję pod tym samym tytułem. Powitała mnie całkiem nastrojowo pasująca do klimatu książki muzyka i w sumie na tym skończyły się plusy. Im dalej brnęłam w ten film tym było coraz gorzej, tym więcej scen zostało zmienionych lub pominiętych. Od razu na wstępie reżyser kompletnie olał pewien wypadek z dzieciństwa Johnny'ego, który jak dla mnie był zapowiedzią umiejętności, które w przyszłości posiądzie, i scenę z kołem fortuny w lunaparku, gdzie bohater wyczerpał cały swój zapas szczęścia, co nieuchronnie doprowadziło do wypadku z opisu fabuły. Na bardzo daleki plan została zsunięta matka – w książce niemiłosiernie mnie irytowała z tą swoją manią na punkcie religii, ale tutaj jej brak odczułam bardzo dotkliwie. Przebolałam drobną zmianę w wątku ze śledztwem, w którym pomagał Johnny, ale jestem na nie, jeśli chodzi o dalsze modyfikacje tej historii. Kompletnie spłycono część, kiedy przybliżamy się do tych wydarzeń z realnego świata – w książce do finału doprowadzono poprzez zainteresowanie głównego bohatera tym, jak polityka zmieniła się w czasie, kiedy on był pogrążony w śpiączce, a tutaj wszystko zawarło się w jego nieszczęśliwym uczuciu. Straszliwie nie podobał mi się też aktor dobrany do roli Johnny'ego i to, że reżyser zapomniał o tym, że idea bohatera romantycznego, jakim jest Smith, nie opiera się tylko i wyłącznie na źle ulokowanej miłości, przez co zamiast pełnokrwistego faceta z ogromnym bagażem wyszła totalna beksa i łajza. I wiecie, ja bym nawet przeżyła to wszystko powyżej, gdyby nie zmieniono znaczenia tytułu i brak wytłumaczenia zachowania głównego bohatera w zakończeniu...
Podsumowując w jednym zdaniu mój chaotyczny wywód, bo z chęcią zostawiłabym to bez komentarza, - błagam nie oglądajcie filmu, ale koniecznie przeczytajcie książkę! To nie jest zwykły horror, tylko przegenialna powieść o, pomimo wątku nadprzyrodzonego, brutalności i niesprawiedliwości świata. Na pewno coś z niej wyniesiecie.

21 komentarzy:

  1. Nie widziałam filmu, a książki nie czytałam, na tę chwilę nie mam ochotę sięgać po książkę, jakoś mnie do Kinga w tym roku nie ciągnie, ale chętnie poznam kiedyś bliżej tę powieść, skoro ją tak zachwalasz :) A film sobie odpuszczę, nie będę marnować czasu na kino niewarte uwagi :D

    LeonZabookowiec.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, zdecydowanie musisz ją poznać, bo inaczej będzie foch! :D

      Usuń
  2. Ani nie czytałam, ani nie oglądałam, więc chwilowo nie mogę się wypowiedzieć :)

    Pozdrawiam :*
    ksiazki-mitchelii.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny pomysł na konfrontację! Jedyny przypadek, w którym film, który był lepszy od książki (z jakim ja się spotkałam) to "Julie i Julia".

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze wiedzieć, w takim razie postaram się trzymać z daleka od tego filmu. Za to za książką się rozejrzę jak zrobi mi się więcej miejsca na półce :P
    Pozdrawiam,
    http://magiel-kulturalny.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Książki nie czytałam, filmu nie oglądałam. Ale wezmę pod uwagę tytuł.
    Pozdrawiam.
    Między Stronami - KLIK

    OdpowiedzUsuń
  6. Książka bardzo mi się podobała, z tego co pamiętam film też mi się podobał, ale było bardzo dużo różnic. Co prawda staram się nie zwracać na to uwagi, bo jednak nie da się idealnie zekranizować książki, żeby niczego nie pominąć. Przynajmniej nigdy nie widziałam takiej ekranizacji. No, ale cóż, czytałam i oglądałam dobre kilka lat temu. Książka na 100% mi się podobała, co do filmu nie pamiętam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że się nie da, ale aż takie nagięcie fabuły to zbrodnia!

      Usuń
  7. Z Kingiem się jeszcze nie zapoznałam, ale nie martw się, ja na pewno nie obejrzę filmu - bo ja nienawidzę ekranizacji :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od niektórych aż żal się trzymać z daleka, ale ta to był wielki błąd. ^^'

      Usuń
  8. Nie przepadam za Kingiem. Dlatego nie sądzę, abym sięgnęła po jego książki. A filmu na pewno nie obejrzę, strata czasu :)

    OdpowiedzUsuń
  9. 80% ekranizacji książek Kinga jest po prostu... no, słabe ;) Książkę czytałam dawno temu i jakoś mnie nie zachwycił, więc po film nie sięgnę tak czy siak.

    Pozdrawiam! Przy gorącej herbacie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, jak to Martwa Strefa Cię ni zachwyciła? :(

      Usuń
  10. Nie należę do fanów Kinga (przeczytałam w całości tylko "Joyland", a wszystkie starsze horrory odkładałam po kilku rozdziałach), ale może kiedyś się do niego przekonam. I może wtedy zacznę od "Martwej strefy", skoro tak tę książkę zachwalasz :)
    Pozdrawiam!
    ilmiogattonero.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jego najlepsza książka, więc zdecydowanie powinnaś chociaż spróbować :)

      Usuń
  11. Lubię Kinga, choć tego tytułu nie znam, może sie skuszę jak będę miała okazję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dla mnie to pozycja obowiązkowa dla fanów Kinga!

      Usuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie komentarz, ponieważ bardzo mnie to motywuje do dalszego pisania o książkach. Pamiętaj jednak, że jest to miejsce na dyskusje na temat posta, a nie spam.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...