poniedziałek, 26 listopada 2018

triskel. gwardia - krystyna chodorowska


Blogger w wersji mobilnej okropnie nie przypadł mi do gustu, a przez jakiś czas był jedynym moim sposobem na napisanie czegokolwiek. Z tego powodu chciałabym przeprosić, że posty pojawiały się bardzo nieregularnie, nie były najlepszej jakości, a do tego w większości to recenzje. Opinia o powieści Krystyny Chodorowskiej jest jednak pierwszą od kilku miesięcy, przy której mogę na spokojnie przysiąść do komputera i mieć przejrzysty widok na cały tekst. Bardzo mnie to cieszy, ponieważ mam o niej wiele do powiedzenia.

Sinead wychowała się w kraju pogrążonym w wojnie. Po wyjeździe na studia do imperium za oceanem odkrywa w sobie nadprzyrodzone zdolności i przystępuje do grupy takich ludzi, jak ona. Poza zajęciami oraz pracą w fundacji, ratuje również mieszkańców swojego nowego miasta jako Mayday. Coraz częściej dochodzi tu do zamachów terrorystycznych, których źródło niekoniecznie pochodzi z tego świata.

Triskel. Gwardia mogłaby być naprawdę genialną powieścią, gdyby nie zbyt wiele wątków. Prawie cały czas czułam się, jakby autorka chciała w swojej książce zawrzeć wszystko. Przede wszystkim totalnie nie rozumiem wątku walki o wolność Sidheanii i wprowadzenia postaci Duncana, ponieważ nie wnosiły nic do historii, tylko były. Nie umiem również nie skojarzyć pewnych elementów świata przedstawionego z historią Polski czy Stanami Zjednoczonymi. Brakuje mi również mapki, która pozwoliłaby się w jakiś sposób połapać w geografii świata Chodorowskiej.

Nie chciałabym jednak tylko narzekać, bo książka ma również zalety. Jest dobrym debiutem w klimatach superbohaterów i fantastyki naukowej. Autorka w ciekawy sposób przedstawiła moce nie tylko Mayday, ale również jej towarzyszy. Do tego zbudowała całkiem ciekawy świat przedstawiony, który fajnie byłoby rozbudować w kolejnych tomach. Wątek przybyszów z innego świata również budzi moją ciekawość.

Zaś, jeśli chodzi o samych bohaterów to właściwie nie pałam jakąś większą sympatią do któregoś z nich. Duncan wydaje się być całkiem ciekawy, ale jak na razie niewiele go było i raczej występował w roli bojownika lub przyjaciela Sinead. Ona sama to pełna życia dziewczyna z ogromnym sercem i chęcią niesienia pomocy, dlatego idealnie sprawdza się w roli superbohaterki. Kret jest samotnikiem i bardzo mocno skrywa swoją osobowość. Zaś Burza kompletnie nie nadaje na kobiecych falach. Najbardziej ciekawi mnie w sumie Lazur. Mieszkaniec innego wymiaru, który ma jakiś tajemniczy plan względem świata Sinead.

Triskel budzi we mnie nieco mieszane uczucia. Z jednej strony to fajna książka z ciekawymi pomysłami i postaciami, a z drugiej coś nie zgrzytało. Nie widziałam sensu w niektórych wątkach i postaciach. Czułam się też zdezorientowana nie wiedząc, jak wygląda topografia świata Chodorowskiej. Mam jednak nadzieję, że w kolejnych tomach to wszystko nabierze większego rozmachu i autorka pokaże, że stać ją na naprawdę wiele, bo seria ma potencjał.

niedziela, 18 listopada 2018

mamusiu, przecież byłam grzeczna - rafał cuprjak

Po tytule, spodziewałam się kolejnej mrożącej krew w żyłach historii o problemach rodzinnych. Podobnie, jak w przypadku Złych Michała Chmielewskiego, wydanych przez to samo wydawnictwo. Jednak sama treść w pewnym momencie zaprowadziła mnie do wspomnień z ostatniej klasy technikum, kiedy po kątach rzucałam powieścią Gombrowicza, nie widząc w niej najmniejszego sensu. Mając jednak za sobą tą - w rzeczywistości naprawdę smutną - opowieść, do książki Cuprjaka podeszłam z zupełnie innym punktem widzenia.

W starej kamienicy, niegdyś nazywanej Skrzydlakiem, mieszkają trzy rodziny. Wszystkie są potomkami mieszkających tam przed wiekiem artystów. Kwiatkowie z dwiema córkami, Orłowie z synem oraz pan Stein. Niebawem Hubert Kwiatek znika. Młody Orło wymienia się emailami z Bogiem, a Stein nagle zyskuje brata bliźniaka. Co tak naprawdę wydarzyło się w murach tego domu?

Jestem daleka od stwierdzenia, że zrozumiałam przekaz autora. Mamusiu, przecież byłam grzeczna jest naszpikowana metaforami oraz groteską. Losy bohaterów teraźniejszości i przeszłości przeplatają się w mocno pogmatwanej fabule, która dodatkowo niesamowicie zaskakuje. Rafał Cuprjak odwołuje się nie tylko do samej religii, idei Boga czy ludzkiego sumienia, ale również II wojny światowej oraz szeroko pojętej sztuki. Przedstawia jaki to wszystko ma wpływ na życie całych rodzin na podstawie mieszkańców Skrzydlaka. Czuję jednak, że w tym wszystkim kryje się coś więcej, czego nie jestem w stanie wyłapać, a co każe wrócić mi do lektury tej książki w przyszłości.

Jeśli chodzi o bohaterów, to mamy tutaj cały kalejdoskop przeróżnych postaci oraz bohaterów zbiorowych jakimi są rodziny ze Skrzydlaka. Każda z nich została dotknięta jakąś tragedią. Najbardziej uderzająca jest ta Kwiatków. Wszyscy razem cierpią, ale na swój przekazuje nam to ich własne charaktery - rodziców, dla których ból po utracie jednego dziecka przysłania momentami dobro tych, które żyją, oraz Angelikę, która chciałaby się od tego wszystkiego uwolnić i być normalną nastolatkę. Orłowie tymczasem cierpią po cichu, w czterech ścianach swojego mieszkania. Najbardziej z nich wyróżnia się syn, który w pewien sposób przedstawia nam się jako dwie osoby ze skrajnie odmiennymi charakterami. Robi to, aby poruszać temat wiary oraz dobra i zła. Wreszcie pan Stein - emerytowany muzyk, który popadł w nałogi. Stał się pośmiewiskiem oraz kilka innych postaci, o których nie chciałabym opowiadać za wiele, aby nie zabrać wam frajdy z lektury.

Powieść Rafała Cuprjaka jest trudna. Pokusiłam się na porównanie do Ferdydurke, bo czuję podobieństwo w stylu autorów oraz mnogości metafor. Wiem, że nie rozumiem wszystkiego z fabuły i będę musiała wrócić do lektury, aby wyłowić więcej szczegółów, ale autor wykreował ciekawy świat przedstawiony oraz świetnych bohaterów. Szczerze powiedziawszy nie wiem, do kogo mogłaby trafić ta historia, komu na sto procent by się spodobała, ale tych których zaciekawiłam zachęcam do lektury. A nóż widelec znajdziecie w niej coś dla siebie.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...