Przekład: Arkadiusz Nakoniecznik
Tytuł polski: Christine
Tytuł oryginalny: Christine
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Wydanie polskie: 2008
Wydanie oryginalne: 1983
Ilość stron: 648
Cena okładkowa: 39,00 zł
Moja ocena: 8/10
To była miłość od pierwszego wejrzenia. Siedemnastoletni Arnie Cunningham zobaczył Christine i zdecydował, że musi ona należeć do niego. Zafascynowany, nie słuchał ostrzeżeń najlepszego przyjaciela ani swojej dziewczyny, która go w końcu opuściła, pokonana przez rywalkę. Rodzice, nauczyciele i wrogowie Arniego przekonali się, co znaczy stanąć na drodze mściwej i bezlitosnej Christine. Bo Christine to nie kobieta. To siejący zło i śmierć Plymouth fury rocznik 1985, samochód widmo.
Początek książki może zniechęcić do siebie mało wytrzymałych osobników, dlatego nie bardzo polecam rozpoczynanie nią przygody z autorem. Obserwujemy tylko, z punktu widzenia najlepszego przyjaciela, powolne zmiany zachodzące w życiu Arniego wywołane pojawieniem się Christine. Chłopak z cichego, posłusznego i niezbyt urodziwego ucznia zaczyna stawać się niesamowicie pewnym siebie, walecznym i przystojnym mężczyzną całkowicie opanowanym manią na punkcie swojego samochodu. Pozwala na zniszczenie wszystkich najważniejszych więzi. Jego rodzice są tym przerażeni i cały czas starają się za wszelką cenę odzyskać swoje dziecko. Podobnie jest z Dennisem i dziewczyną Arniego, Leigh, ale oni są jakby bardziej świadomi tego, co się z nim dzieje oraz jaki jest najlepszy i jedyny sposób na przywrócenie wszystkiego do stanu sprzed ery Christine. Akcja zaczyna się rozkręcać mniej więcej od połowy książki, kiedy stary plymouth pokazuje w pełni swoje prawdziwe oblicze.
Już wcześniej wspomniałam, że Arnie to postać bardzo dynamiczna, ale choć piszę tę recenzję dobre dwa tygodnie po przeczytaniu książki wciąż nie jestem w stanie powiedzieć, czy to dobrze. Z jednej strony oba jego wcielenia bardzo mnie irytowały, ale zakończenie w jakiś niezrozumiały sposób każe mi mu współczuć. Te uczucia bardziej powinny być przeznaczone dla Dennisa i Leigh, którzy najbardziej cierpieli z powodu wydarzeń rozgrywających się na kartach Christine. Nawet nie państwu Cunningham, którzy mam wrażenie zachowywali by się dokładnie tak samo, gdyby ich syn kupił normalny samochód tylko tej dwójce, bo gdyby nie cała ta historia oni - mam nadzieję - byliby szczęśliwi, razem.
Im dalej zagłębiałam się w twórczość Stephena Kinga tym jestem coraz bardziej zachwycona tym, w jak dobitny sposób autor potrafi przekazać czytelnikom wady ludzkości. Niby jego książki pozornie nie wnoszą nic nowego do życia czytelnika i mają tylko straszyć, ale jak dobrze się przyjrzeć i przeanalizować to można w nich znaleźć wiele naprawdę wartościowych nauk. Wcześniej z materializmem w jego wydaniu miałam do czynienia przy okazji Sklepiku z Marzeniami, a teraz mam kolejną równie niesamowitą, choć może trochę wyolbrzymioną, wersję tej światowej plagi.
To była miłość od pierwszego wejrzenia. Siedemnastoletni Arnie Cunningham zobaczył Christine i zdecydował, że musi ona należeć do niego. Zafascynowany, nie słuchał ostrzeżeń najlepszego przyjaciela ani swojej dziewczyny, która go w końcu opuściła, pokonana przez rywalkę. Rodzice, nauczyciele i wrogowie Arniego przekonali się, co znaczy stanąć na drodze mściwej i bezlitosnej Christine. Bo Christine to nie kobieta. To siejący zło i śmierć Plymouth fury rocznik 1985, samochód widmo.
opis z lubimy czytać
Christine to jedna z kilku najbardziej znanych i podziwianych powieści Stephena Kinga, dlatego bardzo cieszę się, że w końcu ją przeczytałam oraz zgadzam się całkowicie z jej popularnością. Nie byłam od razu w stanie powiedzieć, co o niej sądzę. Musiałam najpierw wszystko dokładnie przemyśleć i zastanowić się nad postępowaniem bohaterów.
