Tytuł polski: Dziewczyny, które zabiły Chloe
Tytuł oryginalny: The Wicked Girls
Tytuł oryginalny: The Wicked Girls
Wydawnictwo: Albatros
Wydanie polskie: 2015
Wydanie oryginalne: 2012
Wydanie polskie: 2015
Wydanie oryginalne: 2012
Liczba stron: 444
Moja ocena: 7/10
Mój gust czytelniczy przechodzi ostatnio całkiem spore zmiany, na lepsze oczywiście. Doszłam wreszcie do wniosku, że już totalnie zaczynam wyrastać z młodzieżówek i choć jeszcze od czasu do czasu po nie sięgam, żeby się zrelaksować po czymś dużo poważniejszym to ostatnio preferuję bardziej książki, które naprawdę wniosą coś do mojego życia i na długo w nim pozostanę. Dużo częściej można mnie teraz spotkać z mocnymi thrillerami medycznymi bądź psychologicznymi, klasykami moich ulubionych gatunków czy tomiszczem porządnego high fantasy. Dziewczyny, które zabiły Chloe trafiły na moment mojego całkowitego pochłonięcia przez Kasację oraz Doctora Strange'a, ale muszę przyznać, że również dorównały im kroku.
Kirsty Lindsay i Amber Gordon to z pozoru dwie kobiety z zupełnie różnych światów, których nic nie łączy. Pierwsza jest dziennikarskim wolnym strzelcem z trudem utrzymującym rodzinę po utraceniu pracy przez męża, a druga sprzątaczką w sezonowym lunaparku, w nieformalnym związku z innym jego pracownikiem. Obie wiodą całkiem spokojne życie do momentu, gdy w nadmorskim kurorcie dochodzi do serii tajemniczych morderstw na młodych kobietach. Wydarzenie to sprawia, że ich drogi krzyżują się po raz pierwszy od zakończenia procesu, w którym jako młode dziewczyny zostały skazane za zamordowanie Chloe.
Dziewczyny, które zabiły Chloe są mocnym, paraliżującym thrillerem psychologicznym, którego nie da się przeczytać w jeden dzień. Akcja jest wolna i monotonna, ale przedstawia codzienne życie mieszkańców sterroryzowanego miasteczka, pracowników lunaparku, dziennikarzy poszukujących sensacji a przede wszystkim dwóch kobiet, które za wszelką cenę próbują ukryć swoją mroczoną przeszłość przed otoczeniem, bo wiedzą jak to wszystko się skończy. Starają się tylko prowadzić normalne, poukładane życie przy okazji odcinając się od tego co kiedyś zrobiły źle, żeby nigdy więcej tego nie powtórzyć. Historia przetykana jest retrospekcjami z tamtego feralnego dnia, kiedy zginęła mała Chloe, które przedstawiają nam prawdziwą wersję wydarzeń i uświadamiają, jak perspektywa może całkowicie zmienić się pod wpływem upływu lat. Niestety jednak sama historia ma bardzo smutny morał, który mówi, że nigdy nie uciekniemy przed naszą przeszłością a doświadczenia z przeszłości pozostaną w nas na zawsze.
Po zakończeniu procesu i odbyciu kary w zakładzie poprawczym drogi Amber i Kristy, a właściwie Jade i Bel rozeszły się w dwie zupełnie różne strony. Jednej udało się odbić od dna - skończyła studia, założyła rodzinę i w czasach sprzed akcji książki prowadziła spokojnie swoje idealnie nieidealne życie. Druga zaś spadła z samego szczytu i już nie potrafiła się podnieść, ale całkiem nieźle sobie radziła. Nigdy się nie skarżyła tylko działała, aby nie było jeszcze gorzej. Pomimo, że znały się przez ledwie jeden dzień to wciąż istniała między nimi jakaś nić powiązania i w najgorszym momencie mogły na siebie liczyć. Jednak z perspektywy całej historii najbardziej przemówiła do mnie postać Amber, którą życie niesamowicie mocno zahartowało rzucając jej coraz to nowe kłody pod nogi, ale ona przyjmowała je na klatę i jeszcze potrafiła poświęcić się dla innych.
Debiutancka powieść Alex Marwood to mocno gorzka opowieść o tym, że przeszłość zawsze podąża za naszymi plecami i uderzy w najmniej odpowiednim momencie. Nie jest to książka lekka, łatwa i przyjemna, którą pochłoniemy w jeden wieczór, ale niesamowicie mocny i ciężki thriller psychologiczny, z którym trzeba spędzić trochę więcej czasu, a przede wszystkim dokładnie przetrawić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie komentarz, ponieważ bardzo mnie to motywuje do dalszego pisania o książkach. Pamiętaj jednak, że jest to miejsce na dyskusje na temat posta, a nie spam.