poniedziałek, 30 października 2017

biblioteczny bookhaul #9


Wciąż nie są to obiecane recenzje Szamanki od Umarlaków i Mitologii Nordyckiej, a teraz jeszcze dochodzi do tego grona skończone dosłownie wczoraj Na krawędzi wszystkiego, ale jeszcze zanim dobrze się za nie wezmę, chciałabym podzielić się z wami wynikami ostatnich łowów bibliotecznych. Tym razem zostałam od samego progu bardzo serdecznie powitana ze stwierdzeniem, że naprawdę dawno mnie nie było. To jest prawda, a do tego jeszcze wybrałam się tylko dlatego, że kończył mi się termin. Wybaczcie książki, ale dorosłe życie ssie.

Zaś zaraz po odłożeniu przeczytanych pozycji na kontuar poinformowano mnie o półeczce z nowymi książkami, więc od razu się tam udałam. Znalazłam tam naprawdę wiele ciekawych pozycji, ale z bólem serca ograniczyłam się do trzech, czyli Królewskiej Talii Marcina Mortki, bo bardzo chciałam przeczytać coś spod jego pióra, Buntowniczkę z Pustyni Alwyn Hamilton, bo wszyscy tak zachwalają, a także pierwszy tom trylogii o Lumikki Andersen, czyli Czerwone, jak krew Salli Simukka, bo od dawna mam w planach przeczytanie tej fińskiej serii (tak, specjalnie podkreśliłam pochodzenie powieści). Dalej moje kroki zawitały w dziale z kryminałami, aby zaopatrzyć się w ostatni tom trylogii Millenium, czyli Zamek z piasku, który runął Stiega Larssona, bo jestem nią zachwycona. Na koniec zajrzałam jeszcze na krótką chwilę do fantastyki, gdzie znalazłam Niepowszednich. Porwanie Justyny Drzewickiej. No i oczywiście wybrałam jeszcze coś dla taty, co na szczęście nie zajęło mi zbyt wiele czasu, bo jesteśmy na etapie ksiażek Bernarda Cornwella. Gorzej, jak ja już wszystkie przeczyta!

Ogólnie bardzo miło było znowu wrócić między te półki i jednocześnie była to naprawdę udana wizyta, bo chciałam wziąć dużo więcej niż mogłam unieść, ale na szczęście się pohamowałam. Mam nadzieję, że bardzo znowu znajdę czas, żeby zajrzeć. A do was mam tylko pytanie czy czytaliście którąś z tych książek i moglibyście podzielić się opinią? A może wręcz przeciwnie, chcielibyście poznać moją zdanie na temat, na którejś z nich? :)

środa, 18 października 2017

podrożniczka - arwen elys dayton



Pierwszy tom opowieści o tajemniczych Poszukiwaczach był dobry, ale nie wciągnął mnie bardzo mocno i miałam co do niego pewne wątpliwości. Jednak na pewno zachęcił do sięgnięcia po dalszy ciąg przygód czwórki nastolatków, którzy buntują się przeciwko temu, co stało się ze szlachetnym celem ich misji, niesienia pomocy ludzkości. Już po lekturze drugiego tomu muszę powiedzieć, że ani trochę nie żałuje kontynuowania serii, ponieważ Podróżniczka bardzo mi się podobała i nie mogłam się od niej oderwać.

Po katastrofie Obieżyświata Quin i Shinobu dochodzą do siebie w londyńskimi szpitalu. Chłopak jest poważnie ranny, ostatnie dwa tygodnie spędził niemal bez przerwy nieprzytomny. Jego rekonwalescencje przerywa przybycie Briaca wraz z nieznanymi dzieciakami. Wywiązuje się walka, przez którą muszą uciekać. Tymczasem Młoda Sędzia podejmuje się wyzwania wytrenowania Johna na prawdziwego Poszukiwacza.

