czwartek, 27 października 2016

"Prawdodziejka" Susan Dennard

Autor: Dennard Susan
Przekład: Kołek Regina, Pawlak Maciej
Tytuł polski: Prawdodziejka
Tytuł oryginalny: Truthwith
Seria: Czaroziemie #1
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Wydanie polskie: 2015
Wydanie oryginalne: 2016
Liczba stron: 392
Moja ocena: 8/10

Widząc Prawdodziejkę w zapowiedziach, kręciłam nosem, ponieważ nie byłam przekonana co do pomysłu oraz koncepcji na świat przedstawiony w nowej serii Susan Dennard, ale mimo to postanowiłam spróbować. Z tegoż samego względu nie stawiałam tej książce zbyt wysokich wymagań, co by się przypadkiem nie rozczarować, a początkowo to nie mogłam się w nią nawet wgryźć z powodu tych wszystkich specyficznych określeń. Tylko, że gdzieś w trakcie tej niesamowicie pędzącej akcji okazało się, że autorka naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyła i teraz z niecierpliwością będę oczekiwać kolejnych przygód bohaterów Czaroziemi.

Safiya i Iseult są jak ogień i woda pod każdym względem. Pierwsza pochodzi z popadającej w ruinę, arystokratycznej rodziny. Jest impulsywna. Często najpierw myśli, a potem robi. Druga to członkini znienawidzonego, koczowniczego plemienia Nomatsów, która uciekła w poszukiwaniu lepszego życia. Poza tym różnią się również wyglądem - Safiya jest wysoką blondynką, a Iseult brunetką o ciemnej karnacji. Jednak nie są to powody, dla których nie mogą zostać najbliższymi przyjaciółkami, które gotowe są skoczyć dla siebie w ogień. Dosłownie, ponieważ niewinny wybryk Safi sprawia, że dziewczyny znajdują się w samym środku konfliktu pomiędzy czterema imperiami.

Początek książki był dla mnie bardzo wyboistą drogą, ponieważ autorka w żaden sposób nie przedstawiła nam kreacji świata przedstawionego, ani nie stworzyła nawet słowniczka, w którym moglibyśmy odnaleźć wytłumaczenia niektórych trudniejszych nazw. Od razu rzuciła nas w wir pędzącej akcji i dość trudno mi się było w tym odnaleźć. Wydarzenia dzieją się niesamowicie szybko przez co trzeba bardzo dokładnie skupić się nad czytanym tekstem, żeby zrozumieć niektóre sytuacje i powiązania między bohaterami, a im bardziej oswajałam się z nowym uniwersum oraz określeniami tym zdawało się to łatwiejsze, a potem nim się obejrzałam byłam już po uszy na wodach Morza Jadańskiego razem z bohaterami przeżywając ich historię. Jak można się domyślić jest to przede wszystkim opowieść o niezwykle silnej przyjaźni pomiędzy głównymi bohaterkami i w zupełności się z tym zgadzam, ponieważ nawet w najtrudniejszych sytuacjach druga myślała tylko o tym, czy jej więziosiostra jest cała, zdrowa i bezpieczna, ale w tle czają się również inne, niezwykle ważne wątki, jak walka i oddanie dla swojego ludu czy poszukiwanie niezależności od toksycznej rodziny oraz przeszłości. Każdy może znaleźć w niej jakiś interesujący go temat, ale ma ona dość specyficzny klimat i styl pisania, które nie wszystkim może się spodobać.

Bohaterowie są niesamowici, ciekawi, pełnokrwiści i posiadają historię, które ukształtowały ich osobowość na obecny obraz. Na pierwszy plan wysuwają się oczywiście Safiya oraz Iseult - więziosiostry, których przyjaźń można opisać wieloma niezwykle adekwatnymi porównaniami, jak wspomniane wcześniej ogień i woda, czy sól i pieprz, słońce i księżyc oraz masa innych. Jednak moje serce zgarnął ktoś zupełnie inny, książę Merik na swoim statku zwany admirałem, niezwykle honorowy, oddany ludowi oraz wrażliwy. Chciał uwolnić swój naród spod jarzma głodu nie walką zbrojną a słowem i czynami, które nie spowodowałby rozlewu krwi niewinnych ludzi. Poza tym brakuje mi jedynie większego rozwinięcia wątku antagonistów, których w tej serii zapowiada się nawet kilku i jestem ich niesamowicie ciekawa, zwłaszcza jednego.

Pomimo moich obaw Prawdodziejka okazała się niesamowicie interesującą i pochłaniającą lekturą. Posiada świetnie skonstruowany świat przedstawiony, z którym wystarczy jedynie się bliżej poznać, aby już nigdy nie zapomnieć tego specyficznego klimatu. Wisienką na torcie są bardzo dobrze skonstruowani bohaterowie, w których da się zakochać, tylko trzeba dać się im poznać. Ja w tym wszystkim przepadłam i z niecierpliwością oczekuję kolejnych tomów.

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non.

poniedziałek, 24 października 2016

Książki, których nikt nie zna.























Jesień przywlokła ze sobą do mnie pewno niezbyt przyjemne choróbsko potocznie nazywane jesienną chandrą. Tak, jak obiecywałam samej sobie powinnam teraz siedzieć na książkami, przygotowując się do najważniejszego egzaminu w moim życiu, a tymczasem opuściły mnie wszelkie chęci do codziennego funkcjonowania w społeczeństwie. Najchętniej to bym po prostu zamknęła się we własnym pokoju, czytała na umór, piła herbatę i codziennie piekła ciastka. Może wtedy nie zawaliłabym tej kartkówki i sprawdzianu z matematyki (jedynego przedmiotu, który zdeklarowałam w zakresie rozszerzonym)? Równie niezmiernie ważnym elementem tej chandry jest rozpamiętywanie w większości tych przykrych rzeczy i aby zabić to ciągle łażące za mną uczucie postanowiłam chociaż przez chwilę pomyśleć o pozytywach, o książkach, które niesamowicie pokochałam. Niestety w przypadku większości z nich czuję się niemal odosobnionym ich wielbicielem, dlatego bardzo chciałabym poinformować was lub przypomnieć wam o ich istnieniu. Jest ich dokładnie dziesięć i słowo Suomi, że na pewno nie pożałujecie przeczytania ich!


