poniedziałek, 10 kwietnia 2017

"Pył Ziemi" Rafała Cichowskiego

Autor: Cichowski Rafał
Tytuł polski: Pył Ziemi
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Wydanie polskie: 2017
Liczba stron: 317
Moja ocena: 8/10

Nigdy nie miałam zbyt wiele do czynienia z książkami napisanymi w nurcie science fiction, choć temat ten zawsze bardzo mnie interesował. Nieświadomie omijałam wszystkie te pozycje albo trafiłam na nieodpowiednie, na przykład na taką Grę Endera, którą odłożyłam po zaledwie kilku stronach. Zdaję sobie sprawę, że została wydana na długo przed znaczną częścią mojej listy przeczytanych, jednak od początku czułam, że to na pewno nie jest to, bo właściwie to wiem, co się wydarzy dalej. Nazwijmy to niezbyt dobrymi początkami z gatunkami, pomimo których postanowiłam dać szansę Pyłowi Ziemi. Tym razem moje odczucia są całkowicie inne, zdecydowanie lepsze, jednak wciąż dalekie od ideału.

W 2310 roku siedemdziesiąt miliardów ludzi na pokładzie Yggdrasil opuszcza umierającą Ziemię w poszukiwaniu nowego miejsca we wszechświecie. Ponad siedemset lat później dwójka technologicznie ulepszonych przedstawicieli powraca, aby wykonać misję, od której powodzenia zależy przetrwanie mieszkańców statku. Nikt nie wierzy w to, że planeta przetrwała, ale to ich ostatnia deska ratunku. Czy Lilo i Rez odnajdują Ziemię? Czy uda im się uratować Yggdrasil?

Od razu na wstępie chciałabym zaznaczyć, że jeżeli planujesz przeczytanie tej książki, to radziłabym nie nastawiać się na szybko pędzącą akcję, przynajmniej na początku. Opisy Rafała Cichowskiego są bardzo szczegółowe, a dodatkowo na początku skupia się na przedstawieniu postaci, sytuacji w jakiej się znaleźli oraz wyglądu i hierarchii panującej na Ziemi w momencie, gdy pojawiają się tam nowi przybysze. Dla równowagi, końcówka jest z kolei zapierająca dech w piersiach i ma tam miejsce wiele ogromnie zaskakujących wydarzeń. Wszystko to mogę zaliczyć do niewątpliwych plusów historii, a jednak w pewien sposób nie umiem powiedzieć, czy ostatecznie mi się ona podobała, czy jednak mam względem niej mieszane uczucia. 

Zaczęło się bardzo tajemniczo. Autor stawiał przede mną coraz to nowe pytania i powoli, skrupulatnie odpowiadał na nie wszystkie. Oczywiście nie od razu. W większości przypadków miałam czas na ułożenie sobie w głowie faktów oraz zbudowanie własnej teorii, którą za chwilę obalał w gruz. Z zakończeniem już się tak nie patyczkował, tylko od razu uderzył z najcięższej amunicji. Nie wiem, jak to opisać, ale najczęstszymi emocjami, jakie odczuwałam podczas lektury Pyłu Ziemi była dezorientacja, zagubienie, przerażenie, odrętwienie i kompletne zaskoczenie. Do tego stopnia, że w niektórych momentach brakowało mi słów.

Odchodząc na chwilę od głównej akcji książki, mam wrażenie, że w tle Rafał Cichowski posłużył się swego rodzaju komentarzem, w pewnych miejscach nawet nie jestem jeszcze w stanie wyłapać do czego. Przede wszystkim stworzył trzy całkowicie odmienne społeczeństwa istniejące obok siebie - uciekinierów, wyrzutków i poddanych totalitarnemu władcy. O pierwszych nikt nie wie i nikt nie może się dowiedzieć. Żyją, jak dzikusy, w cieniu ogromnych wierz zbudowanych jeszcze w dwudziestym pierwszym wieku. Drudzy to mieszkańcy repliki wiktoriańskiego Londynu, bardzo modnego w literaturze fantastycznej, którym rządzi banda nieokrzesanych arystokratów z lordem Nothingiem na czele. I nie, jego nazwisko nie jest przypadkowe, choć autor nie tłumaczy tego wprost. Ostatnie społeczeństwo to mieszkańcy położonego daleko na północy miasta są omamieni pozorami demokracji - faktem, że mają wpływ na bardzo błahe sprawy, przez co nie zwracają uwagi te poważniejsze.

Jeszcze na koniec warto byłoby omówić kreację głównych bohaterów. Lilo i Rez są pomyłką. Nigdy nie mieli się narodzić, przez co stali się wyrzutkami na Yggdrasil. Wyrzutkami, którzy mimo wszystko zaszli bardzo wysoko. Od zawsze mieli tylko siebie, więc nie dziwota, że w pewnym momencie wybuchło między nimi uczucie. W pewnym sensie nie przetrwało ono jednak próby czasu. Po przybyciu na Ziemię w Rezie zakiełkowały wątpliwości. Całkowicie się z nimi zgadzam, bo są wspaniałymi przyjaciółmi i partnerami, ale za wiele ich różni, żeby tworzyli związek na wieczność. On jest spokojny, stonowany oraz rozważny, a Lilo to ta szalona, nieokiełznana, która wszędzie szuka zabawy.

Nadal mam mieszane uczucia względem tej książki. Chyba mogłabym się pokusić nawet o stwierdzenie, że pozostawiła mnie w stanie prawdziwego katharsis, którego nigdy nie wcześniej nie doświadczyłam, dlatego nie umiem się wobec niej ustosunkować. Niemniej doceniam nawał pracy, jaką Rafał Cichowski włożył w jej napisanie. Pod względem technicznym i fabularnym to czysty majstersztyk. Przez cały czas trzymała w napięciu, skłaniała do refleksji, a na sam koniec kompletnie wbiła w fotel. Mam nadzieję, że będzie o niej głośno, bo autor na to zasłużył.


Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie komentarz, ponieważ bardzo mnie to motywuje do dalszego pisania o książkach. Pamiętaj jednak, że jest to miejsce na dyskusje na temat posta, a nie spam.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...