Podróżniczka wciągnęła mnie zdecydowanie bardziej niż jej poprzedniczka. Zdecydowanie bardziej zaciekawiła mnie akcja oraz wszystkie informacje o Poszukiwaczach, Obserwatorach i Sędziach, które podała autorka. Przede wszystkim niesamowicie polubiłam wątek powrotu do przeszłości, do młodzieńczych lat matki Johna, Catherine, kiedy owładnęła nią obsesja poznania prawdy na temat tego, co stało się z wieloma zaginionymi rodami Poszukiwaczy. Niby żyła normalnym życiem, ale jednak na pierwszym miejscu stawiała rozwiązanie tej zagadki, przez to sprowadzała na siebie oraz swojego ukochanego i ich nienarodzone dziecko całe mnóstwo zagrożeń. Dodatkowo dzięki należącemu do niej dziennikowi, w którym znajdują się zapiski wielu pokoleń rodu lisa główni bohaterowie są teraz bardzo blisko odnalezienia przyczyny. Brakowało mi w tym wszystkim jedynie jakiegoś dokładniejszego motywu antagonisty, który wziął się za ich unicestwienie, bo zamiast tego autorka skupiła się na opisaniu metod i jeszcze do tego nie wszystkich zastosowanie przedstawiła. Mam nadzieję, że zostanie to szczerzej wyjaśnione w kolejnym tomie, którego teraz już niesamowicie ciekawa.

Niektórzy bohaterowie w Poszukiwaczce ogromnie mnie irytowali, w szczególności John, który nie potrafił dopuścić do głosu wyjaśnień Quin, że postępuje w dokładnie taki sam sposób, jak jej ojciec. Na szczęście w tym tomie Maud znalazła sposób na dotarcie do niego i w końcu przejrzał na oczy, dzięki czemu wiele zyskał w moich oczach. Jak i również Quin, która cały czas zachowywała zdrowy rozsądek i trzeźwe myślenie, a przede wszystkim szukała pomocy u zaufanych osób. Szkoda mi było Shinobu, którego zachowania było podyktowane przez działanie kolejnego magicznego artefaktu Poszukiwaczy, fokala. Choć postać Młodej Sędzi najbardziej ciekawiła mnie w poprzednim tomie, teraz była jakby w tle wszystkich pozostałych, ani trochę się nie zmieniła, nie ewoluowała. Za to teraz jestem niesamowicie ciekawa zastosowania Obserwatorów wyszkolonych przez Średniego Sędziego.

Podsumowując z lektury Podróżniczki jestem zdecydowanie bardziej zadowolona, dzięki czemu będę teraz z większym zainteresowaniem czekać na kontynuacje, która chyba będzie zakończeniem, bo wydaje się, że to ma być trylogia. Działo się o wiele więcej i ciekawiej, a do tego zdecydowanie bardziej polubiłam głównych bohaterów. Retrospekcje z perspektywy Catherine były strzałem w dziesiątkę, ponieważ świetnie wyjaśniały teraźniejszość. Poza tym pojawiło się kilka niezwykle ciekawych informacji o obyczajach Poszukiwaczy no i autorka zostawiła sobie duże pole do popisu, jeśli chodzi o dalszy ciąg. Mam nadzieję, że będzie jeszcze lepszy!


Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Grupie Wydawniczej Foksal


poniedziałek, 16 października 2017

wrześniowy bookhaul


We wrześniu przystopowałam nieco z egzemplarzami recenzenckimi, bo nie tylko dostawałam mniej propozycji, ale również chciałam to zrobić, ponieważ dość sporo mi się ich nazbierało. Raczej nieprędko się spod nich odkopię. Niestety jednak poszłam bardziej w kupowanie i trochę zaszalałam w związku z kilkoma promocjami (głównie biedronkowymi), więc i tak mam mnóstwo nowych książek do pokazania wam.

Niestety nie umiem powiedzieć w jakiej kolejności chronologicznej do mnie docierały, jedynie niektóre książki mniej więcej kojarzę, więc będzie to trochę chaotyczny opis. Pod koniec miesiąca zamówiłam sobie Illuminae i Drobinki Nieśmiertelności na bonito.pl. Wcześniej w biedronce za 9,99 wypatrzyłam Buick 8 oraz Przebudzenie Kinga, a potem w pakiecie za 29,99 Akuszerkę i Ćmę Katji Kettu, która skusiłam mnie swoim pochodzeniem - tak, jest Finką. Gdzieś w międzyczasie w Empiku była promocja -50% na drugą książkę w fantastyce i wykorzystałam to kupując Koralinę Neila Gaimana oraz w pakiecie Legion i Idealny Stan Brandona Sandersona. A od wydawnictwa Czwarta Strona dotarły do mnie dwa tomy Żniwiarza Paulina Hendel, czyli Pusta Noc i Czerwone Słońce oraz Księgę Luster Adama Fabera.