1. Morelowy Sad Amandy Coplin to niesamowicie piękna i zarazem smutna historia o tym, że prawdziwa rodzina to nie więzy krwi tylko kwestia miłości, którą możemy przelać na zupełnie niespodziewane osoby. I wbrew pozorom wcale nie chodzi tutaj o miłość pomiędzy dwojgiem dorosłych ludzi tworzących związek a miłość podstarzałego hodowcy sadów owocowych do dwóch zupełnie nieznanych mu nastolatek, które przygarnął i uznał za własne córki. Ich historia utrzymana jest w niesamowicie ciepłym klimacie Dzikiego Zachodu, pomimo tego łamiącego serce w drobny mak zakończenia.

2. Badacz Potworów Ricka Yancey, czyli niesamowicie mroczna i groteskowa historia dwunastoletniego Willa, który zostaje uczniem tytułowego monstrumologa w czasach skolonizowanej Ameryki. Niezwykle klimatyczna, przerażająca, pełna drastycznych scen, krwi i jednocześnie pouczająca. Jest to tak naprawdę pamiętnik głównego bohatera odczytywany kilka lat po śmierci przez pisarza, który pragnie odnaleźć rodzinę zmarłego, ale im dalej zagłębia się w jego historię tym mniej wierzy w jej prawdziwość.

3. Martwa Strefa Stephena Kinga, jak się domyślam, jest znana pewnie tylko zagorzałym fanom tego autora, ponieważ stanowi jedną z mniej głośnych jego powieści, ale zdecydowanie zasługuje na więcej. Jest to niesamowicie genialne, przerażające, wywołujące gęsią skórkę przedstawienie ludzkiej psychiki poddanej ekstremalnym uszkodzeniom mózgu, a jeśli bardziej przyglądać się walorom literackim to historię współczesnego Promoteusza, który poświecił bardzo wiele dla uratowania milionów istnień przed niewłaściwą osobą u władzy. 

4. Opowieść Podręcznej Margaret Atwood jest zaraz po Roku 1984 najlepszą antyutopią, jaką w życiu czytałam. Przedstawia, jak bardzo można zniewolić kobiety pozbawiając ich wszelkich praw i robiąc z nich marionetki w rękach mężczyzn. Jednym zadaniem kobiet w tym świecie jest urodzenie zdrowego dziecka, inaczej wykluczone są ze społeczeństwa i obdarte z kobiecości. Dodatkowo bardzo ważnym wątkiem jest pokazanie tak zwanego pokolenia przejściowego. W trakcie już ich dorosłego życie wprowadzono nowe zasady prawne i możemy zaobserwować, jak starają się walczyć z terrorem lub po prostu do niego przyzwyczaić.

5. Studnia Zagubionych Aniołów Artura Laisena znajduje się bardzo wysoko na mojej liście ulubionych książek fantastycznych, ponieważ jest świetnym wstępem do niesamowitej serii. Ogromnie nie mogę się doczekać kolejnego tomu, ponieważ pierwszy pozostawił mnie z mnóstwem pytań. Ta historia przeplata ze sobą dobrze znanym nam świat ze fantastycznym. Dziwnym zbiegiem okoliczności głowni bohaterowie przedostają się z jednego do drugiego i muszą odkryć, dlaczego akurat oni. :)

6. Spirala Śmierci Leeny Lehtolainen. Królowa fińskiego kryminału, ale niestety w Polsce niezbyt rozpoznawalna. Nie znam zbyt wielu osób, które wcześniej ode mnie czytały jakieś jej książki, a i nawet samo wydawnictwo potraktowało serię o Marii Kallio bardzo po macoszemu wydając ledwie kilka tomów i to nie po kolei. Bardzo polubiłam główną bohaterkę, niesamowicie się z nią zżyłam mimo, że przeczytałam ledwie dwa tomy i niesamowicie nie mogę się doczekać kolejnych spotkań z nią.

7. Osaczony Simona Kernicka to świetny trzymający w napięciu thriller przy którym nie można się nudzić. Jest w nim wszystko, czego można oczekiwać od tego gatunku - tajemnicze morderstwo, zagadkowe śledztwo, brawurowe pościgi, strzelaniny, kłamstwa, spiski, mafijne działania i gęsto ścielący się trup. Autor genialnie się w tym odnalazł i dzięki stworzył naprawdę genialną książkę, od której nie można się oderwać.

8. Ezotero. Córka Wiatru Agnieszki Tomczyszyn to z kolei coś spokojniejszego, skierowanego do młodszego czytelnika, początkującego lub po prostu lubiącego takie lekkie wielowątkowe historie obyczajowe z morałem. Mi się niesamowicie spodobała, ponieważ ma bardzo charyzmatycznych bohaterów i niepowtarzalny klimat, do którego chętnie niebawem wrócę w kontynuacji Ezotero. Moje przeznaczenie. 

9. Unicestwienie Jeffa Vandermeera jest niesamowicie niepokojąca i pomimo pozornego braku jakiejkolwiek akcji niesamowicie trzyma w napięciu, ponieważ zabiera ona nas do świata tak tajemniczego, że aż przerażającego. Nigdy nie wiadomo, co takiego wyskoczy za rogu i czy przypadkiem już nie popadliśmy w obłęd. Osobiście dałam się porwać temu niesamowitemu światowi i nie mogę się doczekać, kiedy sięgnę po następne tomy, które mam nadzieję utrzymają ten klimat.