Początek książki może zniechęcić do siebie mało wytrzymałych osobników, dlatego nie bardzo polecam rozpoczynanie nią przygody z autorem. Obserwujemy tylko, z punktu widzenia najlepszego przyjaciela, powolne zmiany zachodzące w życiu Arniego wywołane pojawieniem się Christine. Chłopak z cichego, posłusznego i niezbyt urodziwego ucznia zaczyna stawać się niesamowicie pewnym siebie, walecznym i przystojnym mężczyzną całkowicie opanowanym manią na punkcie swojego samochodu. Pozwala na zniszczenie wszystkich najważniejszych więzi. Jego rodzice są tym przerażeni i cały czas starają się za wszelką cenę odzyskać swoje dziecko. Podobnie jest z Dennisem i dziewczyną Arniego, Leigh, ale oni są jakby bardziej świadomi tego, co się z nim dzieje oraz jaki jest najlepszy i jedyny sposób na przywrócenie wszystkiego do stanu sprzed ery Christine. Akcja zaczyna się rozkręcać mniej więcej od połowy książki, kiedy stary plymouth pokazuje w pełni swoje prawdziwe oblicze.
Już wcześniej wspomniałam, że Arnie to postać bardzo dynamiczna, ale choć piszę tę recenzję dobre dwa tygodnie po przeczytaniu książki wciąż nie jestem w stanie powiedzieć, czy to dobrze. Z jednej strony oba jego wcielenia bardzo mnie irytowały, ale zakończenie w jakiś niezrozumiały sposób każe mi mu współczuć. Te uczucia bardziej powinny być przeznaczone dla Dennisa i Leigh, którzy najbardziej cierpieli z powodu wydarzeń rozgrywających się na kartach Christine. Nawet nie państwu Cunningham, którzy mam wrażenie zachowywali by się dokładnie tak samo, gdyby ich syn kupił normalny samochód tylko tej dwójce, bo gdyby nie cała ta historia oni - mam nadzieję - byliby szczęśliwi, razem.
Im dalej zagłębiałam się w twórczość Stephena Kinga tym jestem coraz bardziej zachwycona tym, w jak dobitny sposób autor potrafi przekazać czytelnikom wady ludzkości. Niby jego książki pozornie nie wnoszą nic nowego do życia czytelnika i mają tylko straszyć, ale jak dobrze się przyjrzeć i przeanalizować to można w nich znaleźć wiele naprawdę wartościowych nauk. Wcześniej z materializmem w jego wydaniu miałam do czynienia przy okazji Sklepiku z Marzeniami, a teraz mam kolejną równie niesamowitą, choć może trochę wyolbrzymioną, wersję tej światowej plagi.
.fanpage * instagram * twitter * lubimy czytać
Bardzo dużo ludzi krytykuje tę powieść Kinga, a ja po przeczytaniu jej kompletnie nie wiedziałam dlaczego tak jest. Klimat mamy, chwytliwą fabułę mamy, wspaniałe pióro Kinga również obecne. "Christine" to kawał dobrej roboty. King w świetnej formie. http://ksiazkowa-przystan.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze żadnej książki Kinga, ale "Christine" zdecydowanie mnie zainteresowała. Chyba wezmę się najpierw za "Podpalaczkę", bo czeka już na mojej półce :) Pozdrawiam! /Klaudia
OdpowiedzUsuńMuuuszę przeczytać! Powód jest dość błahy i nie wiem, czy się przyznawać, skąd w ogóle się dowiedziałam o książce... (w jednym odcinku Supernatural było nawiązanie i wstyd mi było, że go nie załapałam!) ;P
OdpowiedzUsuńMam wielki sentyment do tej książki. Była jedną z pierwszych, jaką czytałam Stephena Kinga.
OdpowiedzUsuńNie wiem... Mnie Rok wilkołaka wgl nie wystraszył, a na pewno kolejną książką Kinga po jaką sięgnę, nie będzie jakaś o samochodzie widmo :D
OdpowiedzUsuńJa na razie mam za sobą jedną książkę Kinga, więc muszę sięgnąć po kolejne. Skoro tej nie polecasz na początek przygody z autorem to sięgnę najpierw po coś innego, ale później wrócę do "Christine" :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię Kinga, choć nie czytałam jakiejś porażającej ilości jego książek. O Christine jakimś cudem jeszcze nie słyszałam, ale po Twojej recenzji mam nadzieję, ze sama będę mogła ja poznać :>
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
secretsofbooks.blogspot.com/
Christine wciąż jeszcze przede mną, ale tworczość Kinga bardzo lubię i cenię, chociaż muszę przyznać, że jeszcze dwa lata temu zupełnie nie rozumiałam fenomenu tego autora... Im więcej książek tego pana mam za sobą, tym częściej odkrywam, że mają one w sobie drugie, a niekiedy nawet i trzecie dno.
OdpowiedzUsuńBuziaki, Lunatyczka
Do tej pory czytałam tylko jedną książkę Kinga i na niej na pewno nie poprzestanę. Mam wrażenie, że była ona dopiero namiastką tego, co tak naprawdę potrafi autor, dlatego jestem niezmiernie ciekawa innych jego utworów ;)
OdpowiedzUsuń