Czytaliście którąś z tych książek? Jak wam się podobały? A może jesteście ciekawi mojej opinii o nich? Od której powinnam zacząć? I co najważniejsze! O co wzbogaciły się wasze biblioteczki we wrześniu?

sobota, 14 października 2017

plany czytelnicze: październik


Nie robiłam takich postów, bo jestem totalnym zaprzeczeniem organizacji czasu i planowania, ale jeśli coś już sobie założę to zazwyczaj to zrobię, żeby żyć w zgodzie z własnym sumieniem. Tymczasem w ostatnim czasie nazbierało mi się sporo nowych książek, co będziecie mogli zobaczyć we wrześniowym bookhaulu, a zaczynam studia, jednocześnie pracuję i boję się, że zabraknie mi czasu na czytanie. Nie jest to jedyny powód, dla którego powstaje ten post, ale taki jeden z najważniejszych. Z drugiej strony znalazłam sobie też dość osobliwy sposób na wybór pozycji, którą przeczytam jako następną, jednak tak mi się on spodobał i oczywiście spełnia swoją rolę, że robię to na przód i w tej chwili mam dość pokaźną kolejkę książek na swojej szafce nocnej.

Przede wszystkich na początku chciałabym skończyć pozycje, które zaczęłam we wrześniu, a jeszcze nie udało mi się ich przeczytać. Z Dziewczyną, która igrała z ogniem Stiega Larssona (edit: przeczytane) pójdzie bardzo łatwo, bo jestem praktycznie na samym końcu i pewnie zrobię to już w pierwszym tygodniu października. Trochę inaczej ma się sprawa z Godziną Diabła, czyli patronatem Biblioteczki, bo nie dobrnęłam jeszcze do połowy, ale mam ją w ebooku, co znaczy że czytam ją tylko i wyłącznie w autobusie, bądź pociągu.

Dalej nie chciałabym sobie robić jakiś górnolotnych planów, bo naprawdę nie wiem ile czasu w ogóle będę miała na czytanie, więc nie wymienię wszystkich książek, które mam na stosiku obok łóżka. Na pewno zaraz po skończeniu pierwszej z wyżej wymienionych lektur, sięgnę po Podróżniczkę Arwen Elys Dayton (edit: przeczytane), jestem niezmiernie ciekawa, czy jest lepsza od Poszukiwaczki - ta była średnia. Chciałabym również zapoznać się z kolejnym opowiadaniem o Sherlocku Holmesie, czyli w tym wypadku chyba była to Liga Rudzielców. No i jeszcze do tego dorzucę Nieznane Lata T.A. Baarona, czyli pierwszym tom przygód Merlina, oraz Szamankę od Umarlaków Martyny Raduchowskiej, a jeśli te również zdążę przeczytać i zostanie mi jeszcze trochę czasu to w końcu sięgnę po Mitologię Nordycką Neila Gaimana.

Tak więc widzicie, że zamierzam dokończyć dwie książki, a następnie przeczytać trzy lub cztery i jedno opowiadanie. Wiem, że jest to nawet poniżej mojej średniej liczby przeczytanych książek w miesiącu, więc myślę, że nie będzie to jakiś mega wyczyn i chociażby większość planu uda mi się spełnić. A jeśli wy macie jakieś własne założenia czytelnicze na ten miesiąc to możecie podzielić się nimi w komentarzu albo powiedzieć czy czytaliście którąś z pozycji, które wymieniłam i jak wam się podobały.

czwartek, 12 października 2017

podsumowanie września


Od kilku dni biorę się za napisanie tego posta, ale w żaden sposób nie chce mi to wyjść i mało która wersja przeżywa dłużej niż kilka zdań. Mam dwa powody na wytłumaczenie tego - ostatnio ponownie złapała mnie jesienna chandra, momentami nawet czytanie mi nie wychodzi albo po prostu nie mam ochoty żegnać się z wrześniem, ostatnim pełnym miesiącem moich wakacji, który był niesamowicie intensywny. W tygodniu całe dnia przesiadywałam w biurze i tylko jeden weekend minął mi bez żadnych planów. Wszystko zaczęło się od wesela kuzyna, potem był nocny maraton horrorów na podstawie książek Kinga w Heliosie, połączony z premierą To. Pozostałe weekendy spędziłam z przyjaciółką na oglądaniu filmów i Star Trek: The Orginal Series.