10. Chemia Śmierci Simona Becketta czytałam z zapartym tchem i właściwie do dzisiaj nie umiem się przekonać, żeby przeczytać kolejny tom, ponieważ był to nie tylko niesamowicie zaskakujący thriller. Głównym bohaterem i jednocześnie narator jest patologiem sądowy, który nie szczędzi nam masakrycznych i bardzo dokładnych opisów rozkładających się ludzkich zwłok. Nie jest to na pewno książka dla osób o słabych nerwach i żołądkach, ale na mnie wywarła ogromne wrażenie i mam nadzieję, że niedługo wezmę się w garść i sięgnę po kolejny tom.

Oto właśnie książki, którym według mnie poświęca się tyle uwagi na ile zasługuje. Mam nadzieję, że przekonałam was do przeczytania chociaż jednej z nich. :) I koniecznie napiszcie mi o tym, jakie książki według was zasługują na zdecydowanie więcej uwagi niż dostają!


piątek, 21 października 2016

Wywiad z Książkoholikiem #7: Big Comeback!


Tak mocno zatraciłam się w swoim codziennym życiu, prowadzeniu bloga i zauważaniu błędów w seriach postów, które wymyśliłam, że zapomniałam o tych, które wyszyły mi... dobrze. Na każdym kroku przypominacie mi, że Wywiad z Książkoholikiem to świetna seria, że przeprowadzanie wywiadów wychodzi mi niesamowicie, ale do niemądrej mnie dopiero teraz to dotarło i poczułam chęć, żeby to robić dalej, dlatego przedstawiam wam wielki powrót tej serii. Po długiej przerwie moim pierwszym celem stała się osoba, którą cały czas miałam pod nosem, a jakoś nigdy przez myśl nie przeszło mi, żeby z właśnie z nią przeprowadzić wywiad, ale szybko poprawiam ten mały fail i oto przed wam Ola z Nieuleczalnego Książkoholizmu!


S: Olu, mogłabyś odpowiedzieć mi swoją przygodę z czytaniem? Zaczęło się od jakiejś konkretnej książki? Co natchnęło Cię do założenia bloga?

O: Może po kolei... Nie pamiętam, żeby był jakiś moment, w którym zaczęłam czytać, a wcześniej tego nie było. Przyznam, że mama od małego uczyła mnie literek, jak miałam pięć lat to już czytałam innym dzieciom w przedszkolu. Więc naprawdę, zaczęło się od elementarza i znienawidzonej czytanki o menuecie, z którego uparcie robiłam mamuta. Pierwszą książką, którą bardzo dobrze wspominam (chyba pierwsza przeczytana w stu procentach samodzielnie) jest "Jacek, Wacek i Pankracek"... potem Baśnie, seria o Hani Humorek i tak jakoś... poszło :) A co do bloga... Tutaj wielka zasługa mojego cudownego przyjaciela, Kuby, który jest lekko świrnięty na punkcie robienia "czegoś wielkiego". To on namówił mnie, żebym się odważyła i założyła swoje miejsce w sieci. Wcześniej oglądałam dużo booktube’a, początkowo Nieuleczalny Książkoholizm miał być kanałem na YT, ale po pierwsze, odezwały się moje kompleksy, a po drugie, jestem krakusem i nie chciało mi się wydawać pieniędzy na kamerę. Przyznam, że nadal trochę obawiam się moich znajomych i ich reakcji, o blogu wie naprawdę niewiele osób, a pisząc łatwiej mi zachować anonimowość... ale to już totalnie na inny temat! Więc natchnął mnie Kubuś! Dziękuję Ci za to!

S: Czuję się dokładnie tak samo, jak ty. Boję się reakcji moich znajomych na bloga, ale odważyłam się już powiedzieć kilku osobom i w zasadzie były same pozytywne słowa np. że to świetny pomysł. Jednak są to osoby, którym ufam w stu procentach, a nie koleżanki z klasy. Przy zachowaniu anonimowości pomaga mi prowadzenie bloga pod pseudonimem a nie imieniem i nazwiskiem. Widziałam, że ty zdecydowała się na swoje imię oraz pierwszą literę nazwiska. Nie miałaś pomysłu na nick czy po prostu inaczej sobie tego nie wyobrażałaś?

O: Szczerze mówiąc, wcześniej nie byłam tak bardzo anonimowa w sieci. Tworzyłam mnóstwo fan-madów i fanfiction o „Czasie Honoru”, moim ukochanym serialu. Prowadziłam bloga, udzielałam się na forach, pisałam fanfiction. I byłam rozpoznawalna jako "Alia" - właśnie czuję się jakbym się dekonspirowała. A nie chciałam łączyć bycia Alią z blogiem książkowym, bo to było coś innego. Posługiwałam się jeszcze jedną ksywką, którą do dziś używam zawsze na forach literackich czy innych, a mianowicie Kornik - jednak tutaj jest zbytnie podobieństwo do mojego nazwiska, kilka osób tak do mnie mówi, takich, co do których nie chciałabym, żeby wiedziały, że bloguję. Uznałam, że Ola K. jest dużo bardziej anonimowe niż Kornik, bo sama znam przynajmniej cztery Aleksandry, których nazwiska zaczynają się właśnie na tę literę. A tworzenie innej ksywki byłoby już całkiem na siłę i nie wyrażałoby mnie.

S: Właściwie czemu nie łączyć Alii z Olą K.? I to i to jest działalnością internetową. Sama też tworzyłam wcześniej fanfiction pod moim pseudonimem i nie wyobrażam sobie tworzenia innego internetowego pseudonimu dla siebie, ale może ty nie byłaś do niego aż tak przywiązana?

