źródło |
Twórczość Marty Kisiel rozbudziła we mnie ogromną miłość do czarnego humoru stosowanego w przeróżnych utworów. Jestem do niego tak przyzwyczajona, że w pewnych momentach wyłapuję go tam, gdzie pewnie twórca niekoniecznie chciał go umieszczać, ale mimo to wciąż mi mało. Jest naprawdę niewiele czarnych komedii z prawdziwego zdarzenia, gdzie ważny jest nie tylko sam żart, ale również i historia. Na ratunek przyszła mi moja przyjaciółka i jej ukochany aktor Mads Mikkelsen w jednej z dość popularnych duńskich produkcji.
Zamiast na kilka ostatnich miesięcy odsiadki w więzieniu Adam trafia do protestanckiej parafii, w której miejscowy pastor, Ivan, prowadzi ośrodek resocjalizacji dla więźniów. Zaraz na wejściu prosi go o postawienie sobie celu, do którego chciałby dążyć podczas pobytu w tym miejscu. Mężczyzna od niechcenia i pół żartem rzuca pomysłem upieczenia szarlotki z jabłek rosnących tuż przy świątyni. Niebawem przekona się jednak, że wychodzenie z największego dołka zaczyna się małymi kroczkami.
Cały film zaczyna się dość niewinnie, od uroczej sceny, dość znanej z polskich produkcji - niepierwszej młodości autobus dalekobieżny zatrzymuje się na kompletnym odludziu i wysiada z niego mężczyzna, z niewielką torbą podróżną, inny mężczyzna przyjechał go odebrać, bo oczywiście przystanek znajduje się dobrych parę kilometrów od miejscowości. Przyznam, że właśnie taki swojski klimat panował przez cały czas antenowy, ale sama fabuła była czymś zupełnie innym oraz zdecydowanie lepszym niż to, co serwują nam nasi producenci. Jabłka Adama mają swój momentami trudny do zrozumienia oraz specyficzny przekaz, a bohaterowie mogą pochwalić się interesującymi historiami. Poza tym dosłownie co chwilę wybuchałam śmiechem z powodu wypowiedzi bohaterów czy też zabawnych scen.
Adam jest człowiekiem z bardzo długą, kryminalną przeszłością. Nie wierzy w Boga, tylko podąża przez życie wraz z ideami, którymi kierował się Adolf Hitler. Jest negatywnie nastawiony do wszelkich prób wyciągnięcia go z tego bagna. Do Ivana trafia tylko ze względu na fakt, że będzie mu tam lżej niż w więzieniu. Cały czas szuka dróg na skróty. Jednak rzucona od niechcenia obietnica upieczenia szarlotki z wyhodowanych przed kościołem jabłek jest jedynie początkiem, małym kroczkiem w szybkim wychodzeniu na ludzi. Ivan stanowi jego kompletne przeciwieństwo. Przez cały czas bezgranicznie wierzy w boską miłość i widzi świat tylko w kolorach tęczy. Wręcz nie dopuszcza do siebie złych myśli, choć życie wielokrotnie potraktowało go okrutnie. W przeciwieństwie do Adam ma również ogromne szczęście. Wydaje się w czepku urodzonym, ponieważ z każdych tarapatów wychodzi zawsze obronną ręką.
Postacie drugoplanowe również były w tym filmie między innymi pozostali podopieczni Ivana, miejscowy lekarz czy kobieta szukająca pociechy u Boga. Niestety jednak zaledwie tyle o nich zapamiętałam. W trakcie oglądania wydawali się ciekawymi postaciami, ale niestety z biegiem czasu ich sylwetki rozmyły się pod wpływem wyolbrzymienia głównych bohaterów. Mogę was jedynie zapewnić, że nie są płaskie ani schematyczne, po prostu mało wyraziste w stosunku do Adama i Ivana.
Jabłka Adama oprócz rozbawienia, wpaja kilka ważnych życiowych wartości oraz prawd. Przede wszystkim zmusza jednak do refleksji nad własnym życiem - cieszenia się z tego co mamy, bo w każdej chwili możemy spaść jeszcze niżej. Relacje Ivana z jego podopiecznymi pokazują, że nigdy nie jest za późno na zmianę swojego życia, na zostanie dobrym człowiekiem.
Niesamowicie bawiłam się podczas seansu tej duńskiego produkcji i w przyszłości na pewno chciałabym obejrzeć ich więcej, ponieważ mają niesamowity potencjał. Śmiałam się, płakałam i płakałam ze śmiechu w trakcie zapoznawania z historią Adama oraz Ivana. Polecam wam go serdecznie, jeśli lubicie filmy wywołujące skrajne emocje w jednym momencie. Nie jest to może arcydzieło kina, ale ze względu na samą fabułę warto go znać i się zachwycać.
Postacie drugoplanowe również były w tym filmie między innymi pozostali podopieczni Ivana, miejscowy lekarz czy kobieta szukająca pociechy u Boga. Niestety jednak zaledwie tyle o nich zapamiętałam. W trakcie oglądania wydawali się ciekawymi postaciami, ale niestety z biegiem czasu ich sylwetki rozmyły się pod wpływem wyolbrzymienia głównych bohaterów. Mogę was jedynie zapewnić, że nie są płaskie ani schematyczne, po prostu mało wyraziste w stosunku do Adama i Ivana.
Jabłka Adama oprócz rozbawienia, wpaja kilka ważnych życiowych wartości oraz prawd. Przede wszystkim zmusza jednak do refleksji nad własnym życiem - cieszenia się z tego co mamy, bo w każdej chwili możemy spaść jeszcze niżej. Relacje Ivana z jego podopiecznymi pokazują, że nigdy nie jest za późno na zmianę swojego życia, na zostanie dobrym człowiekiem.
Niesamowicie bawiłam się podczas seansu tej duńskiego produkcji i w przyszłości na pewno chciałabym obejrzeć ich więcej, ponieważ mają niesamowity potencjał. Śmiałam się, płakałam i płakałam ze śmiechu w trakcie zapoznawania z historią Adama oraz Ivana. Polecam wam go serdecznie, jeśli lubicie filmy wywołujące skrajne emocje w jednym momencie. Nie jest to może arcydzieło kina, ale ze względu na samą fabułę warto go znać i się zachwycać.
.fanpage * instagram * twitter * lubimy czytać
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie komentarz, ponieważ bardzo mnie to motywuje do dalszego pisania o książkach. Pamiętaj jednak, że jest to miejsce na dyskusje na temat posta, a nie spam.