Strony

wtorek, 6 października 2020

Uwięziona Królowa - Kristen Ciccarelli


Jakiś czas temu byłam szczerze zachwycona lekturą Ostatniego Namsary. Autorka zawdzięcza to niesamowitemu, baśniowemu klimatowi, smokom, genialnej głównej bohaterce i nienachalnemu wątkowi miłosnemu. Jednak przed sięgnięciem po kolejny tom zaczęłam się obawiać, że nie będzie w nim właśnie tych elementów, które sprawiły, że tak pokochałam serię Kristen Ciccarelli. W pewnym sensie niestety muszę się z tym zgodzić, jednak przyszedł jeden moment, w którym zrozumiałam, że ta odmienność tych dwóch powieści działa na ich ogromny plus.

Roa i Essie były wyjątkowymi siostrami, pomiędzy którymi zawsze istniała głęboka, wręcz namacalna więź. Niestety przed 10 laty jedna z bliźniaczek zmarła w tragicznym wypadku, którego winnym był Dax - syn tyrana władającego Firgaardem. Roa poprzysięgła mu wieczną nienawiść. Jednak gdy chłopak przychodzi prosić ją o pomoc w obaleniu rządów swojego ojca, zgadza się. Zostaje jego żoną i daje mu armię, bo tylko w ten sposób może wyswobodzić swój lud.

Początkowo kompletnie nie mogłam się wciągnąć w opowieść Roi i wydaje mi się, że było to spowodowane jej nastawieniem do całej historii. Dziewczyna była wiecznie niezadowolona, we wszystkim doszukiwała się podstępu i jednocześnie nie robiła nic, żeby to zmienić. Okropnie mnie to irytowało, jednak z biegiem czasu uświadomiłam sobie, że nie powinnam jej się dziwić. Znalazła się w obcym kraju, wśród wrogów swojego ludu. Musiała dopiero znaleźć sposób na to, żeby móc cokolwiek zdziałać, a potem w końcu go odnalazła i akcja przyspieszyła.

Chyba najbardziej do gustu przypadł mi wątek święta zmarłych obchodzonego corocznie na krzewowiskach [w ojczyźnie Roi i Essie]. Bardzo mocno przypominało ono pogańskie korzenie Halloween, jednak autorka fajnie ubrała je we własny pomysł i jednocześnie pokazała, jak można je opacznie zrozumieć. Wiązało się ono również bardzo mocno z jednym z głównych wątków w całej powieści, którego nie chciałabym wam zdradzać, żebyście mieli niespodziankę w trakcie czytania. Dość mocno brakowało mi tutaj wątku ze smokami, który był fajnie rozbudowany w pierwszym tomie, a samo zakończenie bardzo mocno mnie zaskoczyło.

O Roi już wcześniej wspomniałam, ale chciałam jeszcze dodać, że poza jej pesymistycznym nastawieniem, przeszkadzało mi strasznie, że w wielu momentach robi z siebie męczennicę. Mimo tego, że miała ogromną wiedzę i umiejętności walki to niezbyt przypadła mi do gustu, choć rozumiem z jakiego względu Ciccarelli zrobiła z niej narratorkę drugiego tomu. Akurat ten zabieg uważam za udany. Dax pomimo swoich wielkich obietnic zmian na lepsze jest zbyt słabym królem, żeby wprowadzić swoje postanowienia w życie. Widać tutaj jego braki w edukacji oraz odtrącenie przez ojca. Krąży na jego temat wiele plotek, które niestety w pewnym momencie okazują się prawdą. Brakowało mi tutaj jedynie większego udziału Ashy, która pojawiła się tutaj właściwie na chwilę, a przez resztę książki nie mieliśmy zielonego pojęcia gdzie jest i co się z nią dzieje.

Przez pierwsze sto stron Uwięziona Królowa pretendowała bardziej do powieści, która padłą ofiarą drugiego tomu. Nie mogłam się w nią wciągnąć, głównie przez nastawienie głównej bohaterki, jednak w pewnym momencie w końcu akcja zaczęła nabierać tempa i mogłam się w nią bardziej wciągnąć. Mamy tutaj do czynienia z raczej negatywnymi postaciami, jednak autorka nadrabia to ciekawą fabułą. Pomimo tej niewielkiej wpadki to jestem ogromnie ciekawa kontynuacji i dalszych losów Firgaardu, a wam polecam się zapoznać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie komentarz, ponieważ bardzo mnie to motywuje do dalszego pisania o książkach. Pamiętaj jednak, że jest to miejsce na dyskusje na temat posta, a nie spam.