O: Mój serial życia skończył się jesienią 2014 roku, a blog powstał niemal rok później. To dużo czasu, zwłaszcza kiedy masz 15/16 lat i dorastasz, zmieniając się naprawdę szybko... nadal kocham „Czas Honoru”, ale nie jestem już tą samą osobą, która, mówiąc kolokwialnie, jarała się zwiastunem i analizowała każdą scenę miliony razy. Sama chciałam w pewien stopniu zamknąć ten etap życia, tym bardziej, ze w momencie zakładania Nieuleczalnego Książkoholizmu byłam dużo bardziej... dojrzała.

S: Teraz bardzo dokładnie to rozumiem. Mam nadzieję jednak, że znalazłaś sobie coś, co nadawało sens twojemu życiu po zakończeniu „Czasu Honoru.” ;) Jakiś nowy serial? Książka? Cokolwiek innego?

O: Hmm, była pustka, ale cieszę się, że „Czas Honoru” otworzył mi oczy na historię. Może nie mam teraz takiego wkrętu jak wówczas, ale nadal bardzo dotyka mnie najnowsza historia naszego kraju - II wojna światowa, Żołnierze Wyklęci. Dodatkowo, przez ponad pół życia byłam oazowiczką, teraz niestety moja wspólnota się rozpadła.... No i moja druga wielka miłość, która na początku była tylko z rozsądku, ale teraz naprawdę stała się sensem życia - język włoski. Uczę się go od pięciu lat, z czego już dwa prywatnie i coraz bardziej kocham. Uwielbiam mówić w tym języku, czytać, słuchać piosenek. No, może jedyne, czego nie lubię to congiutivo, najbardziej dziwny czas, jaki można wymyśleć, ale pociesza mnie fakt, że nawet Włosi go nie używają i nie lubią. Mam w planach zajmować się w życiu właśnie moim italiano, ale jeszcze nie wiem, czy uczyć, czy może tłumaczyć książki…

S: A udało ci się już przeczytać jakąś książkę po włosku? :)

O: Niestety, jeszcze nie, ale przyznam, że to tylko kwestia lenistwa. Mam już kilka pozycji zakupionych, jedną nawet przywiozłam z Włoch, ale ciągle coś wyskakuje – a to z biblioteki a to egzemplarze recenzenckie… Ty też tak masz?

S: Oczywiście! :D Właściwie to ostatnio mało czytam książek z biblioteki, bo ciągle wskakują mi jakieś recenzenckie albo moje, które kupiłam i nie mogę się powstrzymać przed ich natychmiastowym przeczytaniem. Ale niestety nie miałam jeszcze okazji przeczytać książki w obcym języku, choć zbieram się do tego. Chciałabym przeczytać Harry’ego Pottera w oryginale. A ty co planujesz przeczytać najpierw z tych zagranicznych?

O: Kupiłam sobie "After", ale to tylko ze względu na to, że jest napisane prymitywnym językiem i wiem, że go zrozumiem... No i może tamtejsze słownictwo pomoże mi wyrwać jakiegoś Włocha xD Poza tym odziedziczyłam po wujku "Fattoria degli animali", czyli Folwark zwierzęcy oraz kilka romansideł i to raczej od nich zacznę…

S: A czemu nie od Folwarku? Dziękuję ci bardzo za ten wywiad i mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś. :)

O: A nawet nie wiem... Obawiam się trochę Orwellowskiego stylu po włosku, więc wolę zacząć od czegoś, co zrozumiem na pewno. To ja dziękuję za wybranie mnie, a mogę jeszcze coś powiedzieć?

S: Oczywiście!

O: Na początku wywiadu opowiadałam Wam o mojej pierwszej miłości, "Czasie Honoru". Ten serial uświadomił mi, że ludzie, którzy walczyli za nasz kraj to nie nazwiska z podręcznika, tylko prawdziwe osoby, takie jak my, często w naszym wieku. Oni w czasie wojny kochali, bali się, mieli swoje marzenia, ale kiedy trzeba było, umieli wszystko postawić na jedną kartę... A dziś możemy im podziękować! Polska Poczta wraz z ekipą „Czasu Honoru” i wrocławską fundacją Sensoria organizuje akcję w ramach której możecie wysłać do powstańców warszawskich kartkę z podziękowaniami, wyrazem pamięci o ich heroicznym czynie. Bezpłatne kartki możecie zabrać z każdej poczty, możecie ograniczyć się tylko do napisania kilku słów, które zmieszczą się na pocztówce lub dołączyć list. Myślę, że warto w ten sposób pokazać tym bohaterom, że wciąż są dla nas ważni... Wszystkie informacje znajdziecie wklepując w google frazę "bohateron". Mam nadzieję, że dacie się namówić. A Tobie, Suomi, raz jeszcze dziękuję za zaproszenie! Było super!


wtorek, 18 października 2016

"New York - City That Never Sleep"


Kolejny numer wydania specjalnego magazynu English Matters poświęcony jest jednej z największych i najbardziej rozpoznawalnych metropolii Ameryki i świata - Nowemu Jorkowi. Jakie są ikony tego miasta? Jak naprawdę się tam żyje? Czym różni się tamtejsza mowa? I przede wszystkim jakie miejsca warto zobaczyć zwiedzając tego kolosa? O tym wszystkim w nowym numerze!

  • Pierwszy artykuł opowiada historię jednego z najbardziej rozpoznawalnych filmów, których akcja dzieje się w Nowym Jorku - Sex w wielkim mieście. To świetna analiza i interpretacja większości wątków i postępowań bohaterów, które były bardzo kontrowersyjne w czasach jego powstania.