przeczytane

Ostatecznie w całości udało mi się przeczytać jedynie cztery książki, ale wszystkie w miarę mi się podobały, więc nie mam co narzekać. Wrzesień rozpoczęłam od dokończenia Królowej Cieni Sarah J. Maas, która była nieco lepsza od poprzedniego tomu i pokusiłabym się nawet o danie jej o pół gwiazdki więcej, ale niestety na lubimy czytać nie mogę. Następnie sięgnęłam po Księgę Luster Adama Fabera, czyli pierwszy tom Kronik Jaaru. Była to taka przyjemna historia dla nieco młodszych czytelników, ale nieco mnie zaskoczyła. Posunęłam się trochę do przodu, jeśli chodzi o książki Johna Flanagana, ponieważ ponownie przeczytałam Bitwę o Skandię (4 tom Zwiadowców) i w końcu sięgnęłam po Górę Skorpiona (5 tom serii Drużyna). Pod koniec miesiąca jednak dopadł mnie taki mały kryzys. Zaczęłam czytanie mnóstwa pozycji, więc teraz próbuje się spod nich wygrzebać, a są to Pokój Światów Pawła Majki, Godzina Diabła i Dziewczyna, która igrała z ogniem Stiega Larssona, a także coś czego, za nic nie przeczytam na raz, więc dawkuje je sobie po trochu, czyli Księgę Wszystkich Dokonań Sherlocka Holmesa oraz E-marketing.

Recenzje:

obejrzane

Zdążyliście już pewnie wcześniej zauważyć, że miniony miesiąc był raczej pod znakiem oglądania filmów i seriali niż samego czytania. Podczas maratonu w kinie po raz kolejny zobaczyłam Lśnienie. Tym razem wciągnęło mnie zdecydowanie bardziej niż za pierwszym razem, dzięki czemu zrozumiałam fenomen tego filmu. W programie był jeszcze Łowca Snów, którego oglądałam po raz pierwszy, ale niesamowicie mi się spodobał i pomógł w zrozumieniu książki, a To był świetnym remake'em, zdecydowanie lepszym niż pierwsza ekranizacja. Nie udało mi się spamiętać wszystkich filmów, ale na pewno poza tym obejrzałam jeszcze z przyjaciółką Martwą Ciszę, Jerozolimę, Blair Witch Project, Obcego 3, Piramidę oraz wreszcie nadrobiłam serię Naznaczony. Jeśli zaś chodzi o seriale to ponownie wróciłam do ich nałogowego oglądania. Udało mi się wreszcie nadrobić Anne with an E, The Exorcist oraz The Handmaid's Tale. Obejrzałam kilka odcinków House M.D. i Star Trek: The Orginal Series. Przede wszystkim jednak w tym miesiącu pojawiły się nowe odcinki Channel Zero, ale jeszcze nie czuję się przekonana do tego sezonu i mam nadzieję, że się bardziej rozkręci. Odkryłam też nowy, genialny serial, który wychodzi na bieżąco, czyli The Good Doctor. Oczywiście, jeśli chcecie mogę się szczerze wypowiedzieć o tych tytułach w osobnych postach.

Wrzesień przeleciał mi przez palce tak szybko, że nawet nie zdążyłam tego zauważyć. Zapamiętam tylko, że był intensywny oraz bogaty w filmy i seriale, a nieco ubogi w książki, co należy zmienić w październiku. Choć moje plany mogą zostać pokrzyżowane przez rozpoczynający się rok akademicki. Jestem jednak dobrej myśli.

