Autor: Vallejo, Susana
Przekład: Olejnik Magdalena
Tytuł polski: Brama Światów
Tytuł oryginalny: Porta Coelli. La Orden de Sta. Ceclina
Seria: Porta Coelli #1
Wydawnictwo: Jaguar
Wydanie polskie: 2011
Wydanie oryginalne: 2008
Ilość stron: 320
Cena okładkowa: 36 zł
Moja ocena: 7/10
Bernardo, niegdyś wojownik na służbie Zakonu Świętej Cekliny, spotyka starego przyjaciela. Nuno, z którym Bernardo walczył niegdyś ramię w ramię, twierdzi jakoby natknął się w okolicach Almacei na jednorożca i inne dziwne pochodzące z innego świata stworzenia. Mężczyźni wyruszają by zbadać zagadką i przekonać się, czy mityczne istoty naprawdę istnieją. W trakcie wędrówki dołącza do nich Yebra, młoda, oskarżona o posługiwanie się czarami, posiadające niezwykłe moce, kobieta. Czy dziewczyna jest wiedźmą? A jeśli tak - skąd wzięła się jej magia? Odpowiedź kryje się za murami Zakonu Świętej Cekliny... Członkowie bractwa od dawna poszukują i strzegą wiedzy - również tej zakazanej. W ich posiadaniu znajduje się nieistniejąca oficjalnie księga Porta Coelli, która może być bramą do innego świata...
Podchodziłam do tej książki dość poważnie, bo i w dziale z fantastyką dla dorosłych ją znalazłam. Rzeczywiście autorka starała się wykreować ją na powieść dla osób starszych niż te góra piętnaście lat umieszczając w niej postacie powoli zmierzające ku sędziwemu wiekowi, umieszczając wydarzenia w czasach historycznych innych niż druga wojna światowa oraz raz czy dwa razy poruszając tematy pewnie jeszcze dość kontrowersyjne dla dwunastolatka, jak seks, alkohol i dość słabo opisane sceny brutalnej samoobrony. Nie zmienia to jednak faktu, że wszelkie próby kłócą się z samą koncepcją fabuły. Czytając Bramę Światów poczułam się, jakbym powróciła do Narnii, w tym pozytywnym sensie. Tak samo, jak książka Lewisa, przywodzi na myśl pierwsze kroki w fantastyce, które stawialiśmy razem z genialnie rozpropagowanymi powieściami. Dodatkowo jest oparta na dokładnie taki samym schemacie, jak Opowieści z Narnii, a niektórych bohaterów możemy porównać do rodzeństwa z narnijskiej przepowiedni. Mimo wszystko jestem na tak, bo Vallejo stworzyła genialny wątek romantyczny, który podbił moje serce, a jednocześnie tylko w odpowiednich momentach wysuwał się na pierwszy plan, a także potrafi zaskoczyć raz z wielkim splendorem, a raz w naprawdę bardzo miły sposób. Nie spodziewałam się ani tego, co bohaterowie zastaną po powrocie z tamtego drugiego świata, ani samego zakończenia.
Bohaterom mogłabym poświęć całą epopeję tak jestem zachwycona ich kreacją. Są zarysowane subtelnie, ale jednocześnie mają mocne charaktery, które uderzyły we mnie niczym grom. Wszystko najbardziej pada na mojego ulubieńca, Bernarda. Dość sędziwy i były już rycerz Zakonu Świętej Cekliny jest waleczny, wierny przyjaciołom i zakonowi, ale także całkowicie szczery nawet wobec samego siebie. Wyczuwał, że jego lata już dawno minęły, ale w odpowiedniej chwili wiedział, że musi pomóc swoim przy czymkolwiek tylko by potrzebowali. Temu, co kochał potrafił oddać całe serce. Niezwykle barwni byli również Yebra i Nuno. Młoda dziewczyna o siwych włosach była przedstawicielką kobiety silnej, która potrafiła poradzić sobie sama, ale też nie odrzucała pomocy innych. Zaś Nuno był... Dość sprzeczny, a jednocześnie niedostatecznie wykreowany. Mam wrażenie, że nie chciał do siebie dopuścić myśli, że się starzeje i nie zrobił tego w odpowiednim momencie lub po prostu był zbyt nieśmiały by przyznać się przed przyjaciółmi. A bohaterzy drugoplanowi? Było ich niewiele i zdecydowanie blakli przy tej trójce.
Styl autorki był chyba w tej książce największym rozczarowaniem - był nie dość, że pospolity to jeszcze bardzo ubogi w opisy. W pewnym momencie wszystko zaczęło być traktowane po macoszemu, jakby autorce uciekła wenę i chciała na siłę dopisywać ją do końca. Chodzi tu głównie o te wspomniane wcześniej słabe opisy scen walki, ale także praktyczny brak opisów krajobrazów zarówno Hiszpanii, gdzie dzieje się większości, ale także - o, zgrozo! - w tym drugim świecie przez co nie poznałam go wystarczająco dobrze. Dowiedziałam się tylko tyle, że prawdopodobnie jest niezamieszkany przez istoty rozumne i posiada zwierzęta oraz rośliny zupełnie odmienne od naszych.
Na szczęście nie mogę odmówić Vallejo pomysłowości przez co wręcz zmuszona jestem sięgnąć po kolejne tomy Porta Coelli, a nawet inne dzieła autorki. Jestem ogromnie ciekawa, czy od czasu wydania Bramy Światów rozwinęła swój warsztat pisarski i będę mogła zmienić swoje zdanie o niej :)
To lektura zdecydowanie nie w moim guście, więc odpuszczę sobie tym razem. :)
OdpowiedzUsuńSuper opisałaś tę książkę, jednak wydaje mi się, że tematyka byłaby dla mnie ciężka i męczyłabym się z tą książką :D
OdpowiedzUsuńhttp://skrytaksiazka.blogspot.com/
O książce słyszę pierwszy raz i opis książki jak i Twoja recenzja, przekonują mnie, żebym kiedyś po nią sięgnęła :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://papierowawyobraznia.blogspot.com
Niestety nie moje klimaty :)
OdpowiedzUsuńPowiem ci, że najpierw, po opisie, miałam ochotę, ale twoja recenzja, choć pozytywna - pokazała mi, że to nie dla mnie. Po pierwsze - wychwalasz wątek miłosny :D Po drugie - ja kocham sceny walk i nie wybaczyłabym chyba autorce olania tego... No i ja nie przepadam za Narnią :D
OdpowiedzUsuńKompletnie nie mój gust czytelniczy, więc raczej na pewno nie sięgnę po ten tytuł.
OdpowiedzUsuńOkładka bardzo mi się spodobała. Niestety nie moje klimaty :(
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś przeczytam. :) Super recenzja.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.