  • Następnie możemy poczytać, co tak naprawdę jest prawdą, a co mitem w naszym wyobrażeniu Nowego Jorku. O jego stereotypach, stygmatach oraz codziennym życiu na jego ulicach





  • Wielka metropolia musi wydawać na świat tysiące wielkich talentów, które mogą w przyszłości osiągnąć światową sławę, jednak niewielu z nich udaje się dojść do tego momentu. English Matters przedstawia nam sylwetki największych gwiazd wywodzących się z miasta, które nigdy nie śpi m.in. Anne Hathaway Calvin Klein czy Christina Aquilera.


  • Bardzo ciekawym pomysłem jest wywiad z Europejką, która wyprowadziła się do Nowego Jorku, w pogoni za miłością swojego życia. Ewa opowiada nam o trudnych pierwszych krokach w mieszkaniu w tak wielkiej metropolii, z daleka od domu. To trudne, ale możliwe do zrealizowania.




  • Znalazło się również miejsce na nutkę historii, ponieważ w kolejnym artykule możemy poczytać o "ojcach założycielach" Nowego Jorku, a dokładnie mężczyznach, którzy przyczynili się do rozkwitu tej aglomeracji.





  • Opowiadanie o Nowym Jorku nie może obejść się bez wspomnienia o najtragiczniejszym wydarzeniu w czasie jego istnienia. 11 września 2001 roku doszło do ataku terrorystycznego na World Trade Center, a z tego tekstu możemy dowiedzieć się nie tylko o tym, co wydarzyło się tamtego feralnego dnia, ale również o przebiegu śledztwa i pomysłach na upamiętnienie ofiar.


  • Dwa ostatnie artykuły to gratka dla podróżników, którzy maja w planach podróży do Nowego Jorku, ponieważ redakcja poleca nam miejsca, które warto odwiedzić w trakcie wizyty. I nie są to tylko zabytki i muzea! Możemy również dowiedzieć się, jakie cuda natury znajdują się na terenie Nowego Jorku. Wiedzieliście, że to właśnie tam znajduje się Wodospad Niagara?
Wszystkie artykuły były niesamowicie ciekawe i o dziwo żaden mnie nie zanudził, więc jeśli jesteście zainteresowani tym miastem to serdecznie polecam wam ten numer. Przy okazji podszkolicie swój angielski! :)

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Colorful Media

niedziela, 16 października 2016

"Sobowtór" Tess Gerritsen

Autor: Gerritsen Tess
Przekład: Żebrowski Jerzy
Tytuł polski: Sobowtór
Tytuł oryginalny: Double Body
Seria: Rizzoli/Isles #4
Wydawnictwo: Albatros
Wydanie polskie: 2015
Wydanie oryginalne: 2002
Ilość stron: 400
Cena okładkowa: 32,90 zł
Moja ocena: 9/10

Tess Gerritsen to według mnie niesamowita pisarka, jak pewnie już zauważyliście. Chyba jeszcze nigdy żaden autor tak bardzo mnie nie wciągnął w swój świat i nie sprawił, że pochłaniałam jego książki jedna za drugą jednocześnie wciąż nie mając dość. Po trochę słabym Grzeszniku podchodziłam ostrożniej do Sobowtóra, ale moja słabość do zawiłych historii rodzinnych wygrała i czwarty tom historii Rizzoli i Isles był wręcz powalający. 

Autorka przypomniała mi klimat, za który tak bardzo pokochałam jej powieści. Znowu poczułam się, jak ofiara osaczona przez seryjnego mordercę, tylko było to o tyle straszniejsze, że te zbrodnie nie ujrzały światła dziennego przez długie dziesięciolecia, a zaczęło się właściwie dość niewinnie. Powiedziałabym, że historia Maury Isles mogłaby spotkać każdego z nas, choć w dużo mniej brutalnej wersji, bo właściwie wszyscy słyszeli choć raz w życiu opowieść o cudownie odnalezionej siostrze bliźniaczce. Nasza pani doktor miał mniej szczęścia, ponieważ znalazła ją martwą w samochodzie na swoim podjeździe. Czułam się wtedy w równie dziwny sposób przerażona. Sąsiedzi byli przekonani, że to ona i kiedy pojawiła się w trakcie oględzin miejsca zbrodni przyglądali się jej, jak zjawie. Anna uruchomiła serię niefortunnych zdarzeń, które w momencie jej śmierci przeszło na Maurę. Podążając jej krokami odkrywała nie tylko swoją przeszłość, ale również samą siebie. Dowiedziała się, że wcale nie geny mówią o tym kim jesteśmy. Mogą określić nasz charakter, ale to w jaki sposób go wykorzystamy zależy tylko od nas. Może brzmi to banalnie, jak wyjęte z wprost z recenzji kolejnej schematycznej powieści młodzieżowej, ale bohaterka to dorosła, czterdziestoletnia kobieta, której i tak już zrujnowany świat po raz kolejny zatrząsł się w posadach. Jej próby pogodzenia się z własnym pochodzeniem tak bardzo mnie pochłonęły, że przyćmiły nawet główne śledztwo. Sama tożsamość mordercy Anny była dla mnie kompletnym zaskoczeniem, bo właściwie niezbyt wiele miał wspólnego z poszukiwaniem przez siostry swoich biologicznych rodziców, a bardziej z samą Anną.

Maura i Jane to wciąż te same, uparte kobiety, których przeszłość zmusiła do udawania, że są niezłomnymi karierowiczkami. Jednak pewnie wydarzenia w ich życiu powoli dają się przebić na zewnątrz kobiecym częścią ich osobowości. Ciąża obudziła w Rizzoli pragnienie posiadania przy sobie bliskich osób i pragnienie prawdziwej miłości, choć czasami wydaje jej się jeszcze, że jej prawdziwe "ja" gdzieś odeszło. Tymczasem Maura wciąż jest poszukuje tego, który zaleczyłby rany po tym, którego mieć nie może, a proste to nie jest. Czasami mam wrażenie, że tak jakby życie Jane dopiero się rozpoczęło, a Isles już skończyło.