A jak wam minął miesiąc? Przeczytaliście lub obejrzyliście coś ciekawego, czym warto się podzielić? A może przeżyliście jakąś niesamowitą przygodę? Opowiadajcie, chętnie was wysłucham.

poniedziałek, 9 października 2017

dziewczyna, która igrała z ogniem - stieg larsson

 

Jeszcze całkiem niedawno uwielbiałam kryminały oraz wszelkie thrillery czy horrory z wątkiem śledztwa i czytałam je w bardzo dużych ilościach, zwłaszcza latem. Jednak styczność z twórczością Agathy Christie coś we mnie zmieniła. Ogromne rozczarowanie, które poczułam po zapoznaniu się z dwiema jej książkami sprawiły, że zaczęłam ostrożniej dobierać sobie lektury z tego gatunku. Bardziej polegam na sprawdzonych autorach i rzadko decyduje się sięgnąć po kogoś nowego. Na początek tego okresu przyszła mi ochota na przeczytanie bestsellerowej serii Millenium Stiega Larssona. Nie powiem, że byłam przerażona, że te grubaski mi się nie spodobają i tylko stracę na nie swój cenny czas. Było jednak wręcz przeciwnie Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet jest jednym z najlepszych i najbardziej dopracowanych kryminałów, jakie kiedykolwiek czytałam, a kontynuacja depcze mu po piętach.

Lisbeth po rozwiązaniu sprawy zaginięcia Harriet Vanger i ogromnym zawodzie miłosnym, wyjeżdża w podróż po świecie. Przez wiele miesięcy nie kontaktuje się ze swoimi bliskimi. Tymczasem w Sztokholmie Mikael, wraz z nowym współpracownikiem Dagiem Svenssonem i jego narzeczoną Mią Bergman, pracuje nad kolejnym wielkim tematem w historii Millenium - traffickingiem, czyli sprowadzeniem młodych dziewczyn z dawnego bloku wschodniego do Szwecji, aby wykorzystać je w branży seksualnej. Książka mężczyzny ma zamiar ujawnić wiele nazwisk wysoko postawionych urzędników oraz funkcjonariuszy, którzy brali udział w tym procederze. Powrót Lisbeth do kraju zbiega się w czasie z makabrycznymi wydarzeniami w życiu dwójki nowych bohaterów. Wpada w samo ich centrum i zostaje głównym podejrzanym. Zaczynają się szaleńcze poszukiwania, ponieważ dzięki swoim umiejętnością unikania systemu, jest dla nich niemal niewykrywalna. 

Ponownie rozwiązanie zagadki nie było dla mnie jakimś wielkim szokiem i zaskoczeniem, ponieważ domyślałam się go od początku. Sądzę jednak, że nie była ona głównym elementem tej historii, a autorowi bardziej chodziło właśnie aby poprzez to śledztwo dogłębniej przedstawić postać głównej bohaterki. Jestem więc w stanie wybaczyć niedociągnięcia w tym wątku. Tym bardziej, że to, na czym najbardziej mi zależało w Dziewczynie, która igrała z ogniem był właśnie wątek Lisbeth i ani trochę na nim nie zawiodłam. Dodatkowo po raz kolejny dostałam niesamowity popis umiejętności pisarskich oraz świetny research. Podobnie, jak w pierwszym tomie Stieg Larsson bardzo dokładnie, ale w przystępny sposób, przedstawia wszystkie zagadnienia i zawiłości fabularne. Samo zakończenie wgniata w fotel.

Lisbeth Salander jest niezwykle uzdolnionym hakerem i socjopatką. Jednak w tym tomie autor skupia się bardziej na przedstawieniu demonów jej przeszłości, które wraz z researchem dwójki nowych bohaterów powracają. Nigdy nie spodziewałabym się, że coś takiego mogło się wydarzyć w dzieciństwie dziewczyny, ale dzięki temu zrozumiałam jej zachowanie, stosunek wobec władzy i przede wszystkim jej postać bardziej do mnie dotarła. Powiem nawet, że zaczęłam jej współczuć i podziwiać. Jako dziecko wykazała się naprawdę wielką odwagą.

