wtorek, 18 grudnia 2018

łzy mai - martyna raduchowska


Dziwnym zrządzeniem losu przeczytałam dwie książki Martyny Raduchowskiej pod rząd i gdybym miała możliwość to również od razu sięgnęłabym po kolejną. Tym razem autorka przedstawia nam zupełnie inne oblicze swojej twórczości. Zamiast zbuntowanej nastolatki w świecie magii i demonów mamy futurystyczną przyszłość w antyutopijnych klimatach. Jak autorka poradziła sobie z tak odmiennym uniwersum? Już śpieszę z odpowiedzią.

Jared jako jedyny przeżył zamach na główną siedzibę Beyond Industries, podczas którego zdradziła go jego własne replikantka, Maya. Po powrocie do służby nie chce żadnych cyborgów i androidów w swoim zespole, a o to niestety trudno w świecie, w którym technologia jest wszechobecna. Tymczasem po New Horizon grasuje morderca nieuchwytny dla wszelkich policyjnych wynalazków. Ofiarą jest kobieta ze snów Jareda - czyżby to on sam był sprawcą?

New Horizon - miasto, w którym dzieje się akcja Łez Mai to smutne miejsce. Po buncie sprzed trzech lat zostało podzielone na dwie części, ale nawet po tej właściwej wciąż zostały ślady rebelii, a ludzie są wiecznie inwigilowani. Druga strona muru zaś została odcięta od świata i wyjęta spod prawa. Mieszkają tam ci, którzy poddali się uzależnieniu od reinforsyny, która w teorii ma ulepszać komórki mózgowe, tymczasem w rzeczywistości jest odwrotnie. Jednak dla androidów to jedyna szansa na odczuwanie. W taki właśnie sposób Martyna Raduchowska stworzyła niesamowity świat przedstawiony, od którego nie mogłam się oderwać, do tego wplotła w niego wątek kryminalny, którego rozwiązania nie sposób przewidzieć. Gdzieś miedzy wierszami można doszukać się również rozmyśleń nad naturą człowieczeństwa w obliczu tak ogromnej ilości modyfikacji ludzkiego ciała oraz sztucznej inteligencji. Jest to moim zdaniem jedna z największych zalet tej historii obok bohaterów.

Jarek Quinn jest kompletnie zagubionym oraz osamotnionym człowiekiem. Długie leczenie i rehabilitacja zmieniły jego życie o sto osiemdziesiąt stopni - jego rodzina się rozpadła, a on sam czuje się obco we własnym ciele. Przez to nie dziwi mnie jego zgorzknienie i sentymentalność. Najlepiej pracuje mu się, jak przed laty, czyli bez tych wszystkich nowinek technologicznych, co niesamowicie przydaje się przy śledztwie w sprawie nieuchwytnego mordercy. Bardzo, ale to bardzo nie polubiłam jego żony, która karierę postawiła ponad rodziną. Podobnie, jak jego terapeutka Meredith, która knuła za jego plecami. Jolene zjednała mnie swoim zainteresowaniem metodami śledczymi Jareda. Na koniec została mi tytułowa bohaterka, która również bardzo przypadła mi do gustu, w szczególności walką o Jareda oraz swoje jestestwo.

Łzy Mai podbiły moje serce właściwie wszystkim. Począwszy od koncepcji świata przedstawionego poprzez oś fabularną i bohaterów, a skończywszy na drugim dnie, czyli pytaniu o istotę człowieczeństwa. Trudno mi się było w nią wciągnąć, ale potrzeba było zaledwie kilkudziesięciu stron, żebym nie mogłam się oderwać. Szczerze polecam wszystkim miłośnikom fantastyki naukowej oraz dystopii, a przede wszystkim fanom autorki. To zupełnie inne wydanie Raduchowskiej, ale nadal zachwycające.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie komentarz, ponieważ bardzo mnie to motywuje do dalszego pisania o książkach. Pamiętaj jednak, że jest to miejsce na dyskusje na temat posta, a nie spam.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...