Sobowtór jeśli chodzi o zagadkę i przekaz był dużo lepszy od Grzesznika. Uzupełnił nam historię życia Maury Isles i w ciekawy sposób kontynuował wątek Jane Rizzoli. Nie czytam opisów kolejnych tomów i nie mam pojęcia o czym będą, ale przez wątki obyczajowe oraz z czystej ciekawości nie mogę się ich doczekać, a w bibliotece są aktualnie wypożyczone przez kogoś innego...


środa, 12 października 2016

"Idol z ulicy"


Moje plany pisania recenzji filmów za każdym razem kończyły się jedynie na chęciach, ponieważ do przeciwieństwie do czytanie książek oglądam ich niestety bardzo mało, ale tym razem muszę się wypowiedzieć. Byłam bardzo negatywnie nastawiona do pomysłu mojej polonistki, wyjścia sobie do kina w trakcie lekcji na Idola z ulicy, ponieważ niespecjalnie interesuje mnie temat ludzi występujących w telewizyjnych talentshow. Jednak koniec końców nie mogę przestać o nim myśleć, dlatego chciałabym się z wami podzielić moim zdaniem na temat tego filmu.

Idol z ulicy to film biograficzny opowiadający o życiu Muhammeda Assafa, który urodził się i wychował w odizolowanej od świata Strefie Ghazy. Od około pół wieku bez przerwy toczy się tam krwawy konflikt Izrealczyków z Palestyńczykami o ziemię, która jest ważna ze względów religijnych dla aż trzech wyznań. Młody chłopak obdarzony jest niesamowitym talentem wokalnym, a dla spełnienia marzenia ryzykuje życie - ucieka do Kairu, aby wystąpić w Arabskim Idolu.

Na samym wstępie muszę powiedzieć, że nie jest to film idealny i wielu momentach wykonanie kuluje. Czasami akcja tak niesamowicie pędzi, że trudno zorientować się o co właściwie chodzi, a z dzieci reżyser zrobił po prostu małych kaskaderów. No i przede wszystkim moja ulubiona scena, w której człowiek niepełnosprawny zostaje wprowadzony do autobusu, ale jego wózka nie zapakowano do bagażnika tylko zabrano gdzieś poza kadr. Na szczęście wszystkie te uchybienia nadrabia niesamowicie poruszająca serce oraz wielowątkowa historia młodego człowieka walczącego o spełnienie marzeń w pogrążonym w wojnie kraju.

Wszystko zaczyna się jeszcze w dzieciństwie Muhammeda, kiedy wraz ze swoją siostrą Nour oraz dwójką przyjaciół Ahmedem i Omarem założyli zespół muzyczny. Własnoręcznie zapracowali na instrumenty, a potem zaczęli na grać na miejscowych weselach. Niesamowicie dla mnie zaskakujące było to, że z biegiem historii grupa się rozpadła i tylko Assafowi udało się pozostać przy ich wspólnej pasji. Potem już jako młody mężczyzna wciąż pogrążony w smutku po stracie najbliższej osoby postanowił dokonać heroicznego czynu, do którego w pewien sposób nakłaniała go siostra - wystąpić w telewizyjnym konkursie dla wokalistów. W ten sposób nieświadomie stał się bohaterem narodowym, który chociaż na chwilę wlał nadzieję w serca mieszkańców Strefy Ghazy.

Ale to nie tylko historia człowieka, który jest w stanie poświecić wszystko dla spełnienia marzenia, ale przede wszystkim nagłośnienie sprawy konfliktu na Bliskim Wschodzie. Jest to tak ważne miejsce kultu religijnego, że tam nigdy nie będzie spokoju póki ludzie nie przestaną wierzyć w jakiegokolwiek Boga. Przedstawiono to w nieco idylliczny sposób, ale niestety jako że reżyser sam jest Palestyńskim na emigracji, wiele rzeczy musiał przemilczeć dla swojego dobra. Pokazał jednak to co najważniejsze - ruiny miasta po bombardowaniach i ludzi, którzy pomimo religii na świecie uznawanej za niosącą tylko śmierć oraz robiącej z kobiet niewolnice, są naprawdę wspaniałymi i normalnymi ludzi z pasją, marzeniami i rodzinami. W końcu to też opowieść o dramacie, który rozegrał się w rodzinie Assafów, o śmierci jego siostry, która żyłaby jeszcze gdyby nie zniszczona i skorumpowana służba zdrowia. O wspaniałej, braterskiej więzi między Muhammedem a Nour, która zdolna była kruszyć wszelkie mury.

Idol z ulicy przedstawia jedną z najbardziej wzruszających, pokrzepiających serce i dających sił do walki o własne marzenia historię, jaką kiedykolwiek oglądałam. Wszystkie te cechy potęguję fakt, że został on oparty na prawdziwej historii Muhammeda Assafa, bohatera narodowego i niesamowitego wokalisty. Gorąco polecam wam zapoznanie się z jego losami, ponieważ to naprawdę wspaniały człowiek, którego determinacja i zapał na długo zapadnie mi w pamięć.

niedziela, 9 października 2016

"Dziewczyna z Dzielnicy Cudów" Anety Jadowskiej

Autor: Jadowska Aneta
Tytuł polski: Dziewczyna z Dzielnicy Cudów
Seria: Seria Nikity #1
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Wydanie polskie: 2016
Liczba stron: 311
Moja ocena: 6/10

Na początku broniłam się rękami i nogami przed poznaniem twórczości Anety Jadowskiej, ponieważ bałam się, że mi się nie spodoba. Myślałam, że będzie to jedynie marna podróbka dobrej fantastyki i po przeczytaniu od razu będę miała ochotę zjechać ją od góry do dołu za schematyczność oraz dziwaczną konstrukcję świata przedstawionego. Wbrew wszystkim ostrzeżeniom mojej podświadomości postanowiłam spróbować i muszę przyznać, że nie było tak źle, jak myślałam.