Zaś jeśli chodzi o pozostałych bohaterów to nadal uwielbiam Mikaela i w tym tomie żałowałam go niemal podobnie, jak Lisbeth. Facet za wszelką cenę chciał odnowić kontakt z dziewczyną, bo ewidentnie stała się ona dla niego kimś więcej. Ogromnie irytowało mnie to, że nie dała mu się wytłumaczyć, a z drugiej rozumiałam, że to jej naturalne zachowanie. Dragan wciąż zachowywał się, jak starszy brat i niesamowicie martwił się o Lisbeth. Erika wkurzyła mnie nieco swoich zachowaniem, ale również jej pobudki rozumiem. Trochę szkoda, że nie mogłam bliżej poznać Daga i Mii, bo myślę, że byli naprawdę świetną parą.

Dziewczyna, która igrała z ogniem to naprawdę świetnie dopracowana oraz wnikliwie opisana historia socjopatki, która przeszła w życiu coś niesamowicie okropnego. Nie życzyłabym tego najgorszemu wrogowi. Wpleciona została w głośną sprawę kryminalną. Choć nie zawsze zaskakuje to mimo wszystko wywołuje szok i niedowierzanie. Jest równie świetna, a może nawet lepsza od swojej poprzedniczki, ale na pewno zachęca do kontynuowania trylogii.

niedziela, 1 października 2017

nie samą książką człowiek żyje...


Znacie mnie przede wszystkim, jako miłośnika literatury, który z wielkim zapałem i pasją dzieli się z wami swoją opinią na temat przeróżnych książek. Ostatnio jednak mam mały zastój w pisaniu recenzji i postów około książkowych, bo poza egzemplarzami recenzenckimi czytam same pozycje, o których za bardzo nie mam co powiedzieć. Przeczytałam je, podobały mi się i tyle. No i jeszcze kompletnie wyczerpał się mój zapas postów uzbieranych przed klasą maturalną, a studia zbliżają się wielkimi krokami, co zwiastuje zapewne jeszcze mniej czasu na czytanie i pisanie. Tymczasem od dłuższego czasu chodziło mi po głowie kilka pomysłów kompletnie niezwiązanych z tematyką bloga, a kilka znajomych blogerek uświadomiło mnie, że nie ma co się ograniczać i chętnie przeczytałby takie wpisy.

Oczywiście nie chodzi o to, że przechodzę w tej chwili na lifestyle, bo tak prawdę powiedziawszy kompletnie się na tym nie znam. Nie mam ani ciekawego życia ani jakiegoś niesamowicie frapującego sposobu na prowadzenie go, a moje plany na przyszłość zmieniają się bardzo często. Jestem młoda i nie mam jeszcze zbyt wielu zobowiązań,więc na spokojnie mogę iść sobie z duchem antycznej myśli carpe diem!. Po prostu chce czasem zrobić zarówno sobie jak i wam małą odskocznię.

Na początek chciałabym opowiedzieć wam o swoich zainteresowaniach pozaliterackich. Zainspirowały mnie do tego wyżej wspomniane dziewczyny, które jednocześnie wzięły udział w projekcie u Z książką do łóżka, która chcę przełamać stereotyp aspołecznego książkoholika. I ja to popieram, bo książki nie są całym moim światem. Wręcz przeciwnie, moim największym problemem jest to, że interesuje mnie tak wiele rzeczy, że czasem nie wiem, w co włożyć ręce najpierw. Tutaj jednak opowiem, o tych najważniejszych rzeczach, bez których nie wyobrażam sobie swojego dalszego życia.

