Odkąd tylko pamiętam zawsze miałam słabość do mrocznych i dusznych opowieści, które podczas czytania wręcz metaforycznie oblepiają cię swoim brudem. Stanowiły jedyny rodzaj książek, potrafiący mnie jednocześnie wciągnąć oraz przerazić do tego stopnia, że zamykałam okno w środku upalnej nocy, choć mieszkam na drugim piętrze i nie mam przy oknie czegokolwiek po czym ktoś niepożądany mógł się wspiąć. Bardzo trudno też byłoby mi znaleźć takie opowieści. Nabawiłam się wręcz dość sporego wstrętu do thrillerów, ponieważ wiele z nich nie oferowało mi właśnie tego uczucia już od pierwszej strony. Z tego powodu też bardzo bałam się lektury Cieni Nowego Orleanu, ale potem przeczytałam pierwszą stronę i moje zdanie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni.
John Legrasse podczas rytunowej akcji nalotu na dziuplę przemytników we francuskiej dzielnicy odnajduje zmasakrowane zwłoki młodej, czarnoskórej kobiety. Wszystko wskazuje na mord rytualny, który łudząco przypomina policjantowi sprawę sprzed wielu lat. Wspomnienia wybuchają w nim na nowo, przez bez względu na okoliczności i przeszkody nie spocznie, póki nie pozna prawdy.
Lewandowski bardzo realistycznie i skrupulatnie tworzy atmosferę Nowego Orleanu z początku dwudziestego wieku. Tworzą go przede wszystkim barwni bohaterowie reprezentujący niezwykle różne grupy społeczne a nawet kręgi kulturalne. Ten niezwykle udany misz-masz charakterów świetnie pasuje mi do amerykańskiego społeczeństwa, a dodatkowo autor bardzo umiejętnie łączy ich światy w jeden. Szczególnie świetnie wyszło wplątanie w to wszystko elementów grozy nawiązujących do pogaństwa oraz dzieł H.P. Lovecrafta. Wątek kryminalny rozpoczyna się bardzo dobrze, jednak mam wrażenie, że w pewnym momencie autor zaczyna przerzucać formę nad treścią. Również niejednoznaczne zakończenie niekoniecznie mnie zadowala. Co nie zmienia jednak faktu, że potrafił w wielu miejscach bardzo mnie zaskoczyć.
Legrasse jest bardzo interesującą postacią. Niezwykle doświadczony policjant, którego u schyłku kariery zaczynają dopadać demony przeszłości w związku z nierozwiązaną sprawą. Praca wciąż wiele dla niego znaczy i jest w stanie zrobić dla niej wszystko, jednak mam wrażenie, że zaczyna go męczyć. Szkoda mi trochę niewykorzystanego potencjału jego partnera. Mam wrażenie, że mógłby naprawdę nieźle namieszać w całej tej historii, gdyby tylko dano mu jakąś większą szansę.
Cienie Nowego Orleanu to książka, która miała okazję wbić się do czołówki moich ulubionych thrillerów, jednak kilka minusów nie pozwoliło jej na to. Wciąż jednak pozostaje bardzo fajną i wciągającą historią osadzoną w dwudziestowiecznym Nowym Orleanie. Świetnie odwzorowuje wizję amerykańskiego społeczeństwa w tamtych czasach i idealnie buduje klimat grozy. Warto dać jej szansę, bo a nóż widelec tobie spodoba się bardziej niż mi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie komentarz, ponieważ bardzo mnie to motywuje do dalszego pisania o książkach. Pamiętaj jednak, że jest to miejsce na dyskusje na temat posta, a nie spam.