Nikita to ledwie jedno z wielu imion, które nosiła w całym swoim życiu. Jest płatnym zabójcą na usługach Zakonu, którym steruje jej matka i właśnie dostała nowego partnera, choć nigdy o niego nie prosiła, wręcz robiła wszystko, aby nigdy więcej go nie otrzymać. W tym samym czasie w Dzielnicy Cudów bez śladu ginie młoda artystka, matka małej dziewczynki i przede wszystkim bliska przyjaciółka Nikity. Kto stoi za jej porwaniem?

Dziewczyna z Dzielnicy Cudów na pewno nie będzie książką, którą będę wychwalać pod niebiosa, ponieważ nie wykazała się jakąś szczególnie wielką oryginalnością. Stworzona została z tematów dobrze już znanych oraz momentami nieco oklepanych, ale dałam się jej porwać i muszę przyznać, że była to całkiem ciekawa przygoda. Akcja miała niesamowicie szybkie tempo, ale na szczęście nie zabrakło miejsca, żeby wyjaśnić zasady funkcjonowania świata przedstawionego czy opowiedzieć o przeszłości głównej bohaterki. Całość książki jest świetnie skonstruowana i przemyślana, a wątek kryminalny kilka razy niesamowicie mnie zaskoczył. Nie jestem pewna, czy wątek miłosny pasuje do tej całej mieszanki oraz nie warto było z nim odrobinę poczekać, ale koniec końców został on jedynie ledwie zarysowany i jestem jego zwolenniczką.

Nikita w wielu momentach ogromnie mnie irytowała. Bardzo często użalała się nad sobą, nad tym kim jest, jak potoczyło się jej życie i, że w sumie to nawet przyszłości nie za bardzo może zmienić, ale po części mogę jej to wybaczyć. Nie siedziała na miejscu z założonymi rękami, tylko działała w celu jak najlepszego ułożenia sobie życia i zapewnienia bezpieczeństwa swoim przyjaciołom. Była postacią bardzo niejednoznaczną. Z zewnątrz twarda, zahartowana przez życie i nieustępliwa, a we wewnątrz to mała, zagubiona dziewczynka, która pragnie stabilizacji, co niestety nie jest niczym nowym. Na szczęście nadrabiają to pozostałe niesamowicie barwne i interesujące postacie - tajemniczo podejrzany Robin, komputerowy magik Karma ze swoją agorafobią, nadludzko silny Ilja. Poza tym jestem niesamowicie ciekawa motywów postępowania głównych antagonistów. Mam nadzieję, że kryje się za tym coś więcej niż poznałam w pierwszym tomie.

Podsumowując Dziewczyna z Dzielnicy Cudów ma kilka mankamentów, zwłaszcza postawa głównej bohaterki, ale mimo to można przy niej miło spędzić czas i nieźle się zabawić. Można jej wybaczyć drobne błędy, bo sama konstrukcja świata przedstawionego oraz fabuły jest niesamowicie wciągająca. Właśnie z powodu tego klimatu nie mogę doczekać się kolejnych tomów z przygodami Nikity, a nawet z chęcią poznam inne książki Anety Jadowskiej. 

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non.

czwartek, 6 października 2016

"Fobia" Dawida Kaina

Autor: Kain Dawid
Tytuł polski: Fobia
Wydawnictwo: Genius Creations
Wydanie polskie: 2016
Liczba stron: 254
Moja ocena: 10/10

Już w momencie ujrzenia okładki Fobii wiedziałam, że nie będzie to lektura prosta, łatwa i przyjemna, ponieważ wywoływała we mnie dziwne poczucie lęku podobnego do tego, który towarzyszył mi między innymi w trakcie czytania Roku 1984 czy Opowieści podręcznej. Z tego powodu nie czułam się przekonana do poznania historii stworzonej przez Dawida Kaina na kartach tej książki, jednak przemogłam się i w tej chwili okropnie żałuję mojego pierwszego nastawienia. Wydawało mi się, że nie jestem gotowa na spotkanie z kolejną powieścią w tym klimacie i to był duży błąd, ponieważ idealniejszego momentu nie mogłam sobie wybrać.

W niedalekiej przyszłości, opanowanej przez internet, dwudziestojednoletnia Magda musiała porzucić studia i życie towarzyskie aby zająć się obłąkanym ojcem, który zatracił rozum w dążeniu do napisania powieści idealnej. Sama w trakcie tego żmudnego zadania popadła w najgorszy możliwy rodzaj fobii - batofobię. Wszystko, co ma jakiś głębszy sens i przesłanie wywołuje u niej napady paniki. Pewnego wieczoru jednak ojciec jakby rozpływa się w powietrzu pozostawiając po sobie tylko swoją ostatnią powieść Kres komunikacji, a dziewczyna musi go odnaleźć.

Jak już wcześnie wspomniałam Fobia to książka, której klimat przywodzi mi na myśl antyutopie z zeszłego wieku, choć nie opisuje funkcjonowania tamtejszego społeczeństwa, o którym możemy dowiedzieć się nieco dopiero pod koniec, kiedy główna bohaterka w końcu podejmuje walkę ze swoją chorobą. Jest ono zniewolone nie przez rząd, a przez internet, który wszechobecny jest w każdym momencie życia człowieka. To jest głównym powodem, dla którego młodzi ludzie, podobnie jak Magda, zapadają na batofobię, a ta powieść jest opisem, jak wreszcie stanęło oko w oko z własnym lękiem i wygrała dla siebie, dla swojego ojca. Powieść Dawida Kaina to bardzo rzeczywista wizja przyszłości, w której umysły młodych ludzi pochłonęła internetowa sieczka, przez co nie są w stanie poradzić sobie z trudnymi tematami, jak śmierć, historia czy nieszczęśliwa miłość.