Skoki narciarskie, które również są w moim życiu od zawsze, z małymi przerwami, ale odkąd pamiętam. Zaraziłam się tym sportem od mojego taty, który w sumie ogląda wszystko, co się da, ale jedynie one tak bardzo mnie zaciekawiły. Dałam się porwać magii tej dyscypliny, ponieważ to taka jakby namiastek latania, które zawsze fascynowało człowieka, również mnie. Zapomniałam oczywiście na wszelki wypadek wspomnieć, że ja nie trenuję, a kibicuję szczególnie reprezentacji Finlandii i ich zawodnikowi, Ville Larinto. Jest on moim idolem, ponieważ po wielu kontuzjach oraz porażkach nie poddał się, dalej stara się wrócić do formy sprzed pierwszego, poważnego urazu. Niestety, źle wychodzę logistycznie pod względem wyjazdów na zawody, bo mieszkam na Pomorzu. Podróż pociągiem do Zakopanem, z miejscowości oddalonej ode mnie o trochę ponad 30 km zajmuje 12-13 godzin, a do Wisły w ogóle nie mam bezpośredniego dojazdu i najlepsza możliwość to 2 przesiadki, w Warszawie i Katowicach. Udało mi się jednak dwa lata temu wpaść na Puchar Świata w stolicy Tatr. Niesamowicie się tam bawiłam, spotkałam fascynujących ludzi również kochających ten sport, a przede wszystkim miałam możliwość dostać autograf i wspólne zdjęcie od kilku skoczków. Niestety, Ville nie udało mi się złapać, ale internetowa przyjaciółka była w tym roku na Letniej Grand Prix w Wiśle i dała mi go do słuchawki, przywiozła mi plastron startowy z podpisem oraz dedykacją, a w przyszłym roku sama planuje się tam wybrać z nadzieją, że go zobaczę. Kolejnymi moim największymi marzeniami odnośnie skoków jest zobaczenie konkursów na mojej ulubionej skoczni w Lathi, na największym obiekcie na świecie w Vikkersund i oczywiście zakończenia sezonu w Planicy. Trochę się rozgadałam na ten temat, ale dla zakończenia wstawię wam jeszcze poniżej kilka zdjęć z mojego wyjazdu i przepraszam za wygląd moich włosów, ale spędziłam wtedy kilka godzin na mrozie, do tego niewiele spałam.


  


Grafika komputerowa i choć moje umiejętności nie są jeszcze zbyt wysokie, to jest to dziedzina, w której upatruje swoje plany na przyszłość. Mam nadzieję, że lata treningu doprowadzą mnie do tworzenia tak wspaniałych dzieł, jak najlepsi w tej dziedzinie. Aktualnie jestem na stażu w tym kierunku, dzięki czemu mogę często ćwiczyć, bo w domu niestety czeka mnie kilka miesięcy rozłąki, póki nie zaopatrzę się w porządny sprzęt i własne programy graficzne, na których uczyłam się w szkole. Jestem do nich mocno przyzwyczajone, ale nie zamykam się na nowe i może kiedyś spróbuje się z jakimś. W pracy mam do użytku Lenovo, który na razie świetnie się sprawdza, więc na pewno on będzie moim wyborem na kolejny komputer prywatny. Do tego planuję zakup tableta graficznego, a co za tym idzie, muszę poćwiczyć również rysowanie na papierze. Cieszę się też, że od początku obrałam właściwy kierunek edukacji, żeby móc się w tym sprawdzić. Interesowałam się grafiką przed rozpoczęciem technikum, ale dopiero w nim odkryłam swoją miłość i pasję do tego, co po części jest zasługą wspaniałej nauczycielki. Design bloga stworzyłam w większości sama. Wyjątkiem jest postać w nagłówku, oraz na profilowym, bo narysowała ją moja przyjaciółka. Bardzo dobrze wychodzą mi fotomontaże i muszę poćwiczyć nieco grafikę wektorową, a mimo to jej nic nie przebije. Sama grafika poprowadziła również mnie w stronę fotografii. Na razie robię zdjęcia książek o niskiej jakości, które możecie zobaczyć na moim instagramie, a jak tylko kupię sobie lustrzankę to planuje robić bardziej profesjonalne oraz zdecydowanie ładniejsze zdjęcia, żeby w przyszłości zarabiać i na tym.

No i oczywiście jeszcze wiele innych rzeczy, jednak te trzy - książki, skoki oraz grafika - grają w moim życiu główne skrzypce, a co za tym idzie nie chciałabym ich porzucać na rzecz tych mniej ważnych. Mam jednak nadzieję znaleźć w przyszłości czas na podróże, które niezmiernie kocham, a do tej pory niezbyt miałam szansę ich doświadczyć, oraz naukę języków, nie tylko angielskiego, ale także fińskiego czy rosyjskiego. Choć mam wrażenie, że po prostu zabraknie mi na to wszystko życia, a naprawdę chciałabym wiele doświadczyć i odkryć.

Może wasze zainteresowania mnie do czegoś natchną? Zachęcam, żebyście również napisali posty o swoich zainteresowaniach albo zostawili je tutaj w komentarzach. Na pewno wam odpowiem, bo jestem strasznie ciekawa wszystkich dyskusji, które się pod nimi wywiążą! :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...