niedziela, 17 września 2017

królowa cieni - sarah j. maas


Niezbyt często sięgam po grube książki, które większość ludzi potocznie nazywa cegłami lub grubaskami, ponieważ zwyczajnie boję się, że tylko i wyłącznie stracę na nie czas, bo się nie polubimy. Paradoksalnie w przypadku tej książki nie miałam obiekcji, chociaż poprzednie części nie do końca przypadły mi do gustu, były jedynie dobrymi czytadłami. Jednak miałam ochotę odpocząć, przeczytać coś lekkiego, odmóżdżającego i miałam jakieś dziwne przeświadczenie, że ta część będzie stanowić kamień milowy i wreszcie naprawdę bardzo mocno polubię Szklany Tron. Ostatecznie nic takiego się nie wydarzyło, ale zdecydowanie widzę tendencje zwyżkową i każdy tom podoba mi się ociupinkę bardziej.

Celeana Sardothien przestała istnieć. Z wyprawy do Wendlyn powraca już jako następczyni tronu Terrasenu, Aelin Ashryver Galathynius. Zostaje przywódczynią niewielkiej grupy rebeliantów, która szuka sposobu na przywrócenie magii, tylko w tym upatruje nadziei na pokonanie tyrana i wyzwolenie podbitych przez niego królestw. Tymczasem Dorian toczy wewnętrzną walkę z Valgem, który próbuje przejąć jego ciało, a w daleko w górach przeprowadza się eksperymenty na wiedźmach.

Pomimo tego, że ta część jest znacznie większej objętości niż trzy poprzednie tomy to podobała mi się zdecydowanie bardziej, ponieważ wreszcie działo się coś ciekawego i konkretnego. Nadal pojawiają się zbyteczne wątki miłosne, a relacje między niektórymi postaciami mnie niesamowicie irytują, ale tym razem przynajmniej miały jakiś cel w swoich działaniach. Obrali odpowiednią drogę w dążeniach do odzyskania wolności i co najważniejsze działali w tym kierunku. Przyznam też, że niektóre wydarzenia niezwykle mnie zaskoczyły.

Okropnie denerwowało mnie to, jak Aelin i Chaol się do siebie odnosili. Szczególnie irytujące było to w jego wykonaniu. Wydawało się przed wyjazdem Celeany do Wendlyn rozstali się, jak dorośli ludzie jednak tutaj zachowywali się wobec siebie, jak rozkapryszone dzieciaki, jakby nie umieli sobie wybaczyć tego, w jaki sposób zakończył się ich związek. Jedynymi postaciami, które naprawdę w stu procentach lubię są Manon i Elide. Pierwsza z nich jest wiedźmą wściekłą na to, że z rozkazów Matrony musi wykonywać wszystkie polecenia ludzi, a z drugiej strony szukającą sposobu na zbuntowanie się, aby jak najmniej zaszkodzić sobie i swoim przybocznym. Druga to młoda niewolnica własnego wuja. Stara się trzymać z daleka od wszystkich niebezpieczeństw, a kiedy już zmuszona się z nimi spotkać to umie sobie z nimi poradzić. Cały czas szuka sposobu na ucieczkę, aby walczyć u boku swojej królowej. W jej głowie jest ona postacią niemal mityczną.

Ostatecznie wciąż nie do końca lubimy się ze Szklanym Tronem, ponieważ konsekwentnie irytują mnie relacje pomiędzy większością głównych bohaterów i raczej jestem za tymi nowszymi, drugoplanowymi. Jednak w Królowej Cieni działo się zdecydowanie więcej i ciekawiej, a poza tym bohaterowie w końcu mają jakiś konkretnych cel w swoich działaniach. Jest to raczej książka na odmóżdżenie, dobry czytadło na kilka wieczorów, dlatego wprawieni fani fantastyki mogą być rozczarowani. Bardziej spodoba się początkującym. Mi pozostał jeszcze jeden tom do nadrobienia serii i czeka on na mojej półce, więc mam nadzieję, że niebawem się z nim uporam.


Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Grupie Wydawniczej Foksal

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie komentarz, ponieważ bardzo mnie to motywuje do dalszego pisania o książkach. Pamiętaj jednak, że jest to miejsce na dyskusje na temat posta, a nie spam.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...