Kres komunikacji to metafora więzi między Magdą a jej ojcem, które zostały zniszczone przez obłęd rodzica i chorobę córki. On nie potrafił komunikować się inaczej niż za pomocą metafor, a ona musiała mieć wszystko podane krótko zwięźle i na temat. Jednak miłość między nimi była na tyle silna, że Dawid Kordowa w końcu znalazł sposób na wyciągnięcie córki z batofobii i przywrócenie jej starego porządku życia nawet za najwyższą cenę. Była to niesamowicie głęboka i silna więź, która zdolna jest łamać najtwardsze granice.

Zdaję sobie sprawę, że w recenzji prawie że nie ma mojego zdania na temat tej książki tylko sama analiza, ale po prostu nie umiem wyrazić w słowach tego, co zrobiła ze mną Fobia. Było to coś po części bardzo osobistego, a z drugiej przeraziło mnie również przedstawienie psychiki głównej bohaterki i jej ojca, a także samego społeczeństwa przyszłości. To bardzo mocna pod względem psychologicznym książka, ale myślę, że dotrze do nastolatków, którzy wkraczają właśnie w dorosłe życie, ponieważ lęki Magdy są wyolbrzymieniem naszych lęków przed tym, co czeka nas w dorosłym życiu.

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję wydawnictwu Genius Creations

poniedziałek, 3 października 2016

"I wrzucą was w ogień" Piotra Patykiewicza

Autor: Patykiewicz Piotr
Tytuł polski: I wrzucą was w ogień
Seria: Dopóki nie zgasną gwiazdy #2
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Wydanie polskie: 2016
Liczba stron: 447
Moja ocena: 8/10

W momencie zakończenia niesamowitej książki należącej do serii od razu pragniemy rozpocząć lekturę kolejnych przygód bohaterów. Niestety często musimy przez wiele miesięcy czekać na wydanie kolejnych tomów lub po prostu nie mamy możliwości ich sobie teraz kupić z różnych powodów i dlatego wiem, że jesteście w stanie wyobrazić sobie moją radość, kiedy odkładając Dopóki nie zgasną gwiazdy mogłam natychmiast wrócić do przerażającej wizji apokalipsy zbudowanej przez Piotra Patykiewicza. Wiem, też jakie pytanie chcecie mi zadać. Czy dalsze losy głównego bohatera w I wrzucą was w ogień były równie ekscytujące?

Po wytępieniu Świetlików ludzkość powoli odbudowuje zniszczoną cywilizację. Kacper jest już dorosłym mężczyzną, który pomimo oślepienia, któremu musiał się poddać w Dopóki nie zgasną gwiazdy ułożył sobie życie z ukochaną Mirą i doczekał się dwójki wspaniałych dzieci. Żyją sobie spokojnie na wsi, z dala od zgiełku miasta opanowanego przez wygodnych ludzi i tajemniczych eksperymentów Ciepłownika. Niestety ułudna sielanka nie trwa długo i Kacper musi wyruszyć do Ciepłowni aby ratować córkę.

I wrzucą was w ogień to coś kompletnie odmiennego od swojej poprzedniczki, ponieważ posiada całkowicie odmienną atmosferę. Ludzie myślą, że wszystko, co najgorsze jest już za nimi i mogą spokojnie wrócić do życia sprzed Upadku, ale niestety prowadzi ich to do kolejnej katastrofy. Mieszkańcy miasta są niesamowicie zadowoleni ze swojego wygodnego bytu przez co ślepną na to, co może dziać się za ich plecami, a tamte wydarzenia to naprawdę twardy orzech do zgryzienia. Wciąż istnieją ludzie, którzy wierzą, że to co przyniósł ze sobą Upadek jest najwspanialszą, ostateczną formą człowieka i za wszelką cenę starają się uświadomić to innym, co jest okropnie przerażające. Cała ta historia jest niesamowicie mrożąca krew w żyłach, ponieważ przedstawia, jak bardzo bez nauki ludzie popadli w zabobonne wierzenia.

Na szczęście są jeszcze ludzie tak honorowi, jak Kacper, którzy pragną tylko dobra ludzkości i własnej rodziny. Na początku wydawało mi się, że charakter głównego bohatera zrobił się strasznie szorstki przez lata życia w ciemności, ale kiedy bez wahania ruszył na ratunek ukochanej córce zobaczyłam w nim tamtego młodego chłopaka, który gonił za marzeniami, ale wciąż miał rodzinę głęboko zakorzenioną w sercu. Dokładnie taka sam jest właśnie Kaśka, choć posiadająca całkowicie inne pragnienia - chcąca spokojnego, wygodnego życia w ramionach ukochanego męża. Interesującym bohaterem jest również Maciek, syn Kacpra, który osobowość odziedziczył raczej po dziadku. Jest zapalonym, ale również honorowym myśliwym i człowiekiem. Ale jednak w bohaterach najbardziej niesamowita jest miłość łącząca Kacpra i Mirę, choć połączyła ich w bardzo młodym wieku wciąż jest szczera, prawdziwa oraz głęboka. Wprost nie mogą bez siebie żyć.

I wrzucą was w ogień jest delikatnie słabsza od pierwszego tomu postapokaliptycznej serii Piotra Patykiewicza, ponieważ jest jedynie trochę bardziej zagmatwana, trudniej zrozumieć motywy głównych antagonistów. Jednak to wciąż niesamowita, mrożąca krew w żyłach wizja apokalipsy z genialnymi bohaterami. Trudno o niej zapomnieć i jeszcze trudniej się z nią rozstać. Mam nadzieję, że w przyszłości będziemy mogli poznać dalsze losy bohaterów.


Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...